Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Martin 2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Projekty artystyczne, a wiara / Mistyczna twórczość malego_kwiatka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
maly_kwiatek
Gość






PostWysłany: Wto 0:06, 01 Sty 2019    Temat postu: Martin 2

Martin bardzo długo pędził przez jakieś przestrzenie z wielką
prędkością. To trwało setki lat, może tysiąclecia. Może też czas nie
miał znaczenia, Martin specjalnie tym się nie interesował, po prostu
trwał i pędził w ciemności. Nie miał ani specjalnych myśli, ani
emocji. Mógł trwać w stanie, o którym dziś powiedzielibyśmy, że to
stan alfa.

Po co pędził i kto nadał mu pierwotny pęd, wystarczający by pędzić
przez przestrzeń, Martin nie wiedział. I nie przejmował się tym.

Przyszedł moment, gdy wszystko pomału zahamowało. Ciemności nie
ustąpiły. Jednak teraz wszystko stanęło w miejscu. Martin nie bał się
ciemności, nie bał się niczego. Coś tam kiedyś zostawił, co może było
straszne, a może i nie było… To nie było ważne. Teraz Martin stał, czy
raczej siedział skulony w wielkiej przestrzennej komnacie. Tak to
odczuwał, choć nie widział. Komnata była wysoka i dość szeroka. Martin
wiedział, że jest tam sam. Nie docierały doń specjalnie żadne dźwięki
z zewnątrz. Martin chyba nie zdawał sobie sprawy z istnienia jakiegoś
„zewnątrz”.

Teraz trwał wewnątrz komnaty. Martin nie dziwił się temu, co się
stało. Traktował to jak naturalną kolej rzeczy. Czas mijał. W pewnym
momencie, nagle Martin został wytrącony z błogiego zastoju. Odczuł, że
na zewnątrz, ktoś wie o jego samotnym istnieniu w komnacie. Ucieszył
się, chciał zawołać coś, poczuł ze ten ktoś na zewnątrz jest mu bardzo
bliski.

Jakieś istoty zaczęły głośno rozmawiać i Martin dobrze słyszał tę
rozmowę. Głosy prowadzone były z dużymi emocjami. Jeden był damski,
drugi męski. Kobieta coś krzyczała, potem rozpłakała się. Męski głos
ją uspokajał, jednak nieskutecznie. W końcu jednak i ona ucichła i
wszystko umilkło.

Martin nie umiał przejść obojętnie obok tych emocji. Łapał je jak
powietrze i oddychał nimi. Nie mógł przejść, bo też nie mógł wyjść ze
swej komnaty i zdawał sobie sprawę, że jest tu więźniem, mimo, że
komnata wydawała się bezpieczna. W końcu i on zasnął.

Zbudziły go hałas, krzyk i wielkie wzburzenie ze strony kobiety, która
mieszkała chyba na stałe za ścianą komnaty. Potem był ruch, wibracje,
jakby kobieta trzymała w ramionach komnatę i ją gdzieś niosła jak
ogromną szkatułę.

W końcu nastąpił spokój i chwila ciszy.

I właśnie wtedy przyszło z zewnątrz coś ogromnego, ciemnego i
obślizgłego. Martin przeraził się tego, bo to coś ohydnego pełzło w
jego kierunku pochłaniając go. Martin poczuł smak zbliżającej się
śmierci. Smak i wygląd, bo tak ona właśnie wyglądała.

Śmierć była ohydna i wstrętna. Nie dało się z nią walczyć bo ona nie
miała ani kształtów, ani wymiaru. Szła niezatrzymywana, pełzła raczej
niż szła. To było dziwne, bo mimo że śmierć była tak blisko, kładła
się na Martinie, to on wciąż żył. On nie rozumiał dlaczego żyje,
dlaczego śmierć chce go zabić. Odkrył przy tym nieokreślony związek
między śmiercią a kobietą, która mieszkała za ścianą.

Wyglądało na to, że kobieta ta chciała jego śmierci. Tylko to
przecież było absurdem, bo nie miała powodu, nawet go nie znała !

Martin bał się autentycznie. Bal się śmierci i tej kobiety. Potem
zorientował się, że mężczyzna, z którym kobieta rozmawiała, zgadza
się z jej stanowiskiem co do zakończenia życia Martina. Mężczyzna
mieszkał też za ścianą, bo często pojawiał się tam. Martin poznawał go
po głosie. Czasem słychać było też głosy innych osób. Osoby zwykle
były bez emocji, za to sporo mówiły ściszonym głosem do znajomej
Martinowi kobiety. Kobiecie to nie podobało się i często potem
płakała.

Wyglądało na to, ze znikąd nie ma ratunku. Martin nie miał się czym
bronić, przed ewentualnym zamachem. W komnacie było pusto a on był
nagi, choć właściwie nie rozumiał tego jak rozumieją to ludzie. Po
prostu był jaki był i wiedział, że nie ma nic ani na swoje
usprawiedliwienie przed śmiercią, ani na swoją obronę też nic nie ma.

Kwestią do rozwiązania było tylko kiedy to się stanie. Martin bał się
śmierci, bo chciał żyć. Nie wiedział co to znaczy „kochać żyć”, bo on
w ogóle mało wiedział z różnych pojęć ludzkich.

Wiedział, że przebył ten kawał drogi nie po to by umierać. To byłoby
nonsensowne, dziś powiedzielibyśmy, że byłoby to nie ekonomiczne i
gwałcące zasadę poszanowania energii. Wiedział to wszystko i wiedział
jednocześnie, ze jego wiedza nikogo na zewnątrz nie obchodzi. To było
straszne.

Ci ludzie go w ogóle nie znali, nie widzieli go nigdy, a zdecydowali o
jego śmierci. Jak to było możliwe? Rozważania śmierci napełniały
Martina jeszcze większym lękiem i bardzo go osłabiało.

W końcu przestawał myśleć i zasypiał. Zauważył po jakimś czasie, że
myślenie przynosi cierpienie, a nie daje rozwiązań. Postanowił nie
myśleć, jak tylko się będzie dało.

Kiedyś, Martin zauważył, ze napięcie zewnętrzne ucichło, uspokoiło
się. Od pewnego czasu za ścianą panowała obojętność, jakaś dziwna
rezygnacja. Nie było już agresji, tylko smutek. Kobieta często
płakała, teraz jednak jej płacz miał inny odcień. Martin uczył się
tych odcieni emocji od tej kobiety. Z jakiegoś powodu była ona dla
niego bliska, nie było wiadomo z jakiego. Może dlatego, ze była po
prostu sąsiadką?

Inny razem Martin zauważył, że komnata, w której mieszkał dziwnie się
zmniejszyła. Zupełnie nie było powodu, by tak się stało, a jednak tak
było. To był kolejny strach dla Martina. Przecież ta cholerna komnata
mogła mu spaść na głowę i zabić go! Uważnie badał łapkami ściany i
sufit pokoju. Były elastyczne, jak z gumy, jednak ta elastyczność
zmniejszała się w sposób ciągły.

Martin zastanawiał się dlaczego taka udręka spada na niego po raz
kolejny. Bardzo bał się, że komnata się tak zmniejszy, że nie będzie w
niej już czym oddychać i jego życie zakończy się.

Wszystko sprzysięgło się przeciw Martinowi. I nie wiedział dlaczego.
Uznał, że skoro nic nie da się zrobić, to nie trzeba nic robić tylko
trwać i jak najmniej myśleć. Zastanawiał się, czy da się też przestać
czuć, odczuwać, jednak wydawało mu się, ze nie, bo życie, jakie znał
polegało właśnie na odczuwaniu, więc gdyby to wyłączył, umarłby.

Komnata była już tak mała, że nie dało się w niej ruszać.

Martin więc głównie spał niemal bez ruchu leżąc w komnacie w pozycji
„na niemowlę”.

Przyszedł w końcu straszny dzień.

Nie dało się już ani ruszać, ani spać, ani żyć ani umierać. To było
coś okropnego. Komnata parła na Martina, wypychając go z siebie.
Martin nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Był pełen żalu, bo
przecież nie robił nikomu krzywdy swoim pobytem tutaj, a jednak go
wyrzucano. W dodatku wyrzucano na zewnątrz, które groziło śmiercią !

Martin walczył, napierając piąstkami na komnatę. Był jednak o wiele
słabszy. I przyszedł moment, gdy przegrał. Komnata go wypchnęła.

Zimno, strasznie i nieprzyjaźnie było na świecie po tamtej stronie
komnaty. Wciąż w uszach brzmiały krzyki i przekleństwa kobiety,
właścicielki komnaty, która chciała się pozbyć Martina wreszcie raz na
zawsze. Martin myślał, że to już koniec, ze teraz go na pewno zabiją.

O, jakie ładne dziecko! – zawołał jakiś damski głos.

Martin spojrzał, a może raczej poczuł, do kogo głos należy. To była
kobieta w białym fartuchu. Uśmiechała się do niego, a gdy Martin
spróbował się skrzywić uśmiechem, w odpowiedzi nagle dostał klapsa.
Dostał go w pupę, jednak odczuł, jakby dostał w twarz.

Dlaczego ??? – jęknął i rozpłakał się.

Rozpłakał się pierwszy raz w życiu.


[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Projekty artystyczne, a wiara / Mistyczna twórczość malego_kwiatka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin