Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozalia Celakówna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Modlitwa i człowiek / Święci, błogosławieni i doktorzy kościoła , ludzie modlitwy i nawróceni / święci i błogosławieni Polski
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 25 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:33, 11 Cze 2023    Temat postu: Rozalia Celakówna

Poszukiwane miejsca realizacji woli Bożej - Szpital św. Łazarza i Siostry Klaryski

Wzdłuż ulicy Kopernika w Krakowie ciągnie się szereg budynków szpitalnych, wśród których wznosi się Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny zbudowany w 1634 r., kiedyś należał on do ojców Karmelitów Bosych, pospolicie znany jest pod wezwaniem św. Łazarza. Sam szpital sięga swymi początkami ostatniego dziesięciolecia pierwszej polowy XIX w. Jeden z jego oddziałów został przeznaczony na leczenie chorób wenerycznych.
Mieszkając u starszej Pani w krótkim czasie Rozalia została przyjęta do Szpitala. Wspomniana Pani odradzała jej a nawet obrzydzała Szpital. Namawiała żeby cofnęła postanowienie, lecz na próżno, bo przeciw Woli Bożej nie ma siły. „Ja musiałam iść do Szpitala, bo tak chciał Bóg".
W kwietniu 1925 r. przyjęto Rozalię do pracy w Szpitalu św. Łazarza na oddziale chirurgicznym, a od 1 czerwca tegoż roku przeniesiono ją urzędowo na oddział chorób skórno-wenerycznych. W pierwszym dniu pobytu wśród chorych usłyszała na modlitwie słowa, które w sposób niewymownie słodki oznajmił jej duszy wewnętrzny głos: „Moje dziecko w szpitalu jest miejsce dla ciebie z Mojej woli ci przeznaczone".
W początkach pracy w szpitalu nie było łatwo. Nie udzielano jej żadnych informacji, obchodzono się z nią nieżyczliwie. Rozalia tak relacjonuje te doświadczenia: „Z mej strony gorąco pragnęłam spełniać Wolę Bożą nałożoną mi przez posłuszeństwo. Jakżeż serce mnie bolało, gdy zobaczyłam, że interesownie pracuje się koło chorych. Bogatych i zajmujących wyższe stanowisko w świecie otaczano troskliwą opieką, a biednych tak, aby zbyć. Tak pracowały siostry Miłosierdzia i pielęgniarki.

Gdy to zobaczyłam, zaraz oświadczyłam Panu Jezusowi, że z miłości ku Niemu będę pielęgnować biednych chorych – najwięcej opuszczonych. Moje postanowienie całą siłą woli, przy pomocy łaski Bożej, starałam się wprowadzić w czyn, bez względu na to, co o mnie inni będą myśleć i sądzić. Musiałam tak postępować, by mieć sumienie spokojne. Na wstępie pracowałam jeden miesiąc na chirurgii, na zastępstwie. Znalazłam tam wiele osób bardzo nieżyczliwych, które mi dokuczały we wszelki możliwy sposób. Powodem było to, że za łagodnie obchodziłam się z chorymi; że innych przez to do chorych uprzedzałam; że do mnie mieli więcej chorzy przekonania niż do innych osób, itp. Z początku nie znałam pracy szpitalnej – ze złości nie chciano mi udzielić żadnych informacji - musiałam się najczęściej domyślić i obserwować innych, itd. Bardzo mi było przykro, że w takim towarzystwie muszę pracować. Ufałam bezgranicznie Panu Jezusowi, że mi przyjdzie z pomocą".
Po upływie miesiąca, Pan Jezus dziwnym sposobem skierował mnie na oddział chorych wenerycznie. „Nigdy nie przypuszczałam, że ludzie tak żyją na świecie, bo na ten temat nigdy z nikim nie mówiłam. Słyszałam tyle, że jest choroba weneryczna, lecz o tym nie wiedziałam, że się ją dostaje przez życie rozpustne. Gdy usłyszałam te potworne wyrazy, byłam przekonana, że jestem chyba w piekle, bo ludzie w ten sposób nie mogliby postępować". Rozalia usłyszała wprawdzie głos, że w szpitalu jest jej miejsce, ale nigdy nie opierała się na swoich doznaniach wewnętrznych, dopóki nie otrzymała potwierdzenia ich słuszności przez spowiednika.
Na razie tak bardzo przelękła się klimatu szpitalnego środowiska, zwłaszcza wulgarnych zachowań i przekleństw podopiecznych chorych, a zwłaszcza wyuzdania i rozmów oraz zachowań przeciwnych czystości, że postanowiła opuścić szpital, bojąc się o czystość własnej duszy.
Pragnęła zostać karmelitanką, ale karmele były pełne. Kandydatki czekały na miejsce. Dlatego 15 grudnia 1927 r. ciągle niespokojna i zatroskana o prawdziwą wierność Bogu i pełnienie Jego woli za radą spowiednika, księdza Jana Kantego Tobiasiewicza, Rozalia wstępuje do klasztoru Sióstr Klarysek przy ul. Grodzkiej 54 w Krakowie.

Zeznaje jednak z prostotą, że w momencie, gdy przekraczała próg klauzury, wewnętrzny głos oznajmił jej: Tu nie twoje miejsce. Wola Boża jest inna względem ciebie. Mimo tego ostrzeżenia z całym zapałem starała się uczestniczyć w życiu zakonnym. Niespodziewanie jednak Rozalia podupada na zdrowiu. Wynik badania lekarskiego przesądził o jej losie. Uznano, że kondycja fizyczna nie pozwala jej na znoszenie trudów życia zakonnego. Sytuacja zdrowia sprawiła więc, że 1 marca 1928 roku musiała opuścić mury klasztorne. „Na trzy dni przed opuszczeniem klasztoru, pisze Rozalia, miałam dziwne widzenie we śnie.
Zobaczyłam górę wysoką bardzo, której szczyt sięgał nieba. Do szczytu tej góry były stopnie, po których szły Zakonnice Klaryski, i ja też weszłam za nimi na ową drogę. Zaledwie uszłam kilka stopni, słyszę głos: Wracaj z tej drogi, bo ona nie jest dla Ciebie przeznaczona»". Mimo tych słów uszła jeszcze dwa stopnie. Zabrzmiało ponowne ostrzeżenie: „Wracaj zaraz z tej drogi, bo ona nie jest dla ciebie" . Ktoś wołał tak do niej ze szczytu. Nikogo jednak nie mogła tam dojrzeć.
Zawahała się. Życzliwe dla niej zakonnice wołały, by szła dalej; zachęcały, by się nie ociągała, bo ta droga jest dla nich wytyczona przez regułę zakonną, o ile chce być razem z nimi, musi tą drogą iść. Próbowała więc iść dalej, „ lecz w tej chwili ten sam głos, ale podobny do huku piorunu woła do mnie: Wracaj w tej chwili z tej drogi, bo ona nie jest dla ciebie. Tą drogą nigdzie nie dojdziesz. Dla ciebie jest całkiem inna droga wyznaczona z woli Bożej".
Zeszła więc do podnóża góry i stanęła. Rozglądała się wokół, gdzie jest jej droga. Nie widziała żadnej. Zaczęła płakać, że opuściła właściwą drogę, a teraz pójdzie na manowce. „Wtem, jak pisze, jakby jakaś zasłona opadła i zobaczyłam drogę, która wiodła na najwyższy szczyt góry, pełną strasznych przeszkód i trudności, ciemną, kamienistą, pełną cierni i krzyżów. Pod tą drogą znajdowała się przepaść. Jedno zboczenie groziło wiecznym zatraceniem. Ta droga była dotychczas nikomu nieznana.
Pierwszą po niej ja miałam iść, ale opuszczona i nieznana nikomu. Ten sam głos, który mnie sprowadził z tamtej drogi, mówił do mnie Ta droga jest przeznaczona dla ciebie z woli Bożej. Idź nią! Nic się nie lękaj! Idź mężnie na szczyt!"
Posłuszna nakazowi Rozalia ruszyła wzwyż. Dużo znajomych osób odradzało jej: droga jest bardzo trudna, niebezpieczna, sama jedna nie powinna narażać się na takie niebezpieczeństwo. Nikt tędy nie szedł i nie pójdzie. Na początku drogi wspierali ją dwaj przewodnicy: jeden wprowadził Rozalię na te drogę, a drugi - skierował ku szczytowi. Rozalia pisze: „Pierwszy to ks. Kan. Tobiasiewicz, a drugi Przewielebny O. Władysław Całka CSSR, już wówczas Bóg mi ich przeznaczył".
Potem Rozalia pisze: „Szłam sama tą drogą. Nikogo nie było przede mną ani za mną i nikt na mnie przez całą podróż nie zwracał uwagi. Napotykałam na owej drodze na olbrzymie trudności. Czasami zdawało mi się, że runę w przepaść, lecz jakaś siła nadzwyczajna podtrzymywała mnie, że wszystkie przeszkody pokonałam i stanęłam na najwyższym szczycie, i z ogromną radością zobaczyłam niebo.
Byłam pewną, że teraz pójdę do nieba, lecz ten sam głos słyszę: „Będziesz w niebie, lecz musisz w całości tę drogę przebyć. Musisz zatem powrócić na ziemie ". Odeszła ze smutkiem i sama nie wiedziała, jak znalazła się w pobliżu oddziału chorób wenerycznych Szpitala św. Łazarza. Pan Jezus pobłogosławił jej na dalsza drogę, którą w tym miejscu kazał jej dokończyć. Gdy następnego dnia prosiła Jezusa, by dał jej poznać swą wolę, usłyszała: „Nie będziesz w klasztorze, lecz w szpitalu, albowiem taka jest Moja Wola" .
Trzeba przyznać, że wizja tej bardzo trudnej drogi, była rzeczywistym symbolem bardzo trudnej drogi fizycznego i duchowego zarazem życia Rozalii, na którą ją Bóg powołał. Wystarczy się wczytać w jej Notatki i wspomnienia z życia czy w odpowiedzi na pytania spowiednika lub listy, w których zeznaje przed spowiednikiem, jak ciężkie prace jej przydzielano, jak bardzo ją upokarzano i wprost deptano. Chcąc się o tym przekonać, zapoznajmy się przynajmniej z niektórymi bardzo trudnymi pracami i przeżyciami Rozalii. W odpowiedziach na pytania spowiednika relacjonuje:

„Była na chirurgii dziewczynka 12-letnia, która dostała gangreny nóg. Przy takiej nekrozie tkanek jest straszny zapach... Leżała w oddzielnej separatce dla chorych beznadziejnych, skazanych na śmierć. Wszyscy ze wstrętem od niej się odwracali, bo rzeczywiście trudno było wytrzymać przy takim zapachu. Więc ja chętnie podjęłam się ją pielęgnować. Przez dwa tygodnie codziennie robiłam jej opatrunki (po dwóch tygodniach zmarła). Z natury byłam ogromnie wrażliwa na takie rzeczy, więc mnie to bardzo kosztowało zrobić taki opatrunek….. Lekarz zbliżał się do niej wtedy, gdy już były rany zmyte i natychmiast wychodził, a ja sama przy niej zostawałam. Zbliżałam się do niej bez okazania najmniejszego wstrętu, by jej nie czynić przykrości, chociaż czasem zdało mi się, że muszę chyba zemdleć wdychając takie po- wietrze [...] Ogromnie jednak dziękowałam Panu Jezusowi, że mi dał tę wielką łaskę, że Mu w ten sposób mogę okazać moją miłość. Ofiarowałam Panu Jezusowi w intencji tej: dla siebie, bym Go mogła kochać, o świętych kapłanów i o nawrócenie grzeszników.
Jeszcze wiele takich trudnych opatrunków zrobiłam i tam i na oddziale chorób skórnych. Wybierałam takie chore i chorych, których się inni bardzo bali i brzydzili się nimi. Zwłaszcza chorych na raka, czy potem na syfilis itp. Były naprawdę, […] takie wypadki, że zrobienie opatrunku nie wiem do czego mam przyrównać z powodu strasznie cuchnących ran" .

Dodajmy jeszcze trudniejsze, bo psychiczne udręki jakie Rozalia przeżywała. Pewnego dnia zdało mi się, pisze Rozalia, że upadnę pod cierpieniem. Wszystko wówczas gniotło mnie ciężarem. Zdało mi się, jakoby mnie Pan Bóg opuścił. Oszczerstwa od bliskich, odrzucenie od Spowiednika, obarczenie ciężką i nadmierną pracą od przełożonych oraz brak zrozumienia. Codziennie okropne awantury chorych i tolerowanie tego przez lekarzy, szykany i intrygi sióstr zakonnych- to wszystko przez dłuższy czas gniotło mnie swym ciężarem. Do tego dołączyło się zniechęcenie, że wszystko już dla mnie stracone. Wówczas przychodziła mi taka myśl, bym potajemnie opuściła Szpital, że w takich warunkach żyjąc, zgubię moją duszą. Już miałam wykonać ten zamiar, lecz odezwał się ogromny niepokój w mej duszy, że chcę postąpić wbrew Woli Bożej".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Pon 17:17, 12 Cze 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 25 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:29, 12 Cze 2023    Temat postu:

Wizja „Ecce Homo" - potwierdzenie woli Bożej
30 listopada 1929 r. Rozalia wróciła na oddział chorych wenerycznie. Jak sama mówiła, powodem takiej decyzji była wizja Pana Jezusa w postaci „Ecce Homo", której doświadczyła po raz pierwszy, jak wynika z odpowiedzi na pytania ostatniego spowiednika, już w roku 1926 . Musiał jednak upłynąć długi okres czasu i rozeznawania, zanim Rozalia w pełni się przekonała, jaka jest względem niej wola Boża. Tak relacjonuje te wizję w swoich Notatkach: „Pewnego razu tak ogromnie udręczona [...] prosiłam gorąco Pana Jezusa o poznanie Jego woli. Wówczas dał mi Bóg widzenie. Zdało mi się, pisze, że jestem na oddziale chorób wenerycznych i tam spełniam czynności koło chorych. Wtem przede mną zobaczyłam Pana Jezusa w postaci ubiczowanej, całego krwią zbroczonego, tak że krew Jezusowa płynęła na sali chorych. Chore wenerycznie pacjentki kolejno przystępowały do Pana Jezusa i zadawały Mu liczne rany, biczując Go. Tym widokiem do najwyższego stopnia przerażona chciałam rzucić się na chore i pomścić krzywdę wyrządzaną Panu Jezusowi, lecz Pan Jezus przypomniał mi św. Piotra w Ogrójcu, rzucającego się na zgraję żydowską i to, że Pan Jezus wcale nie pochwalił jego czynu, więc i mnie ten sam zarzut czekał. Więc zawahałam się. [...] Wówczas Pan Jezus przybrał naturalną postać i zbliżył się do mniemówiąc: Popatrz się, moje dziecko, jak strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste, jaką straszną boleść zadają Mi te dusze! [...] Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć. [...] Będziesz bardzo cierpieć, ponieważ jest taka Moja Wola. Ty już wiesz o tym. Ja mam względem twej duszy pewne zamiary". Po chwili Pan Jezus podszedł do Rozalii, przytulił jej głowę do swego Serca i mówił o tajemnicy cierpienia:
„Wiesz, Moje dziecko, ja dzisiaj ci odsłonię tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie: większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę, ale przez cierpienie miłośnie przyjęte. Ona mnie kocha wówczas całym sercem. Tę nieocenioną łaskę daje tylko duszom szczególnie umiłowanym. Ciesz się, że ty, moje dziecko, należysz do tych wybranych dusz. Ale masz być bardzo pokorną. [...] Ty jesteś moją i na zawsze moją pozostaniesz. Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie lękaj się niczego, bo jestem zawsze z tobą, chociaż cię boleśnie doświadczam"
Notatki cz. III s.70 i 71


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Pon 17:35, 12 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 25 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:34, 12 Cze 2023    Temat postu:

2 Wizja - spotkanie we śnie ze znajomą karmelitanką

Rozalia w swej rzetelnej postawie miłości wobec Boga ciągle nie była pewna swych natchnień, a zarazem nie mogła się pozbyć tęsknoty za życiem zakonnym i pragnienia wstąpienia do Karmelu, co wyraźnie świadczy o jej nieprzywiązywaniu zbyt wielkiej wagi, do głosów, które słyszała, czy widzeń, które otrzymywała. Długo i z ogromnym wysiłkiem duchowym modliła się i rozmawiała ze spowiednikami, żeby w sprawie woli Bożej się nie pomylić. Była zbyt pokorną by łatwo zaufać sobie. W związku z tym otrzymywała nowe doświadczenia.
„Jeszcze czasem, pisze w Notatkach, budziła się w mej duszy tęsknota do życia zakonnego. Modliłam się w tej intencji do Wielebnej Matki Ksawery, Karmelitanki Bosej, zmarłej w 1928 r. w Krakowie w opinii świątobliwości. Często chodziłam na jej grób i tam polecałam jej moje wszystkie sprawy, prosząc, by ona mi wyjednała u Pana Jezusa poznanie Jego Najświętszej Woli. [...]
Pewnej nocy zobaczyłam we śnie, że przyszła do mnie S. Karmelitanka i zaraz poznałam w niej Matkę Ksawerę od Jezusa. Przybiegłam prędko do jej stóp i proszę ją bardzo, by mnie przyjęły siostry Karmelitanki. Więc ona mówi do mnie z uśmiechem: Wiem, moje dziecko, że mnie prosisz, by cię przyjęto do naszego Zakonu. Dobrze, lecz wiesz o tym, że Pan Jezus względem twej duszy ma inne zamiary. Ja cię chcę pocieszyć i oznajmić ci, boś mnie o to prosiła. Dalej mówi: Pan Jezus jest z tego zadowolony, że tutaj jesteś, a nie w Zakonie. [...] Prosiłaś mnie, byś pozostała Karmelitanką,jeżeli jest w tym Wola Boża. Wiedz o tym, że takiej Woli Bożej nie ma i nie proś więcej o to Boga. Dalej mi mówi: W Klasztorze przy ul. Łobzowskiej, gdzie ja byłam, nie przyjmą cię, bo nie ma miejsca, a na Wesołej jest jeszcze jedna postulantka wzwyż. Gdybyś mi nie wierzyła, to się zapytaj w jednym i drugim klasztorze, czy ci mówię nieprawdę. Więc ja już nic na ten temat nie mówiłam, tylko ją prosiłam bardzo, by mi uprosiła tę łaskę, bym Pana Jezusa kochała tak, jak tego jest godzien. Wówczas ta święta Karmelitanka z uśmiechem anielskim mówi do mnie, żebym była o to spokojną, że mi na pewno uprosi tę łaskę, bym kochała bardzo Pana Jezusa, ale bym o to się nie modliła, żeby zostać zakonnicą, bo Pan Jezus tego nie chce. Na znak, że mnie ona również kocha i że mi będzie wypraszać łaski, złożyła pocałunek na mym czole i znikła sprzed mych oczu”.
Notatki cz. III s.76 i 77


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 25 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:46, 12 Cze 2023    Temat postu:

3 Wizja Monstrancji na wodzie

„Na potwierdzenie tego wszystkiego, że taka jest wola Boża, pisze Rozalia, względem mej duszy w 1930 r. miałam takie widzenie w nocy. Zdało mi się, że znalazłam się w olbrzymim kościele, w którym było wielu ludzi rozmaitej rasy i narodowości. Gdy weszłam do tego kościoła, wprost zdążałam przed Najświętszy Sakrament [...] Lecz jakież było moje zdziwienie, że zamiast wielkiego ołtarza było morze, na którego falach był wystawiony Pan Jezus w monstrancji. Z prawej strony Pana Jezusa była łódź oparta o postument monstrancji, a z lewej - św. Michał Archanioł trzymał na łańcuchu olbrzymiego, potwornego smoka. Gdy się zbliżyłam blisko Pana Jezusa, wówczas ów smok rzucał się z ogromną wściekłością na mnie, chcąc mnie pożreć. W pierwszej chwili bardzo się przeraziłam i z trwogą zwracam się do Pana Jezusa o pomoc. W tej chwili Pan Jezus przybrał naturalną postać, [...] i zbliżył się do mnie, mówiąc te słowa:
«Moje dziecko, to jest symbol pokusy. Chcę cię pouczyć, byś się nie lękała, gdy pokusa na cię będzie dopuszczona. Szatan chce cię zniechęcić. Wmawia tobie, że wszystko dla ciebie stracone, że Ja jestem na ciebie zagniewany, że cię odrzucam od Siebie, lecz to tylko pokusa. [...] Szatan [...] nic nie może zrobić złego żadnej duszy, która się do niego nie zbliży, tj. nie zezwoli na pokusę, na grzech. Nic się go nie bój. Ja jestem przy tobie i z tobą, wiec ci nie może zaszkodzić, ani tez nic złego uczynić, chociaż cię nienawidzi do najwyższego stopnia.
Dlatego cię nienawidzi, bo jesteś Moją i do Mnie całkowicie należysz. [...] Jak ta łódź na wzburzonych falach się ostoi, gdy jest o Mnie oparta, tak samo i ty będąc oparta na Mnie pomimo wszystkich przeciwności szczęśliwie dopłyniesz do wieczności i na wieki połączysz się ze Mną. [...] Dusza twa bardzo Mi się podoba. Jestem z Ciebie zadowolony. Doświadczam cię dlatego, bo cię kocham i jesteś miłą mojemu Sercu. Prosisz mnie tyle razy o poznanie Mej Woli względem twej duszy. Otóż Ci oświadczam, Ja Bóg twój, że masz na tej placówce pozostać, ani na jeden krok z tej drogi nie schodzić, bo innej drogi nie ma dla ciebie prócz tej, po której zdążasz. Zapamiętaj to sobie i popatrz czy idziesz prosto drogą Mej Woli?
(Notatki cz. III s.77-79)
Rozalia oglądnęła się za siebie i zobaczyła swój dom rodzinny, który opuściła na wołanie Boże i drogę prostą jak linia wiodącą do Szpitala św. Łazarza na oddział weneryczny. Cala ta droga była wysadzona ślicznymi kwiatami. I odtąd Rozalia przestała się zastanawiać, jaka jest względem niej wola Boga.


Realizacja trzech wezwań wyrazem największego umiłowania Boga
Rozalia prosiła Pana Jezusa, by dał jej poznać, co ma czynić, by przez swoje życie jak najbardziej Go miłowała, najwięcej radości Mu sprawiła. Taksię modliła: „O Jezu, uczyń mnie najpodobniejszą do Najświętszej Maryi Panny, Twojej i Mojej Matki.
[...] Po Maryi pierwsze miejsce ja chcę naprawdę zająć w ukryciu i zapomnieniu. Wiem że Ty, Jezu mój Najsłodszy, nie odmówisz tej łaski tej duszy, która Cię tak serdecznie prosi i bardzo zarazem pragnie tego.
Bezpośrednio po tej modlitwie Rozalia pisze: O, jak bardzo zachwyca mnie życie z wiary! Na tej drodze, szukając Jezusa, zawsze Go odnajdę,
bo tu dusza wolna jest od złudzeń. Rozważając przed uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, i po uroczystości, Jej szczęście, chwałę i radość w niebie, przez światło wewnętrzne zrozumiałam bardzo wyraźnie, że Maryja, nasza Najukochańsza Matka, dlatego tyle łask otrzymała, że była najpokorniejsza, najwięcej ukryta, najżarliwiej kochająca Pana Boga, najwierniejsza Jego natchnieniom i najdoskonalej poddana Jego Woli we wszystkim. I zdawało mi się, że do mnie to samo mówi: Moje dziecko, jeżeli chcesz być do Mnie podobną, naśladuj mnie w tych cnotach. Patrz, jak moje życie było proste,bez żadnej nadzwyczajności, w zupełnym ukryciu"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Pon 17:47, 12 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 25 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:58, 12 Cze 2023    Temat postu:

Powołanie do heroicznego miłowania Boga przez cierpienie

W 1926 r. Rozalia mieszkała w szpitalu. Nad ranem w piątek, 11 czerwca, w uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego miała charakterystyczne widzenie, które uzasadnia i tłumaczy jej wyjątkową drogę świętości do pełnego umiłowania Boga.
Warto zapoznać się przynajmniej z fragmentami jej wizji - wezwania do miłości Boga - opisanej dokładnie przez Rozalię w Notatkach:
„Pewnego razu miałam następujące widzenie, z początku we śnie, a później byłam zupełnie przytomna i pewna tego, że się ze mną dzieje coś nadzwyczajnego. Zdało mi się, że pracę mą rozpoczęłam jak zwykle robiąc intencje, że wszystko będę czynić z miłości ku Panu Jezusowi. I tak spełniam moje obowiązki nałożone mi przez posłuszeństwo, nawet takie nic nie znaczące w oczach ludzkich. Po chwili zobaczyłam, że Pan Jezus każdy czyn nawet najpospolitszy, jakim jest zamiatanie, wykonywał ze mną. Ja nie śmiałam pójść do Pana Jezusa. Wówczas On się zbliżył do mnie i w te słowa przemówił: Moje dziecko,w tym miejscu jesteś z Mej woli. Ja tak kierowałem życiem twym, że tu cię przyprowadziłem. [...]Ja wyprowadziłem cię z domu rodzinnego – nie dałem ci zadowolenia wewnętrznego nigdzie.Tutaj będziesz mieć prawdziwe zadowolenie wewnętrzne i cieszyć się będziesz swobodą, bo jesteś na właściwym miejscu. Wiesz o tym, że jestem zawsze z tobą i wspieram cię moją łaską i nadal przy tobie pozostanę, a chociaż mnie nie widzisz jak teraz, ale masz mnie widzieć oczyma duszy i w to wierzyć, bo gdybym nie był przy tobie, sama nigdy byś nie mogła się ostać w tych warunkach.

Dalej mówił Pan Jezus:
Słuchaj, moje dziecko, masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane; taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. [...] Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w duszy będziesz z tego cieszyć. Dlatego tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne zamiary, ale by one się w tobie urzeczywistniły, musisz być wierną mej łasce w każdej rzeczy. Musisz być zdeptana, wzgardzona i ukrzyżowana i musisz ukochać życie ukryte na wzór mego życia nazaretańskiego, i unikać czynów takich, które by cię mogły podnieść u ludzi, bo takie czyny - jeszcze ci powtarzam - nie mają żadnej wartości w oczach moich. Gdybyś temu nie wierzyła, co Ja ci mówię, to chodź ze mną, a pokażę ci, gdzie zapisują uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, dla oka ludzkiego.
Zaprowadził mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko, z którego wydobył olbrzymią księgę i mówi dalej:
Tu zapisują uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji albo intencja ich jest skażona miłością własną i próżnością. Pan Jezus odwracał karty tej księgi i mówi: Te puste karty oznaczają uczynki spełnione bez intencji, a te znaczone czarnymi literami oznaczają czyny wielkie, spełniane dla próżnej chwały. [...] Po chwili Pan Jezus z niezrównaną słodyczą mówi dalej do mnie: Moje dziecko! Ty będziesz
bardzo cierpieć. Ja cię będę krzyżował boleśnie w sposób Mnie znany. Ludzie tobą wzgardzą, mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony. Chcę cię na cierpienie przygotować, bo inaczej, jakbyś była nieprzygotowana, to byś się pod cierpieniem załamała. Ja Jezus jestem przy tobie i mowie ci to.

Dalej mówił mi Pan Jezus z jeszcze większą słodyczą zbliżywszy się do mnie:
Nic się nie lękaj, bo Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś moją na zawsze. Dlatego tak z tobą postępuję, bo jesteś niczym -samą nicością, by się na tobie okazała moja moc, moja miłość i miłosierdzie. [...] twoje życie też ma być wzorowane na Moim życiu ukrytym.

Mówi Pan Jezus dalej: Ty masz wiele w tym miejscu do zrobienia.
Po chwili zaprowadził mię Pan Jezus nad ogromną przepaść pełną zgnilizny i obrzydliwości i dał mi zrozumienie, że to jest serce ludzkie skalane grzechem nieczystym. Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu w intencji tych upadłych dusz, nad ich nawróceniem i kazał mi zapamiętać na całe życie, że moja praca i żywot w tym miejscu będą zakończone.
Wówczas byłam zupełnie świadoma tego, że Pan Jezus jest przy mnie. Zaniepokoiłam się, że jest późno, że nie zdążę na Msze świętą, ale nic nie mówiłam Panu Jezusowi. Lecz Pan Jezus Sam mnie zapewnił, że się nie spóźnię, bym była zupełnie spokojna, że nie ma jeszcze szóstej godziny, że On czuwa nad tym, bym się nie spóźniła. I dalej mówił Pan Jezus: Jak odejdę od ciebie, to zaraz wstaniesz i pójdziesz do kościoła. I kazał mi jeszcze raz czynić tak, jak mi zalecił i znikną. Jak wstałam, to czułam tak obecność Bożą, jakby Pan Jezus był przy mnie. Czułam takie szczęście w duszy, że nie mam na to słów do określenia" (Notatki cz. III, s. 53-56)


Posłuszeństwo
Tak była posłuszna lekarzom i siostrom Szarytkom, jakby była zakonnicą. Kiedy siostra N. dawała Rozalii najcięższe dyżury nocne, choć jej się one nie należały, doradzałam jej, by się wymówiła od nich. Lecz Rozalia mi odpowiedziała: „Z miłości dla Jezusa pójdę tam, gdzie mi każą
iść przełożeni". I choć nieraz ledwo chodziła, to jednak tejże siostrze N. nigdy się nie sprzeciwiała. - Opowiadała mi też, jak wiele kosztowało ją polecenie spowiednika, by poddała się lekarskiemu badaniu neurologa. Mówiła mi, że pójdzie, lecz tylko dlatego, by wypełnić Wolę Bożą, ale wolałaby umrzeć, aniżeli ujawnić pewne rzeczy lekarzowi. Mnie, Annie mówiła, że pragnie wstąpić do zakonu, bo chciałaby żyć w całkowitym posłuszeństwie, gdyż człowiek jest wtedy najszczęśliwszy, gdy słucha.

Ubóstwo
Żyła ubogo, bo pensja była nieduża. Mieszkanie stanowił tylko jeden pokój. Umeblowanie stanowiły tylko najkonieczniejsze rzeczy.
Wykwintnych ubrań nie miała, za to czyściutkie, schludne i proste. - Pieniędzmi - poza koniecznymi wydatkami - chętnie darzyła swą rodzinę, ubogich oraz lubiła zamawiać Msze święte za zmarłych. Ubóstwo Rozalii można by przyrównać do ubóstwa zakonnego; każdy by to stwierdził odwiedzając jej pokój


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 25 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:05, 12 Cze 2023    Temat postu:

Powołanie do heroicznego umiłowania bliźnich
Do heroicznej miłości względem bliźnich pobudzały Rozalię głównie jej wewnętrzne natchnienia. Jedno z nich ujęte w formie wizji przekonuje Rozalię o wartości przykazania miłości bliźniego i potrzebie jego codziennej praktyki.

„Byłam w duchu przeniesiona gdzieś w nieznaną krainę, ale tak, że się zdawało, że umieram - pisze Rozalia w swych Notatkach. Po śmierci stanęłam na sąd Boży. Zobaczyłam Pana Jezusa ogromnie poważnego i pełnego majestatu, przychodzącego sądzić... Nic nie mogę przyrównać, bo nie ma takich porównań, jak Pan Jezus wyglądał... Pan Jezus przyszedł z krzyżem. Nie jest to sąd taki by nas pytano o tę lub inną rzecz, lecz my sami widzimy, cośmy czynili. Mój Anioł Stróż przyniósł księgę mego życia, w której było wszystko zapisane. Wtedy Pan Jezus zwrócił na mnie swój wzrok bardzo łaskawy nie jak Sędzia, ale jak Ojciec i ja się przestałam bać. Wtedy zawołał głosem wielkim: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5,7). Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni (Łk 6,37). Nic nie mówiłam, tylko czekałam na wyrok.

Wtedy Pan Jezus zwraca się do mnie i mówi:
Moje drogie dziecko! Za twoje miłosierdzie i wyrozumiałość dla bliźnich pójdziesz prosto ze Mną się połączyć. Umieszczę cię blisko Mego Serca, miedzy Jego czcicielami w niebie i Pan Jezus wskazuje mi na książkę, że nie mam ani jednego grzechu do od pokutowania za to, że wszystkie prześladowania i sądy ludzkie przyjmowałam ochotnie z miłości dla Niego, nie gniewając się na te osoby, przez które cierpiałam.
Patrz, dziecko drogie – mówi Pan Jezus - jaka jest różnica miedzy sądem Boga a sądami ludzkimi. Sądy ludzkie są zupełnie odmienne od sądów Boga, ludzie sądzą z pozorów, ze strony zewnętrznej, a Bóg patrzy na serce, na intencję, która ożywiała nasze czynności. Tylko Bóg jest sprawiedliwy, nie zaś ludzie... I dalej Patrz! dziecko, jak Bóg sądzi, że tak jest a nie inaczej, co ci teraz powiedziałem...

Zobaczyłam niektóre osoby znajome (które nie żyją) a uważane za dobre, a jednak Pan Jezus inaczej je osądził. Są takie, co jeszcze żyją, za które mam się modlić, by naprawdę nie zginęły; to jest moją głęboką tajemnicą...

Nie bój się dziecko - mówił Pan Jezus - Ja cię nigdy nie opuszczę. Bądź nadal wyrozumiała dla bliźnich, za co Ja będę wyrozumiały dla ciebie...
I wskazał mi Pan Jezus Najświętszą Maryję Pannę, tę przecudną Postać:
Patrz, dziecko, Maryja będzie obecna przy twej śmierci. Kochaj Ją bardzo». Po tych słowach znikło widzenie, a ja czułam się bardzo wzmocniona na duszy ”
Objawem i sprawdzianem autentycznej miłości Boga jest miłość bliźnich wyrażana w świadczeniu miłosierdzia: częstą modlitwą, życzliwym słowem i ofiarnym czynem. Motywem tych świadczeń i ich ostatecznym kresem jest Sam Bóg. Gorące serce Rozalii szukało skrzętnie różnorakich sposobności, a nadarzające się przyjmowała chętnie, by w pełnym poświęceniu się służbie bliźnim, a zwłaszcza chorym, składać jak najliczniejsze dowody czystej, bezinteresownej miłości. Ja ludzi bardzo kochałam: szczerze, bez obłudy" - wyznaje w swych wspomnieniach. Bliźnim służyła chętnie i bardzo się cieszyła, gdy mogła im w czymkolwiek pomóc. Ich radość uważała za swe wielkie szczęście. Motywem jej miłości bliźniego była miłość Pana naszego Jezusa Chrystusa: „Służyć chce wszystkim z miłości ku Panu Jezusowi".


Rozalia i św. Teresa z Avila
Wczoraj miałam sen, który zrobił na mnie dziwne wrażenie. Byłam w podobnym miejscu jak w domu rodzinnym, lecz jeden pokój nasz wyglądał jak kaplica. Przyprowadzono mnie ze szpitala. Po chwili przybiega do mnie kilka osób, że chce się koniecznie ze mną widzieć św. Teresa od Jezusa. Była to dla mnie ogromna niespodzianka i radość, więc pobiegłam zaraz. Jakaś osoba (ale już nie pamiętam kto) mówi do mnie: „Ta Święta oczekuje cię, bo nam już mówiła, że ty Ją rozumiesz dobrze i chce ci coś powiedzieć, czego nikt z nas nie zrozumie".
Szłam zdziwiona bardzo, o co tam tak chodzi, że przecież ja nic nie umiem i taka ogromnie nędzna jestem, by św. Matka Teresa mogła ze mną mówić. Weszłam do tego pokoiku, który przypominał mi bardzo kaplicę. Zobaczyłam rzeczywiście św. Teresę z Avila modlącą się, której towarzyszyły uniesienia miłości Bożej. Schyliłam się do niej, całując Ją, pytam, czego ode mnie potrzebuje.
Ona mi odpowiada: Moje dziecko, dlatego Pan Jezus tak cię krzyżuje, byś się stała do Niego jak najwięcej podobna. Ja przez całe życie bardzo cierpiałam i za to otrzymałam wielkie łaski. I Tobie daje Pan Jezus wyjątkowe łaski, wyszczególnia cię spośród innych dusz. To cierpienie, które obecnie przeżywasz, doprowadzi twą duszę do najściślejszego zjednoczenia z Panem Jezusem. Jest to dla ciebie śmierć duchowa. Ty bardzo cierpisz z powodu wyjazdu twojego Ojca, ale Pan Jezus przez to chciał cię doświadczyć.

W tej chwili wyciągnęła do mnie swe ręce, uścisnęła mnie za szyję i całowała mnie po twarzy z miłością matki, i ja Ją nawzajem. Po chwili mówi do mnie:
Chcę, byś, dziecko kochane, widziała, jaka była moja śmierć i jakie porywy miłości Bożej jej towarzyszyły. I ciebie też poprowadzi Pan Jezus tą drogą, i taka będzie twoja śmierć, lecz zawsze chętnie, z miłością składaj Panu Jezusowi wszystkie cierpienia i ofiary, w zupełnym wyniszczeniu i unicestwieniu. Myśl nadal tak o sobie, jakbyś już nie żyła na tej ziemi.

Gdy to mówiła, twarz Jej nabrała przedziwnego blasku. Serce przeszywał grot miłości Bożej. I mówi dalej: Umieram z miłości i umrzeć nie mogę. Jeszcze raz mnie bardzo całowała i kazała mi śpiewać Salve Regina na tę melodię, jak śpiewają w czasie komplety po kościołach karmelitańskich. Sama też ze mną śpiewała przecudnym głosem. Na ostatek mówi mi:
Dziecko, nie przyswajaj innego ducha, twój duch jest duchem Karmelu, mimo że nie jesteś w tym Zakonie. Pan Jezus poprowadzi cię Swą drogą na szczyt doskonałości, to znaczy drogą krzyża, którą On Sam szedł. Wskazała mi szczyt, na który mam się wspiąć mimo różnych przeszkód i trudności. Znalazłam się więc pod szczytem ogromnie wysokiej góry, najwyższej, jaka istnieje na świecie.

Choroby zapowiadające odejście Rozalii Celakówny do Boga
9 października 1940 r. Rozalia przeżywała bolesne chwile. Wtem stanęła przed nią św. Teresa od Dzieciątka Jezus i powiedziała: „Pan przysłał mnie do ciebie, by cię pocieszyć [...]. Otrzymasz nagrodę i chwałę w niebie przechodzącą wszelkie twoje pojęcie za cierpienie, za wzgardę, oszczerstwa i potwarze publicznie na ciebie rzucane, żeś je znosiła w zupełnym milczeniu bez skargi, z miłości ku Panu Jezusowi [...]. «Chcę ci teraz powiedzieć, że twoje ziemskie wygnanie wkrótce się zakończy. A teraz spójrz w niebo, byś lepiej zrozumiała objawienie św. Jana , Zobaczyłam niebo i przecudny śpiew, i muzykę słyszałam tych stu czterdziestu czterech tysięcy ubranych w szaty białe, którzy idą za Barankiem, Jezusem Chrystusem, bo inni tej pieśni nie mogą śpiewać. Gdy to wszystko znikło, przedziwny pokój i radość napełniły moją duszę. Pod tym wrażeniem bardzo długo pozostawałam".

Rozalia często myślała o śmierci; cieszyła się, że wkrótce umrze. „ Ostatnie chwile mojego życia, pisze, pragnę oddać Panu Jezusowi, Jemu tylko wyłącznie, by móc się przygotować na spotkanie z Nim. Pragnę gorąco, by Pan Jezus był uwielbiony moim życiem i moją śmiercią, by moja śmierć była najdoskonalszym i najczystszym aktem miłości ku Panu Jezusowi. Ze śmiercią wszystko się kończy, tylko miłość trwa wiecznie. O Panie Jezu, błagam Ciebie, daj mi miłość najdoskonalszą, najżarliwszą, jaką jeszcze nigdy nie było przepełnione żadne serce ludzkie, by się móc Tobie odpłacić miłością za miłość!".

Wówczas Pan Jezus przybrał naturalną postać i zbliżył się do mnie mówiąc: Popatrz się, moje dziecko, jak strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste, jaką straszną boleść zadają Mi te dusze! [...] Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce . Ja cię tu chcę mieć. [...] Będziesz bardzo
cierpieć, ponieważ jest taka Moja Wola. Ty już wiesz o tym. Ja mam względem twej duszy pewne zamiary"
.
Po chwili Pan Jezus podszedł do Rozalii, przytulił jej głowę do swego Serca i mówił o tajemnicy cierpienia:
„Wiesz, Moje dziecko, ja dzisiaj ci odsłonię tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie: większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę, ale przez cierpienie miłośnie przyjęte. Ona mnie kocha wówczas całym sercem. Tę nieocenioną łaskę daje tylko duszom szczególnie umiłowanym. Ciesz się, że ty, moje dziecko, należysz do tych wybranych dusz. Ale masz być bardzo pokorną. [...] Ty jesteś moją i na zawsze moją pozostaniesz. Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie lękaj się niczego, bo jestem zawsze z tobą, chociaż cię boleśnie doświadczam"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Pon 18:05, 12 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Modlitwa i człowiek / Święci, błogosławieni i doktorzy kościoła , ludzie modlitwy i nawróceni / święci i błogosławieni Polski Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin