Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

,,Milczenie,,

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Literatura
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jaśmina
Dux Ducis ad datorum ordinatrum



Dołączył: 17 Wrz 2019
Posty: 774
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Niemcy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:49, 14 Mar 2020    Temat postu: ,,Milczenie,,

Milczenie

Od osoby żyjącej w nieustannym roztargnieniu milczenie rzeczywiście wymaga znacznej ofiary z jej naturalnych skłonności. Milczenie zmierza do przywrócenia słowu jego pierwotnej siły oddziaływania. Milczenie raczej intensyfikuje, niż osłabia porozumienie. Sprawy ważne powierzamy milczeniu i głębokiemu namysłowi.

„Milczenie jest święte i godne pożądania. Przygotowuje ono na spotkanie z Bogiem, a kiedy Bóg dotyka człowieka, stwarza w nim przestrzeń milczenia” .

Kto nawraca się do Pana i jest pokorny sercem, ten słowem i czynem będzie ćwiczył pokorę Jezusa, mianowicie posłuszeństwo i milczenie, które według Kasjana podporządkowane są pokorze. Mówienie powinno być rozumne. Słowa człowieka, które wypowiada, powinny być przemyślane. Musi być czas ciszy i mówienia, twierdzi Benedykt. „Milczenie jest konieczne, aby ustrzec się przed grzechami języka i nieprzemyślanym mówieniem. Niech każdy nauczy się mówić, co należy, we właściwym czasie i w sposób pozytywny. W klasztorach od początku był przewidziany czas milczenia.

Potrzeba świadomego powstrzymywania się od mówienia. Jezus milczał wówczas, kiedy inni chętnie by protestowali. Zły duch zdradza się przez to, że musi krzyczeć. Jezus nakazuje demonom, aby milczeli. Ludzie duchowi nie powinni wypowiadać złych słów. W słowie wypowiada się cały człowiek.

Zewnętrzny spokój umożliwia rozwój wewnętrzny. Jeden z mędrców powiedział, że milczeć to znaczy pielgrzymować. Nie chodzi o bierne przetrwanie, ale o takie działanie, by nie zgubić się w rzeczach, lecz podążać do wyższego celu. Do tego pobudza Duch Święty. „Duch wyprowadził na pustynię”.

Atmosfera ciszy, pustynne milczenie, gorący powiew i żarliwe tchnienie ducha niech płynie przez każde serce. Benedykt chciał założyć klasztor milczenia i pokoju. Każdy powinien zachować dla siebie przestrzeń ciszy. Nie można osiągnąć celu swego powołania, tzn. kontemplacji Boga inaczej, jak tylko przez milczenie, wytrwałe przebywanie w swojej celi i medytację słowa Bożego.

Według Kasjana cisza, wytrwanie i medytacja to warunki umożliwiające dojście do kontemplacji i modlitwy mistycznej. Szukanie ciszy i milczenia jest podstawową potrzebą człowieka. Medytacja taka nie staje się chrześcijańska tylko przez wewnętrzne uciszenie czy oderwanie od jakiejkolwiek chęci posiadania i panowania, lecz dopiero przez spojrzenie na Jezusa.

Milczenie umożliwia postawę kontemplacji, która otwiera serce i usta nas modlitwę. Mówienie jest wartościowe, gdy wzmacnia wiarę i nie rani miłości.

Nie można uczyć się mówić, nie ucząc się milczenia. Przez milczenie dopuszczamy do objawienia się Ducha w nas i między nami. W taki sam sposób dokonuje się objawienie w nas i pośrodku nas słowa zbawienia i dzieła uzdrowienia. Ważne by o tym pamiętać, że uzdrawia nas nie tylko słowo brzemienne uwielbieniem Boga, ale i milczenie wypełnione Jego obecnością. Wielu ludzi milczy ze strachu. Podobnie jak słowa, tak i milczenie może nas paraliżować i przygnębiać. Z milczenia, którego źródłem jest lęk nie może wyniknąć nic dobrego. Pogłębiamy swój stan niepokoju. Słowa, jakie wyłonią się z milczenia człowieka niespokojnego mogą ranić, sprawiać ból zarówno jemu jak i najbliższym, wprowadzać podziały owocujące przenoszeniem niepokoju.

Spotykamy wielu ludzi „wygadanych”, którzy „przelewają się” w nadmiarze słów. Posługują się słowem dla manipulowania innymi, lub w celu agresywnych odniesień. Chcą podkreślić w taki sposób swoją obecność, która nie sprzyja komunii. Słuszną wydaje się myśl, że ci, którzy nie pielęgnują w sobie wymownego milczenia, w sposób niezwykle dla nas bolesny, zaśmiecają nasze życie. Odkrywamy tym samym jak ogromną rolą jest przywrócenie dobrych relacji między słowem a milczeniem tak, by zarówno jedno jak i drugie miało swój czas i przynosiło owoc. Tam, gdzie jest troska o milczenie i troska o słowo, tam zauważamy niezwykłą komunię, jedność między ciałem a duchem. Niespotykane źródło siły dla ludzkich pragnień, które wnoszą pocieszenie i radość.

Dostrzeganie właściwego czasu na milczenie i na mówienie, a także zachowanie właściwych proporcji między nimi, jest niewątpliwie objawieniem mądrości człowieka, która jest z Boga. Odczucie tego, kiedy pomaga nam mówienie a kiedy milczenie, jest rozeznaniem pragnień Boga żyjącego w nas. Bóg posyła nam swojego Ducha, który sam leczy, wprowadzając w rozwagę, nadając umiar naszej skłonności do wypowiadania się na każdy temat. Czy nie jest tak, że człowieka leczy (jego umysł, serce i duszę) słowo i milczenie? Jedno i drugie mieszka w nas, jedno i drugie prowadzi do źródła mocy, mądrości i miłości. Czas, jaki dajemy słowu, jest czasem dla Pana i czas na milczenie jest również dla Pana.

Nic nie mówimy, gdy nie nosimy w sobie słów „nabrzmiałych” błogosławieniem. Słowo człowieka winno być błogosławieństwem. Pozbawione jego blasku, może nieść niemoc, uzależnienie, zazdrość, poczucie beznadziejności. Nadmiar słów wskazuje na potrzebę milczenia. Do mówienia dojrzewamy przez milczenie, a właściwie słowo w nas dorasta do ujawnienia się w takiej chwili, w której będzie ono najbardziej skuteczne, wydając dobry owoc.

Trzeba być przygotowanym również na to, jak zauważa H. Nouwen, „abym mógł mówić nawet wtedy, gdy moich słów się nie przyjmuje” .

Żeby mowa nasza ”tworzyła nas” oraz tych, do których kierujemy słowa, powinniśmy uczestniczyć w życiu Ducha Pańskiego. Ważne jest to, aby słuchać zanim zaczniemy mówić. To Duch Święty wskazuje, kiedy i co powinniśmy powiedzieć. Wrażliwość na Niego jest przyzwoleniem na Jego prowadzenie. Uczymy się mówić, wypowiadając się w duchu i przez Ducha do Ojca. Słuchamy Boga, aby wiedzieć, co i kiedy powiedzieć, oraz czego nie słuchać i o czym nie mówić z bliskimi nam osobami. Przez to, co mówimy zamieszkuje w nas dobro, lub zło; ma do nas dostęp Jezus lub szatan. Stwarzanie człowieka, jego chodzenie drogami zbawienia dokonuje się przez słowa, które wychodzą z ust jego.

Słowa grzęzną nam w gardle i stajemy się jakby niemi, gdy odczuwamy w sobie i wokół nas strach, atmosferę chłodu, infantylnie skrywanej nieżyczliwości, nieuzasadnionych wobec nas podejrzeń, szeptanych po kątach oskarżeń. Cały ten swojski klimat, jaki wisi w powietrzu i którym jesteśmy zmuszeni oddychać, nie nastraja do mówienia. Boimy się mówić, aby nie zaszkodzić niewypowiedzianym oczekiwaniom. Gdy się odezwiemy, lęk zmusi nas do wyrażenia wewnętrznej atmosfery zagubienia i bólu. Staramy się nie mówić, by nie zdemaskować tego, co jest w nas, a tym samy doprowadzić się do przegranej w oczach innych. I tak zmuszając się do milczenia jesteśmy niemi wobec swoich.

Wypowiadamy układne słowa, które nikomu nie zaszkodzą i nie pomogą. Wpisujemy się w ogólny klimat popierania życia pozornego, ponieważ przypuszczamy, że inne jest niemożliwe. Stajemy się niemi, ponieważ uwierzyliśmy, że nieprawość zwycięża. Utraciliśmy wiarę w moc prawdy, która wyzwala. Dominacja związana z ukrywaniem określonych myśli i odczuć jest tak silna, że wielu z nas nie żyje w świecie, do którego zdeklarował się przez wiarę. Co to wszystko znaczy? Kiedy jesteśmy głusi? Wtedy, gdy słowa, które do nas docierają, nie stwarzają go, nie budzą w nim nadziei i miłości, czułości i łagodności. Jego wewnętrzny słuch umiera, zamyka się przytłoczony lawiną słów, które nic, albo niewiele dla niego znaczą. Przez słowa nic nieznaczące, nikt też do niego nie dociera. Brak słów znaczących, czyli ciepłych, poruszających serce, mądrych, czułych, to brak najgłębszych i najpiękniejszych spotkań z innymi.

O to samo pytajmy w odniesieniu do człowieka niemego; dlaczego ludzie tracą mowę? Ponieważ nikt ich nie słucha. Ich słowa nie niosą życia. Będąc banalnymi, prowadzą do banalnych potrzeb i pragnień, banalnego myślenia i banalnych dążeń. Człowiek banalny, czyli niemający do zaproponowania tego, co drugiemu pozwoliłoby złapać głęboki oddech, zatrzymać się w podziwie, rozjaśnić twarz radością, uwierzyć w niewidzialne. Ludzie nie mówią, ponieważ sercem nie słuchają. Trzeba wpierw w sobie słowo usłyszeć, by móc je powiedzieć do innych. Gdy słowa nie płyną z serca, z prawdy, z dobrych intencji i zamiarów, mówienie staje się bezprzedmiotowe.

Słowo Boga stwarza, zbawia i uświęca. Słowo ludzi jest odbiciem Bożego. Jego misją jest kreowanie rzeczywistości człowieka i świata, uwalnianie od zła wszelkiego i czynienie podobnym Bogu.

Nasze słowa posiadają siłę tworzenia i niszczenia, uzdrawiania i sprowadzania chorób, uśmiercania i powoływania do życia. „Jeżeli powiemy komuś „Kocham cię”, a słowa te płyną z głębi serca, potrafimy obdarzyć drugiego człowieka nowym, lepszym życiem, nową nadzieją oraz odwagą. Gdy zaś odzywamy się do drugiego słowem „Nienawidzę cię”, potrafimy zmiażdżyć i zniszczyć człowieka ”.

Nie mamy odwagi wypowiadania słów, które pogłębią nasze relacje z innymi. Chcemy do kogoś zbliżyć się naszym sercem, odsłaniając uczucia, mówiąc o naszych najgłębszych pragnieniach. Na to jest zawsze dobra chwila, aby słowa, które ożywią nasze życie, ujrzały światło dzienne. Od tego, co mówimy zależy nasze samopoczucie. Samych siebie zachęcamy do życia wyrażając najgłębsze pragnienia serca. Po latach przekonujemy się, że błędem było nie wypowiadanie do innych tych uczuć, które mogłyby nas do nich zbliżyć, zawiązać więzy przyjaźni.

„Jak ciężko jest żyć z tymi niewypowiedzianymi słowami i niewykonanymi gestami. Mogą one pogłębiać naszą ciemność i obciążać nas poczuciem winy” .

Co nam przechodzi przez głowę przed zaśnięciem? Te myśli budzące się w sposób niekontrolowany, ukazują nam nasz stan wewnętrzny. Należy wykorzystywać te myśli po to, by zbadać, czy nie wiążą się one z którąś z ośmiu wad: obżarstwem i opilstwem, nierządem, chciwością, smutkiem, gniewem, depresją, żądzą sławy lub pychą. Możemy siebie raz poddać rozeznaniu, jak często wtedy, gdy na zewnątrz milczymy, myślimy o jedzeniu, albo jak często chcielibyśmy coś posiadać, jak często marzymy o rzeczach, które chcemy zdobyć. Może oddajemy się myślom gniewnym lub zgaszeni jesteśmy smutkiem?

Dzisiaj jest rzeczą modną być sfrustrowanym, poddawać się swoim nastrojom frustracji tak, aby każdy mógł wyczytać to z naszej twarzy. Powiedzieliby, że tego człowieka opanował ciężki grzech smutku. Albo jak często wymyślamy wewnętrznie innym. Milcząc, wymyślamy sobie błyskotliwe mowy, którymi „załatwiamy” kogoś, udowadniamy mu, że to my mamy rację, że górujemy nad nim. Milcząc delektujemy się wtedy własnym gniewem i karmimy go naszym wewnętrznym dowodzeniem i wymyślaniem drugim. Inni znów litują się nad sobą, w chwilach zewnętrznej ciszy wmawiają sobie, że wszystko jest bezcelowe, bezsensowne, nie warto się w to angażować.

W milczeniu wymyślamy sobie zdania godne podziwu, które skupiałyby na nas uwagę. Albo też sami siebie podziwiamy. Niektórzy sobie podszeptują, jak przecież ważnymi są osobami, jak to świat powinien się radować, że oni istnieją, z ich talentami i zdolnościami, z ich osiągnięciami. Myśli ich krążą tylko wokół nich samych, ich wielkości, ich unikalności. Zewnętrznie milczymy, ale wewnętrznie mówimy bez przerwy. Mówią w nas niezaspokojone instynkty i nienasycone potrzeby, mówią w nas emocje i nastroje nie utrzymywane w równowadze i mówi w nas próżność i żądza sławy. Milczenie zewnętrzne jeszcze nic nie mówi o tym, jak dalece nauczyliśmy się milczeć wewnętrznie.

Ostatecznie powinno nam zależeć właśnie na wewnętrznym milczeniu. Milczeć wewnętrznie może tylko ten, kto zwalczył osiem wad głównych. Dlatego do ćwiczenia się w milczeniu należy walka z wadami, z błędnymi wewnętrznymi postawami, z przesadnymi potrzebami i życzeniami, z chaosem nieuporządkowanych emocji i z ułudą stawiania siebie zawsze w punkcie centralnym. Milczenie jest środkiem w walce z błędnymi postawami wewnętrznymi. Nie jest to bierne wyrzeczenie się słów, ale aktywne zaatakowanie emocji i agresji, które w sobie czujemy.

Milczenie pomaga w rozprawieniu się z emocjami. Nie jest ono biernym przełykaniem upokorzeń, które w końcu mogłoby doprowadzić do straszliwej wybuchu skumulowanej złości, lecz jest wyjściem naprzeciw wewnętrznemu wzburzeniu w celu uzdrowienia. Milczenie jest owocne tylko wtedy, kiedy prowadzi także do milczenia wewnętrznego. Inaczej może ono łatwo stać się tylko zewnętrzną fasadą, milczeniem dumnego, który we własnych oczach jest lepszy niż inni i który w milczeniu delektuje się swoją krzywdą. W istocie zaś jest ono przecież walką, która ma się rozprawić z tymi błędnymi postawami.

Milczenie jest walką z wadami, ale jest też i znakiem zwycięstwa nad nimi. Tylko ten, kto przezwyciężył swoje wewnętrzne negatywne postawy, kto umie się właściwie obchodzić ze swoimi emocjami i agresją, potrafi milczeć wewnętrznie. Jest wtedy wolny od myśli przelatujących przez głowę, w czasie, gdy nie jest czymś zajęty: od nie załatwionych problemów, niezaspokojonych potrzeb, nieuporządkowanych przeżyć, niepohamowanych życzeń i nieobliczalnych emocji. Zawsze chodzi o to wewnętrzne milczenie. Droga do niego jest daleka i prawie nikt w tym życiu całkowicie do celu nie dochodzi. Można go doświadczyć w zalążku. Gdy dostatecznie długo walczymy z żądzą stałego myślenia o niechęci do określonych osób, to odkrywamy w końcu, że przy modlitwie stajemy się nagle wolni od tych myśli. Możemy modlić się bez przeszkód, potrafimy naprawdę milczeć, bo przywara niechęci została przezwyciężona. Dopóki jednak nie uporamy się z niechęcią, nic nam nie pomoże najlepsza metoda odprężenia, bo przecież myśl o niechęci budzi się wciąż na nowo.

Milczenie jest problemem moralnym. Osiąga się je tylko poprzez zwycięstwo nad fałszywymi postawami, nie zaś przez techniki medytacji lub ćwiczenie odprężenia się. Ten stan czystego milczenia jest identyczny z czystością serca. Warunkiem wstępnym do niej nie jest stan medytacyjnego zatopienia ani absolutnej ciszy, lecz pokora, w której niczego nie pragniemy uzyskać, ale zdajemy się we wszystkim na Boga. Pokora jest reakcją na doświadczenie Boga oraz własnej słabości i bezsilności przed Bogiem. Jest ona zatem darem, nieosiągalnym przez człowieka jego własnymi siłami. Tak też i ciszę, w której milkną wszystkie moje wewnętrzne fałszywe postawy i przesadne żądania, moje emocje i agresywność, w której ja sam milknę, tylko Bóg może podarować. Mogę się w niej ćwiczyć, kiedy milcząc podejmuję walkę ze swoimi wadami. Ale zawsze pozostaje ona celem, do którego wprawdzie dążymy, lecz który bywa w zasięgu naszego doświadczenia wyłącznie jako dar Boga.

Milczenie jest praktykowane jako środek w walce o czystość serca, o wewnętrzną prawość i rzetelność. Przede wszystkim jest ono środkiem do tego, aby unikać wielu grzechów, które codziennie popełniamy językiem. Jakie są niebezpieczeństwa związane z mówieniem?

Jednym z niebezpieczeństw związanych z mówieniem, jest ciekawość. Prowadzi ona do roztargnienia. Człowiek roztargniony troszczy się o wszystko, o co tylko się da. Jest wylewny, pusty, powierzchowny. Myślenie o Bogu nie może się w nim utrzymać. Nie może w nim dojrzeć. Jeżeli człowiek nie może niczego zatrzymać dla siebie, ale wszystko musi wygadać, bez względu na to, czy to, co mówi jest dobre czy złe – wydaje się, że taki człowiek nie ma w sobie głębi. Nie wie, czym jest tajemnica, ponieważ nie chce trwać w swoim wnętrzu. Nie potrafi jej zachować. Niszczy ją przez to, że natychmiast chce o niej opowiadać. W tym nieustannym mówieniu wyraża się strach przed tajemnicą, a może i przed samym Bogiem. Mówiąc, człowiek chce wszystko określić, przeniknąć, przekazać, aby nad tym zapanować.

Innym z niebezpieczeństw odnoszących się do wypowiadania nadmiaru słów jest osądzanie innych. Większa część naszych rozmów dotyczy innych osób. Rozwodzimy się na temat związany z innymi. Nawet gdy chcemy mówić o innych pozytywnie, to chwytamy się na tym, jak osądzamy, klasyfikujemy, lub nawet porównujemy siebie z innymi. Często mówienie o innych, jest mówieniem o sobie. Mówiąc o innych, mówimy zatem często o sobie i swoich problemach. Zdradzamy się wówczas ze swoimi sprawami. Nasze wypowiedzi odkrywają przed słuchaczem, jak wyglądają nasze sprawy, o czym myślimy, czym się zajmujemy, z czym wewnętrznie jeszcze się nie uporaliśmy. Nasza mowa zdradza nasze emocje i życzenia, nasze motywacje, problemy i kompleksy.

Istnieje również niebezpieczeństwo pojawiające się w formie nieuporządkowanego pragnienia bycia wielkim, znaczącym, ważnym. Kto dużo mówi, przeważnie siebie stawia w centrum. Ustawia siebie w korzystnym świetle, aby uzyskać uznanie. Kto mówi, chce być szanowany. Kto mówi, ten oczekuje, że inni będą go słuchać, że będą tym samym traktować go poważnie, z zainteresowaniem. Oczekuje, że ktoś go zaakceptuje, a może nawet spojrzy na niego z nie ukrywanym podziwem. I w tej sytuacji, człowiek tak zaczyna manipulować słowami, aby u innych wywołać uznanie. Mówienie może zatem służyć zaspokojeniu żądzy znaczenia, bycia podziwianym, wyjątkowym.

Brak milczenia, refleksji, ciszy zewnętrznej i wewnętrznej, to droga do zaniedbywania wewnętrznego wzrastania. W trakcie mówienia człowiek traci czujność wobec samego siebie. Mówienie sprawia, że człowiek staje się mniej otwarty, czujny, bardziej za to egocentryczny. We wszystkie nasze rozmowy próbuje się wkraść jakaś domieszka zła. O co w tym wszystkim chodzi. Aby uświadomić sobie dwuznaczne swoje mówienie i mieć świadomość, że Bóg mnie rozumie i przyjmuje również takim. Trzeba być świadomym własnej niemocy, związanej z mówieniem. Doznanie własnej słabości nie prowadzi do pełnego skrupułów strachu przed winą, ale do uczucia wewnętrznej wolności.

Uciekamy od siebie, nie lubimy być sami. A gdy jesteśmy sami, to potrzebujemy zaraz jakiegoś zajęcia. Są i tacy, którzy nie mogą znieść bezczynności, zwykłego siedzenia i milczenia. Milczenie nie oznacza jedynie, że ja nic nie mówię, ale, że wypuszczam z rąk możliwość ucieczki od kogoś, od czegoś. Nie tylko wyrzekam się mówienia, ale też i wszelkich zajęć, które mnie odciągają ode mnie samego. W trakcie milczenia zmuszam siebie, aby być ze sobą, ze swoimi myślami i uczuciami, z dobrem i złem, które są we mnie. Pojawiają się wówczas nieprzyjemne nastroje, lęki, poczucie zniechęcenia co do takich praktyk. Wychodzą na światło dzienne odrzucone pragnienia i potrzeby, pojawia się stłumiony gniew, odżywają zmarnowane szanse, słowa nie wypowiedziane lub wypowiedziane niezręcznie.

Pierwsze chwile milczenia często odsłaniają nam nasz wewnętrzny rozgardiasz, chaos naszych myśli i życzeń. Wytrzymać taki chaos, to bardzo bolesne i dokuczliwe doświadczenie. Zderzamy się bowiem z wewnętrznymi napięciami, które nas przerażają. Jednak nie mogą one w tym milczeniu po prostu odpłynąć. Milczenie to jakby analiza naszego stanu, nie próbujemy udawać przed sobą, że jest inaczej. Dokładnie widzimy, co się w nas dzieje. Niektórzy czują, że muszą o tym mówić, muszą swoje problemy omawiać z innymi. To im pomaga w uporządkowaniu swoich napięć. Wypowiedzenie się może rozjaśnić nasz wewnętrzny rozgardiasz. Człowiek powinien pozwolić wówczas , aby została udzielona mu rada przez jednego człowieka. Kto chce tylko milczeć, kto sądzi, że sam może w sobie wszystko ułożyć, tego nie można uważać za ucznia Jezusa, bo do istoty ucznia należy gotowość odkrycia swojego stanu wewnętrznego doświadczonej osobie.

Wiele osób dzisiaj nie nadaje się do prawdziwego dialogu, muszą się na nowo uczyć wypowiadać samych siebie i doświadczać w tym uwolnienia od własnych wewnętrznych napięć. Dla wielu problem stanowi to, że nie potrafią mówić o tym, co ich naprawdę zraniło. Wszystko przełykają, wchłaniają w siebie ból, gniew, rozczarowanie, stają się wewnętrznie zgorzkniali i dlatego dostają wrzodów żołądka. Ważne byłoby dla tych osób, aby nauczyli się mówić i sobie i o swych ranach.

Życie zakonne jednak, jako lekarstwo stosuje prócz wypowiadania myśli i uczuć, także milczenie. Może być ono pomocne, aby wreszcie kiedyś wytrzymać swoje problemy w milczeniu, a nie zaraz o nich mówić. W gadaniu można utopić wewnętrzne procesy. Dla niektórych jest to po prostu chęć stałego rozwodzenia się o swoim życiu duchowym. Praktykują kult swoich problemów, roztaczając je prawie przed każdym, kto się pojawi.

Milczenie w życiu zakonnym leczy uczucia, emocje człowieka: porządkując je, uspokajając, sprowadzając je do tego, co jest. Milczenie powinno pomóc w nabraniu dystansu do podniecenia, złości i gniewu. Nie wyładowuję na kimś drugim tego wszystkiego, co odkrywam w sobie, jako duże i niepokojące napięcie, ale gniew powstrzymuję, aby go rozważyć w sobie. Zanim się na drugiego człowieka zareaguje gniewem, należy najpierw w milczeniu dotrzeć do podłoża swej złości.

Gniew mój często odsłania moje myśli i uczucia wobec mnie samego oraz to, do jakiego stopnia ważne są dla mnie moje poglądy i moja wrażliwość, moje wyczucie w określonej sprawie. Kiedy Bóg stanie się znowu moim ośrodkiem i kiedy będę znowu mógł stanąć przed Nim w całej mojej słabości, spojrzę na siebie z pewnego dystansu, a wówczas gniew mój zniknie i znowu będę mógł się modlić.

Milczenie może nam pomóc w znalezieniu dystansu w stosunku do naszej złości i urazy. Milczenie jest zarówno karą, jak i lekarstwem duchowym. Po upadku, daje ono człowiekowi możliwość wejścia w siebie, osobistej skruchy i żałowania za grzech, czy jakiekolwiek inne wykroczenie we wspólnocie . W milczeniu zatem, może dokonywać się leczenie ducha ludzkiego. Umożliwia ono nabranie dystansu wobec samego siebie. W pierwszej chwili szukamy winy u innego człowieka i czujemy się niesprawiedliwie potraktowani. Potrzeba zatem jakiś czas pozostać w milczeniu, aby ujrzeć samego siebie znowu bardzo wyraźnie.

W milczeniu ujawniają się wszystkie nieujarzmione emocje. Nieopanowane wydostają się na zewnątrz, bo nic ich nie poskramia. I tak kłębią się i odżywają na nowo, póki nie zastosuje się lekarstwa milczenia nie po to, aby je stłumić, lecz po to, aby wprowadzić w nie ład. Podniecenie wewnętrzne, gdy wyrywa się na zewnątrz, rośnie. Zdenerwowanie na kogoś innego, gdy zostaje uzewnętrznione, często się potęguje. Wtedy człowiek staje zdecydowanie przeciw drugiemu. Milczenie zatem może mi pomóc przetrzymać moje pobudzenie, moje wzburzenie. Milczenie jednak nie oznacza braku emocji. Jest tylko środkiem do ich uspokojenia.

Zewnętrzne milczenie może pomóc w uporządkowaniu wewnętrznych emocji. Milczenie jest dyscypliną, która ma wytworzyć postawę wewnętrzną. Dyscyplina zewnętrzna może być pomocą, aby i w sercu dokonała się przemiana. Milczenie może być również trucizną. Jeżeli ktoś myśli, że nie potrzebuje drugiego człowieka, bo sam może poradzić sobie we wszystkich swoich sprawach, to milczenie wówczas nie leczy, lecz izoluje.

Nawet jeżeli myślimy, że dobrze znamy błąd drugiego człowieka, nie powinniśmy go osądzać. Nasze sądy o drugich są często oparte na złudzeniu i rzutowaniu własnego grzechu na innych. Milczenie jest w istocie rzeczy wyrzeczeniem się osądzania. Niejednokrotnie porównujemy siebie z innymi. Abyśmy w tym porównaniu sami korzystnie wypadli, poniżamy drugiego człowieka. Ciągle podejmujemy wyroki wobec osób, które spotykamy. Jeśli wyrzeklibyśmy się natychmiastowego oceniania innych, osądzania czy nawet skazywania, mogłoby to nas doprowadzić do wewnętrznej ciszy.

Osądzanie innych wprowadza w nas nie tylko niepokój, ale i czyni nas ślepymi na własne błędy. W patrzeniu na drugich milczenie daje nam możliwość jasnego poznania siebie, pozwala zobaczyć mechanizm rzutowania, w którym nasze własne błędy umieszczamy w innych, przez co stajemy się niezdolni do odkrycia własnych błędów. Przy rzutowaniu nasze oczy skierowane są tylko na błędy drugiego, własne pozostają z tyłu za nami, a przez to dla nas niewidoczne. W milczeniu mamy przed oczyma własne grzechy, zwracamy się ku własnym sprawom. Wyrzekając się osądzenia i milcząc, staję się zdolny rozeznać siebie we własnej grzeszności. W milczeniu nie patrzymy na innych, ale na siebie i konfrontujemy siebie z tym, co w sobie odkryliśmy.

Milczenie pomaga, aby w ogóle móc się modlić, aby nastawić swego ducha na Boga i będąc skupionym na czytaniu duchownym, przysłuchiwać się słowom Boga. Istnieje także modlitwa bez słów i bez obrazów. Jednak taki sposób modlenia się jest darem łaski. Pierwszy stopień modlitwy to czytanie, w którym osoba przyjmuje słowo Boże i stara się o to, aby ono przemówiło do niego osobiście. Stopniem drugim jest modlitwa, w której człowiek odpowiada na to, co przeczytał. Można przerywać czytanie. Klękać, lub zajmować inne postawy, aby odpowiedzieć Bogu na to słowo, które trafiło do jego serca.

Czytanie i modlitwa to dwie strony dialogu między Bogiem a człowiekiem. W czytaniu mówi Bóg, w modlitwie – człowiek. Natomiast w rozważaniu (medytacji), jako trzecim stopniu, osoba daje po prostu działać temu słowu, które przeczytała. Przestaje czytać i pozwala, aby słowo wprowadziło ją w skupione milczenie, w którym to słowo, bez potrzeby analizy, może przeniknąć całe serce i je przemienić. Człowiek nie potrzebuje już wypowiadać jakichkolwiek słów, ale w milczeniu pozostaje pod wrażeniem słowa. Cisza tej medytacji nie jest ciszą pustą, lecz wypełnioną, ciszą u stóp Słowa, ciszą w obecności Boga. Jest to cisza przeżywana z Tym, który na mnie patrzy, któremu nie muszę wypowiadać jakichkolwiek pobożnych słów, w którego obecności mogę być, pozwalając siebie oglądać i dając się przenikać Jego Słowu i Jego obecności.

Obecność Chrystusa konkretyzuje się poprzez słowo, które czytam. Obrazy, które spotykam czytając, pozwalają na to, żeby przed moimi oczami powstał ludzki obraz Jezusa, nawet ludzki obraz Boga; trwam przed Nim w ciszy, ponieważ wystarczy samo rozważanie i to, że pozwalam sobie rozmyślać. Słowo samo stwarza ciszę, prowadzi mnie w ciszę pełnią życia, w cichy dialog z Bogiem, którego obraz milcząco przemawia do mnie. Ostatnim stopniem naszej modlitwy jest – kontemplowanie Boga, stan uniesienia w Bogu. Tu kończą się obrazy, myśli i pojęcia. Tu Bóg daje się bezpośrednio doświadczyć w czystym milczeniu. Jednakże kontemplacji nie osiąga się własną siłą. Jest ona darem. Przez moje uciszenie się nie mogę zmusić Boga, aby mnie napełniał duchowymi bogactwami. To byłaby duchowa chciwość. Osoby zakonne nie traktują milczenia jako techniki, sprowadzającej doznanie Boga. Milczenie opanowuje człowieka, gdy go słowo Boże tak głęboko poruszy, że milkną własne słowa i myśli.

Milczenie w kontemplowaniu jest reakcją na działanie Boga, a nie metodą, dla umożliwienia lepszej modlitwy. Dlatego trzeba trzymać się trzech pierwszych stopni, a nie rozglądać się niecierpliwie za stopniem czwartym. Milczenie jest reakcją na głębokie doświadczenie Boga, a nie na odwrót: środkiem wytworzenia doznania Boga. I choć milczenie może pomóc w otwarciu się na Boga, do wyczucia Jego obecności, to jednak głębokie milczenie zawsze jest reakcją, spowodowaną przez zjawienie się Boga. To Bóg sam wywołuje milczenie. Możemy jednie zrobić miejsce dla ciszy i skupienia, ale czystego milczenia nie można się nauczyć, jest ono reakcją, oniemieniem przed Bogiem, wobec którego w człowieku gubi się nie tylko mowa, ale też i myślenie. Ćwiczyć można jedynie czytanie, modlitwę i medytację. Wszystko inne jest dziełem Boga.

To co winniśmy na modlitwie uczynić, to uciszyć myśli gniewne i smutne. Ciągle doświadczamy tego, że wówczas, gdy chcemy się modlić, pojawiają się myśli o ludziach, którzy nas denerwują, którzy wyrządzili nam krzywdę. Święci mówią, że demon gniewu chciałby nas takimi myślami powstrzymać przed spotkaniem z Bogiem. Dlatego należy najpierw pozbyć się takich myśli, aby móc naprawdę modlić się. To co uniemożliwia modlitwę to nie tylko myśli gniewne, ale wszelkie inne. Duch nasz zajmuje się myślami zamiast Bogiem. Zależy nam na obrazach i uczuciach, które błędnie traktujemy jako przeżywanie Boga, lub przeżycia religijne. Rodzące się w nas wyobrażenia czy uczucia o Bogu sprawiają, że pozostajemy przy uczuciach, a nie spotykamy się z prawdziwym Bogiem. Nasza modlitwa jest przez długi czas wytrzymywaniem własnej pustki, milczeniem naszych myśli i uczuć, nie doświadczeniem, a tylko przeczuwaniem pełni pośród pustki. Modlitwa milczenia, nie jest rezygnacją z wszelkich obrazów i wyobrażeń, niepotrzebnych dla człowieka, który wszedł w bezpośredni kontakt z Bogiem. Milczenie ogarnia człowieka, czasem wypala, opróżnia, boli, czasem jest to milczenie wypełnione, spowodowane przez samego Boga, przeniknięte Jego obecnością. Lecz wówczas człowiek już nie potrafi o tym mówić.

Milczenie pomaga, aby w ogóle móc się modlić, aby nastawić swego ducha na Boga i będąc skupionym na czytaniu duchownym, przysłuchiwać się słowom Boga. Istnieje także modlitwa bez słów i bez obrazów. Jednak taki sposób modlenia się jest darem łaski.

Pierwszy stopień modlitwy to czytanie, w którym osoba przyjmuje słowo Boże i stara się o to, aby ono przemówiło do niego osobiście. Stopniem drugim jest modlitwa, w której człowiek odpowiada na to, co przeczytał. Można przerywać czytanie. Klękać, lub zajmować inne postawy, aby odpowiedzieć Bogu na to słowo, które trafiło do jego serca.
Czytanie i modlitwa to dwie strony dialogu między Bogiem a człowiekiem. W czytaniu mówi Bóg, w modlitwie – człowiek. Natomiast w rozważaniu (medytacji), jako trzecim stopniu, osoba daje po prostu działać temu słowu, które przeczytała. Przestaje czytać i pozwala, aby słowo wprowadziło ją w skupione milczenie, w którym to słowo, bez potrzeby analizy, może przeniknąć całe serce i je przemienić. Człowiek nie potrzebuje już wypowiadać jakichkolwiek słów, ale w milczeniu pozostaje pod wrażeniem słowa. Cisza tej medytacji nie jest ciszą pustą, lecz wypełnioną, ciszą u stóp Słowa, ciszą w obecności Boga. Jest to cisza przeżywana z Tym, który na mnie patrzy, któremu nie muszę wypowiadać jakichkolwiek pobożnych słów, w którego obecności mogę być, pozwalając siebie oglądać i dając się przenikać Jego Słowu i Jego obecności.

Obecność Chrystusa konkretyzuje się poprzez słowo, które czytam. Obrazy, które spotykam czytając, pozwalają na to, żeby przed moimi oczami powstał ludzki obraz Jezusa, nawet ludzki obraz Boga; trwam przed Nim w ciszy, ponieważ wystarczy samo rozważanie i to, że pozwalam sobie rozmyślać. Słowo samo stwarza ciszę, prowadzi mnie w ciszę pełnią życia, w cichy dialog z Bogiem, którego obraz milcząco przemawia do mnie.

Ostatnim stopniem naszej modlitwy jest – kontemplowanie Boga, stan uniesienia w Bogu. Tu kończą się obrazy, myśli i pojęcia. Tu Bóg daje się bezpośrednio doświadczyć w czystym milczeniu. Jednakże kontemplacji nie osiąga się własną siłą. Jest ona darem. Przez moje uciszenie się nie mogę zmusić Boga, aby mnie napełniał duchowymi bogactwami. To byłaby duchowa chciwość. Osoby duchowe nie traktują milczenia jako techniki, sprowadzającej doznanie Boga. Milczenie opanowuje człowieka, gdy go słowo Boże tak głęboko poruszy, że milkną własne słowa i myśli.

Milczenie w kontemplowaniu jest reakcją na działanie Boga, a nie metodą, dla umożliwienia lepszej modlitwy. Dlatego trzeba trzymać się trzech pierwszych stopni, a nie rozglądać się niecierpliwie za stopniem czwartym. Milczenie jest reakcją na głębokie doświadczenie Boga, a nie na odwrót: środkiem wytworzenia doznania Boga. I choć milczenie może pomóc w otwarciu się na Boga, do wyczucia Jego obecności, to jednak głębokie milczenie zawsze jest reakcją, spowodowaną przez zjawienie się Boga.

To Bóg sam wywołuje milczenie. Możemy jednie zrobić miejsce dla ciszy i skupienia, ale czystego milczenia nie można się nauczyć, jest ono reakcją, oniemieniem przed Bogiem, wobec którego w człowieku gubi się nie tylko mowa, ale też i myślenie. Ćwiczyć można jedynie czytanie, modlitwę i medytację. Wszystko inne jest dziełem Boga.

To co winniśmy na modlitwie uczynić, to uciszyć myśli gniewne i smutne. Ciągle doświadczamy tego, że wówczas, gdy chcemy się modlić, pojawiają się myśli o ludziach, którzy nas denerwują, którzy wyrządzili nam krzywdę. Święci mówią, że demon gniewu chciałby nas takimi myślami powstrzymać przed spotkaniem z Bogiem. Dlatego należy najpierw pozbyć się takich myśli, aby móc naprawdę modlić się.

To co uniemożliwia modlitwę to nie tylko myśli gniewne, ale wszelkie inne. Duch nasz zajmuje się myślami zamiast Bogiem. Zależy nam na obrazach i uczuciach, które błędnie traktujemy jako przeżywanie Boga, lub przeżycia religijne. Rodzące się w nas wyobrażenia czy uczucia o Bogu sprawiają, że pozostajemy przy uczuciach, a nie spotykamy się z prawdziwym Bogiem.

Nasza modlitwa jest przez długi czas wytrzymywaniem własnej pustki, milczeniem naszych myśli i uczuć, nie doświadczeniem, a tylko przeczuwaniem pełni pośród pustki. Modlitwa milczenia, nie jest rezygnacją z wszelkich obrazów i wyobrażeń, niepotrzebnych dla człowieka, który wszedł w bezpośredni kontakt z Bogiem. Milczenie ogarnia człowieka, czasem wypala, opróżnia, boli, czasem jest to milczenie wypełnione, spowodowane przez samego Boga, przeniknięte Jego obecnością. Lecz wówczas człowiek już nie potrafi o tym mówić

„Tradycja chrześcijańska uczy, że istnieją w człowieku zdolności szczególnego duchowego postrzegania rzeczywistości, które rozwijają się w klimacie wewnętrznej ciszy” .

Ps. Nie znam autora ponieważ zakonnica mi to podała bez podania autora.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jaśmina dnia Sob 14:46, 14 Mar 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Literatura Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin