Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Cztery kazania o Najświętszym Sakramencie Jan Tauler

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Kazania, homilie, egzegezy biblijne,wykłady, audycje, strony www, fora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:06, 14 Cze 2021    Temat postu: Cztery kazania o Najświętszym Sakramencie Jan Tauler

[link widoczny dla zalogowanych]

Qui manducat meam carnem, et bibit meum sangutnem, in me manet, et ego in illo.
Kto spożywa Moje Ciało i Krew Moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. (J 6,57)

Cztery następujące po sobie kazania o Najświętszym Sakramencie Ołtarza oparte są na słowach Chrystusa z Ewangelii św. Jana na uroczystość Bożego Ciała: Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem (J 6,56). Pierwsze mówi o trzech stopniach chwały Bożej, o wielorakiej skuteczności i owocności Komunii św. oraz o tym, jak często powinni ją ludzie przyjmować, zależnie od stopnia świętości oraz przygotowania.

Dzień dzisiejszy jest szczególnie uroczysty, ponieważ obchodzimy dzisiaj czcigodne Święto Sakramentu Ciała naszego Pana. Mimo że w sposób zwyczajny obchodzimy je każdego dnia, a w sposób szczególny w Wielki Czwartek, Kościół święty, Matka nasza, ustanowił specjalne święto, aby nas jeszcze raz wezwać i zachęcić do nowej, szczególnej bojaźni i serdeczności w sprawowaniu kultu czcigodnego Ciała naszego Pana — z nową w tym dniu świątecznym pobożnością. W ten sposób Kościół święty uczynił wszystko, co powinien, wierni zaś spełniają wiele zewnętrznych uczynków, by dać wyraz swej czci dla Najświętszego Sakramentu. Przenosi się Ciało Pańskie z jednego kościoła do drugiego, ludzie wywieszają złotem i srebrem haftowane opony, rozlega się bicie dzwonów, niosą się śpiewy, grzmią potężnie organy, nie brak też innych podobnych oznak czci.

Moi drodzy! Wszystko to służy wewnętrznej chwale, jaką powinniśmy okazywać Bogu w sercu i w tym celu należy wykorzystywać nawet najmniejsze rzeczy. Wszystkie te akty zewnętrzne stanowią jednak najniższy rodzaj chwały, jaką Bogu można składać. A mimo to z poczucia głębokiego szacunku czynić tu należy wszystko, co da się wymyślić, najmniejszy bowiem robaczek i każde inne stworzenie, gdyby miało rozum, w głębokim pokłonie oddałoby chwałę Bogu.

Jest jednak wyższy jeszcze stopień kultu. Polega on na tym, że człowiek chwali Boga całym swoim rozumem i całą inteligencją, z wielką miłością i z głębi swego serca, a taka chwała nieskończenie przewyższa wszystko, co można uczynić na zewnątrz.
Otóż istnieje jeszcze jeden stopień, wznioślejszy niż to wszystko. Polega on na tym, że człowiek uznaje w swym najgłębszym wnętrzu Boga za tak wielkiego, a siebie za tak małego, że w ogóle nie jest zdolny Go chwalić; ten rodzaj chwały nieskończenie przewyższa wszelkie słowo, myśl i rozum.
Pewien mistrz powiedział: Ten mówi o Bogu najlepiej, kto uświadamiając sobie Jego wewnętrzne bogactwo, potrafi nic o Nim nie mówić. Pewien mistrz chwalił Boga słowami, a na to inny zawołał:
Milcz! bluźnisz Bogu. I obaj mieli rację. Zdumiewające jest, że ktoś odważa się chwalić słowami niewyrażalną wielkość Bożej dobroci, która jest przecież tak ogromna i wznosi się niepomiernie nad wszelkie poznanie aniołów, ludzi i innych stworzeń. Ten rodzaj chwały Bożej przewyższa nieskończenie dwa pierwsze stopnie. Kiedy człowiek uświadomi sobie bowiem niepojętą godność Boga, same znikają wszystkie słowa i inne zewnętrzne znaki, tak że chwała ta zanurza się, zatraca i rozpływa w Nim do tego stopnia, że musi On sam siebie chwalić i sobie dziękować. Nie ma obawy, by Bóg dopuścił do wiecznej zguby człowieka, który w ten sposób się zanurzy.

Umiłowany nasz Pan powiedział: Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem. Kto Mnie spożywa, trwa we Mnie, a Ja w Nim. W słowach tych uwidacznia się cała głębia pokory naszego Pana. Zachowuje On milczenie na temat tego, co największe, i mówi tylko o tym, co najmniejsze. Największe — to Jego czcigodne Bóstwo, On tymczasem mówi o Ciele i Krwi, mimo że Bóstwo i Jego święta dusza są obecne równie prawdziwie, jak Jego Ciało i Krew. Jego niewypowiedziana, wszystko przewyższająca miłość cudownie się okazuje w tym, że mało Mu było zostać naszym bratem, przyjąć naszą nędzną, słabą i zepsutą naturę (stał się On bowiem człowiekiem, ażeby człowiek stał się Bogiem). Ale tym się nie zadowolił, chciał się stać naszym pokarmem. Dlatego św. Augustyn powiedział: Poza narodem chrześcijańskim nie ma innego narodu równie wielkiego, do którego jego bóg przyszedłby tak blisko, jak nasz Bóg przyszedł do nas.
My spożywamy naszego Boga. Jak wielkiej trzeba było miłości, żeby wynaleźć coś tak cudownego! Miłość ta przewyższa wszelkie ludzkie pojęcia. Miłość Chrystusa do nas jest tak niewyrażalnie wielka, że powinna zranić wszystkie ludzkie serca.
Nie ma innej, równie intymnej i bliskiej człowiekowi czynności, jak spożywanie ustami jadła i napoju. I właśnie dlatego że chciał się z nami zjednoczyć w sposób możliwie najbliższy i intymny, Chrystus obrał tę cudowną drogę.

Mówimy zatem o pokarmie cielesnym. Może będzie to zbyt dosadne, ale ułatwi nam zrozumienie. Św. Bernard powiada: gdy spożywamy ten pokarm, my jesteśmy spożywani. Pokarm cielesny, który bierzemy do ust, jest najpierw rozgryzany, następnie, wzbudzając przyjemne uczucie, dostaje się przez przełyk do żołądka, gdzie spala go gorąco wątroby. Żołądek trawi pokarm i oddziela zbędne i złe składniki od dobrych. Jeśli człowiek zje funt pożywienia, natura otrzymuje z tego tylko bardzo małą cząstkę. Całą resztę trawiący wszystko żołądek w rozmaity sposób wydala na zewnątrz. Zanim pokarm, który przedostał się do żołądka, stanie się składnikiem ludzkiej natury, musi przejść jeszcze trzy stopnie. Gdy żołądek rozgotował go już i przetrawił swoim naturalnym gorącem, zaczyna wtedy działać pewna wyższa władza duszy, którą Bóg tu umieścił, po to by rozdzielała naokoło pokarm, posyłając go głowie, sercu i wszystkim członkom, w których staje się on ciałem i krwią płynącą w żyłach. Tak samo dzieje się z Ciałem naszego Pana. Jak cielesna strawa zamienia się w nasze ciało, podobnie ten kto godnie przyjmuje ten Boski pokarm, zostaje weń przemieniony. Pan nasz tak powiedział św. Augustynowi: Nie Ja się przemieniam w ciebie, lecz ty we Mnie. Pokarm ten przedostaje się żyłami aż do wewnętrznej głębi tego, kto go przyjmuje w sposób godny.

Powtórzmy za św. Bernardem: Kiedy spożywamy pokarm cielesny, najpierw go rozgryzamy, a następnie przedostaje się on powoli do niższych części ciała. Co oznacza to rozgryzanie?
Św. Bernard odpowiada: Kiedy spożywamy Boga, my jesteśmy spożywani. To On nas spożywa.
Kiedy On nas spożywa? Czyni to, wtedy gdy karci w nas nasze braki, gdy otwiera nasze wewnętrzne oczy, ukazując nam nasze grzechy. Bóg nas bierze do ust i rozgryza, gdy poucza nasze sumienie. A jak pokarm obracamy w ustach na wszystkie strony, tak i człowiek, którego dosięgła kara Boża, miota się na wszystkie strony w lęku i trwodze, smutku i wielkiej goryczy, nie wiedząc, jak się to skończy.
Znieś to wszystko cierpliwie. Pozwól Bogu, niech cię spożywa, niech rozgryza. Nie broń się przed tym, nie próbuj przypadkiem sam siebie przeżuwać i oddalić od siebie karę Bożą, biegnąc czym prędzej do spowiednika. Wyda ci się wówczas, że wszystko zostało w tobie uczynione, co było potrzebne, by cię obronić przed karą ze strony sumienia.

Nie! wyspowiadaj się najpierw przed Bogiem, no i nie zaczynaj jakichś swoich praktyk czy zwykłych paciorków, lecz z głębi swego serca zawołaj z wewnętrznym westchnieniem: Panie, zmiłuj się nade mną, nędznym grzesznikiem! i trwaj w sobie. Wiedz, że jest to dla ciebie tysiąc razy lepsze niż czytanie lub jakieś akty nadzwyczajne, mające na celu uniknięcie kary. Bacz pilnie, by w tym momencie nie wmieszał się Nieprzyjaciel, nie przyniósł przygnębienia. Chętnie on nam podsuwa taką ostrą gorczycę. Przeciwnie, gorczyca, którą nam podaje Pan, jest łagodna i dobra. Po karze przychodzi delikatne ukojenie woli , pełna miłości ufność, przyjazna pewność i święta nadzieja.

Wtedy Bóg cię połyka. Gdy pokarm zostanie dobrze rozgryziony, wówczas wchodzi bez oporu i opada do żołądka. Podobnie i ty bez oporu wchodzisz w Boga, kiedy, dokładnie rozgryziony w sumieniu, powierzasz się Panu z pełną miłości Boską nadzieją. Na tym właśnie polega badanie siebie samego, o którym mówi św. Paweł: Kto chce przyjąć ten pokarm, niech najpierw zbada siebie samego (1 Kor 11,28). Ziemski pokarm wchodzi do żołądka, który go rozgrzewa' i przeżuwa, następnie płynie on żyłami do wszystkich członków. Podobnie kiedy przed przyjęciem tego Boskiego pokarmu zbadaliśmy siebie samych, a następnie przyjęliśmy go z należytą czcią i godnością, Jezus wtedy spożywa was, połyka, gotuje i przetrawia. Dokonuje się to, dopiero wtedy gdy uwolnimy się całkowicie od siebie samych i staniemy zupełną nicością. Im dokładniej bowiem pokarm zostanie przetrawiony, tym bardziej zatraca własną naturę. Staje się sobie obcy i do siebie niepodobny.

O tym że Bóg cię spożył i połknął, przekonasz się, wówczas kiedy znajdziesz się w Nim, a On w tobie, gdy nie będzie ciebie nigdzie indziej, a w sobie nie będziesz znajdował niczego poza Bogiem. Mówi On przecież: Kto spożywa moje Ciało, trwa we Mnie, a Ja w nim (J 6,57). Jeśli więc chcesz, by On cię spożył i strawił, musisz umrzeć dla siebie samego i wyzbyć się starego człowieka. Jeśli pokarm ma się zamienić w ludzką naturę, musi stracić swoją dotychczasową naturę. Każda rzecz, jeśli ma się stać tym, czym nie jest, musi stracić całkowicie swoją dotychczasową naturę. Jeśli drewno ma się stać ogniem, musi najpierw uwolnić się od tego, dzięki czemu jest ono drewnem. Jeśli chcesz przemienić się w Boga, musisz uwolnić się od siebie. Pan nasz mówi: Kto Mnie spożywa, żyje przeze Mnie (J 6,58).
Jeśli chcesz tego dostąpić, nic nie będzie dla ciebie pożyteczniejsze nad przystępowanie do tego czcigodnego Sakramentu, ono bowiem uwolni cię całkowicie od ciebie samego i to do takiego stopnia, że stary człowiek zniknie w tobie zupełnie, wewnętrznie i zewnętrznie. Jak natura przemienia, przetrawia i rozsyła żyłami energię przyjętego pokarmu, tak że staje się on z człowiekiem jednym i tym samym życiem i bytem, podobnie ten Boski pokarm uwalnia cię całkowicie od ciebie samego.
W jaki sposób przyjąłeś ten pokarm, możesz to w sobie rozpoznać. Przyjrzyj się tylko, czy twoje serce uwolniło się od wszystkiego, co nie jest Bogiem, i czy życie, które On w tobie wzbudził, oddziałuje za pośrednictwem twoich żył na twego zewnętrznego człowieka, na twoje zmysły i obyczaje, postawę, słowa i uczynki. Najświętszy Sakrament przetrawia i rozkłada wszystko co złe, bezużyteczne i zbędne i wydala to na zewnątrz. Wtedy wkracza Bóg, a skoro tylko On wraz z tym pokarmem wszedł w człowieka, zaczyna oddziaływać we wszystkich zewnętrznych przejawach życia, w miłości, intencjach i myślach, tak że wszystko staje się nowsze, czystsze i bardziej Boże. Sakrament ten usuwa zaślepienie, pozwala człowiekowi poznać siebie samego oraz uczy go odwracania się od siebie i wszystkich stworzeń.

Napisane jest bowiem: Nakarmił nas chlebem życia i rozumu (Syr 15,5). To pożywienie przemienia człowieka w siebie do tego stopnia, że całe jego życie od Boga czerpie reguły i kształt, pod warunkiem jednak, że ono ukierunkowało go i przetworzyło.
Jeżeli człowiek nie odczuwa w sobie tej zmiany, jeśli jego serce pozostaje puste, a jego zewnętrzne zachowanie — beztroskie, pełne uśmiechu i gadulstwa, jeśli się to przejawia w całym jego życiu: w strojach, dziwactwach, niestosownych zabawach i zepsuciu serca, jeśli zdaje on sobie z tego sprawę, a nie chce się poprawić i w tym stanie przystępuje do Najświętszego Sakramentu, jest to zjawisko niepokojące. Ludzi takich Pan nasz wyrzuca ze siebie, podobnie jak człowiek zwraca pokarm. Byłoby tysiąc razy lepiej dla takich ludzi, żeby nie przyjmowali Najświętszego Sakramentu. Spowiadają się oni, nie chcą jednak usunąć przyczyn swoich grzechów. Nawet papież nie może odpuścić żadnego grzechu, jeśli ktoś nie ma dobrej woli wystrzegania się go w przyszłości albo za niego nie żałuje. Oni jednak śmiało wraz z innymi przystępują do Komunii.
Byłoby dobrze, gdyby każdy miał spowiednika, który by mu powiedział, kiedy może przystąpić do Komunii. Są tacy, którzy mogą to czynić często, inni — raz w tygodniu, a jeszcze inni — raz na miesiąc. Ci ostatni powinni tydzień przed i tydzień po (Komunii) mówić niewiele więcej niż „tak” i „nie", rano jeść tylko tyle co konieczne, wieczorem bardzo mało. Inni mogą przystępować do Stołu Pańskiego w wielkie święta, inni na Wielkanoc i dla nich cały Wielki Post nie będzie zbyt długim przygotowaniem. Są jednak i tacy, którzy nigdy nie powinni przyjmować Ciała Pańskiego, nawet raz na tysiąc lat. Bądźcie pewni, że kto nie żałuje za swoje grzechy i nie chce się ich wystrzegać, winien jest Ciała Pańskiego (1 Kor 11,27). Oto dlaczego pośród tych ostatnich tylu jest chorych i niemocnych. Nie zdajecie sobie nawet sprawy z tego, jakie to straszne i niebezpieczne. Myślicie, że to drobnostka? Nieprawda!

Są też ludzie, którzy przystępują do Stołu Pańskiego całymi tygodniami, nie wiadomo jak często, nie z wielkiego pragnienia, lecz z przyzwyczajenia albo widząc, że inni tak postępują. Nie, w ten sposób nie powinniście postępować. Ten jednak, kto pragnie być dobry, kto chce wystrzegać się przyczyn grzechów, może przyjmować Ciało Pańskie raz w tygodniu, pełen czci i bojaźni — nie dlatego, że jest doskonały, lecz z racji swej słabości i obawy upadku. Wiedzcie, że gdybym spotkał człowieka, który żyjąc na świecie popełnił straszliwe grzechy, ale nawrócił się szczerze i całkowicie, takiemu dawałbym Komunię codziennie przez pól roku o wiele chętniej niż takim oziębłym ludziom, aby w ten sposób usunąć z niego całkowicie ducha tego świata.
Odgadłem przyczyny, dla których ci sami ludzie, którzy doświadczyli już trochę Boga, tak mało jednak czują oddziaływanie Ciała Pańskiego i pozostają zimni i obojętni. Są one dwie. Po pierwsze, posiadają oni ukryte wady, które stanowią dla nich przeszkodą wewnętrzną lub zewnętrzną. Być może, nie kontrolują oni swego języka. Ach, moi drodzy, nie sposób zliczyć niepowetowanych strat, które z tego wynikają. Na miłość Boską, strzeżcie się tego! w przeciwnym razie nigdy do niczego nie dojdziecie. Po drugie, ludzie tacy przystępują do Stołu Pańskiego nie z prawdziwej miłości, lecz z przyzwyczajenia. Bywają również dobre przyzwyczajenia, np. stałe wewnętrzne skupienie. Wielkie straty wynikają z tego, że nie trwacie w sobie samych i nie troszczycie się o owoc świętej uczty. Działałaby ona jeszcze na drugi i trzeci dzień, gdybyście tylko chcieli o niej pamiętać i trwać nieustannie w swoim wnętrzu — tego jednak nie czynicie! Owoc Najświętszego Sakramentu nie może się w tobie narodzić, jeśli twoje serce nie jest zwrócone ku sobie w pełnym miłości skupieniu. Powinno ci ono towarzyszyć we wszystkich miejscach, we wszystkich okolicznościach, we wszystkich uczynkach i przy wszystkich osobach, z którymi z konieczności lub dla jakiegoś pożytku się spotykasz. Ale te spotkania niech będą jak najrzadsze.

Gdybyście gorliwie strzegli wewnętrznego skupienia, Ciało Pańskie z całą pewnością działałoby w was i przez was (na innych). W cudowny sposób przemieniałoby ono was w siebie i moglibyście je otrzymywać od wszystkich kapłanów z tej i z tamtej strony morza. Co więcej, mogłoby ono rodzić w was więcej owocu niż w kapłanie. Tego owocu powinien człowiek pragnąć we wszystkich ofiarach składanych przez kapłanów. Pragnienie to przynosi wiele owocu tam, gdzie jest prawdziwe skupienie i miłość Boża.

Niech nam Bóg dopomoże, byśmy mogli ten czcigodny Sakrament tak przyjmować, aby się weń przemienić. Amen.



[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Qui manducat meam carnem.
Kto pożywa Moje Ciało... (J 6,57)

W drugim, kazaniu o Najświętszym Sakramencie jest mowa o czterech rzeczach, bez których nie powinno się przystępować do Stołu Pańskiego. Dowiadujemy się nadto, że powinniśmy być w różny sposób przynaglani, wewnętrznie i z zewnątrz, wreszcie że mamy się wyrzec siebie samych w tym samym stopniu, w jakim posiadaliśmy siebie.
Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, trwa we Mnie, a Ja w nim.

Najświętszy Sakrament, o którym tyle w tych dniach mówiliśmy, którego niezwykłej godności nie potrafi wyrazić żadne serce, żaden język ani rozum, jest celem wszystkich naszych gorliwych zabiegów, w nim bowiem mają źródło całe nasze zbawienie i szczęście, on jest ich przyczyną. Otóż musimy raz jeszcze wrócić do słów św. Bernarda, który mówi o cielesnym spożywaniu, przeżuwaniu, połykaniu, rozgrzewaniu i trawieniu, i etapy te odnosi do tego świętego pokarmu. Jeśli porównanie to wydaje się komuś zanadto dosadne, niech taki delikatniś strzeże się diabelskiej pychy, bo duchowi pokornemu odpowiadają rzeczy proste. Dlatego Pan powiedział: Dziękuję Ci, Ojcze niebieski, że zakryłeś te rzeczy przed wielkimi i mędrcami tego świata, a objawiłeś je prostaczkom (Łk 10,21). Rozumnym spojrzeniem, z wielką miłością i dziękczynieniem powinniśmy patrzeć na to dzieło, w którym Pan nasz okazuje tak niezgłębioną pokorę, że daje się nam w pospolitej i zewnętrznej formie, pod postaciami chleba i wina, i że możemy Go przyjmować ustami, jak pokarm cielesny. Znaczy to że pragnie On wejść w nas i przeniknąć nas bardzo głęboko oraz zjednoczyć się z nami tak ściśle, jak tylko mogą to pojąć rozum i zmysły.

Mógł się On nam oddać w odpowiedniejszy i wznioślejszy sposób, z wielkim blaskiem i majestatem. Św. Hildegarda pisze zresztą, że dzieje się to codziennie, ale w sposób niewidzialny. Takie też widzenie miała jedna z naszych sióstr w Oberlandzie. Niepojęty blask otaczał kapłana i ołtarz. Ujrzała też aniołów oraz wiele innych wspaniałości oglądała własnymi cielesnymi oczyma. Ale Pan postąpił inaczej .

Moi drodzy! Jak nie ma lepszej i pożyteczniejszej praktyki (niż przyjmowanie Najświętszego Sakramentu), tak też nie ma nic straszniejszego i niebezpieczniejszego niż przystępowanie do Stołu Pańskiego w sposób niegodny i bez przygotowania. Otóż św. Dionizy mówi, że człowiek pragnący przyjmować czcigodne Ciało naszego Pana powinien spełniać cztery warunki:

być wolny od wszelkiego grzechu;
być przyodziany cnotami naszego Pana, Jezusa Chrystusa;
umrzeć sobie samemu i żyć dla Boga;
stać się świątynią Boga.

Spróbujmy najpierw wyjaśnić dokładniej, jak można być bez grzechów. Kiedy człowiek je uznaje w swym wnętrzu, spowiada się z nich, otrzymuje pokutę i czyni wszystko, co Kościół święty w tej sprawie nakazuje, kiedy w całkowitym uznaniu swoich win opłakuje je w głębi swego wnętrza — wszystko to oczyszcza go lepiej niż czytania i modlitwy. Tym sposobem uwalnia się on od grzechów i ma zarazem mocne postanowienie unikania ich samych oraz ich przyczyn.

Drugi warunek człowiek spełnia, jeśli przyodziewa cnoty naszego Pana, Jezusa Chrystusa: pokorę, łagodność, posłuszeństwo, czystość, cierpliwość, miłosierdzie, cichość, miłość bliźniego i inne tym podobne cnoty.

Trzeci warunek brzmi następująco: kiedy człowiek przyodział się już we wskazany sposób cnotami, ma on umrzeć sobie samemu, a przez to osiągnąć stan wewnętrznego Boskiego pokoju. Zrozumie wówczas znaczenie słów Pana: Kto Mnie spożywa, trwa we Mnie, a Ja w nim. Ach, pokoju tego powinien człowiek strzec bardzo pilnie, tak żeby nie zburzyły go ani słowa, ani uczynki i żeby się nie zniechęcił. Nie chodzi tu o pokój przyrodzony, odczuwalny zmysłami, lecz o wewnętrzny pokój ducha, pokój Boży. W jakim stopniu człowiek jest w Bogu, w takim samym ma ten pokój. W jakim stopniu żyje poza Bogiem, w takim samym gości w człowieku niepokój. Jeśli jakaś część człowieka jest w Bogu, jest zarazem w pokoju. Jeśli poza Bogiem, to w niepokoju.
Człowiek, który osiągnął taki pokój, jest w prawdziwym i właściwym znaczeniu świątynią Boga: In pace, czyli w pokoju, jest Jego mieszkanie (Ps 75,3). Człowiek ten to prawdziwa świątynia Boża.

I to właśnie jest czwarty warunek: Sam Bóg działa wtedy we wszystkich czynnościach człowieka, w nim i przez niego, tak że człowiek nie czyni niczego ze siebie samego. Działa Bóg, a człowiek jest tylko narzędziem, przez które On działa.

Wracamy teraz do słów św. Bernarda: Kiedy Go spożywamy, On nas spożywa. — Bóg spożywa nas przez karcenie naszego sumienia, to jest przez wyrzuty sumienia, w karceniu tym nie chce jednak być sam, pragnie On, by karę wymierzały nam wszystkie stworzenia. Tak więc człowiek jest ścigany jak dzikie zwierzę, przeznaczone na upominek dla cesarza; psy ścigają takie zwierzę, rozrywają je i zagryzają, a cesarzowi sprawia to większą uciechę niż schwytanie zwierzęcia nie zranionego. Bóg jest takim cesarzem, który chce spożywać to upolowane zwierzę. On również ma swoje psy myśliwskie — to Nieprzyjaciel, który ściga człowieka rozmaitymi pokusami, podchodzi cię ze wszystkich stron i na wszystkie sposoby i usiłuje cię upolować różnymi pokusami: pychą, chciwością, najrozmaitszymi wadami, zniechęceniem lub przygnębieniem. Wytrzymaj to wszystko, nie wyrządzi ci to najmniejszej szkody; musisz zostać schwytany. Zjawiają się potem ludzie gwałtowni, wykrzykujący obelżywe słowa — również oni potępiają cię i ścigają. Wreszcie psami tymi są także twoje własne grzechy i twoje wrodzone skłonności. Ścigany ze wszystkich stron niech przyjmuje postawę pokory, łagodności i cierpliwości, niech będzie miłosierny względem tych złych bliźnich, którzy go ścigają i robią mu opinię człowieka nikczemnego.
Wołaj wtedy z głębi kochającego serca: Miej litość nade mną i nad nami! I nie waż się przemykać przez krzaki i zarośla, bo i dzikie zwierzę tego nie czyni; mknie ono przed siebie, nie kąsa ani szczeka, lecz biegnie prostą drogą. Uważaj, żebyś ty sam nie stał się psem i nie zaczął z kolei kąsać. Pan nasz wszędzie ma swoje psy myśliwskie, które was będą ścigać: w pustelniach, klasztorach i w rodzinach. W Bogu szukaj ucieczki. Jak jeleń, który uszedłszy nagonce odczuwa pragnienie, tak również ty powinieneś ciągle biec przed siebie, tak żeby rozpaliło się w tobie nowe pragnienie Boga, bo przecież w tym celu jesteś ścigany. Pan nasz ściga każdego w sposób dla niego pożyteczny i konieczny. Biegnij w duchu łagodności i cierpliwości, a staniesz się wyborną potrawą, która Panu smakować będzie nade wszystko. Jeśli dotrzesz do tej głębi, otwiera się przed tobą droga do najwyższej doskonałości. Droga nietrudna, prowadząca przez cnoty pokory, miłosierdzia i miłości.

Dzisiaj miłość bliźniego wygasła wszędzie na święcie. Gdyby znaleziono jakiegoś człowieka dążącego do tej głębi, należałoby go obrać sobie za wzór, bez względu na stan, do jakiego należy. Ludzi takich bowiem (szukających głębi) znaleźć można zarówno między małżonkami (psami ścigającymi męża lub żonę są wówczas dzieci); jak też po klasztorach i eremach. Miłość powinieneś okazywać nie tylko ludziom twojego stanu czy podobnego stylu życia. Ekskluzywność taka byłaby oznaką ducha sekciarskiego, surowo potępianego przez Kościół.
Praktyka ta, sprowadzająca się do znoszenia w duchu zaufania i w milczeniu ścigania (doznawanego) ze strony wszystkich stworzeń, przewyższa każde ćwiczenie pobożne, takie jak post, czuwanie, modlitwy, łańcuszki* lub łamanie na sobie tysiąca rózeg. Gdybyś się znajdował w takiej dyspozycji, mógłbyś bez obawy przystępować do czcigodnego Stołu Pańskiego. Wiedzcie, że niebezpieczna to rzecz zbliżać się do Boga niegodnie, a szczególnie z ze świecczałym sercem i z głębią świadomie i dobrowolnie przepełnioną światowymi myślami, pochodzącymi od żywych lub umarłych. Ludzie natomiast, którzy gotowi są cierpieć, opuścić wszystko, co Bóg każe im opuścić, którzy poddają się karzącemu Bogu, ze wszystkich sił się starają praktykować cnoty Boskie, znoszą cierpliwie ściganie doznawane ze strony Boga i wszystkich stworzeń — jak często tacy ludzie powinni przystępować do Stołu Pańskiego?

Jeśli zauważysz, że kara Boża staje się bardziej odczuwalna, że znosisz ją z większą łagodnością i cierpliwością, że wzrasta w tobie miłość Boża, wygasa natomiast pragnienie rzeczy stworzonych, że większa w tobie się staje bojaźń Boża, nie ma wówczas pożyteczniejszej praktyki nad przyjmowanie czcigodnego Ciała Pańskiego. Lecz jak często? Na ten temat tak mówi św. Ambroży: jest to nasz chleb powszedni.
Gdzież jednak można znaleźć kapłana, który by go nam dawał codziennie? Gdyby ci jakiś kapłan go odmówił, staraj się znosić to z poddaniem się (woli Bożej) i w pokoju, rozważaj własną nicość i bądź pewny, że otrzymasz Ciało Pańskie w sposób duchowy i może nawet z większym pożytkiem, niż gdybyś je przyjął sakramentalnie; będziesz je wtedy otrzymywał duchowo. Kto Mnie pożywa, trwa we Mnie, a Ja w nim.
Jest to pierwszy stopień. Są jeszcze jednak dwa inne, znacznie wyższe. Jeden z nich obejmuje poznanie i odczuwanie, w drugim jest tylko odczuwanie. Pierwszy polega na czystym oderwaniu i wyrzeczeniu się wszystkiego, co związane jest z naszą wolną wolą i własnym ja. Drugi na wewnętrznej trwodze, będącej następstwem poprzedniego wyrzeczenia się (siebie samego). Im bardziej był w człowieku zakorzeniony duch posiadania, im bardziej on na sobie polegał, im więcej rzeczy przypisywał sobie samemu, tym bardziej gorzka, trudniejsza i silniejsza będzie ta trwoga. Im dokładniej będzie strawiony jakiś pokarm, w tym większym stopniu straci swą własną naturę. Jeśli chcesz znaleźć się w najgłębszym wnętrzu Boga i w Niego zostać przemieniony, musisz się wyrzec siebie samego, swojej własności, swoich skłonności, wszelkiego działania, wszelkich roszczeń, krótko mówiąc: wszystkich dotychczasowych form posiadania siebie. Jest to niezbędne minimum.

Dwa byty i dwie formy nie mogą być równocześnie na tym samym miejscu. Jeśli ma się pojawić ciepło, musi ustąpić zimno. Ma wejść Bóg? Zniknąć musi stworzenie i wszelka własność. Żeby mógł w tobie naprawdę działać Bóg, musisz się znaleźć w stanie zupełnej bierności, wszystkie twoje władze muszą się wyzbyć swego działania i sprawności, trwać w samowyrzeczeniu, bez własnej ich mocy, w czystej bezwzględnej nicości.

Im głębsze to samounicestwienie, tym bardziej istotowe i rzeczywiste zjednoczenie. I gdyby ta nicość okazała się tak istotowa i czysta, jak w duszy naszego Pana, Jezusa Chrystusa, gdyby człowiek mógł to osiągnąć (wiemy, że jest to niemożliwe), także zjednoczenie z Bogiem byłoby równie wielkie jak w Jezusie Chrystusie. Ile wyrzeczenia, tyle przebóstwienia. Jeśli Bóg ma naprawdę mówić do ciebie, zamilknąć muszą wszystkie twoje władze. Nie chodzi o działanie, lecz o niedziałanie. Jeśli pokarm cielesny ma się zamienić w naturę człowieka, musi on przede wszystkim stracić swoją własną naturę, stać się zupełnie inny i do siebie niepodobny.
Najwięcej szkód powoduje tu włączanie się ludzkiego rozumu. Zamiast się usunąć, chce on współdziałać i wiedzieć, co się tu dokonuje. Ach, wystrzegaj się tego! Gdybyś zauważył, że Najświętszy Sakrament pomaga ci w tym ogołoceniu, mógłbyś go przyjmować dwa lub trzy razy w tygodniu, a nawet codziennie; nie powinieneś jednak biec do Stołu Pańskiego jedynie pod wpływem wielkiego głodu, lecz tylko wtedy gdy widzisz, że dopomaga ci on do ogołocenia.
W następstwie ogołocenia, człowieka znajdującego się w tym stanie ogarnia nieznośna trwoga, tak wielka, że cały świat wydaje mu się zbyt ciasny. Natura ludzka podlega uciskowi i presji, człowiek odczuwa jakąś dziwną trwogę, tak że nie wie, co się z nim dzieje. Powiem ci, czego doświadczasz. Przyczynę tego stanu stanowi twoje ogołocenie; nie chcesz obumrzeć dobrowolnie. Sprawdzają się tu słowa św. Pawła: Będziecie głosić śmierć Pańską, aż przyjdzie (1 Kor 11,26). Głoszenie to dokonuje się nie przez słowa czy myśli, lecz przez obumieranie, przez ogołacanie się mocą Jego śmierci.
Na tym etapie postęp twój hamują trzy rzeczy, których musisz się wyzbyć: Ciało naszego Pana, Słowo Boże i twoje własne praktyki pobożne; tutaj bowiem jakakolwiek pomoc jest ci przeszkodą. Gdybyś tak mógł zatrzymać się na tym etapie i nie ubiegać za rzeczami zewnętrznymi, to by było dla ciebie korzystniejsze i lepsze niż wszelkie działanie. Ale wy tego nie chcecie, zamiast tego biegacie od jednego mistrza do drugiego. Gdybyście umieli zachować spokój, narodziłby się w was prawdziwy byt.

Zahamowania, jakie tu mają miejsce, są niewyrażalne w słowach. Jest to przede wszystkim umieranie zapobiegliwej natury, która tak chętnie pozbyłaby się trwogi. Następnie pojawia się rozum szukający jakiegoś przedmiotu dla swego działania. Wreszcie twój własny rozsądek, który pyta: Czym się zajmujesz? inaczej powinieneś postąpić, marnujesz tylko czas, powinieneś rozmyślać i modlić się! Potem zjawia się Nieprzyjaciel i pyta: Dlaczego tu siedzisz? powinieneś wykonywać jakieś duchowe ćwiczenie; wstawaj, tracisz tylko czas, zrób ten czy inny dobry uczynek! Przychodzą wreszcie niewyrobieni ludzie i mówią: Dlaczego siedzisz tu, zamiast słuchać słowa Bożego?

Wszystko to są psy myśliwskie, a ty sam stajesz się jednym z nich, szczekasz sam na siebie i mówisz: Powinieneś szukać pomocy u Stołu Pańskiego!
W tym stanie nie powinieneś szukać żadnej pomocy. Gdybyś z tym przyszedł do mnie, a ja znałbym twój stan, i gdybyś mnie prosił o Ciało Pańskie, zapytałbym cię, kto cię do mnie przysłał: Bóg, twoja natura, dla której szukasz pomocy, czy też przyzwyczajenie. Gdybym znalazł u ciebie dwa ostatnie motywy, nie dałbym ci Ciała Pańskiego, chyba że natura twoja byłaby zbyt słaba, żeby bez pomocy znosić ten ucisk; w tym wypadku mógłbyś dwa lub trzy razy w tygodniu przystępować do Stołu Pańskiego — nie po to żeby się od tej trwogi uwolnić, lecz by ją lepiej znosić. Ale nawet i wtedy tylko pod warunkiem, że to nie usunie całkowicie twojej trwogi.
Wiedz, że prawdziwe narodzenie Boga w tobie tylko wtedy będzie możliwe, gdy poprzedzi je ta trwoga. Wszystko, co cię od niej uwalnia, w tobie się rodzi, a odbiera ci to narodzenie (Boga), które nastąpiłoby w tobie, gdybyś tę trwogę znosił aż do końca. Ludzka natura prędzej zaryzykuje pielgrzymkę do Rzymu niż do końca zniesie tę trwogę, a przecież to byłoby lepsze niż wszystko inne, co mógłbyś zamiast tego uczynić. Lepiej jest bowiem cierpieć niż działać. Ty jednak wracasz myślami do tej słodyczy, jaką niekiedy odczuwałeś przyjmując Ciało Pańskie, do duchowych przysmaków i do słowa Bożego; a biedna natura miota się i chciałaby to wszystko na nowo otrzymywać.
Moi drodzy! Zrozumcie mnie dobrze i nie mówcie, że zabroniłem wam Sakramentu i słowa Bożego! Ależ nie! Przeciwnie. Na pierwszych dwóch stopniach prawdziwemu żywemu postępowi nic bardziej nie służy jak Najświętszy Sakrament i słowo Boże. Na trzecim jednak stopniu wszelka pomoc staje się przeszkodą. A jeśli człowiek szuka takiej pomocy, postępuje tak, jakby odwracał się do Boga plecami i mówił: Nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia, chcę się rozejrzeć gdzie indziej. Dla naszego Pana jest to tak, jakby Go ponownie ukrzyżowano, ponieważ nie może On dokonać w tobie swego dzieła. O, jak wielkie, niezmierne dobro niszczysz w ten sposób!

A teraz wróćmy do słów św. Bernarda. Ach, kiedyż się skończy to cierpienie? Jakiż będzie kres tych, którzy żyją w tym ogołoceniu i ucisku? Ach, drodzy moi! Jakże rozkoszny będzie to kres! Zostaną oni przekształceni i zjednoczeni z Bogiem. Zapewnia nas o tym św. Paweł, szlachetny książę Kościoła, który naukę zdobywał w szkole Prawdy, w szkole trzeciego nieba, w zwierciadle Boskiej Prawdy. Mówi on: Wszyscy my upodobnimy się do tego samego obrazu (Pana), coraz bardziej jaśniejąc (2 Kor 3,18). W jaki sposób Duch przyciąga człowieka i przemienia go w siebie (zgodnie z tym, co On sam powiedział św. Augustynowi: ty się przemienisz we Mnie), jak dokonuje się ta przemiana, wiedzieć mogą tylko ci, którzy sami to przeżyli. Może się to dokonać tylko pod warunkiem pełnego wyrzeczenia i zdania się na Boga.

Ludziom, którzy znajdują się jeszcze na etapie praktyk właściwych początkującym, zdarzają się, jakby w nadprzyrodzonym spojrzeniu, przebłyski tej przemiany; ma to miejsce może raz albo nawet więcej razy w tygodniu, zależnie od tego, jak Bóg im daje i jak oni ten dar przyjmują — czasem z jasną świadomością tego, a czasem bez niej i w ciemności. W tym stanie duszy niektórzy z nich otrzymują dotknięcie raniącej miłości, a innych porywa i ujarzmia miłość zniewolona. Tego co się w tej niewoli dzieje lepiej jest doświadczać niż o tym mówić; ludzie tacy stają się bardziej rozważni i uporządkowani niż wszyscy inni.

Niech nam wszystkim Bóg dopomoże to osiągnąć. Amen.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:08, 14 Cze 2021    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]


Scriptum est fn Johanne: Caro mea vere est cibus, songuis meus vere est potus.
Św. Jan pisze: Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem. (J 6,56)


Trzecie kazanie o Najświętszym Sakramencie mówi o jego godności i wartości, oraz o przygotowaniu się do jego przyjęcia. Znajdujemy tu wzniosie myśli, dostępne jedynie czystej, prostej i żywej wierze.

Im więcej człowiek otrzymuje łask, tym większym staje się dłużnikiem Boga i tym większą powinien Mu okazywać wdzięczność, chwaląc Go, wysławiając i służąc Mu. Otóż wszystkie ćwiczenia pobożne, wszystkie dary i łaski, są tylko drogą do Boga i przygotowaniem prowadzącym do Niego i Weń wprowadzającym. Dar Ciała Pańskiego jest natomiast celem i nagrodą. Jest to sam Bóg, bezpośrednio i bez rozróżnień. Sam On daje się człowiekowi. Nie pod osłoną figury czy podobieństwa, lecz bezpośrednio, a łączy się z nim w sposób prosty, bez jakiegokolwiek przemieszania.
Zaprawdę jest to dar czcigodny, wyższy nad wszystko, co istnieje, to święto przewyższa wszelkie inne. W Wielki Czwartek nie sposób uczcić go jak należy, gdyż zbyt blisko jest Wielkanoc. Z powodu naszej słabości oraz wielkości Ciała Pańskiego nie jesteśmy też w stanie należycie go przeżyć. Zaradził temu Kościół święty, ustanawiając drugie święto, ażebyśmy powtórnie, z całą mocą i miłością, zbliżyli się do tego cudownego dzieła, rozważali je, angażując w to wszystkie nasze zdolności i całą siłę naszego uczucia, wielbili je z wdzięcznością i miłością, usiłując wznieść się tak wysoko, jak tylko zezwoli nam słabość naszej natury.
Wróćmy jednak do słów (Pisma Świętego): Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem. Ci którzy na tę świętą ucztę patrzą tylko z zewnątrz, przez zmysły, widzą w niej wyłącznie pokarm i napój, chleb i wino. Nie kosztują i nie znają wcale ukrytego w niej szlachetnego owocu i niewysłowionej słodyczy. Inne potrawy przyjmowane przez człowieka, rozważane same w sobie, są pospolite, martwe i bezwartościowe i dopiero w człowieku znajdują życie i nabierają szlachetności. Ten szlachetny pokarm przeciwnie: żyje, sam on jest kwintesencją życia, a wszyscy którzy się nim rozkoszują i posilają, będą żyć wiecznie, według słów samego Pana: Kto pożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, będzie miał życie wieczne (J 6,55). Gdy to powiedział, wielu Jego przyjaciół opuściło Go, ponieważ nie rozumieli Jego słów i mówili: Któż może słuchać takich słów? Pojmowali oni te słowa tylko zmysłami i dlatego opuścili Go. Otóż dar ten wznosi się wysoko ponad zmysły. Karmiący i sam pokarm są tutaj jednym.



O wielkiej godności tego pokarmu można by tu powiedzieć trzy rzeczy: najpierw należałoby powiedzieć o niezwykłej godności tej potrawy, następnie o wielkiej i niepojętej korzyści, jaką jej działanie daje tym, którzy ją pożywają, wreszcie o należytym przygotowaniu się do jej przyjęcia. O tym wszystkim chętnie wam powiem, jeśli tylko Bóg da mi potrzebną po temu łaskę.
Nie mogę jednak wyobrazić sobie ani pojąć, jakimi słowami mam opowiadać o sprawach tak wzniosłych, przedziwnych, tajemnych i nieocenionych. Są one przecież niewyrażalne i wykraczają daleko poza wszelką myśl i zrozumienie ludzi, aniołów oraz wszystkich stworzeń w niebie i na ziemi. Gdyby wśród nas znalazł się człowiek całkowicie czysty i w całym tego słowa znaczeniu wewnętrzny, mógłby on mieć doświadczalne, rozkoszne poznanie istotowe1 tej tajemnicy, nie potrafiłby on jednak wyrazić go w słowach ani podzielić się swoją wiedzą. Co więcej, on sam nie mógłby jej poznać zmysłami ani rozumem.
Niestety, wśród ludzi noszących szaty duchowne, wielu jest takich, którzy przez cały swój żywot, od dzieciństwa aż do starości, polegają wyłącznie na sobie, prowadzą życie zmysłowe, oddają się różnorakiej działalności, zmieniając co chwila zajęcia, przechodząc od jednego do drugiego. Tacy nie mogą nic wiedzieć o bogactwie (tego Sakramentu). Nie mogą kosztować ani doświadczać tego cennego szlachetnego skarbu, ponieważ poznanie ich nie wykracza poza wrażenia zmysłowe. Ci zaś którzy chcą naprawdę doświadczyć tej niewyrażalnej i niepojętej szlachetności (świętej uczty), muszą być od wszystkiego oderwani, bierni, wewnętrznie uporządkowani i skupieni.
Wbrew mniemaniu wielu nie należy jednak rozumieć tego w ten sposób, jakoby niezbędnym warunkiem dojścia do tego (stanu) była całkowita rezygnacja z wszystkiego, wyrzeczenie się wszystkich posiadanych rzeczy i prowadzenie życia w zupełnym odosobnieniu. A jeśli się im to nie udaje, ludzie ci zawracają z tej drogi i dają za wygraną.
Ty tak nie postępuj! Nie rezygnuj zbyt łatwo z tego najlepszego i najczystszego dobra, tak jakby chodziło o rzecz nieosiągalną. Jeśli tylko włożysz w to całą swoją gorliwość, znajdziesz Boga i szlachetne czyste Dobro, niezależnie od sytuacji i stanu, w jakim się znajdujesz. Musisz jednak pilnie czuwać nad sobą, przyglądać się sobie, badać swe wnętrze w mnóstwie (swoich zajęć), w zewnętrznej postawie i uczynkach, w obcowaniu z ludźmi, we wszystkim, co będziesz czynił i czego zaniechasz. We wszystkich zajęciach zewnętrznych większa twoja część powinna być skierowana ku wnętrzu, wybiegać naprzód i zazierać doń. W chwilach bezczynności, wolnych od zajęć, należy wewnętrznie koncentrować i zespalać wszystkie części, władze i zmysły i pogrążać się w głębi.

Drodzy moi, o tej niewyrażalnej szlachetności nie potrafimy mówić. Nie zdołalibyśmy jej też pojąć. Znajdźcie mi człowieka w jego naturalnej szlachetności, w czystości właściwej Adamowi w raju, w stanie natury nie obdarzonej żadną łaską — w stanie czystej natury. Człowiek ten byłby tak jasny i czysty, tak urzekający i bogaty w Boże dary, że nikt nie zdołałby zrozumieć ani ogarnąć umysłem jego czystości. Jakże więc rozum mógłby pojąć transcendentną przepaść, w której rozkoszny ten pokarm zespala się w cudowny sposób z człowiekiem, przyciąga go całego ku sobie i w siebie przemienia. Zjednoczenie to jest głębsze aniżeli wszelka jedność, jaką może sobie wyobrazić ludzki rozum, daleko wyższe nad przemianą małej kropli wody rozpływającej sią i zatracającej w kufie wina, doskonalsze niż jedność słońca z jego własnym blaskiem lub duszy z ciałem, które razem tworzą jednego człowieka i jeden byt. W zjednoczeniu tym duch ludzki zostaje pociągnięty i wyniesiony ponad własną słabość, ponad swój stan naturalny i różnicą zostaje oczyszczony, przemieniony i wyniesiony ponad wszystkie swoje władze, ponad siebie samego i ponad swoje istnienie indywidualne; całe jego działanie i byt przenika Bóg. Zostaje on przemieniony i ukształtowany na wzór bytu Bożego. W tym momencie w pełni się dokonuje prawdziwe narodzenie, duch ludzki zatraca wszelkie (właściwe mu jeszcze) podobieństwo do Boga i zatapia sią w Bożej jedności.



W ten sam sposób ogień działa na drzewo: pozbawia go wilgotności, zieloności i jego własnej pospolitej formy, zagrzewając je, rozpalając i upodabniając do siebie. Im bardziej drzewo zbliża sią do podobieństwa, w tym większym stopniu zatraca różnicę i stopniowo, w niedługim czasie, ogień niszczy materię drzewa; staje się ono ogniem i nie można już mówić o podobieństwie i różnicy. Stało się ono ogniem i nie ma nic swego własnego, stanowiąc z nim jedno. W jedności znika podobieństwo.
W taki właśnie sposób ten szlachetny pokarm ze stanu różnicy (względem Boga), wprowadza ducha w podobieństwo, następnie zaś z podobieństwa przenosi w stan pewnej jedności z Bogiem. Dokonuje się to w duchu przemienionym, który utracił podobieństwo i różnicę. Człowiek, któremu Boski żar odjął w ogniu miłości wszelką wilgotność, pospolitość i różnicę, w momencie przyjmowania tego pokarmu zatraca się w Bóstwie. To właśnie Pan nasz powiedział św. Augustynowi: jestem pokarmem dorosłych, rośnij i pożywaj Mnie, a nie ty przemienisz Mnie w siebie, lecz Ja ciebie przemienię całkowicie w siebie.
Zanim jednak, drogie dzieci, to nastąpi, ludzka natura doświadczyć musi niejednej śmierci. Bóg prowadzi człowieka wieloma dzikimi, pustynnymi i nieznanymi drogami, pociąga go w ten sposób ku sobie i uczy umierania. O, jak szlachetne, owocne i cudownie rozkoszne życie budzi się w tym umieraniu! Jakże wzniosłym, niezgłębionym i czystym dobrem jest umiejętność tego umierania!

Widzicie przecież, że nasz pokarm cielesny, chleb, wino i wszystko co jemy, musi umrzeć sobie i ulec rozkładowi i dopiero wtedy nasza natura będzie mogła go przyjąć i ze sobą zespolić. Wymaga to niejednej śmierci. Zanim pokarm przedostanie się do żołądka, musi zostać doprowadzony do całkowitego zniszczenia i rozkładu, tam zaś następuje nowe jego zniszczenie i dopiero wówczas może on dotrzeć do serca, wątroby i głowy i zespolić się ze zmysłami, a wreszcie stać się rozumnym. W tym stanie pokarm jest do tego stopnia niepodobny (do swej dawnej formy), że nawet najbystrzejsze i najbardziej przenikliwe oko ani jakikolwiek inny zmysł nie potrafi rozpoznać, że (pierwotnie) był to pokarm. Owszem, przybiera on postać tak subtelną, że żaden zmysł nie zdoła odkryć, gdzie są i działają jego lotne części; można się tego domyślać, ale nie da się stwierdzić zmysłami.

W jeszcze mniejszej mierze da się zrozumieć i prześledzić proces zanikania ludzkiego ducha w Bożej jedności, w której zatraca się on do tego stopnia, że żaden umysł nie potrafi rozpoznać, czy był on (duch) kiedyś stworzeniem. Ludzie nierozumni i szaleni pojmują to na sposób cielesny. Twierdzą, że zostali oni przemienieni w Boską naturę; jest to nieszczęsna, w błąd wprowadzająca herezja. Nawet w stanie najwyższego, najściślejszego i najgłębszego zjednoczenia z Bogiem Boska natura i Boski byt pozostają całkowicie transcendentne. Duch ludzki zbliża się wtedy do Boskiej otchłani, żadne stworzenie tam jednak nigdy nie dotrze. Nie ma umysłu tak wnikliwego, który mógłby zrozumieć przedziwne koleje potrawy cielesnej albo szlachetność natury, jakże więc chcesz zbliżyć się do tej tajemnej otchłani, którą ten święty pokarm stwarza we wnętrzu, w najgłębszej sferze przemienionego ducha, podczas gdy biedny człowiek zewnętrzny jest we wszystkim leniwy, ospały i nieporadny. To coś niezgłębionego. Zaprzestańcie więc gadaniny, komentarzy i dyskusji na ten temat. Bo to tajemnica ukryta w przemienionym duchu, w głębi i w Bogu.



Otóż niektórzy skupiają się trzy lub cztery razy na dzień i pełni wzniosłych idei oddają się modlitwie, dobrze się przy tym czują, doznają pociech i słodyczy, przekonani, że we wszystkim postąpili jak należy oraz że niczego nie można im zarzucić. W rzeczywistości są jeszcze niezmiernie daleko od celu. Jesteśmy stworzeni, powołani i zaproszeni do rzeczy nieskończenie wielkich i wierny Bóg ma nam bardzo za złe, jeśli zadowalamy się tak małymi; niczego bowiem nie daje On z tak wielką hojnością i gotowością jak siebie samego, udzielając się przeobficie oraz w sposób najwznioślejszy i najszlachetniejszy. Dlatego za każdym razem, gdy otrzymujemy ten dar, powinniśmy się wyrywać i wznosić ku Bogu wszystkimi naszymi zmysłami, władzami i sercem, całą tęsknotą i udręką. Powinniśmy maksymalnie poszerzyć możliwości naszego ciała i duszy, tak by nie zadowalało nas już nic mniejszego od Boga. A czynić to powinniśmy nie na sposób zmysłowy i wyobrażeniowy, lecz nadprzyrodzony. Podążajmy nieustannie w kierunku tej Boskiej otchłani, bo nigdy nie będziemy tak blisko i wysoko, żebyśmy nie mogli znaleźć się jeszcze bliżej i wyżej.
O, jak niezmierne straty ponoszą liczni ludzie, u których wszystko to pozostaje w zmysłach i władzach niższych, którzy wszystko to pojmują na sposób zmysłowy. Nie czynią oni postępów i nie dochodzą do niczego. Gdyby pokarm cielesny pozostawał w żołądku i nie przenikał dalej, by napełnić serce, głowę i członki, natura ludzka byłaby skazana na obumarcie, a pokarm pozostawałby bezużyteczny. Tak samo jest z ludźmi, którzy Boga przyjmują tylko w sferze władz niższych, w zmysłach i myślach, nie dopuszczając Go dalej. Żaden z nich nie dotrze do tego czystego Dobra, do którego wezwał nas i zaprosił Bóg za pośrednictwem wzniosłego i szlachetnego cielesnego pokarmu — chyba że głębia człowieka wszystkimi władzami, niższymi i wyższymi, zwiąże się z Bogiem i Jemu się z całą mocą powierzy w sposób całkowicie przewyższający wszelkie możliwości naturalne, z wiarą czystą, prostą i żywą, a nie tylko wyuczoną i nabytą, nie rzucającą światła na życie. Kiedy Bóstwo Boga widzi, że człowiek nie może już iść dalej, przychodzi do niego i działa potajemnie, bez wiedzy ludzkiej natury, i wyprowadza go ponad jego naturą ł przyrodzone właściwości.



Na tym etapie życia wewnętrznego ta Boża pomoc jest dla człowieka najpewniejsza, najbliższa, najbardziej realna i namacalna w tym właśnie szlachetnym czcigodnym Sakramencie, w którym Bóg udziela się człowiekowi substancjalnie, osobowo, właściwie i realnie. Dlatego wszyscy, którzy odczuwają w sobie miłość i pragnienie dotarcia do najwyższego stopnia prawdy, powinni tak postępować, by mogli w stosownym czasie przyjmować ten żywy pokarm. A jeśli spostrzegą, że przyczynia się to do ich postępu i wzrostu w miłości, nie powodując równocześnie najmniejszego uszczerbku dla czci i szacunku, ten święty posiłek będzie dla nich tym pożyteczniejszy i bardziej owocny, im częściej będą przystępować do Stołu Pańskiego.

Sw. Augustyn mówi o tym zupełnie otwarcie: Jeśli dla tych, którzy odczuwają w sobie ten wzrost i postęp oraz miłość i tęsknotę za Ciałem Pańskim jest rzeczą dobrą przyjmować je w pewnych określonych terminach, dlaczego nie miałoby być dla nich owocne codzienne przystępowanie do Stołu Pańskiego?
To bowiem co czyni nas godnymi, nie pochodzi żadną miarą z ludzkich uczynków i z naszych zasług, lecz tylko z łaski i zasług Pana naszego, Jezusa Chrystusa, jako czyste wylanie na nas daru Bożego. A jeśli może się to zdarzyć raz w roku, miesiącu lub tygodniu, dlaczego łaska ta nie miałaby być naszym udziałem codziennie, skoro tylko jakiś szlachetny człowiek pragnie tego i ze swej strony czyni wszystko, co leży w jego mocy?
A musicie wiedzieć, że dla ludzi dążących do doskonałości nie znam drogi pewniejszej, bardziej urzekającej, krótszej i skuteczniejszej, toteż wszystkim moim przyjaciołom śmiem zalecić ją bez wahania, jeśli tylko stwierdzają i odczuwają, że nie zmniejsza się ich szacunek, że rosną i powiększają się ich miłość i pobożność. Nic tak bardzo i tak dobrze nie przygotowuje materii do przemiany w ogień, jak zbliżenie do niego i wystawienie na coraz silniejsze nagrzewanie. Choćby materia ta była zupełnie wilgotna, może to być nawet kamień lub stal, jeśli tylko znajdzie się w pobliżu ognia, ten będzie oddziaływał na nią i upodabniał do siebie i albo ją pochłonie całkowicie, przemieniając w siebie, albo też uczyni zeń materiał łatwopalny. Tak samo i człowiek: żeby nie wiedzieć jak był zepsuty, zatwardziały, przesiąknięty grzechami i skłonny do złego — obojętne, czy będzie to pogoń za światem jako takim czy uleganie jakiemuś konkretnemu stworzeniu — jeśli tylko będzie chciał do tego Boskiego ognia zbliżać się często ze szczerą pobożnością i czystą intencją i czynić wszystko, co leży w jego mocy, nie może tam, w pobliżu, pozostać, żeby jego oschłe, kamienne i twarde jak stal serce nie rozgrzało się, nie zmiękło, nie rozpaliło się i nie przebóstwiło.

Najlepszym i najdoskonalszym przygotowaniem (do tego świętego posiłku) jest sam Bóg. Gdyby nazajutrz wypadało jakieś wielkie święto, do którego chciałbym się możliwie najlepiej przygotować, najdoskonalszym i najbardziej bezpośrednim sposobem byłoby pobożne przyjęcie czcigodnego Boga w Najświętszym Sakramencie. Jakież mogłoby być lepsze, pełniejsze miłości, bardziej święte i Boże przygotowanie do przyjęcia Boga, niż dokonane przez Niego samego? Jak mógłbyś łatwiej usunąć swoją rażącą niedoskonałość i starego grzesznego człowieka, jak odnowić własną naturę, obyczaje i całą swoją postawę, jak przeżyć nowy chrzest i powtórne narodzenie, jeśli nie przez przyjęcie prawdziwego Syna Bożego, Jego prawdziwego, żywego, Boskiego świętego Ciała, Jego świętej, obmywającej (twoje niedoskonałości) Krwi, Jego świętej duszy, Jego świętego ducha, Jego wezbranego miłością serca, Jego Przedwiecznego Bóstwa, Jego subtelnego człowieczeństwa, Jego Trójcy Świętej, wszystkiego czym On jest, co ma i co może? Jak można odmówić czegoś najmniejszego temu, komu dano to, co największe? Jakiż dar mógłby się wydać zbyt wielki Temu, kto oddal całkowicie siebie samego? Jego upodobaniem nie jest przebywanie w zupełnej samotności, lecz wśród synów ludzkich, zgodnie z Jego własnymi słowami: Radością moją jest przebywanie z synami ludzkimi (Prz 8,32) — jakby w Moim sercu i w Mojej duszy.

Moi drodzy, wszystko to powiedziałem wam dzięki łasce Bożej, a oto najlepsze z tego, co wyczytałem na ten temat u mistrzów: św. Tomasz mówi, że wszystkie łaski, jakie Pan nasz, Jezus Chrystus, przyniósł całemu światu stając się człowiekiem, daje On każdemu z osobna wraz ze swoim świętym Ciałem. Każdemu z osobna daje On też wszystkie owoce, które zapewniła nam Jego święta śmierć, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie, wywyższenie i szczęśliwość Jego świętego Ciała i Jego świętej duszy oraz Jego Bóstwo. W tych Jego słowach zawiera się wszystko, co tylko można pomyśleć.
A teraz pozwólcie, że posłużę się porównaniem przeznaczonym dla ludzi światowych, którzy są zdolni pojąć coś jedynie za pomocą zmysłowych obrazów. Powiedzmy, że kiedyś żył potężny cesarz, który posiadał wszystkie skarby, władzę, bogactwo, piękność, wiedzę — wszystkie przyjemności pochodzące od ludzi czy innych stworzeń, zgodnie z własnymi życzeniami i pod każdym względem. I oto władca ten przywołuje do siebie najgorszego spośród trędowatych, całego we wrzodach, ślepego i kulawego, i zespala się z nim jednością tak ścisłą, że jego serce, głowa, ręce, nogi i wszystko, czym byłby on wewnętrznie i na zewnątrz, znalazłyby się całkowicie w ciele tego biedaka, tak że członki chorego stałyby się członkami cesarza. Byłaby to miłość naprawdę niezwykła i niezmierna. Otóż zjednoczenie dokonujące się przy Stole Pańskim jest tysiąc razy większe i wyższe niż wszelkie pojęcia. Podobnie miłość Zbawiciela przewyższa wszelkie nasze rozumienie.

Byłoby jeszcze wiele do powiedzenia na temat owoców (tego posiłku w człowieku). Wszystko jednak co powiedziałem, niczym jest wobec tego, co należałoby tu powiedzieć. Prośmy naszego miłego Pana, żeby dał nam to, czego nam brakuje. Amen.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Caro mea vere est cibus, et sanguis meus vere est potus. Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem. (J 6,56)

Czwarte kazanie o Najświętszym Sakramencie mówi o stałych i przejściowych przeszkodach, które człowiekowi uniemożliwiają postęp i z powodu których nie dostępuje on owoców świętej uczty. Wymienione są tu liczne grzechy, stale się powtarzające, mniejsze i większe.


Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem. — Jak zaznaczyłem wczoraj, zamierzałem mówić o godności Sakramentu Ołtarza (mimo że nikt nie potrafi wyrazić jej jak należy), o jego wartości i o przygotowaniu się do niego. Do tej ostatniej sprawy chcę jeszcze dziś wrócić. Chociaż wszystko to przewyższa nasze ludzkie możliwości, możemy coś z tego odgadnąć.

Powiedziałem wam, co mówi na ten temat św. Tomasz — a mianowicie, że całą chwałę, łaskę i szczęśliwość, jakie Pan nasz, Jezus Chrystus, przyniósł całemu światu przez swoje człowieczeństwo, życie i śmierć, mękę, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, daje On każdemu człowiekowi z osobna w spożywaniu tego świętego Ciała. Choćby twoje idee były nie wiem jak głębokie, wzniosłe i wnikliwe, nigdy nie zdołasz wymyślić łaski, która by się nie zawierała w tym sakramencie. Wszystkie ćwiczenia pobożne, jakich człowiek próbuje swoimi własnymi siłami, w porównaniu z nim są niczym; mogą one być Boskie, ale tutaj jest sam Bóg, tutaj przekształcony człowiek zostaje przemieniony w Niego, jak to On sam powiedział św. Augustynowi: Nie Ja przemieniam się w ciebie, lecz ty przemieniasz się całkowicie we Mnie. Wszystko, czego chcesz i czego możesz zapragnąć: pokonanie własnych grzechów, wzrost łaski i cnót. pociechę i miłość — wszystko to znajdziesz tutaj, jeśli tylko dobrze szukasz.


Choćby człowiek żył sto lat i codziennie popełniał sto lub tysiąc grzechów śmiertelnych, to gdy Bóg da mu szczere i głębokie pragnienie porzucenia grzesznego życia i z tym pragnieniem człowiek ten przystąpi do Stołu Pańskiego, wówczas natychmiastowe odpuszczenie wszystkich jego grzechów mocą tego wzniosłego szlachetnego daru będzie dla naszego Pana równie łatwe, jak dla ciebie zdmuchnięcie pyłka z dłoni. A nawrócenie to może być tak głębokie, że usunie zarazem całą karę i pokutę i człowiek taki mógłby zostać wielkim świętym.
Tu, w Kolonii jest dobry zwyczaj częstego przyjmowania Ciała Pańskiego. Są jednak różne sposoby jego przyjmowania. Jedni przyjmują je ustami, ale nie na sposób duchowy, nie — w duszy. Są to ci, którzy jak Judasz przyjmują je w stanie grzechu śmiertelnego. Inni przyjmują je zarazem cieleśnie i duchowo, w duszy, otrzymują przy tym jednak niewiele łaski, owoców i pociech. Są to ci, którzy przyjmują je obciążeni grzechami powszednimi, bez przygotowania i pobożności. Trzecia grupa to ludzie, którzy z tego przyjmowania czerpią wiele świętych owoców i niezmierny pożytek. Inni wreszcie przyjmują je na sposób duchowy, bez przystępowania do Stołu Pańskiego. Są to dobre, czyste serca, które tęsknią za Najświętszym Sakramentem, wtedy kiedy nie mogą go otrzymać. Ci ostatni otrzymują łaskę tego Sakramentu w wyższym może stopniu niż ci, którzy przyjmują go w rzeczywistości — zależy to od ich pragnienia i dyspozycji.

Człowiek sprawiedliwy może przyjmować w ten sposób Komunię ze sto razy dziennie, niezależnie od tego gdzie się znajduje i czy jest chory czy zdrowy. Chociaż Ciała Pańskiego nie powinno się w żadnym wypadku przyjmować w postaci sakramentalnej więcej niż raz na dzień, wolno jednak przyjmować je na sposób duchowy, ze świętym pragnieniem i nabożeństwem, otrzymując przez to niezmierne łaski i wiele owoców. Jeżeli człowiek przyjmuje Najświętszy Sakrament zawsze we właściwej dyspozycji, będzie z tego czerpał korzyść dla swej duszy, jak również dla wieczności, byle tylko za łaską Bożą znalazł się (w godzinie śmierci) bez ciężkiego grzechu. Tacy nigdy jednak nie będą się cieszyć słodkimi zachwytami i niezliczonymi laskami, które można otrzymać. Trwają oni bowiem przy zewnętrznych przejawach, nie docierają do głębi i nie oczyszczają się od swych grzechów powszednich. Przystępują do uczty Pańskiej z sercem oziębłym, odchodzą od niej bez łaski, pozostają opustoszali, bezczynni i oziębli, a z powodu wielkich przeszkód nie czynią postępów.

Jakież to są przeszkody przynoszące ludziom tak niewypowiedziane szkody, że nie otrzymują oni tego drogiego skarbu, który niebo i ziemię napełnia bogactwem, podczas gdy oni sami pozostają puści i próżni, jak to obserwujecie codziennie u wielu. Trzeba to rozumieć w ten sposób: są to grzechy powszednie, one to bowiem oziębiają miłość w jej działaniu, rozpraszają serce i utrudniają pobożność, odbierają święte pociechy i zażyłość między człowiekiem a Bogiem oraz oddalają od Niego. Jeśli nawet grzechy te nie niszczą całkowicie łaski w samej jej istocie, wyrządzają jednak poważne szkody: stwarzają one okazję i bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty łaski i po- padnięcia w grzechy śmiertelne, chociaż same one są tylko grzechami lekkimi.

Te na co dzień spotykane przeszkody, te grzechy, są dwojakiego rodzaju: stałe i okazyjne Jedne i drugie utrudniają dobroczynny wpływ na nas łaski Najświętszego Sakramentu. Zrozumcie dobrze różnicę. Grzechy stałe, popełniane z przyzwyczajenia i dla wielu stanowiące poważną przeszkodę, polegają na tym, że człowiek świadomie i dobrowolnie ulega stworzeniom, czyniąc to z upodobaniem i zadowoleniem, niezależnie od tego, jakie są te ziemskie stworzenia, żywe czy martwe. Nigdy jednak prawdziwym motywem tego postępowania nie jest Bóg.

Moi drodzy, wszystko w czym człowiek znajduje lub szuka zmysłowego zadowolenia, zaliczyć trzeba do grzechów powszednich. Niekiedy są one tak wielkie, że trzeba za nie dziesięć czy nawet więcej lat pokutować w czyśćcu. Tak się bowiem zakorzeniają, że człowiek nie chce z miłości dla Boga wyrzec się stworzeń i przyjemności, jaką w nich znajduje, a w konsekwencji stworzenia zajmują w tym człowieku miejsce Boga, On zaś nie może w nim mieszkać ani działać.

Człowiek musi więc dobrze się przyglądać, co w nim tkwi: jest to być może on sam w nieuporządkowanej do siebie skłonności albo jego rodzina, czy małżonka. Ach, drodzy moi, jakże częsty jest dzisiaj np. ten grzech: każdy chce powiększyć swoje dobra, gromadzi je, przechowuje, a równocześnie jest tak skąpy. Postępują tak zarówno duchowni, jak ludzie żyjący w świecie, nikt nie jest zadowolony z tego, co ma, każdy przemyśliwa, jak mógłby więcej jeszcze zgromadzić. Budują zatem ogromne domy, głupkowato je malują, gromadzą w nich przedziwne rzeczy ku zaspokojeniu zmysłów: srebrne puchary, klejnoty, szaty i kunsztowne meble. W tym znajdują radości, tak usiłują zwrócić na siebie uwagę.
W ten sposób, za pomocą zmysłowych uciech szukanych dla nich samych, utrwalają nawyk popełniania grzechów powszednich. Niekiedy żal im, że mają tak mało rozrywek. Rozglądają się więc za przyjaciółmi, zabawami i płochymi przyjemnościami, w których Boga nie szukają, o Nim nie myślą ani Go też nie znajdują. Ach, moi drodzy, ze względu na straszliwe szkody, wewnętrzne i zewnętrzne — jakże blisko jest to wszystko spokrewnione z grzechem śmiertelnym. Zanim zdążysz pomyśleć, zanim się spostrzeżesz — już jakiś popełniłeś!
Moi drodzy, oto stałe przeszkody, z jakimi bardzo wielu przystępuje do Stołu Pańskiego. Każdy jednak chce pozostać przy swoich nawykach i ani myśli któregoś z nich się wyrzec. Ludzie ci nie odczuwają ani Boga, ani Jego pociech, ale tym się specjalnie nie przejmują. Wracają do przedmiotów swoich przywiązań, do stworzeń, mimo że już czterdzieści czy pięćdziesiąt lat noszą strój duchowny. Otóż wiedzcie, że ich zbawienie w Dniu Ostatecznym jest bardzo niepewne, bo głębia ich przesłonięta jest i przeniknięta świadomym przywiązaniem do stworzeń. Wiedzcie, że ludzie ci nawet nie zdają sobie sprawy ze swojej sytuacji. Znajdują, co prawda, wiele usprawiedliwień: Bez tego nie mogę się obejść, to mi nic nie szkodzi, a tamto też nie. W ten sposób wskazują tym przeszkodom miejsce w sobie, te zaś do tego stopnia zespalają się z ich naturą, że nie mają z ich powodu wyrzutów sumienia i nie zwracają na nie uwagi. Są to ogromne, potężne przeszkody, jakby bastiony skierowane przeciw dziełu Bożemu, które przestają oni sobie uświadamiać, niezależnie od tego co robią. Bo w jakim stopniu człowieka wypełnią stworzenia, w takiej samej mierze musi się od niego oddalić Bóg ze swymi łaskami.

Przejdźmy teraz do grzechów okazyjnych. Człowiek, który je popełnia, nie został opanowany ani zniewolony przez żadne stworzenie, żywe czy martwe. W każdej chwili gotów jest porzucić to, o czym wiedziałby z pewnością, że nie podoba się Bogu, cokolwiek by to było: ludzie, przyjaciele czy majętności. Człowiek nie jest jednak dostatecznie czujny, a z samej swej natury skłonny jest do ulegania wrodzonym słabością, takim jak gniew, pycha, lenistwo, gadulstwo i inne. Gdy tylko nadarza się okazja wykroczeń, do których jest skłonny, łatwo traci miarę: zbyt wiele mówi, pije czy je, albo też wpada w niepohamowaną wesołość lub smutek. Grzechy te, brane same w sobie, mogą być nawet ciężkie, zważywszy jednak, że pochodzą one z ludzkiej słabości lub braku zastanowienia, są nieporównanie mniejszymi przeszkodami (dla działania Bożego) niż grzechy stałe. Choć sam taki nierozważny czyn jest zły, głębia (w tym człowieku) pozostaje czysta.
Gdyby więc człowiek taki pragnął dziś czy jutro przystąpić do Stołu Pańskiego, a nie chciał się wystrzegać tych grzechów, z całą pewnością utrudniłoby to w znacznym stopniu pełne miłości spotkanie w zjednoczeniu, pomniejszałoby ufność, rodziło zamęt i rozdwojenie w sercu, a w następstwie tego on nie byłby zdolny otrzymywać w swym wnętrzu strumienia miłości i promiennego światła.
Jeśli zatem człowiek popełnił poprzedniego dnia taki grzech bez pełnego przyzwolenia i jeśli oczyścił się z niego gorzkim żalem, grzech ten byłby dla niego mniejszą przeszkodą przyjęcia Komunii, aniżeli gdyby go popełnił dzisiaj. Gorycz bowiem i ucisk wewnętrzny, jakich doznajesz przy jego rozważaniu, usuwają znaczną część grzechowej rdzy.

Gdyby jednak człowiek dzisiaj znowu, z braku dostatecznej czujności, uległ rozproszeniu z powodu gadulstwa, marnowania czasu lub nadmiernej aktywności, byłoby to poważniejszym utrudnieniem w przystąpieniu do Komunii, jako że do poprzedniej przeszkody dołączyła się nowa. Z powodu takich rzeczy nie powinien jednak rezygnować (z przystępowania do Stołu Pańskiego). Jeśli w tym stanie przyjmuje Najświętszy Sakrament, nie popełnia przez to grzechu, pod warunkiem jednak, że cierpi z powodu takich przewinień; następnego dnia może ponowić próbę poprawy.
Do niewłaściwego postępowania może prowadzić również cielesna natura, kiedy np. człowiek zbyt wiele albo zbyt mało spał lub jadł. Niekiedy można zjeść tylko troszeczkę i zobaczyć, czy natura to zniesie.
Moi drodzy, miejsce, do którego Bóg chce wejść i rozlać swoją niewysłowioną świętość, musi być bezwzględnie czyste. Takie to są przeszkody utrudniające nam otrzymanie tego szlachetnego, w świętej uczcie ukrytego skarbu.

Nawet ludzie dobrzy i czyści bywają często leniwi i senni, dzieje się to jednak wbrew ich woli, odczuwają większą potrzebę snu, niżby chcieli; również oni nie powinni się z tego powodu powstrzymywać od przyjmowania Świętego Posiłku. Istnieją też inne jeszcze przeszkody: niektórzy szukają jedynie własnego zadowolenia: pociech, pewności, dobrego samopoczucia, a jeśli tego nie znajdą, nie przystępują do Stołu Pańskiego. W rzeczywistości myślą oni więcej o sobie niż o Bogu. Ludzi takich Bóg często pozostawia ich własnemu losowi, zsyłając na nich potężne, wewnętrzne i zewnętrzne ciosy. Nawiedza ich wewnętrzna trwoga, wydaje się im, że znoszą męki piekła. A jeśli Bóg nie ześle na nich żadnego z tych doświadczeń, bądźcie pewni, że oczekują ich wówczas straszliwe kary w czyśćcu. Ludzie tacy nie czynią postępów, w tym roku są dokładnie tacy sami jak w poprzednim; niczego się po nich nie można spodziewać.

Zdarzają się jednak również ludzie dobrzy, którzy są do tego stopnia opanowani niezrozumiałym lękiem, że nie ośmielają się przystępować do Stołu Pańskiego, jeśli nie odczuwają w sobie żarliwości lub wyraźnego działania Bożego. Nie ma w nich żadnej przeszkody, a mimo to również oni stoją w miejscu.
Ci natomiast, którzy mają czystą głębię i czystą intencję oraz szukają Boga, otrzymują szlachetny owoc (świętej uczty) w stopniu najwyższym. Nie oddalają się oni od Boga, bez względu na to czy daje On czy odbiera, ufają Mu i wierzą, zarówno w dobrobycie, jak i w niedostatku. Tacy rodzą się w Bogu, a Bóg w nich. Jeśli natrafią na jakąś przeszkodę, wewnętrzną czy zewnętrzną, natychmiast się od niej odwracają i nie tracą czas u na narzekanie, kochają Boga i Jego tylko pragną. W Nim się zatapiają, nie patrzą na Jego dary, lecz na Niego samego. Wszystko od Niego przyjmują i Jemu na powrót oddają. W tych ludziach Najświętszy Sakrament dokonuje szlachetnej cudownej przemiany. Dla nich jest on najbliższą i najkrótszą drogą.
Człowiek taki mógłby przystąpić do Stołu Pańskiego z tak wielką pobożnością, że gdyby teraz był na stopniu prowadzącym do najniższego chóru aniołów, byłby w stanie przez tę jedną Komunię znaleźć się w drugim, trzecim, a nawet czwartym chórze anielskim1. A jeśliby do Stołu Pańskiego przystępował często, mógłby tą drogą wznieść się aż do najwyższego chóru anielskiego, a nawet ponad cherubinów i serafinów i powyżej całej anielskiej natury. Nie tego jednak powinien szukać człowiek, lecz tylko najdroższej woli i chwały Bożej. Przedziwne rzeczy, które sakrament ten sprawia w czystej głębi, wyniesienie oczyszczonego człowieka ponad niego samego i ponad wszystko co ludzkie, sposób, w jaki człowiek zostaje pociągnięty do Boga i z Nim zjednoczony — wszystko to przewyższa wszelkie możliwości poznawcze ludzi i aniołów.

Jeśli jakiś szlachetny i czysty człowiek nie może otrzymać tego daru na sposób sakramentalny, niech poprzestanie na duchowym jego przyjmowaniu. Niech czyni to przynajmniej raz na dzień, bez względu na to, gdzie się znajduje, czy bierze udział we mszy św. czy też nie, czy jest chory czy zdrowy.

Ach, moi drodzy, jak przedziwnych rzeczy moglibyśmy dokonywać, gdybyśmy się zwrócili ku sobie i trwali w tym skupieniu, świadomi obecnej w nas łaski! Wszystko byłoby wówczas w naszej mocy i znaleźlibyśmy w sobie naprawdę Królestwo Boże. Tego jednak nie czynimy, zwracamy się bezładnie na zewnątrz i to w sposób przechodzący wszelką miarę, goniąc za jedną, a po chwili za inną rzeczą. Wy też tak postępujecie: skwapliwie przyszliście tutaj, wysłuchaliście słowa Bożego i natychmiast wszystko zapomnieliście, by pójść za jakimś innym (kaznodzieją), nie wiedząc, coście słyszeli u jednego ani u drugiego; zwracacie się ku rzeczom zewnętrznym, z czego powstaje wiele pożałowania godnego zamętu. Jesteśmy istotami niestałymi, ja i wy, wy i ja, zmiennymi i niestałymi.
Byłem w krajach, gdzie ludzie są mężni, przeżywają głębokie nawrócenia, a potem nie schodzą z raz obranej drogi. Słowo Boże przynosi tam więcej owocu w ciągu jednego roku niż tutaj przez dziesięć lat. Wśród tych wspaniałych ludzi można było zobaczyć rzeczy przedziwne i wielkie łaski. Są też jednak kraje, gdzie ludzie są zupełnie zniewieściali. Cokolwiek by się takim ludziom przydarzyło, nic z tego nie wynika. Niemiło wam będzie usłyszeć, że was to mam na myśli.

Tak, musimy postępować po męsku i zdecydowanie odwrócić się (od stworzeń), w przeciwnym razie niczego nie osiągniemy. Jakie to smutne, że tak nieuważnie obchodzimy się z łaską Bożą! Na taki widok serce mogłoby pęknąć.
W wielu klasztorach (ich mieszkańcy) lubią, niestety, opowiadać sobie nowinki: co ta czy inna, ten czy inny, powiedział lub zrobił; są to głupstewka, od których nie przybywa obrazu Bożego w duszy. Ci natomiast którzy chętnie słuchają i mówią o Bogu, nie mogą podobać się innym i dlatego są przez nich odrzucani. Posłuchajcie mnie i unikajcie takich miejsc i bliskich kontaktów z takimi ludźmi; usiądźcie przy swoim łóżku, otwórzcie serce i czekajcie, aż się objawi wola Boża względem was i za nią idźcie. A jeśli nie wiecie, jaka jest wola Boża, przyjmijcie ode mnie dobrą radę, jak moglibyście się zachować. Jeśli możecie wybierać między dwoma działaniami lub dwoma rodzajami zachowania się, kiedy trzeba coś zrobić lub czegoś zaniechać, a nie wiecie, co lepsze w oczach Bożych, powinniście najpierw zbadać siebie samych, a bezpieczniej będzie wówczas zrobić to, co najbardziej się sprzeciwia waszej naturze. Wybór tego, co najbardziej odpowiada skłonnościom natury, oznacza wejście na drogę najmniej bezpieczną. Bo im bardziej żyjecie według natury i jej zachcianek, tym mniej idziecie za Bogiem i Jego wolą. Im bardziej chcecie żyć według ducha, tym więcej musicie się uczyć umierania naturze.
Oto co miałem wam do powiedzenia o Najświętszym Sakramencie. Pozostaje to jednak daleko w tyle za tym, co chciałbym powiedzieć na temat jego owocności i pożytku dla chwały Boga i radości wszystkich świętych, dla poprawy wszystkich ludzi, dla wielkiego nawrócenia ludzi żyjących w grzechu śmiertelnym i dla uwolnienia dusz z ognia czyśćcowego.
Czytamy, że pewnemu przyjacielowi Boga ukazał się jakiś duch spowity w jasne płomienie, gorejący jak pochodnia, i powiedział mu, że znalazł się w takim stanie, bo okazał niedbałość w przyjmowaniu Ciała Pańskiego; z tej przyczyny cierpi on niewypowiedziane męki. I dodał jeszcze: Czy chcesz raz jeden przyjąć pobożnie w mojej intencji Święty Posiłek? Będzie to dla mnie wielką pomocą. Człowiek ten uczynił to, a kiedy duch następnego dnia znowu mu się ukazał, jaśniał blaskiem większym niż słońce. Jedno jedyne przyjęcie Komunii świętej uwolniło go od nieznośnych mąk i od razu wprowadziło do życia wiecznego.

Niech Bóg wszystkim nam udzieli łaski dobrego życia! Niech nam wszystkim dadzą to Ojciec, Syn i Duch Święty. Amen.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Kazania, homilie, egzegezy biblijne,wykłady, audycje, strony www, fora Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin