Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Religia i jej oryginalność contra psychoanaliza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Religia i myśl
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:12, 23 Lut 2017    Temat postu: Religia i jej oryginalność contra psychoanaliza

Podczas rozmowy z beast obiecałem, że temat mówiący stricte o religii pojawi się na tym forum, więc zdania dotrzymuję niniejszym, otwierając debatę na temat istoty religii i jej miejsca w zyciu człowieka. Wprawdzie od naszej wspólnej rozmowy minęło bez mała pół roku, lecz w końcu postanowiłem owo "zagadnienie rzekę" nieco skompaktować na potrzeby forum tak, byśmy mogli zaglądnąć racjonalnie w podłoża ludzkich interpretacji tego zjawiska, nakreślając meritum sprawy.

Rozmowy na określone tematy rozpoczyna się częstokoroć od wyłuszczenia definicji interesujących zjawisk, rzeczy, etc, tym razem jednak rozpoczynam zupełnie "od kuchni", ponieważ wydaje się, że próba ujęcia religii nie jest zbyt prosta, a na pewno wymaga większego wysiłku, niż na przykład zdefiniowanie pojęcia strumienia w ujęciu całkowym, itp. Dlaczego tak jest, to postaram się kiedyś, w miarę rozwoju tematu przybliżać, chyba że ktoś mnie w tym ubiegnie, za co wdzięczen będę.

Fenomen religii badać można metodami spekulatywnymi (filozoficznymi), empirycznymi, lingwistycznymi, czy fenomenologicznymi, lecz wydaje się, że każda z nich traktuje przedmiot swoich badań zbytnio wycinkowo, o czym - jak wspomniałem - nie w tym poście a'la opening ;)

W tym miejscu zamierzam zająć się fenomenem religii od kuluarów, to znaczy chciałbym przeprowadzić publiczną, krytyczną debatę nad bazą racjonlaną twierdzeń oscylujących swym wydżwiękiem wokół wyświechtanego, historycznego - lecz ciągle żywego - powiedzonka wrogów Kościoła: "religia to opium dla ludu".

Wydaje się, że religia, jako osobowa relacja człowieka do Boga zakłada, że człowiek jest osobą - podmiotem poznania, z całą swoją wolnością działania i decydowania. człowiek czyniący, to człowiek świadomy, przeżywający siebie, transcendujący wszelkie byty wokół siebie, jak i siebie samego. Tak świadomy człowiek jest istotą religijną i tak to rozumiem, w opozycji do bycia istota niereligijną, a więc taką, która sądzi, że jest niezależnym bytem korzystającym z wlasnych mocy, uzdolnień, etc. (samospełnianie się).

A więc pragnę powiedzieć, że religijność jawi mi się tutaj już, jako fenomen objawiający jakość rozeznania tzw. "rzeczywistej rzeczywistośco", nie zaś objawiający jakoweś wewnętrzne projekcje psychiczne!

Formułując tą tezę roboczą rzucam wyzwanie każdemu ateiście, który niechaj wykaże mi na gruncie racjonalnym, że do bycia istotą niereligijną doprowadziło go myślenie zgodne ze standardami dorzecznymi. Uważam w myśl sformułowanej przed chwilą tezy, że człowiek niereligijny nie może prawidłowo używać rozumu i woli. Jakkolwiek brzmi to obrazoburczo, nie chodzi mi o taki efekt, a o zaznaczenie braków, jakie uniemozliwiają mu świadome istnienie i normalne poznanie istniejącej rzeczywistości lub podejmowanie wolnych decyzji. Dlatego też jednakowoż myślę, że wszelkie próby poszukiwania prawdy (Prawdy) są wartościowe i inspirujące, acz mogę wykazać że to nie religijność jest brakiem, skazą na ludzkiej psyche, a jej brak.

Jak później zaznaczę na konkretym przykładzie, religię nieraz stawia się na równi z kulturą, ponieważ to bardzo wygodne stanowisko, taka myśliwska ambona, z której strzela się do bezbronnej zwierzyny, a tymczasem jest to kardynalny błąd rzeczowy w pojmowaniu fenomenu, będącego tematem tego i przyszłych wypowiedzi.
Do kultury przynależą wszelkie zainteresowania rzeczywisością tego świata, natomiast do religii należy wejście człowieka w relację z rzeczywistością transcendentalną Exclamation
tutaj trzeba by zatrzymać się nad pojęciem Transcendencji w ogólności (tu przypomina mi się film "Transcendencja" - polecony przez beast). W świecie ateistycznym, transcendencja (czy też raczej byt transcendentny) jawi się jako rodzaj transcendentnej świadomości, której treść jest przypisywana realnie istniejącej rzeczywistości materialnej, dostrzeganej zmysłami. Czasem mówi się też o emergentnym pojęciu transcendentalnego bytu.
Tutaj materialiści (bo za takich uważam ateistów) wykładają się sami na talerzu, ponieważ byt transcendentalny jest zupełnie inną jakością, jakością pozaczasową, a więc zupełnie oderwaną od bytów przygodnych. Gdyby nie było tak, jak piszę, a było tak, że świat dostrzegalny, mierzalny i doświadczalny zmysłowo ("szkiełkiem i okiem") byłby wszystkim (do tego zmierza ateizm), wówczas nie byłoby żadnej transcendencji nawet interpretowanej negatywnie, jako projekcji psychicznej człowieka religijnego. Rzeczywistość transcendentna nie jest oczywiście odcięta jakoś od świata, bo trzeba by rozpatrywać taki byt (Absolut) w jego własnej kategorii istnienia, a to staje się stanowiskiem deizmu - ponoć najczystszej formy ateizmu. Byłby tu tylko monolog, a przecvież religia u swych podstaw ma dialog, nie monolog.

Ateista zawsze - niejako statutowo - będzie podważał prawdziwość religii. Jest to zagadnienie mega-istotne i nie można go lekceważyć! Od tej strony prawdziwość religii była i jest podważana poprzez stanowisko pragmatyzmu, z którym kazdy z nas styka się niemal w każdej konfrontacji ze światem ateistycznym. Tymczasem przedmiot religii - byt Absolutny (manieryzując metafizycznie), jest realnym istnieniem, jak i najwyższą wartością.
Dlaczegóż to Question Gdyby tak nie było, każdy wyznawca religii, biorąc ją od strony pragmatyzmu, podchodziłby do niej utylitarnie, ale to zrodziłoby bardzo poważne wątpliwości co do samego przedmiotu działania, osłabiające na tyle motywację działania człowieka religijnego na tyle, że religia obumierałaby systematycznie, a wraz z nią, upadałyby wszystkie systemy działania ludzkiego. Wszelkie odnoszenie się człowieka do Boga byłoby nonsensowne i skazywałoby go na dodatkowe, a i głębsze cierpienia, których każdy człowiek unika ze swej natury. Realnośc przedmiotu religii - Absolutu - jest warunkiem koniecznym istnienia religii Exclamation
Kardynalnym błędem stanowiska pragmatycznego jest to, że widziało ono w religii tylko sferę jakiejś tam wartości, ale traktowano i traktuje się ją nadal, jako drogę do innych wartości, a to jest niezgodne z rzeczywistością, jako iż religia posiada swój własny obszar wartości, które utożsamiają się z Absolutem, mają w Nim źródło i z Niego wypływają. Tu trzeba by mówić nieco dygresyjnie o SACRUM, lecz na razie nieco pozostawię tą kwestię na inny czas, co by nie zejść z drogi meritum.

Tyleż raniące moją duszę, co i zresztą bardzo ograniczone są pewne podstawowe rysy myślenia o religii, których korzenie zapuszczone są głęboko w historii - jak to się zwykle okazuje, ale jest to skrzętnie pomijane, albo ukrywane, albo zawoalowane. Ja to z dziką rozkoszą odkryję, zdemaskuję i zdyskredytuję, bo po prostu nie cierpię ignorancji nazywanej z patosem mądrością, naukowością, czy też myślicielstwem. Zadziwia mnie tylko, jak można uznać nieracjonalne stanowiska za racjonalne, ale to już mój problem ...

Przede wszystkim, w nurcie psychologicznym krytykanctwa fenomenu religii, jedną z największych kłód pod nogi ludzkości religijnej położył znany zapewne choć ze słyszenia Ludwik Feuerbach. Ów kontynuator filozofii Kartezjusza, którą w innych miejsach forum zdyskredytowałem, przyjmował, że przedmiotem filozofii nie moze być byt pozapodmiotowy (np. Absolut), a jedynie psychologiczna zawartość ludzkiej świadomości. Był on czołowym przedstawicielem epoki "Oświecenia" uważając, że człowieka wyjaśnia się bez konieczności odnoszenia go do Boga. Ten koleś stał się wyznawcą własnej wiary, którą można by nazwać ontologicznym materializmem. I tutaj pan Feuerbach wyłożył się dokumentnie, ponieważ w tej naturalistycznej koncepcji człowiek ma być tworem materialnej (jedynie materialnej) - tworem najdoskonalszym ze względu na świadomość, która jakoby decyduje o tym, że może rozpoznawać swoje istnienie, jako część egzystencji całego gatunku.
Wyłożył sie tutaj, ponieważ świadomośc nie jest żadnym bytem explicite i nie jest ona warunkiem poznania, lecz tylko jego aspektem. Pojawia się ona na skutek stykania się z rzeczywistością (z rzeczami), ktora takie poznanie wyzwala (wyzwalając świadomość). Świadomośc tkwi w nas implicite podlegając prawu dojrzewania, doskonalenia poznawczego, czemu nie da się po prostu zaprzeczyć czysto doświadczalnie obserwując doskonalenie się inetelektualne małych dzieci.

Feurbach twierdził, że nieskończoność (swiadomość nieskończoności) rodzi się w głowie ludzkiej w bliżej nieokreślonym przez niego odruchu intuicyjnym, kiedy to jakoby człowiek tworzy sobie wyobrażenia, a które odbijają się w lustrze psychiki, które to - poprzez coraz mocniej zaznaczające się ślady wrażeniowe - nabierają cech realności Iistniejących przedmiotów).
zapewne widzicie, moi Drodzy Czytelnicy, że ów pan - zwany filozofem (nie wiem dlaczego, bo jego poglądy to raczej "mniemanologia"), dał podwaliny pod ewolucjonizm przyrodniczy, skoro "kropkę nad i"postawił mówiąc, że "religia jako taka, należy do dzieciństwa ludzkości" ... Pan Feurbach uważał tedy, że świadomośc religijna to tylko świadomośc samego siebie, która została uprzedmiotowiona, więc religia jest tylko tworem samego człowieka. Świadomość jakiejś nieskończoności (?) świadomości ludzkiej ma być zasadniczą przyczyną przerzucenia w jakieś wyimaginowane zaświaty własnej osobowwości udoskonalonej i oczyszczonej z wszelkich braków, niedoskonałości, a Bóg ma być właśnie tą osobą doskonałą (nami) po projekcji. Nie zostały przy tym przedstawione żadne dane racjonalne za tą tezą, a stała się ona sztandarowym mottem jego pseudo-filozofii stojącej na straży stanowiska, że religia jest faktorem dehumanizującym. Co ciekawe, uważał religię za czynnik wieczny, a nawet za wzniosły produkt ludzkiej psychiki.
Ten człowiek, dający pomost od Hegla do Marksa, może śmiało być nazwany idealistą (totalnie oderwany od rzeczywistości), ponieważ zasadniczym brakiem jego systemu myślenia jest brak gnozeologicznego dostępu do rzeczywistości, którego początkiem stała się jego ignorancja filozoficzna, zgodnie z którą nie zauważył (nie chciał zauważyć?), iz żadna istota przygodna nie nadała sobie samej istnienia.

Niektórzy, tacy jak Wiliam James odrzucili materializm Feuerbacha, wcale ne przekreślając religii samej w sobie, ale potraktował ją w sposób, który i dziś wysuwa sie na czoło interpretacji tegoż fenomenu: czysto pragmatycznie. Trzeba by mu przyznać, że nieco nawet bronił godności człowieka mówiąc, że materializm poniża ją - tu zapewne wszyscy się z nim zgodzimy, czyz nie Question
Jamesa nie interesowała wogóle realność przedmiotu religii. Uważał, że religijny fenomen można by adekwatnie opisywać tylko za pomocą działań doświadczalnych, mierzalnych, nie zaś za pomocą metafizyki, którą - jako przedstawiciela działań spekulatywnych, uznawał za czynnik zakłócający otrzymywane wyniki badań, a nawet zafałszowujące je. Tylko nie bardzo wiemy, na czym ma polegać zakłócająca rola metafizyki bytu realnego dajmy na to w dochodzeniu do standardów dorzeczności myśleia? Sprawa sie rozwiąże, gdy postawi się tezę o tym, że ów lęk dotyczył jego własnego systemu myślenia, a to z tego powodu, że pojmowanie doświadczenia religijnego ma u niego charakter intuicyjny! Dla Jamesa religia była w swym zrębie tworem oscylującym wokół czucia i intuicji właśnie. Uważał on, że w religii wiodącym czynnikiem jest emocja, nie zaś rozum i jego racje, które uznał za wtórne i nie zasadnicze dla tego fenomenu. Tutaj koles popłynął, a w zasadzie to juz odpłynał w świat fantazji, ponieważ wiara zawsze jest zgodą woli na poznanie rozumowe, a nigdy inaczej: nihil volitum nissi praecognitum - nie ma chcenia bez poznania.
Kardynalnym błędem wyznawania takiego emocjonalnego zrębu fenomenu religii jest to, że James podkłada sam sobie nogę. Oto jest tak, że skoro za kryterium prawdy stawia on utylitaryzm, to przecież jest oczywistym, iż człowiek w imię swoiście pojmowanego dobra, nie unika posługiwania się złem, kłamstwem - nawet dla obrony wyższych wartości, a przecież mamy tu podstawową sprzeczność: kłamstwo w służbie prawdy ...
zwracam uwagę, że świadomie mowię tu o sprzeczności oppositio contradictoria, w odróżnieniu od przeciwieństwa oppositio contraria, co ma zasadnicze znaczenie, aby nie wpaśc w pułapkę zastawioną przez Hegla.
"Dzięki" Jamesowi doszło do publicznego, globalnego zrelatywizowania prawdy, uzależnionej od przydatności, a nadto znów nie widać dorzecznego rozumienia boskości.

Na zakończenie tego przydługiego tekstu, do którego musiałem zaangażowac wyjątkowo komputer, muszę zagaić o inną intelektualną porażkę tego świata: o psychoanalityków.
Na myśl przychodzą mi oczywiście: Freud, Jung oraz Fromm, toteż pobieznie o nich napiszę na tyle treściwie, aby już nie przedłużać, a zarazem oddać to, co w ich (nie)myśleniu uważam za rażące, a nawet za skandaliczne.
Freud, jak wiemy, uznawał za kierujące nami popędy biologiczne, poprzez rzutowanie ich na nasze świadome zycie. Stąd też uznawał popęd seksualny oraz destruktywny (ku śmierci) za flagowe. mało tego: całą sfere kultury uważał on za swoistego rodzaju sublimację niespełnionych ludzkic dążeń, z których wiele zostało stłumionych (dlaczego stłumionych?). Niestety, pan Freud przekroczył swe kompetencje (kompetencje to za dużo nawet powiedziane, bo dla mnie był szarlatanem) i owe założenia antropologiczne odniósł do wyjasniania religii. Skoro swoją teorię budował na projekcji podświadomości na świadomość, to i religię wytłumaczył sobie, przenosząc ją do sfery kompensacyjnej - czyli do sfery niespełnionych pragnień i dążeń ludzkich, ustawiając religię obok kultury, a przeciz juz na samym początku wytłumaczyłem, czym rózni się religia od kultury Idea
Ów człowiek tak daleko poszedł w fantazję, że juz niemal z górki przyszło mu upatrywać genezę religijności ludzkiej w kompleksie Edypa. Tutaj znów mamy nawrót do Feurbacha i jego sprowadzania religijności do dziecięctwa w tym sensie pejoratywnym (fizjologicznym, ontologicznym biologicznie). Dla Freuda religia jest tylko wyrazem tęsknoty z ojcem, a sama w sobie daje złudne, iluzoryczne obrazy.
Naprawdę fantastyczne to już bajanie ...

Carl Gustav Jung, jego uczeń, poszedł w nieco innym kierunku, ale również po bandzie. Jego teoria jest tyleż nowa, oryginalna, co raczej uwiarygodniona wymyślnymi konstrukcjami rzekomo przyczynowo-skutkowymi. Oto przeciwstawienie świata wewnętrznego światu zewnętrznemu ma stanowić ramy istnienia człowieka, zresztą bardzo dynamiczne, bo napięte ramy. Można zauwazyć, że owe ramy utworzone przez przeciwieństwa, stanowiące jakoby motor działania (ruch), nieustannie z sobą walczą, a same w sobie nie istnieją. Istnieje tylko to napięcie, wynikłe z ich przedziwnej syntezy. Czy zauważyliście teraz chiński motyw jing-yang Question
Jung obmyslił to tak: świat zewnętrzny to świadomośc zbiorowa (przedmiotym, rzeczy, treść świadomości, wartości, normy), a świat wewnetrzny to nieświadomość zbiorowa (archetypy - jako wynik napięcia pomiędzy sferą popędową człowieka, a duchem - czyli konieczne reakcje na to napięcie).
Co ciekawe, archetypy są dane a priori, lecz pytam ... Dlaczego apriori Question A priori również przyznał on duszy funkcję religijną, jako psychiczny przejaw działania opartego na wpływie nieświadomości zbiorowej. Dlaczego Question

Fromm nieco zamaskował swoje podejście do religii, uznając ja za wartościowe zjawisko o znaczeniu terapeutycznym, ponieważ wg niego religia to nie jest związana z problemem Boga, lecz człowieka. To człowiek potrzebuje mocy, płynącej z motywacji, ale znów kłania się sprawa uprzednio przeze mnie zaanonsowana: sprawa odsuwania kwestii prawdziwości religii na rzecz jej przydatności.

Wszyscy tu wymienieni skrótowo przeze mnie, są winni ogromnej deprawacji intelektualnej ludu Bożego, nie podejmując w ścislym tego słowa znaczeniu zagadnienia wiary, która przeciez warunkuje podmiotową stronę religii. Pojęcia i założenia, są niepełne, mylnie (i niedorzecznie) ujmowane tak, aby pasowały do ich własnych wynurzeń, zwanych szumnie koncepcjami, systemami.
Taka jest moja wstępna ocena genezy deprawacji społeczeństw od wielu już wieków.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Pią 10:06, 17 Mar 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
maly_kwiatek
Gość






PostWysłany: Sob 15:17, 25 Lut 2017    Temat postu:

exe napisał:
chciałbym przeprowadzić publiczną, krytyczną debatę nad bazą racjonlaną twierdzeń oscylujących swym wydżwiękiem wokół wyświechtanego, historycznego - lecz ciągle żywego - powiedzonka wrogów Kościoła: "religia to opium dla ludu".

Chętnie dołączę do tej krytyki. Komuniści, gdy stracili praktycznie na całym świecie poparcie, usiłują wleźć ideologicznie między innymi do grup rozwoju duchowego gdzie propagują wersję tego chorego stwierdzenia: religia jest złem, wymyślonym przez zły kościół, dla utrzymania wyznawców w ryzach strachu przed wieczną karą. Pomijając prymitywność tego twierdzenia, które nie da się nijak obronić, dzięki transendentalnym podstawom każdej religii, to jego popularność jest zatrważająca: Ludzie rozwoju duchowego połykają tezę jak wygłodniałe pelikany, krzycząc niemal głośno: Hulaj dusza, piekła nie ma!

exe napisał:
Wydaje się, że religia, jako osobowa relacja człowieka do Boga zakłada, że człowiek jest osobą - podmiotem poznania, z całą swoją wolnością działania i decydowania.

Mnie się nie tylko tak wydaje, ja to wiem - w odniesieniu do religii katolickiej. Cała nauka Kościoła, jaką znam, wręcz krzyczy o tym.
Nie wiem jak to jest w innych religiach, ale tam - wydaje mi się - może być podobnie, choć może nie tak świadomie i naukowo jak w Kościele Katolickim.
Wrogowie Kościoła kłamią pomijając w swoich kłamliwych tezach o religii, właśnie ten pierwiastek wolności człowieka, człowieka który potrzebuje kontaktu z wyczuwalnym przez siebie Bogiem i poszukuje go w sposób wolny - korzystając zarówno z własnego doświadczenia, jak i przeglądając dostępną mu wiedzę o istniejących religiach. Dlatego tak silny nacisk osób służących szatanowi, by prawdę o religiach zakłamać i zniszczyć przed oczami bezbronnych poszukujących Boga.

Przeciwnicy Boga usiłują zrobić coś odwrotnego, niż czyni Kościół, chcą zniewolić człowieka, by słuchał tych fałszywych przewodników, a nie szukał prawdy.

exe napisał:
religijność jawi mi się tutaj już, jako fenomen objawiający jakość rozeznania tzw. "rzeczywistej rzeczywistośco", nie zaś objawiający jakoweś wewnętrzne projekcje psychiczne!


Oczywiście!
Religijność stwarzana we własnym wnętrzu na podstawie wrażeń własnej osoby de facto nie jest odniesieniem do Boga, tylko własnym wyobrażeniem o Nim. Religia powstaje dopiero w wyniku autentycznej relacji Bóg - człowiek, skonfrontowanej i zweryfikowanej przez podobne doświadczenia innych osób i na tej podstawie przyjętej jako spójna rzeczywistość.

exe napisał:
rzucam wyzwanie każdemu ateiście, który niechaj wykaże mi na gruncie racjonalnym, że do bycia istotą niereligijną doprowadziło go myślenie zgodne ze standardami dorzecznymi.

Wchodząc na forum nadmieniłem, ze byłem w przeszłości agnostykiem, tj. osobą, która nie zna dowodów na istnienie Boga. Starałem się być uczciwy względem siebie i względem ewentualnie istniejącego Boga, by żadnemu z nas nie uchybić.
Nigdy nie byłem ateistą!
Dlaczego? Właśnie dlatego, o czym pisze exe: nie ma żadnego dowodu, z którego racjonalnie i naukowo rozprawiając, można wyprowadzić wniosek, ze Boga nie ma!
I wszystko na ten temat.

Po jakimś czasie było mi dane popatrzeć na świat na nowo i ujrzeć w tym co dawniej też widziałem, lecz nie rozumiałem w pełni, że to są dowody na istnienie i ciągłe działanie Boga. Ciągłe, a nie incydentalne. Od tej pory moja wiara stała się faktyczna a nie iluzoryczna i trwała tak, jak bardzo trwałe są doświadczenia codzienności.

exe napisał:
Ateista zawsze - niejako statutowo - będzie podważał prawdziwość religii

Oczywiście!
I to nie dlatego, że jest złym człowiekiem, że go opętał szatan, czy, że jest jakoby naszym wrogiem. Nie, ateista nie wierzy w prawdziwość żadnej religii bo nie widzi Boga!

Nie widzi go w rzeczywistości namacalnej i tym bardziej nie widzi go w przestrzeni rzeczywistości transcendentalnej!

Ja ujrzawszy dowody na istnienie Boga w przestrzeni materialnej, widzialnej zacząłem poszukiwać Go w tej przestrzeni transcendentnej, o której istnieniu wiedziałem (tam są różne duchy i świat zmarłych), natomiast nie widziałem wcześniej w niej Boga!

exe napisał:
religia posiada swój własny obszar wartości, które utożsamiają się z Absolutem, mają w Nim źródło i z Niego wypływają. Tu trzeba by mówić nieco dygresyjnie o SACRUM


No właśnie. Kto nie dotknął nigdy SACRUM nigdy nie zrozumie co to jest i jakie to jest. SACRUM odczuwa się wyłącznie w sferze duchowej i to w każdej religii tak jest, przynajmniej w tych, jakie znam. Osoby z zewnątrz mogą dostrzegane acz nie odczuwane SACRUM uważać za opium, bo to podobnie wygląda w działaniu. Jednak to tylko ich problem.

Cytat:
(Feuerbach z Kartezjuszem) wyłożył się tutaj, ponieważ świadomość nie jest żadnym bytem explicite i nie jest ona warunkiem poznania, lecz tylko jego aspektem.


Ja to wiedziałem prawie od momentu gdy nauczono mnie Kartezjusza - a było to zapewne już w szkole podstawowej.
Moja wrodzona nieufność do prawd jedynie słusznych i objawionych komu innemu kazała analizować i szybko obalić to stanowisko. Wiedziałem i wiem, że są istoty ludzkie nieświadome w potocznym tego słowa rozumieniu, na przykład ludzkie płody, osoby nie używające umysłu wskutek choroby, lub wypadku. To są ludzie i oni niewątpliwie SĄ!

Więc jak? Nie myślenie jest znamieniem nieodłącznym od człowieka?
Zgodnie ze skłonnością mej natury - pomyślałem: czuję, więc jestem!
I już pobiłem obu wymienionych panów, bo niewątpliwie istot ludzkich czujących jest więcej niż ludzi myślących!
Czy jednak wyczerpuje to znamiona człowieczeństwa?
A maleńkie zarodki ludzkie są czy nie są człowiekiem?
Tu włączają się teologowie moralni i grożą palcem:
Jeśli nie wiesz czy istota jest człowiekiem to znaczy - uwaga! - że ma jednocześnie duszę i ciało - to szanuj tę istotę jak człowieka!
I mają rację!
Mamy dość świadomości by chronić przed śmiercią i przed brakiem szacunku każdą istotę, która - być może jest człowiekiem, albo z której z pewnością rozwinie się człowiek!

Wydaje się, że teologowie moralni poszli najdalej w definiowaniu człowieczeństwa, mało tego bronią swojej tezy przez doświadczenie milionów świadomych ludzi traktujących ciążę kobiety jak SACRUM. Każdą ciążę.

exe napisał:
zasadniczym brakiem jego systemu myślenia jest brak gnozeologicznego dostępu do rzeczywistości, którego początkiem stała się jego ignorancja filozoficzna, zgodnie z którą nie zauważył (nie chciał zauważyć?), iz żadna istota przygodna nie nadała sobie samej istnienia.


Takie to są rozważania ideologii i filozofii marksistowskiej o której elementy otarłem się w ciągu rocznych wykładów i ćwiczeń z przedmiotu, który tak się nazywał. Pamiętam, że dywagacje Feuerbacha - gdy były rozważane, napełniały mnie bólem głowy i nie mogłem tego przejść swym umysłem do końca. Rozmaite inne kierunki filozofii interesowały mnie z kolei tak bardzo, że napisałem cały wykład na jakiś temat filozoficzny w ramach ćwiczeń i otrzymałem za niego ocenę celującą - co było ewenementem, w oficjalnej skali najwyższy poziom to była ocena bardzo dobra. Za całość kursu nie mogłem otrzymać takiej oceny bo wszak kurs nazywał się "Podstawy filozofii marksistowskiej" a te podstawy u mnie wyglądały stosunkowo blado.

exe napisał:
Uważał on (James), że w religii wiodącym czynnikiem jest emocja, nie zaś rozum i jego racje, które uznał za wtórne i nie zasadnicze dla tego fenomenu. Tutaj koles popłynął, a w zasadzie to juz odpłynał w świat fantazji, ponieważ wiara zawsze jest zgodą woli na poznanie rozumowe, a nigdy inaczej: nihil volitum nissi praecognitum - nie ma chcenia bez poznania.


Myślę, ze podobne fałszywe kierunki przyjmują nie tylko filozofowie, jak przede wszystkim krzewiciele fałszywego rozumienia religii w społecznościach poszukujących rozwoju duchowego. Oni stwierdzają, że religia istnieje (jest "czymś), jednak jest iluzją opartą o fałszywe przekonanie wtłoczone do umysłów miliardów wiernych przez duchownych. Mało tego, twierdzą oni, ze duchowni umyślnie nie pozwalają wiernym myśleć i rozmawiać z Bogiem, bo w obu przypadkach, wierni mogliby dojść do tego, co proponują owi krzewiciele "nowej wiary" - do bezpośrednich kontaktów z Bogiem, bez "pośrednictwa" kapłanów, innych duchownych, bez sacrum. To wszystko jest już niepotrzebne a Bóg staje się przyjacielem, kumplem, którego można polubić albo go ignorować. Nic się nie stanie w razie ignorowania Boga, bo on i tak się człowiekiem nie interesuje ani nie interweniuje.
Oto całość głupoty krzewionej w środowiskach rozwoju duchowego.
No i wyobrażam sobie, ze każdy katecheta i katechetka powinni potrafić i koniecznie zrealizować w ramach programu nauki religii poddać rzeczowej analizie i krytyce tę koncepcję a następnie koncepcję po prostu obalić na oczach młodzieży. Tylko, ze to nie ja tworzę programy nauki religii i nie ja dopuszczam katechetki do pracy. I pętla się zaciska, bo na lekcjach religii tego się nie robi, tylko zostawia młodzież na pastwie szatana.

Uff.


exe napisał:
Wszyscy tu wymienieni skrótowo przeze mnie (Freud, Jung i Fromm) są winni ogromnej deprawacji intelektualnej ludu Bożego, nie podejmując w ścisłym tego słowa znaczeniu zagadnienia wiary, która przeciez warunkuje podmiotową stronę religii. Pojęcia i założenia, są niepełne, mylnie (i niedorzecznie) ujmowane tak, aby pasowały do ich własnych wynurzeń, zwanych szumnie koncepcjami, systemami.


A tu się bardzo dziwię tej tezie. Pierwszy raz w życiu spotykam twierdzenie, że wymienione osoby, moim zdaniem, ogromnie zasłużone w poznaniu głębi psychicznej i duchowej natury człowieka, zajmowały się w ogóle religią.

Zdawało mi się, że wymienieni panowie byli praktykami psychoanalizy, co umożliwiało im rozwój tej metody zdobywania wiedzy o człowieku i rozpoznanie wielu nieznanych dotąd prawidłowości natury ludzkiej psychiki.

Religijny podkład kompleksu Edypa? Chyba o czymś nie wiem.

Istniejąca od czasów niepamiętnych koncepcja świata Jing - Yang (przelewających się wzajemnie ciemności i światła) z pewnością istnieje w pracach Junga, jednak chyba nie jako własna koncepcja religijna, czy w ogóle koncepcja religijna, a jako jeden z elementów poznawania natury świata.

O pracach Fromma wiem najmniej, natomiast jeśli uważał on religię jako coś przydatnego w życiu człowieka, to ja nie widzę w tym niczego niewłaściwego. Sam tak uważam.

Żaden z trzech wymienionych panów ani nie tworzył nowej religii ani nie zwalczał istniejących - przynajmniej ja o tym nic nie wiem.

Psychoanalityk, tworzący zupełnie nową dziedzinę wiedzy o człowieku, podający techniki poznania i metody terapii, musiał się zmierzyć ze ścianą traktującą wszelkie nowości, z prądem elektrycznym i radiem włącznie jako atak na Boga, na religię, okultystyczny produkt masonerii.

Taka była rzeczywistość lat 10-30-tych XX wieku.
Dziś można podejść do tych spraw już chyba bez emocji?

Exe, dziękuję za wielki zastrzyk filozofii i możliwość dyskusji w temacie. Mam nadzieję, że ona się szybko nie skończy.
Powrót do góry
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:30, 25 Lut 2017    Temat postu:

Bracie maly_kwiatku

maly_kwiatek napisał:
A tu się bardzo dziwię tej tezie. Pierwszy raz w życiu spotykam twierdzenie, że wymienione osoby, moim zdaniem, ogromnie zasłużone w poznaniu głębi psychicznej i duchowej natury człowieka, zajmowały się w ogóle religią.
Zdawało mi się, że wymienieni panowie byli praktykami psychoanalizy, co umożliwiało im rozwój tej metody zdobywania wiedzy o człowieku i rozpoznanie wielu nieznanych dotąd prawidłowości natury ludzkiej psychiki.


Oto próbka z twórczości Freuda z artykułu z 1907 roku pod tytułem "Czynności natrętne a praktyki religijne" {S. Freud, Czynności natrętne a praktyki religijne, w: tenże, Charakter a erotyka, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996, s. 14.}, gdzie religię określa mianem zbiorowej nerwicy:
"Z pewnością nie ja pierwszy zwróciłem uwagę na podobieństwo tak zwanych czynności natrętnych ludzi nerwowych do praktyk, jakimi człowiek wierzący poświadcza swą pobożność. Słowo "ceremoniał" używane na określenie niektórych spośród owych czynności natrętnych uważam za poręczenie tego. Wydaje mi się jednak, że owo podobieństwo jest większe niż li tylko powierzchowne, sądzę więc, że na podstawie wglądu w powstawanie ceremoniału nerwicowego można per analogiam wysnuć wnioski dotyczące procesów psychicznych życia religijnego.
A co do sprawy, w której
maly_kwiatek napisał:
Religijny podkład kompleksu Edypa? Chyba o czymś nie wiem.
, Freud pisał tu dalej: "Religia byłaby zatem ogólnoludzką nerwicą natręctw i tak jak dziecięca nerwica natręctw pochodziłaby z kompleksu Edypa — ze stosunku do ojca"

W pracy "Przyszłość pewnego złudzenia" (1927) {S. Freud, Przyszłość pewnego złudzenia, w: tenże, Kultura jako źródło cierpień, Wydawnictwo KR, Warszawa 1995, s. 139} nazwał religię "wspólną wszystkim ludziom nerwicą natręctw", a w eseju "Kultura jako źród­ło cierpień" (1930) {S. Freud, Kultura jako źródło cierpień, w: tenże, Kulturajako źródło cierpień, s. 27.} utożsamił ją z "masowym obłędem" oraz na stronie 31 pisze:
"Religia wywiera wpływ na tę grę wyboru i przystosowania w ten sposób, że wszystkim narzuca tę samą drogę do
zdobycia szczęścia i ochrony przed cierpieniem. Jej technika polega na tym, że obniża wartość życia i obłędnie zniekształca obraz realnego świata — przesłanką do tego jest zastraszenie inteligencji. Za tę cenę — za cenę potężnego utrwalenia infantylizmu psychicznego i popadnięcia w masowe szaleństwo — udaje się religii oszczędzić wielu ludziom przeżywania indywidualnej nerwicy."


Na domiar tego Dogmaty religijne uznał Freud w książce "Przyszłość pewnego złudzenia" {s. 141.} za "neurotyczne relikty".

maly_kwiatek napisał:
Istniejąca od czasów niepamiętnych koncepcja świata Jing - Yang (przelewających się wzajemnie ciemności i światła) z pewnością istnieje w pracach Junga, jednak chyba nie jako własna koncepcja religijna, czy w ogóle koncepcja religijna, a jako jeden z elementów poznawania natury świata.
Jung jest bardziej skomplikowany, niz Freud, natomiast to moge powiedzieć, że określał on religię, jako "troskliwe skrupulatne przestrzeganie tego, co Rudolf Otto trafnie nazwał 'numinosum', tj. przestrzeganiem dynamicznej egzystencji"
Tutaj przez numinosum rozumiał za Ottem numinotyczność (łac. numen, czyli bóstwo.). Wg takiego postawienia sprawy, najważniejsza dla nich cecha religii - irracjonalność i element uczuciowy - są nawet poza możliwością wypowiedzenia. Istnieje nieustanne tylko napięcie pomiędzy mysterium tremendum opisywanym przez Otta w {R. Otto: Świętość, Wyd. Thesaurus Press, 1993, s.40.}:
"Uczucie to może łagodnym strumieniem przepłynąć przez jaźń w formie lekkiego, spokojnego nastroju głębokiego skupienia […] może też wydobyć się z duszy nagle i mogą towarzyszyć mu wstrząsy i konwulsje. Może prowadzić do dziwnego podniecenia, upojenia, zachwytu i ekstazy. Ma swoje dzikie i demoniczne formy. Może sprowadzić się niemal do upiornych dreszczy i ciarek.”

a

mysterium fascinosum " nie tylko czymś dziwnym, lecz także czymś cudownym. I obok elementu szału występuje element oczarowania, wprawiania w zachwyt, wywoływania szczególnego zachwytu, element prowadzący często do odurzenia i upojenia, dionizyjski element oddziaływań numenu.”

Chińskie jing-yang to dla mnie numinosum.

O uczuciu numinotycznym pisze Carl Gustav Jung odnosząc się do Otta, w rozdziale pod tytułem "Dobro i zło w Psychologii Analitycznej". Tak więc to wszystko widzę i z powyższych między innymi przyczyn, Bracie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Sob 23:19, 25 Lut 2017, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
maly_kwiatek
Gość






PostWysłany: Sob 23:05, 25 Lut 2017    Temat postu:

Bracie,
dziękuję za wyjaśnienia, rzucają one trochę światła na zagadnienie stosunku twórców psychoanalizy do religii. Oczywiście te wyjaśnienia są tylko przykładami, nie stanowią kompleksowej analizy.
Niemniej coś jest na rzeczy.
Junga bardzo nie lubią teologowie kościelni, nigdy nie zastanawiałem się dlaczego. A teraz skojarzyłem, że z Junga szeroko czerpie się przy rozwoju świadomości duchowej, Jung jest w tej dziedzinie uważany za jednego z większych mistrzów. Mimo to, a może trochę dlatego, rozwój duchowy zbyt często oddala od Boga zamiast do Boga zbliżać. I to jest zastanawiające - dlaczego?

Będę nad tym pracował.

Jeszcze raz dziękuję i Bóg zapłać Bracie za dobre inspiracje!
Powrót do góry
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:00, 06 Mar 2017    Temat postu:

maly_kwiatek napisał:
dziękuję za wyjaśnienia, rzucają one trochę światła na zagadnienie stosunku twórców psychoanalizy do religii. Oczywiście te wyjaśnienia są tylko przykładami, nie stanowią kompleksowej analizy.
Rzeczywiście, owe wyjaśnienia sa tylko przykładami, acz jak mniemam (jeśli nie, to koniecznie proszę Was o weryfikacyjne spostrzeżenia), są to przykłady reprezentatywne dla rzeczywistego szkieletu myślenia wspomnianych wyżej osób, uznawanych za zasłużonych psychiatrów i myślicieli w ogóle, zajmujących się kulturą szeroko rozumianą.

Myślę, że antropocentryzm, który legł u podstaw krytykowanych przeze mnie systemów myślenia, nie jest oczywiście wcale zły, ale warunkiem koniecznym ku stawianiu człowieka za punkt odniesienia i miarę wszystkiego, co istnieje, jest odczytywanie ludzkiej pozycji w odpowiednim świetle. Taki "osoboprioryzm" wynika z niewątpliwie słusznego przeświadczenia, myśli współczesnej, że osoba ludzka jest w hierarchii bytów istota najwyższą, istotą szczególną.
Antropologiczny punkt wyjścia dla rozważań jest przenoszony z psychologii oraz psychiatrii - jak widać - również na problem religii. I tu już mamy do czynienia z przekraczaniem swych kompetencji wymienionych specjalistów, popadających tym samym w psychologizm. I nie jest to obojętnym dla sprawy, ponieważ za ich przykładem idą całe rzesze ludzi, bardzo często wrażliwych i inteligentnych - jak na przykład nasz z rzadka wpadający, ateizujący, beast - wnioskujący na takiej podstawie, że religia musiałaby wywodzić się od człowieka. Wszyscy widzimy, że człowiek jest istotą poszukującą Boga, istotą otwartą na transcendencję,stąd problem dialogu wierzącego z niewierzącym zasadza się na takim uzasadnieniu definicji człowieka (poszukujący Boga), aby nikt nie mógł zarzucić arbitralności tego stwierdzenia, a nawet jego dowolności. A takie właśnie zarzuty padają podczas poruszania tego zagadnienia, stanowiąc swoisty kamień węgielny ateistycznej oracji.

Stawiam tezę, że człowiek nigdy nie zdobędzie panowania nad przyrodą, a tym bardziej dzięki jego wytworom - nauce i technice. Gdyby człowiek był rzeczywiście dzieckiem natury, wówczas należałoby go zredukować do rzędu bytów niższych od niego samego, a więc zdegradować go. niższych dlatego, że wówczas trzeba by brać na serio niedorzeczności, pojawiające się co rusz w przyrodoznawstwie, opiewające jakieś "przełomowe odkrycia" typu: szympans czyta gazetę, słonie są religijne, etc ... Wówczas człowiek, jako wyraźnie słabszy, wyraźnie delikatniejszy, jest daleko w tyle za innymi bytami samoistnymi. Nawet posiadanie rozbudowanych funkcji intelektualnych nikogo z ewolucjonistów nie przekona, że człowiek jest kimś innym, kimś - nie zaś czymś, ponieważ to on tylko transcenduje przyrodę i samego siebie (wychodząc poza siebie). To podobne jest do tej sytuacji, którą skomentował Jezus:
""Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą" (Łk 16, 31)

O ile więc sami zauważamy, że jesteśmy zależni od natury, bo jesteśmy uwikłani w rozmaite związki z tym światem, o tyle właśnie jesteśmy ograniczeni ontologicznie i stąd właśnie u człowieka pojawia się owa niepewność bytowo-egzystencjalna, nie zaś z powodu jego wymysłów, nie mających ponoć związku z tym, co wobec człowieka zewnętrzne. Tutaj ateiści starają się z pomocą pseudo-filozofów takich, jak Kartezjusz, Kant, Hegel, Feuerbach i inni, pokazać że byt transcendentny jest tak naprawdę produktem ludzkim, a samo istnienie świata jest nierealne (skrajny monizm)...
No właśnie ... Dochodzę tutaj do św. Graala ateistycznego sofizmu: "sztuki" zadawania pytań obliczonych na zrujnowanie wierzącego, a mianowicie do pytania dyżurnego: Czy natura ludzka nas nie myli?
Tutaj sprawa jest wyjątkowo prosta i niezagmatwana, ponieważ możemy posłużyć się (dla przykładu) marksistowskim pojmowaniem natury ludzkiej, jako w swej strukturze w przejawiającą się w behawioryzmie - nieomylnej i doskonałej.
Obracając broń przeciwko samym marksistom można zapytać: a czy tak celowa natura ludzka może być jedynie omylna w przypadku kierowania człowieka ku transcendencji? Czy nieomylna natura może kierować człowieka wyjątkowo ku rzeczywistości nieistniejącej?

Bądźmy więc konsekwentni i skoro człowiek jest jednością, to i dążenia są równie konsekwentnie ukierunkowane. Dlatego też przyjmuję konsekwentnie istnienie poza podmiotowej rzeczywistości, czego kwestionowanie w niektórych systemach pseudo-filozoficznych) jest oznaką niedorzeczności myślenia, swoistej alienacji od rzeczywistości.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Pon 13:02, 06 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 9:37, 17 Mar 2017    Temat postu:

maly_kwiatek napisał:
Oczywiście te wyjaśnienia są tylko przykładami, nie stanowią kompleksowej analizy.
Pewne ogólniejsze, a więc zarazem bardziej reprezentatywne rozwinięcie wnioskowania, można uzyskać patrząc - niejako od kuchni a posteriori - na dość konkretne opracowanie istoty poglądu Freuda na [link widoczny dla zalogowanych]. Myślę, że zagadnienie to, w połączeniu z freudowską koncepcją id, ego, superego (które koniecznie proszę przeanalizujcie na spokojnie przy kawce ;) ) oraz wtrętami Lacana rozumienia pochodzenia tych "poziomów" bytowej struktury człowieka (dla swoistego uwyraźnienia tej koncepcji) stanowi samo dla siebie czynnik demaskujący element "radosnej twórczości" psychoanalityków w aspekcie religijności ludzkiej. Zwraca moją uwagę wiele aspektów, między innymi takowe:

"Superego tworzy się z szeregu zintrojektowanych autorytetów – począwszy od rodziców, poprzez nauczycieli, a skończywszy na „ciemnej mocy losu”.

Hm ... Element nieuwyraźniony w koncepcji ("ciemna moc losu") nie ma prawa wystepować, ponieważ jak sama nazwa wskazuje, "analiza" nie może mieć w sobie niejednoznaczności, a pojęcie "ciemnej mocy losu" jest nie tyle nawet niejednoznaczne, co umiejscowione w sposób nieuzasadniony (tu: w sposób aprioryczny) wewnątrz człowieka - a więc Bóg jest tu wymysłem ludzkim - zintrojektowanym autorytetem nadrzędnym.

Dalej w „Czynności natrętne a praktyki religijne”, Freud napisał:

„Można powiedzieć, że człowiek cierpiący na natręctwo i zakazy zachowuje się tak, jakby znajdował się we władzy świadomości winy, z czego jednak nie zdaje sobie sprawy, a więc - musimy to ująć w ten sposób, przechodząc do porządku dziennego nad faktem, że zbite tu w gromadę słowa wzdragają się przed sąsiadowaniem ze sobą - nieświadomej świadomości winy. Świadomość winy ma zatem swe źródło w pewnych wczesnych procesach psychicznych, jest jednak stale odnawiana przy każdej okazji ponownego pokuszenia; z drugiej zaś strony świadomość winy sprawia, że powstaje stale czyhający lęk oczekiwania, oczekiwanie, że stanie się coś złego, co przez pojęcie ukarania związane jest z wewnętrznym".

Jest to jedno z licznych u Freuda sformułowań krytycznych wobec religii, gdzie homo religiosus = homo nervosus. Embarassed
Wplatanie w związku z powyższym cytatem o koncepcji sumienia oraz wiązanie z nim zachowań melancholijnych i sadystycznych (na tle rzekomo niezdrowego konfliktu pomiędzy "ja" i "nad-ja", jest już zdrową fantazją), jest pokłosiem naturalistycznych, darwinowskich poglądów na genezę istoty ludzkiej. Owe cytowane źródło poczucia winy we wczesnych procesach psychicznych stoi w rażącej sprzeczności zarówno z czysto racjonalną, realistyczną koncepcją dorzecznego spojrzenia na relację pomiędzy człowiekiem zewnętrznym, a wewnętrznym, jak i w sprzeczności z obowiązującą nauką teologiczną zdrowo zakorzenioną w Biblii:
"3 Przyodział ich w moc podobną do swojej
i uczynił ich na swój obraz.
4 Uczynił ich groźnymi dla wszystkiego stworzenia,
aby panowali nad zwierzętami i ptactwem.
6 Dał im wolną wolę, język i oczy,
uszy i serce zdolne do myślenia.
7 Napełnił ich wiedzą i rozumem,
o złu i dobru ich pouczył.
8 Położył oko swoje w ich sercu
,
aby im pokazać wielkość swoich dzieł. "
(Syr 17, 3-8 ).

Nie bez kozery postawiłem nam Wszystkim przed oczyma autorytet Pisma Świętego - wszak sam genialny psychiatra śp. prof. Antoni Kępiński mawiał, że Biblia jest Księgą Ksiąg i zarazem najlepszym podręcznikiem psychiatrii Idea

Spójrzmy więc na ów komleks Edypa i samą koncepcję deseksualizacji. Wszystko jest w mojej opinii postawione na jedną kartę, którą okazuje sie popędowość, której wypierania ma być utożsamiane z pokusami, rodzącymi podczas kontrodpowiedzi sprzeciwiających się im owo kluczowe poczucie winy ... Takie postawienie sprawy absolutnie wyklucza transcendentny wymiar człowieka, spłycając jego istnienie do poziomu jedynie zmysłowo-poznawalnego sensibile per se, co jest tylko tak naprawdę głęboko niepełnym opisem poznawczego funkcjonowania człowieka, bo o ile sensibile per se est intelligibile per accidens (na tym zatrzymał się Freud, ustawiając jednocześnie w centru swego naturalistycznego poglądu), o tyle kogitatywny aspekt w ujmowaniu pełni osoby ludzkiej domaga się dopowiedzenia, że sensibile per accidens est intelligibile per se. Po prostu materia nie może oddziaływać na ducha, ale to duch oddziaływuje na materię, determinując ją do poznania - swoiście ją "prześwietlając".

Freud napisał więc taką oto konkluzję (w dokumencie do pobrania jest przedstawiona):
"„(…) nieświadome poczucie winy odgrywa w dużej ilości nerwic ekonomicznie decydującą rolę i stanowi największą przeszkodę do wyzdrowienia.”
Nie czarujmy się: dla Freuda jedna z przeszkód dla wyzdrowienia z choroby psychicznej jest ... religia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Pią 13:07, 17 Mar 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:28, 09 Sty 2020    Temat postu:

exe napisał:
to nie religijność jest brakiem, skazą na ludzkiej psyche, a jej brak.
(...)
Dalej w „Czynności natrętne a praktyki religijne”, Freud napisał:

„Można powiedzieć, że człowiek cierpiący na natręctwo i zakazy zachowuje się tak, jakby znajdował się we władzy świadomości winy, z czego jednak nie zdaje sobie sprawy, a więc - musimy to ująć w ten sposób, przechodząc do porządku dziennego nad faktem, że zbite tu w gromadę słowa wzdragają się przed sąsiadowaniem ze sobą - nieświadomej świadomości winy. Świadomość winy ma zatem swe źródło w pewnych wczesnych procesach psychicznych, jest jednak stale odnawiana przy każdej okazji ponownego pokuszenia; z drugiej zaś strony świadomość winy sprawia, że powstaje stale czyhający lęk oczekiwania, oczekiwanie, że stanie się coś złego, co przez pojęcie ukarania związane jest z wewnętrznym".


Trzeba tu dopowiedzieć parę kwestii dotykających błędu Freuda dotyczących sprawy relacji winy i lęku, które nasunęły mi się w przeciągu ostatnich dni, kiedy to rozmawialiśmy o sercu ludzkim. Przebudzeniem osoby nie jest wszak rozbudzenie ani umysłu, ani rozumu, ani woli, ale jest rozbudzenie serca! Przyjemności, do których jakoby każdy dąży od samego poczatku, nie mogą być uniwersalne, ale są jednostkowe. Dlatego też przyjemności, pragnienia, nie mają w sobie niczego osobowego i nie dają w ogóle poczucia podmiotowiości, jako że są wspólne także dla zwierzat i w ogóle dla wszelkich organizmów.

Pierwszy alarm podnieść należy, gdy się słyszy o tym, jakoby młody człowiek rozpoczynał świadome życie od świadomości psychicznej - świadomości zwierzęcej. Dopóki człowiek pozostawałby na poziomie tych pierwszych przyjemności, nie ma ani "ja", ani tym bardziej podmiotu. Jak juz w innych postach zaznaczałem, "ja" oraz podmiot osobowej świadomości człowieka (nie psychicznej - to ważne rozróżnienie!) pojawia się właśnie właśnie w pierwszej miłości, o czym pisze św. Tomasz z Akwinu, uznający za pierwsze ludzkie uczucie nie jakieś pragnienia, lęki czy pożądliwości, lecz miłość, a potem nadzieję.

Wprawdzie niezaprzeczalnie jest tak, że przed miłością i nadzieją istnieją przyjemności i nieprzyjemności natychmiastowe, ale nie tworzą organicznej więzi w ludzkiej świadomości. I tu dochodzę do jakby pierwszej konstatacji. Człowiek jest sercem, a dopiero potem staje się umysłem, dlatego też istnieją dwie możliwości jego drogi:

- albo znajduje swe źródło i cel w sercu,
- albo znajduje swe źródło i cel w rozumie.

Zauważmy teraz, że w przypadku serca, możliwośc osiągnięcia tych priorytetów leży tylko w edukacji religijnej i tylko taka przysługuje sercu! Taką religia jest tylko i wyłacznie pierwotna religia objawiona, a więc poprzez cnoty teologalne wiary i nadziei.

Freud nie potrafił odkryć tej tajemnicy serca, ponieważ dla niego rzeczywistość serca nie istniała z powodu ateizmu, choć na swój sposób i neświadomie stawiał sobie pytania o wiare i nadzieję. Samemu sobie stawiał przeszkody nie do pokonania.

Odkrył wprawdzie w głębi śwaidomości dziecka niewypowiedziany lęk, który nazwał instynktem śmierci, ao którym wspominł też Ilia Miecznikow, a lęl tem jest głębszy, niż wszelkie pragnienia, niż wszelkie przyjemności i nie spotyka się go u zwierząt.
Zadawał więc sobie pytanie, skąd biorą się w człowieku takie zranienia, takie pęknięcia? jakaż jest jego odpowiedź? Oto według Freuda, lęki takie są właściwe ludzkim dzieciom przede wszystkim jako wyraz instynktu śmierci właśnie, który ma być głębszy od instynktu życia. Lęki takie mają być z tego powodu przemożne w swym wpływie na nas i mają być zakorzenione w naturze.

Tymczasem chrześcijanin widzi w takich lękach oznakę zdolności serca do przebudzenia i przekraczania samego siebie, która to zdolność jest realizowana przez Boga poprzez łaskę miłości i nadziei, ponieważ ta łaska zakorzenia się w nas tak głęboko, że tylko ona jednoczy w nas umysł, wolę, ciało i zmysły.

Zewnętrzne warunki życia dziecka to światło i życie. Umysł, który rodzi się , jest inaczej wrażliwością na światło, które to będąc w nas jakby światłem naturalnego rozumu, jest odbiciem Bożego światła w nas. Życie zaś jest owym tchnieniem wszelkich dyspozycji rozwojowych, wszelkich potencjalności , związanych z nadzieją teologalną.

Tak więc prawdziwą zasługą Freuda jest wprawdzie odkrycie, że u małego dziecka może się kryć kompleks winy głębszy od jego rozumności i moralności. Niestety, mając w pogardzie cnoty teologalne , starał się wytłumaczyc ten problem za pomocą wpływów środowiskowych, tj. społecznych i rodzinnych.

Nie doszedł więc do tego, o czym wie każdy chreścijanin, że grzechy przeciw miłości tkwią o wiele głębiej niż grzechy przeciw sprawiedliwości i powodują poważniejsze problemy, niż te drugie. Dlatego też najpierw jesteśmy homo religiosus, a potem homo rationalis.

Z Bozym pozdrowieniem,
exe
+++


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez exe dnia Czw 19:32, 09 Sty 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Religia i myśl Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin