Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Modlitwa, a praca wg św. o. Kolbego

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Modlitwa i człowiek
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 9:01, 15 Gru 2014    Temat postu: Modlitwa, a praca wg św. o. Kolbego

Święty o. Maksymilian Maria Kolbe, powiedział taką rzecz:

"Ora et labora; non: labora et ora - Módl się i pracuj; nie - pracuj i módl się".

Jakże trudno to osiągnąć, jakże wiele samozaparcia potrzeby, abyśmy modlili się, nawet o tym nie wiedząc Exclamation

Czy i Wy, Drodzy Czytelnicy, macie takie refleksje w tej materii Question


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Pon 9:04, 15 Gru 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Prostaczek
Princeps prior
Princeps prior



Dołączył: 03 Paź 2013
Posty: 1675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Przedbórz
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:38, 15 Gru 2014    Temat postu:

To trudne, nie wiem jak to osiągnąć ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Palma
Hastatus prior
Hastatus prior



Dołączył: 17 Lip 2014
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:47, 15 Gru 2014    Temat postu:

Nie jest trudno modlić się i pracować, wystarczą akty strzeliste, np :
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:55, 15 Gru 2014    Temat postu:

Palma napisał:
Nie jest trudno modlić się i pracować, wystarczą akty strzeliste, np :
[link widoczny dla zalogowanych]
Rzeczywiście tak jest ! Bardzo mnie one osobiście wzmacniają, gdy jestem umęczonym, ale i walczę ze spodziewanym zmęczeniem modlitwą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:18, 14 Gru 2015    Temat postu:

Prostaczek napisał:
To trudne, nie wiem jak to osiągnąć ;]
Warto odwołać się do ewangelicznego ideału trójki rodzeństwa: Marty, Marii i Łazarza.

"38 W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. 39 Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. 40 Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: "Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła".

41 A Pan jej odpowiedział: "Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, 42 a potrzeba <ma> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona".
(Łk 10, 38-42).

Trzeba łączyć postawę tych sióstr z Betanii w myśl słów [link widoczny dla zalogowanych] :

"Była ... pobożną Martą cierpiących i Magdaleną rozmyślających". /Akta z wizytacji dekanatu krakowskiego z 1599 r./


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Pon 12:19, 14 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
inquisitio
Hastatus prior
Hastatus prior



Dołączył: 07 Sty 2015
Posty: 1018
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 55 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:08, 14 Gru 2015    Temat postu:

Przytocze fragment z ksiazki o Woronieckiego OP ,,Pelnia modlitwy".Goraco polecam.

NAUKA O MODLITWIE 
Rola modlitwy w doskonałości chrześcijańskiej 
"Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje." 
J 14, 21 
Zacznijmy od wskazania w najogólniejszych zarysach stosunku modlitwy do życia chrześcijańskiego, a to w tym
celu, aby zaraz od początku zapobiec pewnemu dość częstemu spaczeniu, polegającemu na zbytnim rozdzielaniu
tych dwóch składników doskonałości chrześcijańskiej, na zbyt wyłącznym upatrywaniu jej tylko w jednym z nich
albo tylko w drugim. 
Jak jedni sądzą, że cała doskonałość chrześcijańska zawiera się w modlitwie, i nie rozumieją, że modlitwa, która
na życie nie wpływa, nie przeistacza go i nie sprawia, że coraz bardziej przenika się ono duchem przykazań
Bożych, żadnej wartości mieć nie może; tak drudzy, przeciwnie, mają skłonność upatrywać istotę doskonałości w
dobrym życiu chrześcijańskim, lekceważąc rolę modlitwy i nie zdając sobie sprawy z tego, że ona jest właśnie
źródłem i regulatorem życia moralnego. 
I jedni, i drudzy mylą się w swej wyłączności: doskonałość chrześcijańska nie polega w swej istocie ani na
modlitwie, ani na dobrym życiu, ale na miłości, której modlitwa i życie chrześcijańskie są podstawowymi
przejawami. Od niej to zależy jej wartość wewnętrzna; bez niej człowiek przy największych pozorach
doskonałości jest tylko, jak św. Paweł powiedział, cymbałem brzmiącym (1 Kor 13, 1). 
O doskonałości przeto człowieka decyduje ustosunkowanie jego woli do Boga, do Jego prawa i Jego woli. 
Przez miłość bowiem nie rozumiemy pewnego stanu zmysłowego, pewnego napięcia władz uczuciowych,
wywołanego poznaniem jakiegoś przedmiotu, który nas pociąga, ale napięcie wyższej umysłowej władzy
pożądawczej, zwanej wolą. Miłość uczuciowa ma też swe miejsce w życiu moralnym i nawet religijnym, ale jest to
miejsce drugorzędne i decydującej roli wyznaczać jej nie wolno. Miłość umysłowa, duchowa, która nas tu przede
wszystkim obchodzi, nie jest przeto aktem uczucia, ale aktem woli; w porządku nadprzyrodzonym staje się ona
nawet stałym usposobieniem nadanym woli przez łaskę uświęcającą. Ona to jest rozsadnikiem dobra w naszym
życiu nadprzyrodzonym i z niej wytryska jako ze swego źródła doskonałość chrześcijańska. 
Zwróćmy jeszcze uwagę i na to, że tylko tak pojęta miłość jest pierwiastkiem zasługi nadprzyrodzonej, a nie, jak
nieraz się u nas słyszy, mniejsze. lub większe trudności, związane z danym czynem. Trudności te mogą być
znakiem i dowodem siły i napięcia miłości, ale nie one o stopniu zasługi decydują. Uczynek sam przez się łatwy,
uczyniony z większą miłością, ma większą wartość zasługi niż dużo trudniejszy, ale który by był spełniony dla
motywów mniej wzniosłych i z mniejszym napięciem miłości. To nam tłumaczy, że możemy mówić o zasługach
Najświętszej Maryi Panny i nawet Pana Jezusa; były one stokroć większe od naszych, aczkolwiek nie musieli oni
zwalczać tych trudności, które my z racji grzechu pierworodnego ciągle spotykamy na drodze życia. 
Przedmiotem miłości nadprzyrodzonej jest sam Bóg. Jeśli obejmuje ona i coś, co jest poza Bogiem — a rozciąga
się, jak wiemy, również na bliźniego — to jednak czyni to w Bogu i dla Boga. Jest ona tym stałym upodobaniem
woli w dobru najwyższym, jakim jest Bóg, tą szczerą chęcią, aby chcieć przede wszystkim Boga i tego, co On
chce, i aby nie przylgnąć nigdy do niczego takiego, co by z Nim, dobrem najwyższym, nie dało się pogodzić, co
by się sprzeciwiało Jego świętej woli, Jego prawom i postanowieniom. Na tym polega miłość Boga nade
wszystko. 
Miłość ta w naszym życiu doczesnym przybiera dwie podstawowe formy, które nazywamy miłością aktualną,
czyli świadomą, i miłością habitualną, czyli nieświadomą lub może lepiej ­ ukrytą. 
Pierwszą z nich mamy wtedy, kiedy człowiek świadomymi aktami rozumu i woli zwraca się do Boga i wyraża Mu
to wszystko, co Mu jest winien: cześć i chwałę, dziękczynienie, przeproszenie, prośby itd. Nie jest ona więc
niczym innym, jak modlitwą. 

Drugą natomiast mamy wtedy, gdy człowiek nie myśli o Bogu, ale spełnia to, czego Bóg w danej chwili od niego
żąda. Wiemy, że sumienna praca wymaga, aby się jej całkowicie oddać, tak iż na jednoczesne zwracanie się myślą
do Boga nie ma nieraz już możności. Dopiero w niebie umysł nasz ciągle i bez przerwy będzie z Bogiem
połączony jednym, nieprzerwanym aktem aktualnej, świadomej miłości Boga. Tu, w życiu doczesnym, jest to
niemożliwe. Ale i tu, na ziemi, nawet gdy myśl nasza od Boga odbiega, aby się czymś innym zająć, możemy ze
spokojnym sumieniem powiedzieć sobie, że kochamy Boga nade wszystko, jeśli chcemy robić to, co odpowiada
woli Bożej, i spełniać obowiązki, jakie w danej chwili Bóg ma nas włożył. Wtedy nie tylko ciężka praca, ale
nawet odpoczynek lub konieczna rozrywka jest miłością habitualną Boga. W tym sensie śpiewamy w pieśni
wieczornej: "niech Cię nawet sen nasz chwali", bo zażywanie snu w odpowiedniej mierze i w swoim czasie jest
też pełnieniem woli Bożej, a więc miłowaniem Boga nade wszystko. 
Widzimy przeto, że miłość, a co za tym idzie — doskonałość chrześcijańska składa się z tych dwóch czynników: z
miłości aktualnej, czyli modlitwy, i miłości habitualnej, czyli pełnienia obowiązków, albo innymi słowy —
dobrego życia. Oba te czynniki muszą być uwzględnione; niech zabraknie jednego lub drugiego, niech jeden lub
drugi niedomaga, a zaraz odbije się to na doskonałości, której pełnia wymaga harmonijnego współdziałania obu
pierwiastków. 
Zapewne, że wzięta w oderwaniu, modlitwa przedstawia wyższą formę miłości Bożej, tę, która u kresu życia w
chwale wiecznej zapanuje niepodzielnie. A jednak w życiu doczesnym byłoby bardzo niebezpieczne zbyt
wyłącznie na nią przesuwać punkt ciężkości życia chrześcijańskiego i jego doskonałości. Toteż i Zbawiciel, chcąc
w krótkich słowach wyrazić to, co jest najistotniejszą oznaką miłości, nie modlitwę, ale zachowanie przykazań
wysunął na plan pierwszy: Kto ma moje przykazania i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje (J 14, 21). 
I jest to aż nadto zrozumiałe. Przykazania bowiem obejmują całość naszego życia moralnego, a więc i modlitwę;
zawierają natomiast więcej niż modlitwę, bo te wszystkie obowiązki, które są dla nas drogą prowadzącą do życia
wiecznego. 
Zresztą nawet gdybyśmy chcieli przeciwstawić miłość aktualną ­ habitualnej, modlitwę — życiu i pełnieniu
obowiązków, to i wtedy nie moglibyśmy absolutnej przewagi w życiu doczesnym przyznać pierwszej. Przeciwnie,
pewna wyższość życia chrześcijańskiego nad modlitwą polega na tym, że ono może mieć całą wartość
nadprzyrodzoną modlitwy, modlitwa zaś nie może mieć całej wartości czynnego życia chrześcijańskiego. 
W samej rzeczy każdą naszą czynność łatwo jest, w chwili gdy ją zaczynamy, aktem miłości aktualnej skierować
do Boga; staje się ona wtedy równoważną z modlitwą i nie przestaje nią być, nawet wtedy gdy całkowicie
pochłonie myśl naszą. Modlitwa natomiast nie może nigdy sama przez się zastąpić naszych czynności i dać to, co
by one dały. Stąd np. wobec konfliktu między uczynkiem miłości bliźniego a modlitwą, ta ostatnia winna zawsze
ustąpić, dla tej prostej racji, że z uczynku miłości bliźniego, np. nakarmienia głodnego, można aktem miłości
uczynić coś równoważnego z modlitwą, samą zaś modlitwą nakarmić głodnego nie ma sposobu. 
W życiu Matki Marceliny Darowskiej jest ciekawy epizod, ilustrujący to zagadnienie. Raz, gdy była pogrążona w
modlitwie pełnej radości, zawołano ją w jakiejś sprawie, dotyczącej bliźniego. Przez mgnienie oka zawahała się,
tak jej żal było przerwać rozkosze obcowania z Panem, ale On natychmiast odebrał jej wszelką radość, wynikłą z
modlitwy, dając przez to poznać, że w tych razach wahać się nie wolno. 
Z porównania więc modlitwy z obowiązkami życia chrześcijańskiego wynika, że nie należy ich zbyt
przeciwstawiać sobie, gdyż nie stanowią one zupełnie odrębnych kategorii czynów, ale nawzajem się uzupełniają i
przenikają. Tym, co je łączy i wiąże w jedno, jest miłość, nazwana przez św. Pawła węzłem, doskonałości (Kol 3,
14), i ona to pozwala z każdej czynności uczynić modlitwę. Jeśli bowiem każde dobrowolne spełnianie przykazań
Bożych jest już aktem miłości habitualnej, to poprzedzone dobrą intencją nadprzyrodzoną, kierującą daną
czynność aktualnie do Boga, staje się aktem modlitwy i nabiera całej jego wartości. W ten sposób modlitwa winna
przenikać całe życie, wszystkie uczynki, cierpienia i radości, nawet zabawy i chwile, kiedy wszelka czynność umysłowa ustaje, tj. czas snu. Życie chrześcijanina staje się wtedy jedną modlitwą, i tego właśnie żądał Zbawiciel,
gdy mówił, iż należy się zawsze modlić i nie ustawać (Łk 18, i). 
Łatwo stąd wyprowadzić wniosek, że osobista doskonałość poszczególnej duszy zależy dużo bardziej od jej
miłości habitualnej, tj. od życia i od stopnia, w jakim miłość aktualna, tj. modlitwa, to życie ożywia i przenika, niż
od samej ilości i długości modlitw. Nie ten jest doskonalszy, kto dłużej i więcej się modli, ale ten, którego
modlitwa silniej oddziaływa na życie i na całą działalność moralną. 
Stąd można śmiało powiedzieć, że miarą indywidualnej doskonałości każdej duszy chrześcijańskiej jest właściwe
wydozowanie w swym życiu miłości aktualnej i habitualnej, harmonijne zespolenie ich z sobą i przeniknięcie się
wzajemne. Otóż zdarzają, się dwa krańcowo przeciwne sobie spaczenia, jedno i drugie równie szkodliwe dla dusz.
Z jednej strony, ktoś może nie doceniać miłości aktualnej, tj. modlitwy; zapominać, że jest ona obowiązkiem życia
moralnego, a jednocześnie jego regulatorem, że tylko przez miłość aktualną wzrasta i utrwala się w duszy miłość
habitualna. Fatalnym skutkiem takiego zaniedbania modlitwy musi być osłabienie pierwiastków
nadprzyrodzonych w życiu, a wreszcie zupełna ich utrata z powodu pierwszego lepszego grzechu śmiertelnego,
który jest zawsze wyrzeczeniem się miłości Boga nade wszystko, a więc ani z miłością aktualną, ani z habitualną
nie da się w duszy pogodzić. Stan ten, bardzo częsty u ludzi zbyt przejętych światem, nazywamy brakiem
pobożności, oziębłością, obojętnością, w krańcowych jego przejawach — bezbożnością. 
Wprost przeciwnym spaczeniem jest to, co nazywamy bigoterią. Polega ona na zbyt wyłącznym wysuwaniu na
pierwszy plan modlitwy, z lekceważeniem obowiązków życia chrześcijańskiego i szczególnie z pominięciem
wpływu, jaki modlitwa powinna na życie wywierać. Powstaje wtedy między modlitwą a życiem rozdział,
wpływający fatalnie na jedno i drugie; zaniedbuje się wtedy nieraz dla modlitwy najistotniejsze obowiązki
chrześcijańskie, ale z modlitwy tej niewiele albo nic się nie otrzymuje, bo w tych warunkach przestaje ona być
pełnieniem woli Bożej, a staje się poszukiwaniem własnego zadowolenia w marzycielstwie i lenistwie ducha. 
Wielką krzywdą, wyrządzoną przez bigoterię pobożności chrześcijańskiej, jest ten dyskredyt, jaki rzuca na
wszelką, nawet najpłodniejszą modlitwę, te uprzedzenia, jakie w stosunku do pobożności wśród ludzi świeckich
szerzy. Ciężko odpowie ona kiedyś na sądzie Bożym za tę pychę, egoizm i faryzeizm, które na dnie jej leżą. 
Kto prawdziwie dąży do doskonałości synów Bożych, ten powinien umieć właściwie wymierzyć swym życiu
stosunek miłości aktualnej do habitualnej — modlitwy do życia. Stosunek ten nie jest ten sam dla wszystkich;
przeciwnie, jest on czymś nadzwyczaj indywidualnym i każdy sam musi go sobie wymierzyć. Nawet w życiu
zakonnym, w którym modlitwa dużo więcej miejsca zajmuje niż w świecie, jest on bardzo rozmaity, zależnie od
celów i właściwości poszczególnych rodzin zakonnych. Zupełnie inaczej układa się on u kartuzów i karmelitanek,
inaczej u dominikanów i niepokalanek, inaczej wreszcie u szarytek lub albertynów. 
Tym bardziej więc ludziom, żyjącym w świecie, nie można jakiejś jednej miary czy normy postawić, ale każdy
musi ją sobie sam ustalić, biorąc pod uwagę obowiązki stanu, potrzeby duszy, trudności, jakie w życiu moralnym
napotyka, i te szczególne natchnienia, które mu Pan Bóg daje. 
Jedną ogólną wskazówkę można tu tylko podsunąć: oto każdy powinien mieć w swym życiu tyle modlitwy, aby
1°: rzetelnie spłacać podatek chwały, jaki winien jest złożyć Panu Bogu w formie miłości aktualnej; aby 2°:
własną swą duszę utrzymać w gotowości pełnienia woli Bożej i miłowania Boga nade wszystko. Przy tym w myśl
tej prawdy, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa, nie wystarcza tylko utrzymywać się w miłości habitualnie przez
powstrzymywanie się od grzechów, ale trzeba w niej wzrastać i rozwijać się, tak iżby promieniować dobrem
wokoło siebie. Modlitwy więc powinno być tyle w życiu, aby ogólny poziom miłości wciąż wzrastał i aby się ona
bardziej zakorzeniała w duszy. Nie wolno przez zwiększenie ilości modlitw zaniedbywać innych obowiązków
życia chrześcijańskiego, szczególnie obowiązków stanu i obowiązków miłości bliźniego, Najlepszym
sprawdzianem, czy się ma w życiu dość modlitwy, jest właśnie pełne ducha chrześcijańskiego i zaparcia się siebie
wykonywanie tych obowiązków. 


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez inquisitio dnia Pon 14:09, 14 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Modlitwa i człowiek Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin