Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Schizofrenia w aspekcie teologii życia wewnętrznego

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Rozmowy o cierpieniu i radości ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:19, 26 Lip 2021    Temat postu: Schizofrenia w aspekcie teologii życia wewnętrznego

Za pozwoleniem czcigodnego autora pana, Janusza Tomasika, z wielką radością pragnę podzielić się tą (bez)cenną i pożyteczną wiedzą, ku pożytkowi dusz mniej lub bardziej zbłąkanych i doświadczonych, w drodze do Boga, lub które są zostawione same sobie.

W podanym temacie poruszone będą takie kwestie jak:

O diable ,
Zranienie pierwotne i cecha schizoidalna jako jego konsekwencja,
Pamięć emocjonalna. Obrazy - przyczyny i skutki ich powstawania,
Od pierwszych wyraźnych zmian do wybuchu choroby
Schizofrenia a dyspozycja do kontemplacji
Schizofrenia a opętanie,
Główne założenia i problemy uzdrowienia na drodze duchowej na pierwszym etapie (na drodze oczyszczającej)
Droga oczyszczająca (do pierwszych modlitw kontemplacyjnych)
Zjednoczenie proste(zjednoczenie woli )

Najważniejsze problemy na drodze duchowej w terapii schizofrenii. Schizofrenia a herezja.

Najważniejsze różnice w drodze duchowej ku zjednoczeniu z Bogiem, przez kontemplację osób po zranieniu pierwotnym a osób emocjonalnie i uczuciowo zdrowych

Jak uniknąć zachorowania na schizofrenię.


O DIABLE

Diabeł jest duchem, osobą. Jak każdy duch ma rozum i wolę. Nie ma poznania zmysłowego – to co zmysłowe poznaje przez rozum. Wolą jest oddzielony od Boga. Stworzony wraz ze stworzeniem świata przez Boga jako duch dobry - zbuntował się przeciwko Niemu. Swoją wolę, dokładnie od woli Boga odwrócił. Z taką odwróconą wolą pozostał na całą wieczność - i tego ustawienia już nie zmieni. Nie może go zmienić, bo ma doskonałe poznanie i nie może zmienić wyboru tego – co raz uznał za prawdę. Wolę ma utwierdzoną w złu - i nigdy się od tego nie odwróci. Tą odwróconą wolą odrzuca tezy z Boga, które są istotne dla zbawienia. Będzie proponował w zamian jakieś inne fałszywe wartości.
W rozumie - co do poznania nadprzyrodzonego – ma poglądy całkowicie fałszywe. W poznaniu przyrodzonym liczy się z pewnymi faktami, ponieważ nie może ich lekceważyć czy wręcz fałszować. W umyśle diabła wiele tez jest niezgodnych ze Słowem Boga. Tą niezgodnością diabeł odrywa ludzi od Boga, ponieważ człowiek łączy się z Bogiem przez władze duchowe duszy, czyli poznanie i wole. Fałszuje on część tez, które w Bogu są prawdziwe a nie wszystkie tezy. Każda jego teoria ma tezę niezgodną ze Słowem Boga. Dlatego wszystkie te teorie można nazwać antysłowem

W najważniejszym dla niego miejscu, w szczycie duchowym, a więc tam gdzie wola i rozum łączą się z jego naturą i powinny otwierać się na Boga - ma sfałszowany obraz Trójcy Świętej.

Nie ma równoważności między Bogiem a diabłem. Bóg jest stwórcą
, diabeł stworzeniem. Także w poznaniu Bóg w nieogaraniony sposób góruje nad diabłem. Mimo odstępstwa, Bóg miłuje diabła, ale ta miłość do niego nie dociera - jest na nią zamknięty. Diabeł Bogu nic nie może zrobić, atakuje jedynie ukochane stworzenie Boga, jakim jest człowiek.

Co do natury diabeł jest od człowieka stworzeniem o wiele doskonalszym. Co do łaski nie - bo łaskę utracił. Na tym świecie, w tym życiu, jest poznawczym wrogiem człowieka.Zależy mu na tym, aby człowiek prawdy nie poznał. Od prawdy usiłuje go odwieść. Stąd poznanie wymaga od człowieka zmagania się z nim, i wielu oczyszczeń, bo często fałsz będzie pierwszą myślą jaką usiłuje on mu podsunąć. Jest to aż nadto widoczne w poznaniu i jego historii.
To, że diabeł istnieje, można poznać siłami naturalnego rozumu, ale aby przejrzeć misterne konstrukcje, którymi usiłuje on człowieka oszukać - do tego potrzebne jest światło Ducha Świętego łaski, którą daje Bóg.

Ponieważ diabeł jest duchem i jego rozum nie jest odziany w materię – to co wie - wie od razu. Całą swoją wiedzę ma postawioną do dyspozycji od razu - i tu ma ogromną przewagę nad człowiekiem.
Człowiek do tego co wie, dochodzi długo, przeprowadzając rozumowanie krok po kroku. Diabeł ma większe możliwości poznawcze od człowieka.
Ale całej relacji człowiek - Bóg, diabeł nie przeniknie.Jest na to za słaby rozumowo. Obserwuje ją z zewnątrz i wyprowadza hipotezy. Zna słabe punkty człowieka, te w które może go uderzyć, od których strony może go zaatakować i gdzie spodziewa się odnieść sukces. Ale całościowego wglądu w jego serce duchowe nie ma. Jeżeli np. sugeruje, że żyjący człowiek jest potępiony już za życia i gdy umrze także po śmierci - to kłamie. Nic o tym wiedzieć nie może - chce człowieka oszukać - wprowadzając takie tezy w jego świadomość.
Ta relacja człowiek - Bóg, jest także w całości niedostępna dla drugiego człowieka. Może on usiłować ją przybliżyć, ale jej do końca nie pozna. Istnieje stare powiedzenie, że diabeł jest jak pies na łańcuchu, który ugryzie gdy człowiek do niego podejdzie. I rozpatrując sprawę od strony woli tak rzeczywiście jest. Tym łańcuchem jest duchowy fałsz, od którego diabeł nie może się uwolnić. Diabeł nie może przejść na stronę prawdy, nie może w obrębie prawdy się poruszać. To jest jego najpoważniejszym ograniczeniem. Jeżeli człowiek będzie słuchał tez, które są w Bogu i żył według tych tez diabeł duchowo nic mu nie zrobi, bowiem człowiek nie przejdzie na jego stronę i nie znajdzie się w jego zasięgu.
Duch odstępczy będzie wtedy uderzał człowieka, ale woli mu nie złamie i od strony woli w niego nie wejdzie.
Diabeł jest wrogiem Boga i wrogiem człowieka. Duchowym zabójcą. Chce on, aby udziałem człowieka było wieczne potępienie -takie, jakie jest jego udziałem. Wszystkie jego działania względem człowieka są temu celowi podporządkowane.
Diabeł Boga nienawidzi a człowiekiem gardzi.
Zadaniem człowieka na ziemi jest zmaganie się z nim. Diabeł jest ostatecznym źródłem zła. Tym źródłem nie jest Bóg, ani drugi człowiek (który może być tylko źródłem pośrednim). Gdyby nie było osób zbuntowanych przeciwko Bogu, nie byłoby zła na świecie. Diabeł chce zniszczyć człowieka, wykorzysta do tego każdy sprzyjający moment - tej nienawiści diabeł już nie odwróci.
Droga duchowa polega na zmaganiu się z nim, a nie na rywalizowaniu z drugim człowiekiem. Diabła nie trzeba szukać, on znajdzie każdego, który drogę ku Bogu podjął. Odnajdzie go – usiłując mu przeszkodzić. Trzeba poznać arkana walki duchowej, aby z nim się skutecznie zmagać i dojść do prawdy, którą diabeł umiejętnie zasłania i blokuje.
Diabeł nie zna miłosierdzia. Jeżeli może kogoś zniszczyć - nie oszczędzi go, tylko to zrobi. Jeżeli może wykorzystać jakąś sytuację - to ją wykorzysta. W sytuacjach takich, łatwo można zauważyć jego obecność i zobaczyć jego działanie. Diabeł ze względu na utwierdzoną w złu wolę nie ma dylematu, czy zła dokonać czy nie - tylko je dokonuje. Chyba, że będzie siłą zmuszony by tego nie zrobić.
Diabeł ustępuje tylko przed siłą - przed siłą Boga, lub jego świętych.
Władza diabła nad światem, została pokonana przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.

To się już dokonało. Zadaniem człowieka jest pokonanie diabła na wzór i przy pomocy Chrystusa (chodzi o pokonanie go w życiu osobistym i społecznym). Można to zrobić tylko będąc wspartym przez Jego łaskę.
Pomoc Matki Bożej, ma w tym zmaganiu się z diabłem ogromne znaczenie. Zwycięstwo nad nim i zajęcie jego miejsca przez niepokalane stworzenia jakim jest Matka Boża, stawia ją i jej czcicieli w całkowitej opozycji do diabła i jego zwolenników. Stąd duchowa droga maryjna w walce z diabłem jest niezwykle skuteczna. Każdy, kto tę walkę zamierza podjąć, powinien ją wybrać. Ci, którzy drogi maryjnej nie obrali, nie mają w walce z diabłem praktycznie żadnych szans.

Diabeł jest przeciwnikiem twardym, bezwzględnym. Jeżeli uda mu się opętać człowieka, może mieć nad nim znaczną władzę. Ze względu na wyższą naturę, diabłu łatwo wziąć górę nie tylko nad jednym człowiekiem, ale nad grupą ludzi, czy grupą państw.
Diabeł ma ogląd tego, co było w jego zasięgu poznawczym w historii człowieka. Ten jego ogląd nie ogarnia najgłębszych motywacji poznawczych i wolitywnych, bo te odnoszą się do Boga - i tych diabeł nie przeniknie. Natomiast ten ogląd, służy mu głównie do oskarżeń. Często wyciąga grzechy osobiste, nawet z dzieciństwa lub wczesnej młodości żeby człowieka oskarżyć. Naukę Kościoła zna, ale jej nigdy nie przyjmie. Może wręcz żonglować cytatami z Pisma Świętego, ale tylko w celu uderzenia przeciwnika.
Diabeł oskarża we wszystkich kierunkach. Przed Bogiem oskarża człowieka. Przed człowiekiem oskarża Boga. Przed człowiekiem oskarża drugiego człowieka. Na skutek jego ataków, człowiek oskarża sam siebie. Jest niezwykle przewrotnym intrygantem. Dzieli, rozbija wszelkie relacje. Dzieli po to, aby ustawić do walki. Jest przyczyną licznych wojen i nieszczęść społecznych.
Na temat przyszłości świata i pojedynczego człowieka ma pewne hipotezy, które mogą okazać się fałszywe, ponieważ nie ogarnia on głębi świadomości człowieka.
Szczęścia dać nie może, bo go sam nie ma. Stracił je i nie może się z nim podzielić.
W świecie diabłów panuje hierarchia. Wszystkie duchy odstępcze nienawidzą się między sobą , ale razem trzyma je nienawiść do Boga.

Bóg dopuszcza działanie diabła w życiu osobistym i społecznym. Diabeł spełnia rolę w Bożym planie, wbrew swej woli. Przyczynia się do formowania świętych, to jest ludzi, którzy się go w pełni wyrzekli
Z nauki o diable wypływa wiele wniosków:

1. Są ludzie, którzy mu służą. Człowiek nie grzeszy sam z siebie
- źródłem zła jest diabeł. Ale człowiek ponosi odpowiedzialność za to, że go diabeł skusił. Kto popełnił grzech ciężki, przechodzi pod władzę diabła. Odwróceniem tej sytuacji jest spowiedź i żal doskonały. Podział w danym momencie, na tych którzy łaskę stracili i są zależni od diabła i na tych, co są od niego wolni, jest dokładny i ostry. Punktem granicznym jest grzech ciężki. Ludzie, którzy diabłu służą często są pozbawieni wielu problemów, które są udziałem tych, którzy się z nim zmagają. Są od niego zależni, spełniają pożądliwości, które on im podsuwa. Także ich „dobre” czyny po grzechu ciężkim nie mają żadnego znaczenia, ponieważ byłby to dowód, że można czynić dobro bez Boga i bez pojednania się z Nim. Ludzie ci są oszukani, wydaje im się, że czynią dobro. Nie mają także poznania łączącego z Bogiem. Tezy katechizmu mogą znać, ale się z nimi nie identyfikują. Nie jest to dla nich prawdą.

2. Diabeł będzie działał na świecie do końca jego istnienia. Także odstępstwo, będzie do końca świata istniało. Można je zepchnąć do enklawy, ale istniało będzie ono zawsze. Marzenia o istnieniu świata bez zła i bez diabła - są utopią.
Zmaganie się z diabłem, nie jest celem samym w sobie. Diabeł jest istotną przeszkodą na drodze zjednoczenia z Bogiem. Jest wrogą człowiekowi siłą, która staje na drodze, gdy ten usiłuje się z Bogiem jednoczyć. Diabeł kusi, diabeł uderza, wprowadza fałszywe poznanie. Dotyka woli, emocji i ciała, oraz rozumu człowieka. Stąd ten, kto podjął drogę ku Bogu, jest zmuszony zmagania się z nim. Takie są duchowe warunki życia na ziemi i nie ulegną one zmianie. Nie ma prostej relacji Bóg - człowiek, ale istnieje próba zaburzenie jej przez diabła.

3. Problemu schizofrenii bez poruszenia problemu diabła, nie da się rozwiązać. Chory na początku swego życia (a czasami i później), jest przez diabła uderzony. Uderzenie to nazywam dalej zranieniem pierwotnym. Dokonało się ono wbrew woli człowieka, przełamało wszelkie istniejące w nim bariery ochronne. Wbrew woli wciągnęło go w obszar działania diabła. Zdeformowało optykę - diabeł i jego działanie będą, bardziej widoczne i odczuwalne w jego życiu i otoczeniu niż działanie Boga - mimo, że nie będzie on sobie z tego zdawał sprawy. Powtarzanie takiemu człowiekowi, że Bóg cię kocha - co jest prawdą - nie wystarczy.
Trzeba go wprowadzić w arkana walki duchowej, którą przez znaczną część życia będzie on zmuszony prowadzić.

4. Schizofrenia jest chorobą, w której pełne wyleczenie strony duchowej może nastąpić tylko na drodze religijnej. Aby zobaczyć działanie diabła w swoim życiu, a dalej, aby się z nim zmagać - do tego potrzebna jest łaska. Poza tym, jest to tak ogromne, często niezawinione i ponad siły cierpienie, że bez nauki o krzyżu i jej zrozumienia, człowiek chory na schizofrenię jest skazany na całkowitą porażkę.
Droga ku Bogu, jest jednocześnie drogą uwalniającą spod władzy diabła. Jeżeli chory jej nie podejmie, nigdy się w pełni nie wyleczy.
Pełna optyka wymaga, aby wziąć pod uwagę - osobę samego siebie, osobę drugiego człowieka, osobę Boga i osobę diabła. Te relacje są w schizofrenii całkowicie zaburzone, lub wręcz zniszczone. Przywrócenie ich nastąpi przez działanie bożej łaski w człowieku i przez wysiłek samego człowieka. Samo branie leków, mimo że jest w tej chorobie pomocne, tych relacji między osobami nie przywróci.
Ze schizofrenii wyzwala prawda, której bezbłędny wykład w mocy Ducha Świętego ma Kościół Rzymsko-Katolicki. Inne kościoły mają większe lub mniejsze błędy. Przez to ograniczona jest proporcjonalnie do ilości podważanych dogmatów - moc Ducha Świętego. Innym kościołom brakuje także teologii życia wewnętrznego na wystarczającym poziomie, aby problem schizofrenii rozwiązać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Sob 15:49, 31 Lip 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 9:18, 27 Lip 2021    Temat postu:

ZRANIENIE PIERWOTNE I CECHA SCHIZOIDALNA JAKO JEGO KONSEKWENCJA

Zranieniem pierwotnym, nazwę bardzo silne poruszenie wrażliwości o charakterze (składniku) duchowym, które tak mocno dotknęło sfery emocji i uczucia, i tak trwale odłożyło się w pamięci - że już bardzo wcześnie, przez zapoczątkowanie duchowej dezintegracji, zdeformowało i zablokowało emocjonalny i uczuciowy rozwój - a dalej utrudniło rozwój woli i poznania.
W zranieniu pierwotnym duch wpisał się w emocje i uczucie tak -że przestały one działać w sposób wolny. Następnie tak zranione obecnością ducha emocje i uczucie wypaczyły postrzeganą za ich pomocą rzeczywistość i ograniczyły poznanie. Dalej spowodowało to nieomal lawinowo cały szereg konsekwencji (z których najważniejszą jest zaburzenie równowagi między wolą a emocjami i uczuciem), które po latach doprowadziły do wybuchu choroby.

A więc emocja, która wpisała ducha odstępczego w cały swój system było właśnie zranienie pierwotne.Podkreślenie jego duchowej charakterystyki jest ważne, gdyż właśnie ta duchowa obecność, powoduje dalej dezintegrację. Odrębnym zagadnieniem pozostanie to, czy duch wpisał się na stałe, czy pozostawił tylko swój ślad, dający dalsze konsekwencje.
Niezwykle silna emocja, o ogromnym ładunku duchowym, jaką było zranienie pierwotne spowodowała u przyszłego chorego zablokowanie emocjonalnego i duchowego rozwoju.Duch przez niezwykle brutalne uderzenie jakie zadał, wpisał się w pamięć emocjonalną. Przyszły chory nie mógł go z niej usunąć - bo nie miał nad nim władzy, pod względem duchowym był jeszcze słabo rozwinięty i często nie umiał tego zrobić (nie jest to także możliwe tylko o własnych siłach).
Po zranieniu pierwotnym emocje i uczucie, nie będą zachowywały się w sposób całkowicie wolny. Przywrócenie im prawidłowych funkcji, może nastąpić dopiero po rozłączeniu ich od ducha, który zranienie pierwotne zadał. Często, jest to niezwykle skomplikowane zadanie, na długie lata.

Naturalnym pytaniem jest - kiedy dokonało się zranienie pierwotne? - ponieważ pierwsze jego skutki widoczne są już w wieku przedszkolnym. Odpowiedź w wielu publikacjach brzmi - w pierwszych tygodniach po urodzeniu - w bardzo wczesnym dzieciństwie.
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, bo moment ten jest w większości przypadków nieuchwytny. To że on nastąpił, poznaje się wiele lat po jego zaistnieniu, gdy w terapii analizuje się ilość i charakter nagromadzonych w pamięci treści. To nadmierne gromadzenie treści o duchowym charakterze ma swój początek.
Istnieje zakres powinności wobec dziecka, chroniący bezpieczeństwo jego emocjonalnego i duchowego rozwoju. O symbolicznym wręcz niespełnieniu tych powinności, pisze prorok Ezechiel. ...
W dniu twego przyjścia na świat nie ucięto ci pępowiny, nie obmyto cię w wodzie, aby cię oczyścić; nie natarto cię solą i w pieluszki cię nie owinięto. Żadne oko nie okazało współczucia, aby spełnić względem ciebie jedna z tych przysług przez litość dla ciebie. W dniu twego urodzenia wyrzucono cię na puste pole - przez niechęć do ciebie. (Ez. 16 4-5)

Wydarzeniami, które spowodowały to zranienie mogły być: brak matki (jej obecność jest szczególnie ważna do 3 roku życia) złe traktowanie przez ojca lub matkę, samobójstwo jednego z rodziców, drażnienie narządów płciowych dziecka - i tym podobne drastyczne dla dziecka przeżycia.
W wyżej wymienionych przypadkach, łatwo zauważyć działającego przez ludzi lub przez wydarzenia ducha i odnaleźć te wydarzenia w historii życia. Ale jest wiele przypadków, gdy zewnętrznego wydarzenia nie ma, bądź trudno je znaleźć -a zranienie pierwotne nastąpiło. Postawię tezę, że gdy matka chorego ma cechę schizoidalną, zranienie pierwotne może mieć miejsce także w łonie matki.

Wiele osób chorych na schizofrenię ma szczególną relację do matki - relację niespełnienia w matczynej miłości i jednocześnie duchowego nierozdzielenia od matki. Jeśli matka ma cechę schizoidalną a noworodek osobowość zbliżoną do osobowości matki, może zostać przez ducha poraniony. Samo przebywanie w jego obszarze, może do takiego poranienia doprowadzić. Jeżeli będzie osobowościowo podobny do zdrowego ojca, duch matki nic mu nie zrobi, nie będzie miał z jego duchową osobowością punktów wspólnych.
Osoba poraniona w łonie matki, nigdy nie odczuje jej bliskości. Duch wejdzie między nią a matkę. Osoba taka, będzie miała do matki ukryte pretensje, mimo że ta dołożyła staranności i troskliwości w wychowaniu. Żal, uczucie niespełnienia we wzajemnej miłości, agresja skierowana w kierunku matki a jednocześnie poczucie, że matka dominuje. Z matką osoba taka będzie tak ściśle zjednoczona, że zmiany w psychicznym samopoczuciu matki będą u niej wywoływać zmiany samopoczucia-i na odwrót. Ale jej kontakt z matką będzie dotyczył tylko aspektu negatywnego. Nigdy nie zauważy darów naturalnych, które ma po matce, takich jak uroda, siła, zdolności intelektualne, inteligencja. Nigdy nie będzie matce za te dary wdzięczna, a ciągłe pretensje mogą być dla matki źródłem cierpienia przez dalsze ich życie.
Po zranieniu pierwotnym przyszłemu choremu dana jest emocjonalność uszkodzona.

Ma to wiele konsekwencji.
1. Uszkodzona emocjonalność utrudnia poznanie. Osoba zraniona ma problemy z poznaniem i właściwym zinterpretowaniem otaczającej rzeczywistości. Emocjonalność powinna wpływać na zmysłowe poznanie, a poznanie modyfikować emocjonalność. Tego mechanizmu w schizofrenii nie ma. Chory nie nabywa emocjonalnego doświadczenia. Wiele rodzajów emocjonalnych zachowań nie miało okazji u niego się wytworzyć. Wielu emocji nie odbiera prawidłowo i nie rozumie ich. Nie przeprowadzi też
refleksji nad własnymi emocjami.
2. Emocje osoby po zranieniu nie mogą rozwinąć pełnej formy
ekspresji, ani zmieniać jej z upływem czasu. Przez złączenie na duchowym poziomie są zmuszone do przetwarzania takich a nie innych ograniczonych (częściowo lub znacznie) reakcji. Sposób wyrażania emocji chorego na schizofrenię jest ubogi i niezmienny, mimo często niezwykłych emocjonalnych doznań.
Przyszły chory nie reguluje emocjami. Można to porównać do działania samochodu, który wszystkie przeszkody terenowe pokonuje na tym samym, niskim biegu. W późniejszym okresie życia można u niego zaobserwować twardość emocjonalną, której nie potrafi się wyzbyć.

3. Emocje mają za zadanie odłączenie reakcji od bodźca. Po zranieniu na skutek złączenia na duchowym poziomie, to rozłączenie nie jest możliwe. Na skutek tego, oraz braku możliwości zintegrowania się, przyszły chory nie nabiera emocjonalnego dystansu do wydarzeń, które rozgrywają się wokół niego. Nieomal każde z nich bezpośrednio go dotyka. Czuje się wręcz uwięziony przez zewnętrzne wydarzenia. Odbiera głównie wydarzenia i emocje negatywne.

4. W emocjonalności przyszłego choregonie ma zmiany.Na krótką chwilę mogą tę emocjonalność poruszyć krańcowe sytuacje, ale zawsze wraca ona do starego schematu. W opowiadaniu ,,Ślubowanie” Strindberg pisze o rybaku, który podczas połowu przebił fokę harpunem, a ta pociągnęła go wraz z łódką, daleko w morze. Przestraszony zaczął się gorączkowo modlić (pierwszy raz od wielu lat) i ślubować Bogu -Jezu Chryste! Jak wyjdę z tego żywy, ślubuję Bóg mi świadkiem, ufundować nowy siedmioramienny świecznik z czystego srebra... Następnie je ponowił - który będzie kosztować dwieście talarów i mieć wybitą próbę.. siedem ramion będzie ozdoby na tulejkach profitkach... Obiecywał też - zawiesić ten świecznik na sznurze z kryształowymi kulami... Wyprawa skończyła się szczęśliwie. Strindberg kończy opowiadanie - a kto nie chce wierzyć, może pójść do kościółka w Nedergard i obejrzeć mały (cynowy) Świecznik, który wisi tam pod organami...Podobnie jest w relacji do ludzi. Chory na schizofrenię po chwilowym spontanicznym otwarciu, często pełnym deklaracji, szybko powraca do swojego autystycznego świata z zaburzonym wyrażaniem emocji. Wielokrotne gesty, czynione w stosunku do niego, spowodują tylko na krótką chwilę, zmianę w jego relacji do innych osób.

5. Zranienie pierwotne zablokowało także duchowy rozwój u osoby po zranieniu. Stąd zakres duchowych problemów jest wciąż ten sam Tym samym problemom towarzyszą te same emocje i ten sam sposób ich wyrażania. Gdyby - jak u zdrowego człowieka, zmieniał się zakres duchowych problemów - sprzęgniete byłyby z nimi inne emocje. Często widać to u pisarzy z cecha schizoidalną, którzy po pewnym okresie twórczości, nie artykułują problemów swojego pokolenia i swojego wieku. Mając np. 60 lat, są czytani przez osoby 18 - 25 letnie, i na ich problemach i na ich emocjonalności się zatrzymali.
Zranienie pierwotne dotyka także sfery uczucia. Ma ono charakter duchowy - jest zadane przez ducha. Duch zadaje ranę w uczuciu, nie możliwą do skompensowania w sposób naturalny w dalszym życiu. W uczuciu wywołuje ona trojaki skutek; izoluje, poraża lękiem i bólem, wypacza miłość naturalną nadając jej charakter pożądliwości. Potrzebę miłości naturalnej wyolbrzymia w nieprawdopodobny sposób – niemożliwy do zrealizowania, do wysycenia. Poprzez to duchowe uderzenie podnosi na progu życia dojrzałego zakres duchowych problemów - a jednocześnie jako ich terapię proponuje zmysłowość – co jest źródłem narastającej wewnętrznej dezintegracji. Oprócz tego, że uczucie to jest w niewielkim stopniu możliwe do spełnienia - osoba zraniona szuka go u osób, u których w ogóle go nie otrzyma, nawet w najmniejszym wymiarze. Duch, poprzez zranienie zawęził jej bowiem w sposób tragiczny poznanie. Wyizolował także w ten sposób, że osoba ta nie dostrzega innych osób poza osobą wybraną. Ale nawet tutaj wprowadził niczym nie uzasadniona, przepaść. Nie jest to wyłączność, która jest cechą prawdziwej miłości, ale idealistyczne, nierealne wyizolowanie.
Dodatkowo wystąpienie uczucia skojarzone jest z lękiem. Uczucie zadaje więcej bólu niż radości, stąd chory często wycofuje się z niego, bądź przepłaca je ogromnym duchowym napięciem. Uczucie romantyczne z naczelną tezą o wyzwoleniu przez miłość naturalną wyolbrzymioną do monstrualnych rozmiarów jest przykładem uczucia po zranieniu pierwotnym. Problemy związane z tym typem uczucia, dobrze pokazują wiersze Lermontowa, Goethego.

Przytoczę wiersz „Fiołek” Goethego, jako jeden z przykładów takiego uczucia po zranieniu pierwotnym.
Maleńki fiołek w trawie kwitł:
Nikt go nie kochał, nie znał nikt...
A wdzięczny był to fiołek!
Pasterkę kiedyś ujrzał on,
Jak - piękna, hoża szła przez błon
I śpiew, i śpiew
Wesoły wiodła śpiew!


Początek wiersza pokazuje obraz samego siebie jaki posiada osoba po zranieniu pierwotnym. Jest to obraz osoby samotnej, wyizolowanej, niekochanej i nieznanej. Pasterka (obraz osoby ukochanej) zajmuje całą przestrzeń. Opisujący kiedyś ją ujrzał - i natychmiast się w niej zakochał. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby całkowicie oddał jej swe serce. Zrobił to bez głębszego poznania jej, bez dłuższego emocjonalnego kontaktu - idealizując ją.

„O- westchnął fiołek - gdybym tak
Był kwiatów najpiękniejszy kwiat,
Nie taki marny fiołek,
To by nie mogła obok przejść:
Zerwała – wzięłaby na pierś –
I z Nią, i z Nią, Choć chwilkę byłbym z nią!"


Pierwszą reakcją na to ogromne uczucie za którym on tęskni, jest poczucie niegodności i porównywanie się z kimś dużo lepszym ustawienie się jako ostatni, z tej pozycji obserwowanie dalszych wydarzeń. Tu następuje zachowanie typowe - gdyby był perfekcyjnie doskonały - to miałby prawo do zrealizowania własnego uczucia. A ponadto realizacji tego wielkiego uczucia będzie szukał w osobie zmysłowej - a więc słabszej poznawczo od siebie. Będzie szukał tam, gdzie go nie znajdzie
-bo on przez zranienie pierwotne poziom zmysłowy, częściowo już opuścił. Nie można znaleźć i skompensować w naturze czegoś, co siłą zostało już niej wyrwane. Pogłębi to tylko jego dalszą dezintegrację.


Ona już blisko - blisko tak!
Lecz, ach - nie widząc - depcze kwiat!
Chyli się biedny fiołek...
Lecz kona, dzięki przecież śląc:
„O ginę, jednak ginę choć
Od stóp, od stóp,
Od Twoich przecie stóp”


Został zdeptany, ponieważ znalazł się poza poziomem duchowego oglądu - nie dostrzeżono go. Ponadto osoba po zranieniu pierwotnym płaci ogromną emocjonalną cenę za kontakt-wstydzi się, peszy, miesza, denerwuje - albo jest przesadnie śmiała. Marzy o podjęciu z kimś życia - ale boi się tego. Uczucie zadaje ogromny ból, powoduje ogromne napięcia. Im większe uczucie, tym większy lęk i ból mu towarzyszy. W związku z tym osoba zraniona często rezygnuje z uczucia, ze względu na ogromne duchowe koszty. Mimo ogromnej tęsknoty za uczuciem - znajduje rodzaj uspokojenia, satysfakcji w niespełnieniu, wycofaniu się z niego. Praktycznie osoba zraniona ma niewielkie szanse na zrealizowanie swojej uczuciowości.
Ogromne rany, które przyszły chory odniósł w dzieciństwie i dalej odnosi, powodują określone wymagania co do osoby, którą obdarzył uczuciem. Sądzi, że będzie to ktoś kto go zrozumie, te rany uleczy, przez miłość wyzwoli z wewnętrznego splątania, w które się pogrążył, nada sens jego życiu, a nawet obroni przed złym światem. Często będzie to uczucie, które w zamierzeniu ma trwać wiecznie, z jednakową ogromną siłą i w nieomal ekstatycznym napięciu i nigdy się nie zmieni. W idealistycznym podejściu związek ma być wielki i czysty. Ma to być rodzaj niezwykłego sanktuarium. Często osoby ze zranieniem pierwotnym twierdzą, że pozostały samotne, ponieważ nie spotkały w życiu osoby, która pokochałaby je wielką, jedyna miłością. A nie spotkały, bo takich osób nie ma. Jest jedynie zranione, wynaturzone, wyizolowane, wielkie uczucie które w nich istnieje - w praktyce niemożliwe do nasycenia.
Uczucie będzie zadawało także ból, ponieważ osoba zraniona kochając, dotyka jednocześnie swoich ran. Po zranieniu pierwotnym, ten ból zadający cierpienie, będzie uczuciu nieodłącznie towarzyszył i dodatkowo odkładał się w pamięci emocjonalnej.

Tego wielkiego uczucia przyszły chory często nie umie wyrazić -i boi się to zrobić. Czeka, aż ktoś odczyta jego intencje - boi się uczuciowej porażki. Nie zaproponuje swojej osoby, ponieważ ma poczucie, że nie spełni oczekiwań drugiej strony. Niskie poczucie własnej wartości, poczucie wręcz niegodności, powoduje że często wycofuje się z zaangażowania. Często jest niezdecydowany na podjęcie wspólnego życia. Ostatecznie lepiej czuje się z uczuciowym niespełnieniem.
Zostanie sam, uwięziony w niespełnionym uczuciu, zdziwiony, że czas na podejmowanie wspólnego życia minął. Uczucie, choćby nie spełnione będzie pielęgnował, nie da go sobie odebrać. Uwięzi go ono na długie lata. Całkowicie uniemożliwi postęp w duchowym rozwoju. Będzie on duchowo stał w miejscu, coraz bardziej nie umiejąc się odnaleźć w ciągle nowej, otaczającej go rzeczywistości. Brak rodziny uzna za swoją największą porażkę. Zaczną się w nim uruchamiać pretensje do Boga, że jego życie nie ułożyło się tak jak innym. Wybuch choroby postawi jego marzenia o wielkim uczuciu jeszcze w innej optyce. Zauważył to O'Neill ...to człowiek umarł i musiał zabić to, co kochał. Jest to niezwykle bolesne i trudne doświadczenie. Powrócą w nim pytania zasadnicze. Uczuciowość, która zajmowała naczelne miejsce przesunie się wtedy na dalszy plan.
Cechą schizofrenicznej uczuciowości, skutkiem zranienia pierwotnego będzie pożądliwość. Nie jest ona skutkiem grzechu pierworodnego, ale zranienia pierwotnegoPodczas zranienia diabeł okalecza ośrodek uczuć, zajmuje go częściowo (lub całkowicie) a do tego złącza z sercem duchowym, w którym też jest częściowo obecny. Skutkiem tego, dla osoby po zranieniu - kocham, będzie złączone z pożądam.

Na ile będzie to kocham, na ile pożądam będzie zależało od stopnia idealistycznego podejścia. Ale to pożądam zawsze będzie. Jeżeli będzie to tylko pożądam, to to, co napisałem wyżej o uczuciu będzie nieobecne. Stan taki będzie nieszczęściem dla człowieka, źródłem grzechów nieczystych popełnianych z kimś lub samemu, przez które osoba taka będzie przez ducha odstępczego złapana i trzymana na uwięzi.

Po grzechu pierworodnym pierworodnym wola nie ma wpływu na emocje i uczucieUwolniły się one spod jej władzy - i nie poddają się jej. Świat zewnętrzny wpływa na nie w sposób niezależny od woli. Istnienie tego podwójnego systemy jest po grzechu pierworodnym rodzajem pęknięcia w człowieku.

Posługując się porównaniem w stylu Św. Teresy można wole porównać do królowej, emocje i uczucie do służących. Generalnie wola i emocje i uczucie działają w sposób niezależny - ale i wolny. Po zranieniu pierwotnym rzecz ma się inaczej.
Emocje i uczucie tracą swoją duchową wolność. Poprzez kontakt z duchem wchodzą w rodzaj spętania, czy wręcz opętania. Dalej wpływ obcej duchowej siły pochodzącej z zewnątrz prowadzi do spętania woli.spętania woliEmocje i uczucia zaczynają decydować o sposobie odbierania rzeczywistości.
Wola, która akceptowała rzeczywistość, lub ją odrzucała nie ma już nic do powiedzenia. Decydują emocje, ale i one nie odbierają już w sposób wolny - są wyczulone na wpisanego w zranieniu pierwotnym ducha - na jego pojawienie się z zewnątrz. Nie odbiorą w sposób wolny rzeczywistości z nim związanej. Oprócz tego, cały sposób takiego odbioru (przy spętanej woli) daje ograniczone i fałszywe poznanie, które dalej trudno uporządkować. Powoduje ono zamęt poznawczy i nieprawdziwy obraz otaczającego świata i samego siebie.
Ten odwrócony i niepełny obraz rzeczywistości odłoży się w pamięci i zdeterminuje dalsze poznanie. Jako kolejny skutek zranienia pierwotnego, będzie to miało wiele zasadniczych konsekwencji.
Pierwsza jest niemożliwość wewnętrznego zintegrowania się. Skutkiem postępującej dezintegracji będzie nieomal całkowite pogubienie się w życiu. Z czasem osoba po zranieniu nie odnajdzie swej tożsamości, nie będzie widziała w swoim życiu sensu, celu.
Pogłębiająca się dezintegracja spowoduje, że będzie ona szukała odpowiedzi na pytania zasadnicze. Musi je postawić i poznać odpowiedzi na nie, aby na nowo nadać sens, swojemu pozbawionemu sensu życiu. U ludzi zdrowych pytania te pojawiają się rzadko - a często ludzie zdrowi wręcz uciekają od nich. Odpowiedzi na pytania zasadnicze, nie są im do życia potrzebne.

Dezintegracja sprawi, że osoba po zranieniu zajęta będzie własnymi wewnętrznymi problemami. Czasem te dezintegracje będzie usiłowała pokonać ogromnym wewnętrznym lub zewnętrznym wysiłkiem, ale doświadczenia, jakie będą mu towarzyszyć, wyizolują ją ze środowiska jeszcze bardziej. Zauważył to Hemingway: Kilimandżaro to pokryta śniegiem góra, wysokości 19710 stóp, o której powiadają, że jest najwyższa w Afryce. Szczyt zachodni znany jest pod nazwą „Ngaje Ngai”, czyli Dom Boga. Tuż pod zachodnim szczytem leży wyschnięty i zamarznięty szkielet lamparta. Nikt nie potrafił dotąd wytłumaczyć, czego mógł szukać lampart na tak wielkiej wysokości.

Dezintegracja wprowadza w działania zranionej osoby perfekcjonizm, skłonność do rywalizacji, ciągłego porównywania się z innymi. Dzieje się także dlatego, ponieważ dezintegracja nie pozwala opuścić sfery zmysłów, najniższej sfery w życiu człowieka. Powoduje, że osoba taka nie będzie gotowa na podjęcie powołania do życia w rodzinie, na pójście do pracy, na publiczny występ - będzie czekała aż będzie doskonała, będzie szukała sytuacji idealnych.
Z powodu dezintegracji ma problemy z nabyciem życiowego doświadczenia i popełnia wciąż te same błędy. Będzie niepewna, co do swoich poglądów. W poglądy te, łatwo można jej wprowadzić zamęt. Nie dokona podziału na principles and details - sprawy ważne i drugorzędne. Wszystko będzie rozpatrywała od strony szczegółu. Będzie chaotyczna w myśleniu i w działaniu. Nieomal każdy wysiłek osoby niezintegrowanej, będzie nazwany „heroicznym”, poniewaz będzie wymagał od niej maksymalnej dyspozycji, nieomal za każdym razem przekroczenia swoich emocjonalnych możliwości.
Osoba taka będzie chciała dezintegrację przezwyciężyć - udowodnić sobie i innym, że jej nie ma. Często, cała jej aktywność będzie skierowana właśnie na przezwyciężanie dezintegracji a nie na normalne zrównoważone życie, jakie będą prowadzili jej rówieśnicy. Będzie ciągle czymś zajęta, owładnięta jakąś ideą, duchowo jakby nieobecna. Może uprawiać sporty ekstremalne, szukać w nich niebezpieczeństw i usiłować je pokonać, aby potwierdzić swoją wartość i zwalczyć pochodzący z dezintegracji lęk. Poczucia własnej wartości i duchowej tożsamości nie będzie miała, musi je stale potwierdzać w sytuacjach zewnętrznych. Ta chęć ciągłego potwierdzania, stwierdzania, sprawdzania się będzie jej cechą wyróżniającą. Także skłonność do ryzyka, do postawienia wszystkiego „na jedną kartę do optyki ,,być albo nie być”, „wygrać albo przegrać”. Normalne życie z jego zwykłymi obowiązkami uzna za nudne, banalne, a ludźmi którzy je podejmują może zacząć gardzić lub ich lekceważyć.
Ale zauważy też, że mają oni, mimo banalnego czasem poznania - pewien rodzaj wewnętrznej harmonii, której ona nie posiada, Zauważy, że wszystkie jej ogromne wysiłki, tego wewnętrznego rozdarcia, które wciąż się pogłębia, nie potrafią uleczyć. Tu przytoczę opowiadanie o Odyseuszu, który pragnął osiedlić się między ludźmi, którzy niesione przez niego wiosło (symbol nieustannego żeglowania), wezmą za łopatę do pieczenia chleba i dzięki którym, o konieczności ciągłego żeglowania zapomni. Osoba po zranieniu, historią życia, zacznie się różnić od rówieśników.

Drugim skutkiem zranienia, jest zwielokrotniony i lękowy odbiór rzeczywistości.Każde następne zranienie, choćby o wiele mniejsze, odbierane jest równie mocno. Przy połączeniu z brakiem możliwości zintegrowania się, każde obciążenie psychiczne nie będzie trenujące jak u zdrowego człowieka, lecz rujnujące. Także każde następne zranienie, zostaje dołożone do pierwszego i dalej sumuje się, i odkłada w pamięci. Przy takim odbiorze, zwykłe problemy urastają do rangi niezwykłych dramatów, a większe trudności do rangi katastrofy. Dalej brakuje skali i środków wyrazu, do oddania tego, co się dzieje. Po wyczerpaniu pewnej ilości takich obciążeń, osoba taka nie nabywa odporności, lecz wpada w psychiczną chorobę.
Dezintegracja zacznie wpisywać w życie lęk i lękowy odbiór świata. Przyszły chory ma emocjonalny i duchowy rozwój zablokowany, natomiast sytuacje w swoim życiu napotyka coraz trudniejsze. Z początku będzie sobie z nimi radził, przy zaangażowaniu wszystkich fizycznych i duchowych sił. Potem - albo te sytuacje go przerosną - albo poradzi sobie z nimi, ale tak dużym psychicznym kosztem, że uzna je za klęskę i zauważy niemożliwość wielokrotnego sprostania im. Będzie się skupiał na unikaniu sytuacji dla niego trudnych a nie na sprostaniu im. To unikanie trudności, zamiast twórczego życia, będzie cechą charakterystyczną zachowania przyszłego chorego.


Przez takie unikanie trudności podporządkuje on życie sytuacjom zewnętrznym. Także przez to utrwali w sobie przekonanie, że na swoje życie nie ma żadnego wpływu. Jeżeli do tego doda się bardzo mocny odbiór zachowań innych ludzi, to razem spowoduje nienawiść do otaczającego świata.
Uderzenia, które zadaje diabeł przez innych ludzi wpisują w zdezintegrowaną psychikę lęk. Pojawia się on w życiu stosunkowo wcześnie i dość nagle. Osoba 12-19 letnia może zacząć bać się pozostać sama w domu, wyjść na sąsiednią ulicę czy boisko dzielnicowego klubu. Zacznie się bać, czuć się obco i dziwnie, w miejscach, które dobrze znała, w których dobrze się czuła, w których nigdy nie zwracała uwagi na swoje samopoczucie.

Kolejnym skutkiem zranienia jest to, że problemy które danej osoby dotyczą i te, które jej nie dotyczą - będzie przyjmowała jako własne. Będzie tak się działo na skutek powolnego łączenia się z duchową rzeczywistością, która jest tłem duchowym otoczenia – łączenia się z nią na sposób duchowy. Problemy innych, będą zadawały takiej osobie ból, będzie się nimi martwiła, będzie je głęboko przeżywała. Będzie porażona tym, że ktoś kogoś napadł, pchnął nożem, czy wyrzucił z pociągu. Już jako 12 letnie dziecko. osoba po zranieniu, będzie przeżywała domowe problemy takie jak – brak pieniędzy czy niepowodzenia ojca w pracy - na równi z dorosłymi. Weźmie na swoje barki nie swój ciężar - i ciężaru tego nie udźwignie.
Oprócz tego, przez to duchowe złączenie, będzie wprowadzona w optykę widzenia samego tylko zła. Przez uderzenie, które otrzymała od diabła, będzie z nim częściowo złączona. Będzie widziała tylko jego działanie w świecie, który będzie postrzegała jako zły. Z optyki widzenia samego zła, będzie ją bardzo trudno wyprowadzić. Wszędzie będzie je dostrzegała, wszystkim będzie o nim opowiadała. Będzie głosicielem złej nowiny, czarnowidzem. Przez narzekanie, zrzędzenie, permanentne niezadowolenie i zalęknienie, zrazi do siebie wszystkich. Konsekwencją tej optyki, może być brak wiary w jakiekolwiek działanie a nawet zanik chęci do życia.
Dalszymi konsekwencjami zranienia pierwotnego które uzewnętrzniają się w późniejszym okresie będą: brak akceptacji swojego życia, oraz nienawiść do samego siebie. Nieudane próby zintegrowania się, ogromne napięcia, które temu niezintegrowanemu życiu towarzyszą zaczną powodować rozdźwięk między obrazem siebie - „idealnym” a rzeczywistym.

Tu spoczywa Ismael, Hagar syn, co kiedyś nazywał się Izrael, gdyż walczył z Bogiem i walki nie zaniechał, póki go nie przemogła wszechmoc dobroci. O Przedwieczny! Ja nie wypuszczę Twojej dłoni, Twej twardej dłoni, póki mnie nie pobłogosławisz. Błogosław mnie. Błogosław ludzkość, co cierpi przez Twój dar, ten dar żywota. Mnie najpierw, bom najwięcej cierpiał - największy cierpiał ból, żem nie mógł być takim, jakim chciałem być.

Przyczyna nienawiści do samego siebie może wynikać także ze zdolności do kontemplacji. Osoby z tą dyspozycją noszą w sobie idealny obraz rzeczywistości w której żyją i idealny obraz (w założeniu) samych siebie Jest to obraz nieświadomie odczytany z Boga. Z nim zestawiany jest obraz społeczeństwa i środowiska, w którym te osoby żyją oraz ich własne życie.
Przyszły chory na schizofrenię dąży do obrazu samego siebie, nierealnego i nieprawdziwego. Miałby to być fizyczny, intelektualny i duchowy olbrzym. Ktoś, kto skupiłby w sobie, wszystkie możliwe dary natury i łaski. Tylko, bowiem taki ktoś, mógłby dać sobie radę w świecie otaczającym zdezintegrowanego człowieka. Stąd zdarza się, że całą swoją życiową aktywność poświęca on, aby ten obraz idealny samego siebie urzeczywistnić.
Nienawiść do samego siebie, wpisuje też diabeł przez uderzenia, które zadaje za pośrednictwem innych ludzi. Jeżeli szyderstwo, poniżanie, wyśmiewanie, agresja słowna, trafią na człowieka o zdezintegrowanej psychice, szybko wpiszą mu one nienawiść do samego siebie.
Ta nienawiść może przybierać różne formy. Człowiek z tą cechą jest twardy, okrutny, bezwzględny, wobec siebie, może siebie poniżać. Sam siebie będzie nieustannie ćwiczył, trenował. Może nadać niezwykłą regularność swoim czynnościom, poza która nie wyjdzie, i którą się będzie chlubił. Może się przepracowywać. Praca do granic możliwości, służy u niego jako forma nieuświadomiona forma “dokładania" samemu sobie. W duchowości może mieć on upodobanie do ćwiczeń ascetycznych i ogromnej pokuty.

Także akty samoudręczenia, spotykane przed wybuchem choroby, są świadectwem istniejącej nienawiści do samego siebie.
Z nienawiścią do samego siebie związane jest poczucie niegodności. Osoba po zranieniu Boga lub inną osobę będzie wkładała na olbrzymi piedestał - wręcz niemożliwy do osiągnięcia. Samemu sobie natomiast, wpisze poczucie niegodności. Sama utworzy ogromny dystans do drugiej osoby, którego nie będzie w stanie zmniejszyć. Poniżanie samego siebie, przesadna usłużność, ogromna wylewność, przesadne ustępowanie miejsca, przesadne podkreślanie zasług innych - to są także objawy istnienia poczucia niegodności.
Czasem osoba taka domaga się takiego podejścia od innych - i poprzez takie wymagania, może kogoś wpędzić w skrupuły.
Złego świata przyszły chory nie chce, odrzuca go. Wprowadza obraz świata idealnego i założeniami tego idealnego obrazu żyje. Świata prawdy, piękna, dobroci, szlachetności, świata wielkich ideałów. Ale tu - popełnia parę błędów. Przyjmuje założenie - że on jest dobry (lub chce takim być) - w przeciwieństwie do innych osób – złych.
Przyjmuje bez refleksji i z błędem założenie odczytane z Boga. A to wbija go w pychę i powoduje, że zaczyna ludzi osądzać i wyraźnie się od nich dystansować. Izoluje się też z wielu sfer życia, które z góry potępia. Ze względu na zranienie pierwotne, ciężko osobie takiej wejść na drogę duchową. Ideały prawdy, dobra i inne podobne, postrzega tylko w aspekcie zmysłowym, a więc ma ich niepełny obraz. Stąd, często walczy niezwykle ambitnie o sprawy. które tej walki nie są warte. Wreszcie, za poszukiwanie prawdy bierze się bez pomocy Boga i jego łaski - łaski, która poświęciłaby go i umocniła od wewnątrz. Nie wie, że poznanie prawdy jest łaską, darem, który można od Boga otrzymać, nie wie, że prawdy o własnych siłach nie pozna. Nie wie też, że poszukiwanie prawdy jest związane z dźwiganiem krzyża, ponieważ wróg poznawczy człowieka, diabeł, atakuje każdego, kto usiłuje się do prawdy się zbliżyć. Stąd bez umocnienia przez Ducha Świętego, życia w prawdzie nie można prowadzić. Stad często, po wielkim i szlachetnym początku, chory zaatakowany i zniszczony przez diabła, duchowo przypomina zgliszcza z tlącymi się resztkami ideałów.

Doświadczenie wyobcowania -pustyni, na której przyszły chory znalazł się wbrew własnej woli, towarzyszyć mu będą przez całe życie. Ogromne uczucie, często nie spełnione, niechęć do pójścia na żaden moralny kompromis, zepchnięcie z wielu płaszczyzn życia. problemy z samym sobą z powodu dezintegracji spowodują - że droga jego życia będzie się różniła od drogi życia innych osób.



Wskaże ci ręka Przeznaczenia
Inne otchłanie, inne szczyty.
Inne czekają cię wzruszenia,
Inne rozpacze i zachwyty.


Będzie to inna życiowa droga, różniąca się od pozostałych. Samotna, bo osoba taka nie będzie miała z kim tego specyficznego doświadczenia podzielić. Droga pełna zwątpienia, niebywałych trudności, bez widocznego celu. Często z wyśmianiem lub wyszydzeniem, nawet przez bliskie mu osoby. Czasem na skutek dezintegracji może wystąpić przekonanie, że żadnej drogi dla niego nie ma, że każda którą wybierze, poprowadzi ją ku życiowej katastrofie.
Na skutek tych doświadczeń i braku zrozumienia, osoba taka izoluje się, ale też zostaje zepchnięta na margines. Będzie duchowo zbyt słaba aby dać odpór, mniej lub bardziej fałszywej, ale silnej optyce, która obowiązuje w jej otoczeniu.
Rozliczenie z cechą schizoidalną przeprowadził Goethe w dramacie Faust. U bohatera widać wyraźnie złączenie ze światem zewnętrznym - pełne uzależnienie od niego. Świat zewnętrzny jest rodzajem żywiołu, którego pokonanie przekracza ludzkie możliwości. Całe życie wewnętrzne bohatera jest drobiazgowo rozpamietywane, razem z zewnętrznym oddziaływaniem świata. W przypadku tym to nie Bóg, a świat zewnętrzny formuje wnętrze osoby - odciska się na nim swoim wpływem. Formuje go w taki sposób, że uświadamia bohaterowi jego własną klęskę, czyni go jej bezradnym obserwatorem. Mimo intensywnych działań, jest on przez świat zewnętrzny pokonany, uzależniony od jego rzekomych praw. Goethe pisze:


Jeśli z zawiłej strasznej matni
Dźwięk znany wiódł mnie znowu w świat,
Dziecinnych uczuć błysk ostatni
Mamił wspomnieniem lepszych lat –
To dziś przeklinam to, co duszy
Mamidła stroi w marzeń śnie
I ku jaskini tej katuszy
Siłą ułudnych zjawisk gnie!
Przeklinam wprzód zarozumiałość,
Którą się własny zwodzi duch!
Przeklinam zjawisk okazałość,
Co oszukuje wzrok i słuch!
Przeklinam, co nas łudzi snami,
że sława, imię wiecznie trwa!
Przeklinam, co pochlebstwem mami,
Że dom i żona – własność twa!
Przeklinam pieniądz ten zwodniczy,
Który chęć czynu budzi w nas
Lub kiedy wabi ku słodyczy
Wywczasów gnuśnych, pełnych kras!
Przeklinam słodką wina czarę!
Przeklinam cię, miłosny śnie!
Z nadzieją wraz przeklinam wiarę!
Cierpliwość nade wszystko klnę!


Zawiła, straszna matnia - trudno znaleźć lepsze określenie dla oddania istoty schizofrenii. Zawiła - bo zranienie pierwotne powoduje z czasem niezwykłe skomplikowania w historii życia, która jest niezwykle splatana. Straszna - bo poraża swym ogromem, jest ponad możliwości ogarnięcia przez człowieka. Matnia - bo nie widać z niej wyjścia i wciąga coraz głębiej.
Dźwięk znany wiódł mnie znowu w świat. Osoba z cechą schizoidalną jest ze świata wycofana. Niegdyś podjęła ze światem walkę i przegrała. Nie każdy impuls pobudzi ją do powrotu do świata i działania w nim. Zrobi to tylko dźwięk znany, impuls do robienia rzeczy wielkich, ambitnych, niebanalnych (bo tylko na takich jej zależy) znany - bo już niegdyś ją do takiej aktywności pobudził.

Dziecinnych uczuć błysk ostatni, mamił wspomnieniem lepszych lat. Późne dzieciństwo i wczesna młodość, to jedyny okres szczęśliwy w życiu osoby po zranieniu. Błysk - bo młodość, pełna nadziei na różne zamierzenia, po gwałtownym nienaturalnym rozbłyśnięciu, szybko weszła w okres tragiczny. Mamił wspomnieniem - bo do tego okresu wraca się z niedowierzaniem, że później mogło się w życiu tak bardzo wszystko skomplikować.
To dziś przeklinam to, co duszy mamidła stroi w marzeń śnie.
Bohater dostrzega, że jest coś w nim, w jego odbiorze świata, co go oszukało, wprowadziło w błąd, przedstawiając fałszywy obraz rzeczywistości, który ją uwiódł i pociągnął niezwykłym powabem.
I ku jaskini tej katuszy, siłą ułudnych zjawisk gnie. Bo wprowadziło go w ciasny, zamknięty obszar spętanej woli i zadawało ból niespełnienia. Miało niezwykłą zdolność przyciągania, a był wobec tego zjawiska, nieomal przez całe życie bezbronny.
Przeklinam wprzód zarozumiałość, którą się własny zwodzi duch. Osoba po zranieniu idzie własną drogą. Ważniejsze dla niej jest to, że zrobi coś sama, niż to, że zrobi to prawidłowo.
Przeklinam zjawisk okazałość, co oszukuje wzrok i słuch. Zjawiska przyrody, słowa, gesty spotkania, wydarzenia, odbiera w sposób zwielokrotniony - a w związku z tym nieprawdziwy. Jest to odbiór przez pryzmat ducha i okaleczonego przez niego ośrodka emocji.
Przeklinam, co nas łudzi snami, że sława, imię wiecznie trwa.
Osoba z cechą schizoidalną nie lubi żadnych zmian. Ani w najmniejszym szczególe swojego życia, ani w życiu społecznym. Raz zdobyta pozycja powinna być przez otoczenie uszanowana i nie poddana krytyce. Brak zmian w otaczającym świecie byłby rodzajem oparcia, miałby być środkiem zaradczym na jej wewnętrzne rozchwianie i wynikającą z niego niestabilność w psychicznym samopoczuciu.
Przeklinam, co pochlebstwem mami, że dom i żona własność twa. Stałość, niezmienność uczuć a nawet pewną zaborczość uczuciową - chciałby zatrzymać mimo upływającego czasu.
Przeklinam pieniądz ten zwodniczy, kiedy chęć czynu budzi w nas. Osoba taka robi wiele rzeczy dla idei a nie z motywów finansowych, które ignoruje i które ją drażnią.
Lub kiedy wabi ku słodyczy wywczasów gnuśnych, pełnych ras. Nie odpoczywa. Cały czas jest czymś zajęta. Nie potrafi się oderwać, wyłączyć. W końcu jest aktywnością lub myśleniem o niej owładnięta.
Przeklinam cię miłosny śnie. Wyżej wymieniony odbiór świata, który jest właściwy tylko dla niej (a o którym sądzi, że tak odbierają świat wszyscy), spowoduje, że przy lokowaniu swoich uczuć popełni ogromną pomyłkę. Zostanie z niej wyprowadzona, w sposób niezwykle bolesny.
Z nadzieją wraz przeklinam wiarę. Nie ma dla niej nadziei na inny obraz świata, a z własnego, niepełnego obrazu nie potrafi wyjść. Ogromne cierpienie, które ten obraz zadaje, powoduje że traci wiarę i mimo iż wie że Bóg istnieje, często od wiary odchodzi i nie jest w stanie do niej powrócić.
Cierpliwość nade wszystko klnę. Bo na zmiany, na których bardzo jej zależało, cierpliwie czekała przez całe życie - a one nie nastąpiły.
Człowiek po zranieniu pierwotnym i z dyspozycją do kontemplacji odczuwa z czasem, że jest człowiekiem innym, że jego życie jest dużo trudniejsze i niezrozumiałe dla innych, że ma w nim o wiele więcej przeszkód, na które nie zasłużył. To wszystko rodzi pretensje do Boga. Shelley pisze:



Władco demonów, bóstw i wszystkich duchów,
....Spójrz
Na ziemskie mrowie niewolników twoich,
Których za modły, cześć i hołd pokorny,
Za orkę dnia i serca udręczone
Nagradzasz lękiem, wstydem, czczą nadzieją.

O, ja nieszczęsny, męka po wsze czasy!
Pełzną lodowce, by przeszyć mnie grotem
Sopli zamarzłych w księżycu, me kości
Mróz żre palący rozsrebrzonych kajdan.
Skrzydlaty niebios pies dziobem zatrutym,
Przez jad warg twoich, rwie strzęp mego serca.
Bezkształtne zjawy, upiory człowiecze
Z koszmarów sennych krążą dookoła
Szydząc; demonom trzęsień ziemi dano
Wyrywać haki z moich ran rozdartych.


Te pretensje mogą być wyartykułowane (jak w poemacie Shelleya), albo wręcz negowane - ale niestety - zazwyczaj istnieją. Jak wielkie one są, można się przekonać na drodze duchowej przed zjednoczeniem woli, gdy zahamują wrażliwość na bożą obecność i stworzą barierę między Bogiem a człowiekiem i trzeba je będzie usuwać przez oczyszczenia czynne.
W skali całego społeczeństwa, trudno się ustrzec przypadków zranienia pierwotnego. Trudno także stwierdzić, że ono nastąpiło i wywołało negatywne skutki - widać to wyraźnie dopiero po pewnym czasie. Które wydarzenie wywołało zranienie pierwotne - okaże się w procesie uzdrawiania. Czy było to uderzenie w sferę emocji, uczucia, czy tylko ogromna słabość, którą diabeł później wykorzystał. Wszystkie te wydarzenia tkwią głęboko w pamięci emocjonalnej. Zostaną wywołane i uzdrowione przez Boga. Wtedy można będzie powiedzieć - które z nich miało największa wagę.
Człowieka duchowo zdezintegrowanego trzeba umieć przez życie przeprowadzić. Skutki jego dezintegracji zminimalizować, tak aby nie wywołały w młodym człowieku groźnego kryzysu - a potem na drodze ku Bogu je usunąć. Drogę ku Bogu, jako jedyny jego ratunek, trzeba mu umieć pokazać. Trzeba także rozpoznać i pokonać tysięczne opory, jakie będzie on stawiał ludziom, którzy będą usiłowali go w życiu prowadzić.
Te opisy osoby zdezintegrowanej na skutek zranienia pierwotnego można zderzyć z opisem Mistrza Eckharta o wewnętrznej harmonii z Kazania 31 –

A teraz powiemy o porządku w duszy. Pewien mistrz pogański powiada: przyrodzone, transcendentne światło duszy jest tak czyste, jasne i wzniosłe, że bliskie naturze anielskiej. Władzom niższym natomiast jest ono tak obce i nieprzyjazne, że nigdy się w nich nie rozlewa, a dusze oświeca, jedynie wtedy gdy władze niższe poddane są wyższym, te zaś – najwyższej Prawdzie. Jeżeli w wojsku panuje porządek, giermek poddany jest rycerzowi, rycerz grafowi, a graf księciu. Wszyscy pragną pokoju, toteż każdy Spieszy drugiemu z pomocą. Podobnie każda władza powinna być poddana drugiej i pomagać jej w walce, po to by w duszy zapanował błogi pokój i spoczynek. Mistrzowie powiadają: całkowity spoczynek polega na braku ruchu. W ten sposób dusza powinna się wznosić ponad siebie samą, ku Boskiemu porządkowi. Tam, w niczym niezakłóconym spoczynku, Ojciec daje duszy swojego jedynego Syna.

Zranienie pierwotne jest niestety źródłem wewnętrznej dezintegracji przez wpisanie się ducha w emocje i uczucie - jest pewną dyspozycja, która jeśli chodzi o chorobę-jeszcze o niczym nie przesądza. Powoduje jednak znacznie mniejszą odporność na wpływ otoczenia, bardziej wewnętrzne przeżywanie rzeczywistości, daje słabsze wykorzystanie darów naturalnych. Przede wszystkim jednak daje nieprawdziwy obraz subiektywnie postrzeganego świata. Jest to nieszczęściem człowieka...co w lustrze swym krzywym, przekręcał kształty obrazem fałszywym, świata pięknego...(Shelley - Prometeusz wyzwolony). Dopiero na to zranienie nakładają się warunki życia, relacje rodzinne, postawa duchowa, ataki diabła, środowisko i społeczeństwo. To dopiero wszystko razem decyduje, czy dochodzi do wybuchu choroby czy też nie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Sob 15:49, 31 Lip 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 8:41, 31 Lip 2021    Temat postu:

PAMIĘĆ EMOCJONALNA. OBRAZY - PRZYCZYNY I SKUTKI ICH POWSTAWANIA
O pamięci emocjonalnej, o tym co i w jaki sposób ona przechowuje, mówi fragment wiersza Lermontowa;

Jak cień w całunie pochowany,
Minionych dawno dni wspomnienie
Palcem wskazuje dawne rany
I dawno zgasłe upojenie.


Właśnie pamięć emocjonalna przechowuje w postaci obrazów to „minionych dawno dni wspomnienie”. Goethe doda, że obrazy te, przedstawiają - zjawy stłoczone za mgłą i mrokami, które są w pamięci obecne, mimo upływu wielu lat.
Obrazem nazwę zamknięte w czasie, nie zmieniające się, niegdyś odłożone treści - ale ciągle obecne w świadomości i pozostające w pamięci emocjonalnej po wielu latach od ich realnego zaistnienia-znieruchomiałe, ale jakby żyjące własnym duchowym życiem. Nie można ich usunąć, a same nie znikną. Nie poddają się procesowi zapominania. Czas miniony i minione problemy zatrzymały się w nich.
Istnienie obrazów oznacza, że chory razem z obrazami, zatrzymał się na tych miejscach i chwilach zapamiętanych. Jest ich niezwykła ilość - idąca w setki tysięcy. Chory może odtworzyć praktycznie całe swoje życie - odtwarzając z pamięci obraz za obrazem. Ten typ odkładania treści w pamięci powoduje (jak zauważył Goethe) że:


tak teraźniejszość gubi się szarzeje
to co przeminęło prawdziwie istnieje.


Na skutek duchowej dezintegracji i braku możliwości rozwoju emocji przyszły chory na schizofrenie odbiera znacznie więcej i znacznie mocniej niż zdrowy człowiek. Ten zwiększony odbiór trafia do jego pamięci emocjonalnej. Obrazy powstały na skutek odbioru rzeczywistości dokonanego przez pryzmat ducha, który wtargnął podczas zranienia pierwotnego. Nie były prawdziwym odbiorem rzeczywistości,który różnił się od tego zawartego w obrazie. Obrazy to rzeczywistość widziana przez pryzmat ducha,który wtargnął podczas zranienia pierwotnego. Ponieważ u przyszłego chorego nie ma odłączenia od ducha, który wtargnął - wiele doznań emocjonalnych ma swój duchowy koloryt. Wydarzenia przeszłe, cały czas żyją jakby w tym kolorycie, żyją w tym duchu.
Obrazy pokazują, że istniały sytuacje, które zrobiły tak wielkie wrażenie, że odłożyły się w postaci obrazu. Zapis ten dowodzi, że dana emocja została zapisana i jest nadal w układzie nerwowym przechowywana.A więc obrazy wyrażają zapisane równolegle emocje, uczucia - a także napięcia jakie im towarzyszyły i ducha jaki w nich był obecny.
W książce tej odróżniam emocje od uczucia.
Emocje to np. lęk, gniew, a uczucie to to, co łączy dwoje zakochanych ludzi. Odróżniam właśnie ze względu na obrazy jakie przechowuje pamięć emocjonalną. Mają one inny wpływ na duchowe zablokowanie układu limbicznego, a także całkiem innymi technikami, i na innym etapie się je uwalnia.
Dlaczego te obrazy są tak trwałe? Dlaczego nie można ich zapomnieć, usunąć?
Jak już pisałem obrazy te tworzy także składnik duchowy - i to on został trwale zapisany. Nie można usunąć obrazu, bo trudno jest usunąć ducha, który towarzyszył emocji i który razem z nią się wpisał. Van Gogh w listach do brata powtarza przez wiele miesięcy, wręcz paredziesiąt razy, krytyczne zdanie wypowiedziane o nim przez pewna osobe. Czas zatrzymał się na tej emocji (i na tym obrazie). Emocje przeciążone do granic możliwości, nie są zdolne przyjąć więcej zjawisk, a obrazy, które im towarzyszą w subiektywnym czuciu chorego, ten czas zatrzymują - wspominane są latami, chory nie może się od nich uwolnić. Na tych wydarzeniach czas się dla niego rzeczywiście zatrzymał.

Obrazy zamykają na wszelki postęp duchowy, bo nie pozwalają opuścić sfery zmysłów - powodują wręcz uwięzienie w sferze zmysłów. Towarzyszące im równolegle odłożone emocje powodują neurologiczne zablokowania z wieloma konsekwencjami - brakiem snu, przesztywnieniem ciała, brakiem koncentracji i sił życiowych. Istnieje związek między emocjami i obrazami - gdy znikają odłożone emocje, znikają związane z nimi napięcia, znikają i obrazy. W terapii będzie to ważnym wskaźnikiem postępującego uzdrowienia.
Obraz odkładającego się w pamięci emocjonalnej ducha zmienia się. W związku z tym, obrazy w okresach życia, przed chorobą też się zmieniają. Po trudnych ale radosnych, przesyconych światłem i nadzieją scenach, wchodzą obrazy pełne bólu, tragizmu i melancholii. U malarzy z cechą schizoidalną jest to widoczne w ich dziełach.

W momencie wybuchu choroby, czyli wtargnięcia ducha do serca duchowego (co jest jednoczesnym wyrwaniem ze zmysłowości, w której dana osoba tkwiła), chory większość tych obrazów pozornie straci. Będą one nadal znajdowały się w jego pamięci emocjonalnej, ale ze względu na krańcową zmianę optyki, nie będzie mógł ich wydobyć. Nie będzie też mógł się posługiwać nimi, jak dawniej (mimo, że one go raniły) - nie znajdzie w nich oparcia, poczucia tożsamości. Trudno będzie mu się odnaleźć, w tej nowej dla niego sytuacji. Brutalnie wtargnie świat realny razem z raniącym obrazem widzianym przez ducha, odarty z wszelkiego duchowego kolorytu. Takiego świata, chory na schizofrenię dotąd nie oglądał.
W schizofreniiwybuch choroby (czyli wystąpienie psychozy) jest ściśle skorelowany z ilością uprzednio nagromadzonych obrazów przez chorego. .Tam gdzie nie ma latami gromadzonych w pamięci obrazów - nie ma schizofrenii.
Istnieje bardzo silne przełożenie tego - co odkłada się w pamięci emocjonalnej - na ciało.Przesztywnione i zniekształcone ciało będzie w wielu przypadkach charakterystyczne dla tej choroby. Wraz z uzdrowieniem to zniekształcenie i przesztywnienie będzie ustępowało. Chory powróci do dawnych kształtów.
To - jak przekładają się na ciało w historii życia obrazy i napięcia związane z emocjami - a jak z uczuciem - jest bardzo ciekawy otwartym zagadnieniem.


Wiadomo, że podczas oczyszczeń czynnych należy zastosować inne techniki dla uwolnienia obrazów związanych z emocjami, a inne dla obrazów związanych z uczuciem. Czy można oczyścić pamięć emocjonalną? Można, ale nie samemu, ze względu na składnik duchowy, z którego oczyszcza Bóg. W Jego gestii pozostaje, w jakim stopniu i kiedy dokona oczyszczenia. U ludzi, którzy się z Nim jednoczą, robi to ostatecznie na etapie jednoczenia woli. Natomiast po zablokowaniu emocjonalnego i duchowego rozwoju (jak u chorego na schizofrenię), składnik emocjonalny (związany z duchowym), równolegle do Bożego działania, powinien usiłować oczyścić sam człowiek.
Obrazy będące skutkiem zranienia pierwotnego zamykają i więzią chorego, a oprócz tego nie pozwalają jednoczyć się z Bogiem. Te oczyszczenia, które dalej nazwałemoczyszczeniami czynnymi, a które uwalniają z obrazów, są niezbędne, aby dokonał się jakikolwiek duchowy postęp.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Sob 15:48, 31 Lip 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 9:03, 31 Lip 2021    Temat postu:

OD PIERWSZYCH WYRAŹNYCH ZMIAN DO WYBUCHU CHOROBY

Każdy wpisany obraz, przeciąża pamięć emocjonalną i dzieli serce duchowe - dezintegruje i rozbija. Ponieważ znajduje się tam obca duchowo treść, która nie pozwala się duchowo zintegrować - także stopniowo odrywa od rzeczywistości.
Autyzm i dezintegracja - duchowe oderwanie i duchowe wewnętrzne rozbicie - to konsekwencje zranienia pierwotnego.
Wpisanie każdego kolejnego obrazu, ten stan rozbicia i duchowego oderwania pogłębia.
To, co znajduje się w pamięci emocjonalnej - od strony duchowej odbite jest w sercu duchowym. Serce duchowe jest rodzajem soczewki, w której emocje i uczucie przeglądają się w promieniach duchowego światła. Podzielone i zajęte przez ducha odstępczego serce duchowe jest charakterystyczną cechą chorego.. Jego własne serce duchowe - miejsce w którym może on się spotkać z Bogiem ludźmi i samym sobą, ktoś mu podzielił i zajął - a jego z tego miejsca spotkania wyrzucił.
Oprócz tego, że duch rozbija, wewnętrznie dezintegruje - to jeszczejeszcze łączy z tą duchową rzeczywistością którą reprezentuje, od której pochodzi. Łączy wbrew woli osoby, której serce podzielił.Ta rzeczywistość zewnętrzna zajęta przez ducha odstępczego zaczyna być obecna w sercu duchowym i świadomości chorego. Ponieważ ta rzeczywistość jest zdominowana przez ducha odstępczego, zadaje ona ból, cierpienie i inność - od których nie można się uwolnić.
Dalej przez swoje związanie z sercem duchowym pętana jest wola, która się na sercu duchowym zasadza.


Pierwsze zmiany w życiu młodego człowieka (pierwszy kryzys), dobrze opisują fragmenty dwóch wierszy Hölderlina (Menona skargi nad Diotymą, Wędrowiec).

Co dzień wychodzę i szukam czegoś innego,
Już wypytałem dawno wszystkie ścieżki dookoła:
Chłodem wiejące szczyty i miejsca cieniste odwiedzam,
I źródła; to w górę błąka się duch, to w dół,
Spokoju łaknąc; tak ranna zwierzyna ucieka w las,
Choć w porze południa zwykła spoczywać w cieniu.
Lecz nigdy nie ukoi leśne leże jej serca,
Zbolałe, bezsenne, z kolcem w ranie krąży wokół.
Ni ciepło dnia ni chłód nocy nie pomagają,
I w falach rzeki daremnie pławi swe rany,
I jak na próżno ziemia dobre zioła wyciąga
Ku niej, a wrzącej krwi nie uśmierzy żaden wiatr,
Tak, Ukochani, również mnie się nie wiedzie i nikt
Z mego czoła nie może zdjąć smutnego snu.

Ale przeczuwam już, że na święta obczyznę w dal
Odeszli i oni ode mnie, i nigdy nie wrócą.
Ojciec i matka? A jeśli druhowie żyją jeszcze, to
Co innego wybrali, już nie są moimi Bliskimi
Przyjdę, jak zwykle, i dawne imiona miłości
Wywołam, zaklinać będę serce, czy jeszcze bije po dawnemu,
ale nieme będzie wszystko. Tak wiąże i rozłącza
Niejedno czas. Zdaje się im umarłym, a oni mnie.
I tak zostałem sam.


Po zranieniu pierwotnym osłabiony emocjonalnie (i duchowo) człowiek może pogrążać się w chorobę przez pośrednie lub bezpośrednie ataki złego ducha lub przez tzw. "przebicie układu".

Ataki złego ducha
nie wynikają ze zdolności do kontemplacji. W kontemplacji są osoby, które doświadczają ich w sposób gwałtowny i większość osób, które aż tak znacząco ich nie doświadcza. Jest to tajemnicą, dlaczego w drodze duchowej, diabeł jednych szarpie jak przysłowiowy pies szmatę, a innym nieco tego oszczędza.
Nie ma to związku z osiągniętym poziomem duchowości - te bezczelne ataki , jest to pewien jej rys charakterystyczny , bardzo trudny - obecny niestety w schizofrenii. Także w życiu niektórych osób prowadzących życie wewnętrzne są one widoczne . W życiorysach wielu świętych można je również napotkać . Mówimy oczywiście o doznaniach w emocjach - w poznaniu bowiem i jedni i drudzy powinni w takim samym stopniu elementy diabelskiej fałszywej nauki wolą odrzucić

Ataki pośrednie dokonują się przez osoby . Diabeł , który sam z siebie ma stosunkowo ograniczone możliwości oddziaływania , szuka współpracowników wśród ludzi - i ich znajduje . W Bogu nie ma tezy - uderz drugiego człowieka - ironią , szyderstwem, potwarzą, kłamstwem , grubiaństwem , wulgarnością, niedelikatnością, - a czyny te zdarzają się codziennie . Ludzie ich dokonują począwszy od prezydentów , premierów, profesorów wyższych uczelni, osób Bogu poświęconych , osób z grup modlitewnych - aż po osoby najniższe w społecznej hierarchii . Wynika to ich z emocjonalnego i duchowego niedorozwoju , ale także z działania osoby duchowej , która ich wolę do takiego sposobu bycia nakłania . Osób subtelnych , delikatnych , czułych , - nie mających w woli intencji ataku na drugą osobę - jest stosunkowo niewiele . W takich warunkach żyje (i pogrąża się w chorobę) osoba zdezintegrowana po zranieniu pierwotnym
Ataki bezpośrednie są nieco rzadsze. Z początku są dla chorego trudne do zdiagnozowania . Jeszcze zanim wpadnie w chorobę , nie zna on przyczyny gorszych krótkich okresów złego samopoczucia , nie rozpoznaje swoich duchowych stanów , jako ataków złego ducha - jest ich nieświadomy i nie przygotowany na nie . Jest także wobec nich bezradny . W miarę postępu w duchowości chory uczy się te stany diagnozować i z nimi walczyć. Jest świadom obecności , bliskości ataku czy wtargnięcie złego ducha przez nagle zaburzone dobre samopoczucie , odczuwanie czyjejś dręczącej obecności, odczucie nagłej rozpaczy . Z zewnątrz widać jakby do człowieka , który jeszcze przed chwilą był radosny , uśmiechnięty , doszła i zaatakowała i zaczęła dręczyć jakaś niewidzialna siła . Trwa to przez parę godzin , potem ten stan mija - tak nieoczekiwanie jak się rozpoczął , pozostawiając zaskoczonego i wyczerpanego duchowo człowieka. Może to powtarzać się codziennie lub co 2 3 dni , czasem rzadziej - a potem na pewien czas zniknąć.
Stanów tych nie można objaśnić medycznie dobrze tłumaczy je duchowość . Po uzdrowieniu te ataki pośrednie i próby ataków bezpośrednich nie mijają . Uzdrowienie od nich nie uwalnia . Te ataki z którymi chory będzie się zmagał - będzie to charakterystyczny rys jego duchowości . Natomiast po uzdrowieniu i wewnętrznym zintegrowaniu się , nie będą one robiły na nim tak wielkiego wrażenia . Błyskawicznie je rozpozna i będzie wiedział że sobie z nimi poradzi.

Następstwem zranienia pierwotnego jest zjawisko, które nazwałem przebiciem układu. Polega ono na tym, że duchowego oddziaływania nie rejestrują emocje, a mimo to odkłada się ono w pamięci emocjonalnej.

Duchowe oddziaływanie można porównać do promieniowania . Samo przebywanie w obszarze obecności ducha , powoduje u człowieka ze zranieniem pierwotnym przyspieszone odkładanie w jego pamięci emocjonalnej duchowych treści , mimo że żadne znaczące zewnętrzne wydarzenia nie zostały przez emocje i uczucia zarejestrowane. U zdrowego człowieka zjawisko to nie występuje. Emocje są świadome i tylko to, na co one reagują, wpisuje się w jego pamięć emocjonalną.

Prawdopodobnie w ten sposób dokonuje się zranienie pierwotne (i jednocześnie przebicie układu) w łonie matki.
Duchowe oddziaływanie ma miejsce w skali rodziny, środowiska, miasta, kraju, w obszarze oddziaływania religii. Dany kraj jest w obszarze oddziaływania określonego ducha. Tworzy go religia polityczna tradycja, a w chwili bieżącej duch ten jest artykułowany przez przywódców i liderów partii politycznych. Także wiele publicznie występujących osób, tego ducha artykułuje. Można wypisać tezy, które osoby te wypowiadają i porównać z tezami, które są w Bogu. Im większe będą różnice, tym będą gorsze warunki dla zdrowia psychicznego, zwłaszcza dla osób po zranieniu pierwotnym, których pamięć emocjonalna, niezwykle szybko się przeciąży.

To właśnie przebicie układu, powoduje szybką degradację u chorego.
A więc przyszły chory po zranieniu pierwotnym jest osobą emocjonalnie i duchowo osłabioną, wystawioną w sposób szczególny na działanie złego ducha obecnego w jego środowisku. Rodzi to kolejne konsekwencje.
Najważniejszą z nich jest nieomal całkowita bezbronność wobec ducha panującego w środowisku. Zauważył to Hölderlin w wierszu Męstwo poety - Dlatego wędruj bezbronny / Dalej przez życie i nie troszcz się.
Są środowiska duchowo lepsze i gorsze w skali kontynentu, państwa, regionu, miasta, dzielnicy itd. Jest to ważne wskazanie terapeutyczne. Aby nastąpiło szybsze uzdrowienie wraz z rozpoczęciem drogi duchowej należałoby, jeżeli to możliwe, środowisko czasowo zmienić - poszukać środowiska jak najbardziej dogodnego.
Tak jak ataki złego ducha dezintegrują - tak od strony osoby, udział taki mają grzechy osobiste, zwłaszcza przeciwko czystości.

Dany akt woli przeciwny przykazaniu miłości jest grzechem, jeżeli jest popełniany świadomie i dobrowolnie. Po zranieniu pierwotnym ta dobrowolność jest znacznie ograniczona. Akt seksualny powinien być dopełnieniem uczucia wzajemnej miłości. Praktycznie jest także terapią dla skumulowanych emocjonalnych i uczuciowych zranień nagromadzonych w pamięci emocjonalnej. Seksualizm jest także obrazem stanu emocji i uczuć. W przypadku przyszłego chorego zranienia w tej sferze są tak wielkie i przeciwstawne (bo istnieje gniew na innych, na siebie, na Boga - dotyczący tego samego zagadnienia), że powodują ogromne napięcia, które trudno jest usunąć - a rzutują one także na sferę seksualną. Jeżeli dana osoba nie znajdzie (a często nie umie tego zrobić) możliwości uwolnienia emocjonalnych i uczuciowych napięć (które powstały wbrew jej woli) - i robi to przez seks - może to być źródłem grzechów hamujących wszelki duchowy postęp.
Także postawy agresywne - ze względu na bardzo silnie docierający świat zewnętrzny, jeżeli atakowana nimi osoba nie odetnie ich wolą - mogą być także źródłem grzechów.

Jakie charakterystyczne zmiany następują po tym pierwszym znaczącym kryzysie rozpoczynającym regres w życiu i duchowości ?

Odbiór rzeczywistości zaczyna być inny. Osoba taka sądzi, że coś bezpowrotnie w jej życiu się kończy. Znajomi odchodzą, oddalają się (mimo że żyją) jakby na zawsze - i już nigdy nie powrócą.
Sytuacje, nawet radosne, są ostatnimi - i nigdy już jako takie się nie powtórzą. Niezwykły klimat tego zjawiska opisał Hemingway w opowiadaniu Coś się kończy.

Powołanie przez Boga otwiera na inną rzeczywistość, wyciąga ze środowiska, nadaje sens, budzi do innego życia niż poprzednie. Tu natomiast następuje nieuświadomione odejście w kierunku ducha,w kierunku jego przepastnych głębi, wyizolowanie się.
Przyszłemu choremu wydaje się, że to inni odchodzą a nie on, że sytuacje mijają bezpowrotnie. Osoba taka odchodzi od relacji z innymi, wycofuje się z różnego rodzaju zaangażowania. Budzi to zdziwienie w środowisku, które często zaczynało już na tę osobę się otwierać i akceptować ją.
Dzieje się tak, ponieważ poznanie (a dalej życie) jest ściśle zestawione z duchem. Mimowolne wnikanie ducha odstępczego, (a zwłaszcza w tym przypadku w emocje i uczucia), powoduje jakby wyjście z realnego życia w którym dana osoba żyła do tej pory. Wyjście poza to życie, ale bez możliwości powrotu. Powrotu bronią bowiem obce duchowe treści nagromadzone w pamięci emocjonalnej, których dana osoba nie może się pozbyć. Nasilają się ataki złego ducha, który z niezwykłą siłą działa przez innych ludzi. Obserwując sytuację z zewnątrz - cel jego jest jasny.

Po częściowym ograniczeniu poznania, chce on teraz doprowadzić brutalnością do całkowitego zniszczenia, osłabionego już znacznie człowieka. Robi to przez cały ciąg uderzeń, przeprowadzonych z wyraźną logiką - nieczytelną jednak dla osoby, przez którą atakuje. Przyszły chory odbiera te uderzenia niezwykle mocno.
Te uderzenia zadają osoby z rodziny, środowiska, nieznajomi. Układają się one jednak w logiczną całość. Osoby, które je zadają, są tego często nieświadome - nawet niekiedy dziwią się swoim reakcjom - ale swojej roli w duchowym niszczeniu drugiego człowieka, nie dostrzegają.

Ale mechanizm tego jest dość prosty. Najpierw wchodzi się w obszar grzechu, potem duch odstępczy bierze takiego człowieka częściowo w swoje posiadanie - i tą częścią zajętą, nad którą człowiek ten nie posiada duchowej refleksji - uderza inną osobę. Diabeł sam niewiele może zrobić - ma źle ustawioną wolę i fałszywe poznanie -i groźny jest dopiero wtedy, gdy znajdzie wśród ludzi współpracowników.
Uderzenia, które diabeł zadał i wpisywanie się obrazów, powodują coraz mocniejszy, nieomal psychotyczny odbiór rzeczywistości. Zdarzenia, które mogą wydawać się duchowo neutralne, przyszły chory odbiera już jako atak na swoja osobę. Praktycznie tylko sytuacje pełne ewangelicznej miłości odbierze on pozytywnie - ale takie stosunkowo trudno w życiu spotkać. Przewrażliwienie duchowe powoduje, że osoba po zranieniu pierwotnym i po pierwszym kryzysie jest już tak zraniona i duchowo osłabiona, że tam gdzie nieomal ataków nie ma - czuje się już nimi dotknięta, czy wręcz brutalnie zaatakowana.
To, że przyszły chory z zablokowanym odbiorem rzeczywistości kieruje się, odchodzi w stronę ducha - ma ogromny wpływ na jego poznanie. Sam duch poznania zunifikowanego dać mu nie może, bo go nie ma. Pierwszymi objawami u człowieka, który idzie w jego kierunku jest gwałtowne zawężenie horyzontu poznawczego i skrócenie poznawczej perspektywy. Nie ma tu poznawczej unifikacji, ale coraz większe poznawcze rozbicie. Przyszły chory zaczyna myśleć fragmentami - traci globalny ogląd rzeczywistości. Duch sprawia w osobie takiej wrażenie poznawczej głębi, ale głębia ta powoduje w każdym następnym kroku coraz większe komplikowanie poznawczych problemów (co jest logiczne ze względu na możliwości poznawcze ducha), a nie ich klarowne wyjaśnianie.
W zawiłości te i rozmyślanie nad nimi, duch wciąga przyszłego chorego - nie dając mu żadnych rozwiązań - poza fałszywym utwierdzeniem go w rzekomej mądrości i fałszywym złudzeń o posiadaniu jakiegoś głębszego poznania.
Jednocześnie następujenastępuje utrata możliwości zapamiętywania i zmniejszenie pojemności pamięci. Te zmiany następują niezwykle gwałtownie. Pojawiają się długie okresy napięcia zdenerwowania, pogarsza się zdolność do koncentracji, wchodzi rozkojarzenie.
Przyszły chory przestaje reagować na to, co dzieje się na zewnątrz i nie jest tego świadomy. Nie wie, kto został nowym proboszczem jego parafii, nie zauważy budującego się nowego osiedla. Nadchodząca wiosna z kwitnącymi drzewami, nie zrobi na nim żadnego wrażenia.
Natomiast świadomy jest tego, że już nie jest sobą, kimś takim jak dawniej.Pozbawiony radości życia zaraża otoczenie malkontenctwem. Chciałby z tego stanu wyjść, przywrócić odbiór świata taki jaki miał niegdyś, ale nie potrafi tego zrobić, mimo ogromnych wysiłków. Van Gogh pisze do brata:


Nie myśl, że uważam siebie za jakąś nieposzlakowaną doskonałość. Wielu ludzi twierdzi, że mam nieprzyjemny charakter. Często bywam nieznośny, melancholijny i rozdrażniony; pożądam sympatii, tak jakbym był głodny i spragniony, a gdy mnie nią nie darzą, staje się obojętny na wszystko i impertynencki, przez co dolewam jeszcze oliwy do ognia. Nie lubię przebywać w towarzystwie, stosunki z ludźmi, rozmowy z nimi są dla mnie najczęściej i przykre, i kłopotliwe. Ale czy wiesz, skąd to się u mnie bierze, jeśli nie zawsze, to najczęściej? Po prostu ze zdenerwowania. Jestem strasznie przeczulony, tak w znaczeniu fizycznym jak i moralnym, a wszystko zaczęło się w tamtych latach nędzy. Zapytaj kiedyś lekarza, on natychmiast to zrozumie. I jakże mogłoby być inaczej, jeżeli całe noce musiałem spędzać na dworze, na zimnej ulicy, żyjąc w ciągłym strachu, że nie będę miał co jeść, bez pracy, narażony na przykrości ze strony przyjaciół i rodziny. Czy to wszystko nie wpłynęło, przynajmniej w trzech czwartych, na niektóre cechy mojego charakteru, czy nie temu należy przypisać dokuczliwe napady depresji, jakie mnie czasami nachodzą?
Myślę, że gdyby ktoś, ty albo inny, zechciał się nad tym zastanowić, nie mógłby mnie potępić ani uważać za nieznośnego. Staram się przeciwstawić moim złym skłonnościom, ale nie mogę zmienić swojego charakteru . Na pewno mam wiele wad, ale do diabła mam także i zalety. Dlaczego nie chcą tego wziąć pod uwagę?


Na te stany nakładają się uderzenia od osób najbliższych- matki, ojca brata, nauczycieli, wykładowców. Nie rozumieją oni tego, co się z sobą w takim stanie dzieje. Nie reflektują także, że diabeł używa ich do zadawania uderzeń. Przyszły chory nie może więc im wypowiedzieć swoich myśli, nie może się przed nimi otworzyć w tak tragicznym dla niego okresie życia. Ze swoimi problemami pozostaje poza poziomem ich odbioru.

Reasumując - droga zmysłowa się skończyła, a duchowa (w Duchu Świętym) nie rozpoczęła się. Nastąpiło tylko odejście w kierunku ducha odstępczego. Odejście lub izolowanie się ze społeczeństwa, jest tylko jednym z pierwszych tego symptomów. A więc następują - powolne izolowanie się, niemożliwość wyjścia poza własne narastające problemy, pogłębiający się dystans do innych osób, nie docierająca rzeczywistość, brak koncentracji, rozkojarzenie, coraz większe trudności z psychicznym regenerowaniem się a dalej permanentne fizyczne i psychiczne zmęczenie, długie okresy drażliwości, zdenerwowania, coraz większe problemy z coraz drobniejszymi sprawami.
Poza tym dochodzą - poczucie całkowitego braku wpływu na swoje życie mimo ogromnych wysiłków aby je zmienić, pogubienie się i chwiejność w poglądach, zmęczenie życiem i ciągłymi problemami, poczucie wepchnięcia na drogę na której nie można się zatrzymać, mimo iż pozbawiona jest sensu.

Wobec brutalnych uderzeń złego ducha przyszły chory jest całkowicie bezbronny- każde z nich go dosięga (bez względu, czy go bezpośrednio dotyczy), każde wstrząsa podstawami jego istnienia. Nie zna przyczyny swojego stanu - ponieważ nie zna dość skomplikowanych duchowych mechanizmów którym podlega.
Zranienie pierwotne (w sferze duchowości) daje także zwiększoną wrażliwość na napotkanego ducha, którym dana osoba została zraniona, albo wręcz wpisanie się tego ducha w pamięć. Praktycznie za każdym uderzeniem tego ducha, rana duchowa się pogłębia. Daje to zwielokrotnione odkładanie uderzeń i napięć w pamięci. Duchowość się nie umacnia, nie klaruje, nie integruje. Osoba jest duchowo coraz słabsza, rozbita. Każda osoba z silniejszą (niekoniecznie prawidłową) duchowością wywołuje u niej poznawczy zamęt. Trwa to latami i się pogłębia.
Generalnym skutkiem zranienia jest to, że duch który go dokonał, coraz bardziej wpisuje się w emocje, w pamięć emocjonalną, zaburza wolę - dezintegruje - i nie można go usunąć. Teraz dokona on wtargnięcia do serca duchowego – wywoła chorobę.

Etap ten- od pierwszych zmian, do wtargnięcia ducha - pozwolę sobie prześledzić jeszcze raz - analizując fragmenty dziennika pisanego przez pacjenta, przed wybuchem choroby.
Duch odstępczy, który zacznie atakować przyszłego chorego najpierw zniszczy mu emocjonalność, potem pamięć i intelekt, potem uczucie, a dalej sparaliżuje wolę, następnie wywoła ciągłą depresje i na końcu dokona wtargnięcia do serca duchowego.
W takiej kolejności to zrobi, bo tak osoba po zranieniu reaguje na kontakt z duchem, któremu opiera się wolą.
Gdy zacznie się proces odwrotny, przed zjednoczeniem woli - Bóg uzdrowi najpierw emocje, potem pamięć i intelekt, potem dotknie uczucia, dalej przemieni i oczyści wolę. A dalej będzie przeobrażał, aby dokonać pełnego zjednoczenia. Kolejność znów będzie taka sama, bo tak osoba reaguje na działanie ducha - w tym przypadku Boga.
9.07.1976 Dziś zobaczyłem, jaki jestem samotny... pogubiłem się. Spacerowałem po ogrodzie, niebo było zachmurzone... ja coś straciłem i nie mogę się pozbierać... jestem samotny... tak samotny dawno nie byłem. Wspominam wiele pięknych momentów z tego roku, gdzie miałem cel - teraz jakbym go stracił. Czuję, że odeszło coś, co nigdy nie wróci - a ja jestem o to coś uboższy.
Zranienie pierwotne powoduje gromadzenie treści duchowych, ale odkładanych w duchu odstępczym. Przychodzi moment, że treści tych jest na tyle dużo, że przeciążają one pamięć, powodują że emocje przestają działać w sposób wolny, pętają wolę. Jest to dokładnie odwrotność tego, co dzieje się przy zjednoczeniu prostym, gdzie treści zmysłowe pochodzące od części niższej przestają mieć wpływ na wolę - wola jest od ich wpływu uwalniana, emocje zaś uwalniają się od wpływu ducha odstępczego a pamięć jest oczyszczana z duchowych treści.

Pogubienie się i utrata celu, wynika tu ze spętania woli. Samotność z innego reagowania emocjami niż u innych osób i z początku odejścia w kierunku ducha odstępczego. Dotychczasowy odbiór świata nagle znika.Ten stan skończy się definitywnie wraz ze
zjednoczeniem prostym...


WYBUCH CHOROBY


Człowiek jest istotą stworzoną do zjednoczenia z Bogiem. Ma duszę nieśmiertelna, którą Bóg stworzył mu w chwili poczęcia. Ma władze duszy – rozum i wolę, przy pomocy których może się z Nim łączyć. Ma serce duchowe, które umożliwia odczuwanie bożej obecności. Na sercu zasadza się wola. Przez serce przechodzą także doznania z części niższej (przez emocje i uczucie), aby przejść dalej przez filtr części niższej rozumu.
Diabeł dokonując podstępnie wtargnięcia do duszy i serca duchowego, zajmuje w człowieku miejsce przeznaczone dla Boga - do odbierania jego obecności, do słuchania jego natchnień czy głosu. Diabeł wchodzi ze swoją obecnością - nieprzyjazną, obcą człowiekowi - zadaje ból, dręczy. Odrywa od Boga i innych ludzi, zamyka chorego w autystycznym kręgu jego własnych, realnych duchowych problemów. To oderwanie jest odczuwane subiektywnie, często tak wyraźnie, że w wielu przypadkach, można podać moment jego zaistnienia. Diabeł dokonuje go, aby po zawładnięciu pamięci emocjonalnej, dalej opanować w znacznej części wolę człowieka, aby go zniszczyć duchowo w tym życiu i doprowadzić do zguby (jak mu się wydaje) w życiu przyszłym.
Całej głębi tego wtargnięcia, chory człowiek nie obejmuje. Jest to dla niego doświadczenie nowe, którego jeszcze nie spotkał. Nie ma on, ani poznania Boga, ani diabła, ani samego siebie, które pozwoliłyby właściwie to doświadczenie zinterpretować. Ma także trudności z oddaniem go, opisaniem. Język jest zbyt ubogi, aby w pełni oddać to doświadczenie. Często też, chory traci kontakt z rzeczywistością i dopiero gdy go odzyska, może częściową refleksję nad własnym stanem przeprowadzić.
Osoba po zranieniu pierwotnym była wbrew własnej woli złączona ze światem zewnętrznym, z tym jego obszarem, którym
duch zawładnął. Teraz wraz z wtargnięciem ducha, także cały ten świat zewnętrzny wdziera się do świadomości chorego. A więc chory odbiera duchowo inne osoby: ktoś go prześladuje, czyha na niego, zniewala, wpływa na niego, kradnie mu myśli itd. choć nie ma on z nim żadnego kontaktu.
Ten świat zewnętrzny po zranieniu pierwotnym, duchowo bardzo mocno docierał przez sferę emocji i uczucia - teraz wraz z duchem wtargnął do środka . . Wtargnął i zaczął dręczyć, uniemożliwił funkcjonowanie. Dręczyć - obcymi myślami, które przychodzą wbrew woli, dręczą dzień i noc, których nie można się pozbyć, głosami, lub nagłośnionymi myślami, które choremu serwują obce treści, porażającym lękiem przed innymi osobami odbieranymi na sposób duchowy.
Wtargnięcie najczęściej dokonuje się przez wydarzenia takie jak; przestraszenie się, pobicie przez kogoś, śmierć samobójcza (rzadziej naturalna) ojca lub matki, porażka uczuciowa, skrajnie trudne sytuacje życiowe (obóz, więzienie, emigracja), wydarzenia o dużym emocjonalnym znaczeniu (zawody, konkursy), poniżanie godności przy braku warunków do ucieczki lub odejścia (uczelnia, wojsko).
We wszystkich tych wydarzeniach duch zachowuje się niezwykle brutalnie i bezwzględnie. Przyszły chory załamuje się pod wpływem aktów duchowej brutalności.

Często równolegle następuje odejście sił fizycznych i psychicznych .Osoba pozbawiona sił wewnętrznych i ze spowolnionymi ruchami wyglada bardzo charakterystycznie.
Działanie ducha poznaje się także po fałszach poznawczych, po błędach teologicznych, po braku jedności w poznaniu, po fałszywym potężnym pozarozumowym poznaniu, po dręczeniu w niezwykły sposób, po fałszywych natchnieniach, po fałszywych przynagleniach i sile która im towarzyszy, po niemocy gdzie chory nie może podjąć żadnego umysłowego czy fizycznego działania bo istnieje siła która go od niego odrzuca (np. ślęczy nad książką 8 godzin i przeczytał 1 stronę), po obsesjach - np. w życiu przeszkadza mu coś, co wydarzyło się przed wojną, po dialogowaniu wewnętrznym udziela odpowiedzi na natchnienia wewnętrzne wywołane lub sprowokowane przez ducha, przez złączenie z otoczeniem (to - że chory jest prześladowany, dręczony, ścigany, śledzony, obserwowany, że ktoś odsysa mu myśli lub wpływa na nie, telepatycznie oddziaływuje - wypływa z jednej linii - że jest duchowo z otoczeniem złączony).
Autor pisze:


Aby opisać to, co dzieje się w chwili wybuchu i podczas przebiegu choroby, porównam skutki zrodzenia się Boga w sercu duchowym człowieka, do skutków wtargnięcia diabła ze swoją obecnością do serca duchowego. A więc porównam to, co dzieje się w sercu duchowym mistyka i chorego na schizofrenię.

Wtargnięcie diabła
Jest to brutalne wtargnięcie, wbrew woli człowieka. Diabeł niszczy, rujnuje dary naturalne w człowieku, dręczy w przerażający sposób, chce doprowadzić do zawładnięcia człowiekiem, degraduje, blokuje wewnętrzne jednoczenie się człowieka, wprowadza w coraz większą dezintegrację. Człowiek gubi się poznawczo, jest chwiejny, niepewny co do swoich poglądów. Diabeł poraża złem z którego nie widać wyjścia. Daje poczucie ogromnej urojonej władzy, przy jednoczesnej eskalacji lęku. Pustka poznawcza lub niemożliwość, skonstruowania niesprzecznej teorii. Fałszywe „oświecenia poznawcze” zrozumiałe tylko w momencie ich powstania, w umyśle w którym powstały. Diabeł oszukuje poznawczo, usiłuje wprowadzić treści fałszywe. Nie stwarza żadnej perspektywy. Oskarża przez przeszłe błędy i grzechy. Postępujący lęk przed Bogiem i drugim człowiekiem. Wprowadzenie w człowieku nienawiści do Boga, do samego siebie i do innych. Diabeł uderza człowieka przeciwprawdą- nieprawdziwym obrazem o człowieku. Robi to w celu zniszczenia człowieka. Nie wyprowadza z kręgu autystycznego stereotypu. Doświadczenie, które niczego nie uczy. Niemożliwość znalezienia miejsca w tym życiu i w przyszłym. Zmienność i rozchwianie nastroju. Bezsilne szamotanie się i miotanie od skrajności do skrajności. Nie panowanie nad sferą popędową. Bezpodstawna wesołkowatość lub duchowy ból o niezwykłej sile. Namolność. Dręczący niepokój, od którego nie można się uwolnić.

Zrodzenie się Boga
Bóg rodzi się w sercu duchowym z subtelnością, łagodnością, delikatnością. Bóg szanuje to, co w człowieku zastał, łaską uszlachetnia i oczyszcza. Bóg swoją obecnością nie krępuje woli człowieka. Bóg podnosi ku sobie, wzmacnia siły wewnętrzne człowieka, człowiek nabiera wewnętrznej jedności. Człowiek nabiera cech indywidualnych, Bóg wzywa go, nadaje mu tożsamość. Człowiek doświadcza Boga obecnego i działającego w świecie z logiką i mocą. Doświadczenie potęgi i wszechmocy Boga. Wzrastająca świadomość własnej słabości, kruchości, zależności, ale też miłości Boga. Coraz większe poznanie nadprzyrodzone. Doskonałość poznania przez iluminację. Teorie o nieprawdopodobnej sile. Bóg pokazuje sens istnienia, pokazuje rolę przeszłych wydarzeń w formowaniu człowieka. Doświadczenie Bożej miłości opieki, otwarcie na drugiego człowieka. Bóg daje człowiekowi łaskę poznania Boga i samego siebie, na tyle, na ile człowiek jest przygotowany na przyjęcie tego poznania. Prowadzi nowymi dla człowieka drogami poznawczymi. Bóg daje miejsce w Kościele, w świecie, które dla człowieka przygotował. Doświadczenie coraz większej emocjonalnej równowagi, miłosnej obecności Boga. Głęboka radość z nadprzyrodzonej obecności Boga. Wzrastająca subtelność i delikatność w stosunku do drugiego człowieka. Nadprzyrodzony spokój.



W najłagodniejszej formie tego wtargnięcia, chory zaczyna czuć się dziwnie (słowo ,,dziwnie" powtarza się w wielu wypowiedziach). Odczucia tego nie spotkał do tej pory. Podważa ono i zawiesza sposób w jaki odbierał i odczuwał otaczającą rzeczywistość. Nagle traci poprzedni sposób odczuwania, którym posługiwał się przez całe życie. Dostrzega, że jest to ta sama rzeczywistość, ale inaczej przez niego odbierana, jakby nagle znalazł się w innym układzie odniesienia. Gubi się w tym nowym odbiorze. Gubi też cel w życiu, do którego z uporem dążył. Często dziwi się, że był on właśnie taki.
Całą nową sytuacją jest głęboko zdezorientowany. Do dawnego odbioru świata nie może znaleźć powrotu. Wszedł odbiór nowy, którego nie spotkał do tej pory - i jest w tym nowym odbiorze świata zupełnie pogubiony. “Stary" świat przestał istnieć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Sob 3:49, 28 Maj 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:39, 31 Lip 2021    Temat postu: Schizofrenia a dyspozycja do kontemplacji

SCHIZOFRENIA A DYSPOZYCJA DO KONTEMPLACJI

Na początku chciałbym postawić tezę, że na schizofrenie chorują osoby z dyspozycją do kontemplacji. Poprzednio porównałem skutki jakie sprawia zrodzenie się Boga w sercu duchowym człowieka z wtargnięciem diabla do tegoż serca, a teraz porównam łaski szczególne towarzyszące życiu kontemplacyjnemu do stanów i zjawisk jakie występują w schizofrenii. Chciałbym przez to pokazać, że jest to choroba, która ma pewien klucz duchowy, wyraźnie widoczny z perspektywy mistyki. Natomiast częściowa nieprzewidywalność i częściowy brak logiki pochodzą w niej stąd, że biorą w nie udział wolne osoby (osoba Boga, diabła, człowieka).
Poziom duchowy (nadprzyrodzony) w człowieku istnieje. Biochemicznie jego istnienia objaśnić nie można. Wolą (władzą wyższą duszy, która otwiera duszę na duchowe dobro i łączy z nim), człowiek, który jest wolny, może wybrać w ostatecznym rozrachunku Boga lub diabła. Nie ma tu żadnego innego wyboru, a wszelkie poczucie wolności jest iluzoryczne.
Zauważę dalej i zasugeruję - że jeżeli czynnik nadprzyrodzony odgrywa w schizofrenii tak dużą rolę - to terapią jej, powinna być duchowość.

Zacznę jednak od przedstawienia 2 definicji kontemplacji. Pierwszej - Hugona od św. Wiktora, i drugiej - Ryszarda od św. Wiktora.


Kontemplacja jest przenikliwym i wolnym wpatrywaniem się duszy, która przenika wszystkie najbardziej rozległe rzeczy. Kontemplacja jest wolnym, przenikliwym rozpatrywaniem umysłu, który trwa w podziwie dla mądrości, która została mu objawiona.

W definicji pierwszej Hugo zwraca uwagę, na wpatrywanie duszy. Skoro dusza wpatruje się w coś lub w kogoś - to to coś ten ktoś musi istnieć - i przyciągać spojrzenie duszy.
W definicji drugiej Ryszard dopowiada - co dzieje się w umyśle podczas aktu kontemplacji. Otóż - jest wtedy w umysł, wkładane poznanie. Bóg podczas kontemplacji udziela poznania bezpośrednio do umysłu człowieka. Poznania które jest w Nim. Ale nie przez działanie intelektu, ale przez bezpośrednie włożenie w umysł duchowej treści
Będzie to charakterystyczne dla osób z dyspozycją do kontemplacji - posiadanie wiedzy, której osoby te nie wyczytały z książek, ani nie usłyszały od swoich nauczycieli - takiej, która została im bezpośrednio przez Boga włożona, mimo że często nie były tego świadome.
Idąc dalej tropem tych 2 definicji, zdefiniuję modlitwę kontemplacyjna jako modlitwe, gdzie Bóg dotyka bezpośrednio duszy, pociągając dodatkowo wolę aktem swej miłości - a dusza gdy przenikliwie wpatruje się z podziwem w Niego - otrzymuje udzielane jej duchowym sposobem, nowe, zachwycające ją poznanie.

Od czego zależy rozwój modlitwy kontemplacyjnej?
Zależy od dwu czynników - dyspozycji do kontemplacji i bożej łaski. Nie każdy ma dyspozycję do kontemplacji. Nie każdego Bóg prowadzi przez kontemplację. W Kościele są powołania do życia kontemplacyjnego i życia czynnego. Nie ma żadnej równości w obdarowaniu darami łaski i natury. Są tu ogromne różnice między ludźmi, ale też ogromna ilość możliwości, w których każdy powinien znaleźć swoje miejsce i odpowiedzieć Bogu na poziomie łaski i możliwości natury.
O dyspozycjach do kontemplacji u młodego człowieka nie można orzekać z absolutną pewnością, że istnieją. Ale można istnienie ich z pewną dozą prawdopodobieństwa przypuszczać. Jest to ważne dla rodziców, nauczycieli, wychowawców - po to, aby nieco inaczej prowadzili młodego człowieka, który takie dyspozycje posiada.

Po czym można poznać, że dyspozycje do kontemplacji u danej osoby istnieją?

Pierwszą cechą jest idealny obraz świata , jaki istnieje w umyśle młodego człowieka. Shelley, który miał cechę schizoidalną w przedmowie do dramatu „Prometeusz wyzwolony" pisze:


Celem moim dotychczas było po prostu przybliżenie pięknego ideału doskonałości moralnej wybranym kręgom czytelników poezji, o wysoce wyrafinowanej wyobraźni. Byłem przy tym świadom, że jak długo duch może kochać i podziwiać, ufać i żywić nadzieję, i przetrwać, tak długo racjonalne zasady postępowania moralnego będą rzucanymi na gościniec życia ziarnami, które nieświadomy przechodzień wdeptuje w kurz, choćby mogły one mu przynieść żniwo szczęścia. (-) To, że mówiłem o sobie z niekłamaną swoboda, nie wymaga usprawiedliwienia wobec ludzi szczerych, zakłamani zaś niech zważą, że mniej krzywdzą mnie niż własne serca i umysły wskutek fałszowania obrazu.


U osoby z tą dyspozycją wszystkie sytuacje, zdarzenia, zamierzenia, poznane osoby i ich dzieła, są przyrównywane do jakiegoś nieuświadomionego idealnego wzorca, który w świadomości osoby z dyspozycja do kontemplacji istnieje. Jest to wzorzec odczytany, odbity wprost z Boga - trudno inaczej jego pochodzenie uzasadnić. Dyspozycja do kontemplacji jest zdolnością do odbicia w sobie, tego idealnego, istniejącego wzorca. Do tego wzorca osoba taka usiłuje dążyć w życiu, według tego wzorca rozlicza innych. Ma wobec siebie i innych wysokie wymagania (etyczne, estetyczne). Tak wysokie, że często nie daje rady im sprostać. Lermontow zauważył - Chciał doskonałość w ludziach znaleźć, Nie lepszy będąc od nich wcale.
Osoba taka nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć dlaczego tak robi. Przez posiadanie tego idealnego wzorca często czuje się kimś lepszym od innych. A to, czy będzie mistykiem, czy zdolnym artystycznie bluźniercą, zależeć będzie od jego wyboru dokonanego wolą.

Drugą cechą jest intuicyjne wyczuwanie istnienia prawdy obiektywnej. Van Gogh pisze do brata:


Nie sądzę by moje poglądy były lepsze od poglądów innych ludzi. Coraz bardziej jednak dochodzę do przekonania, że istnieje jakiś probierz, przy którym wszystkie poglądy, a więc i moje, w ogóle nie mają żadnego znaczenia.
Istnieją prawdy i istnieją fakty, na które nasze poglądy nie mają żadnego wpływu i których nie należy mieszać ani z moimi poglądami, ani z poglądami drugich, ponieważ byłby to błędny punkt widzenia.
Tak jak chorągiewki na dachu nie mają żadnego wpływu na kierunek wiatru, tak samo nasze poglądy nie mają żadnego wpływu na prawdy zasadnicze. Chorągiewki nie kierują wiatru na wschód czy na północ i tak samo nasze opinie nie zmieniają prawdy, która jest prawdą. Są rzeczy tak stare, jak sama ludzkość, i nie stracą one od razu swego znaczenia.


Trzecią cechą jest uwrażliwienie i otwarcie na piękno. Jest to słabiej skorelowana cecha z dyspozycją do kontemplacji niż otwarcie na prawdę i tajemnicę, ale związek między wrażliwością na piękno a dyspozycją do kontemplacji istnieje. Badania pokazały, że otwarcia tego nie niszczy, ani proces chorobowy, ani wielokrotna hospitalizacja. Mimo choroby nie zanika zdolność do odbierania bodźców o wysokiej wartości estetycznej, istnieje potrzeba doznawania piękna, a smak estetyczny (w takim stopniu jaki był) nie wypacza się.

Czwartą cechą jest nieuświadomione otwarcie na tajemnicę, na jej istnienie. Osobę taką pociąga, wręcz fascynuje tajemnica. Jest to głębokie wyczuwane intuicyjnie pozarozumowe przekonanie o istnieniu innych płaszczyzn na których rozgrywa się życie, poza tą naturalną - rzeczywistą, widoczną. Może to być zdolność do odbioru tajemniczego piękna. Jest to dar, którego się nie wypracuje. Adam Chmielowski w artykule o sztuce napisanym 4 lata przed chorobą pisze:

"...bo sztuka wiecznie żyje, chyba by duch świata, który życie powoduje, uleciał. Sztuka jest tego ducha objawem - za taki uważały i uważają ją wszystkie podnioślejsze umysły."

“,Duch”, “dusza”, „nieskończoność”, „nieśmiertelność", “pierwiastek mistyczny" - to inne nie definiowane, a często intuicyjnie używane w tym artykule określenia.

Piątą cechą jest odbieranie i odczuwanie zmieniającego się obrazu Boga.Ibsen w dramacie “Kobieta morska" używa przepięknej metafory :

Oczy dziecka zmieniały swą, barwę wedle zabarwienia morza. Gdy morze było oblane słońcem, błyszczały i mieniły się od świata a gdy zapadała noc, i one wpadały w ponurą ciemność.

W ciągu Roku Kościelnego rozważamy tajemnice z życia Chrystusa.
Ten duchowy obraz tych tajemnic, odbieramy także w kontemplacji. I tak np. jeżeli ktoś wpadł w zachwycenie - to od strony duchowego kolorytu inaczej będzie to wyglądało (i świat otaczający widziany w nim w Adwencie, inaczej w Okresie Bożego Narodzenia, inaczej Wielkim Poście, inaczej w Okresie Wielkanocnym, inaczej przed i po Zesłaniu Ducha Świętego, inaczej w uroczystości Maryjne itd. Osoba z dyspozycja do kontemplacji, ten odczuwany obraz Boga odbierze w każdym z tych okresów nieco inaczej. Pierwsza niedziela Adwentu, Boże Narodzenie, środa popielcowa, Wielkanoc, Zesłanie Ducha Świętego - od strony duchowej - są to wręcz krańcowo różniące się dni - od poprzedzających je. Gdyby sfotografować osobę duchowną po Bożym Narodzeniu, po Wielkanocy, po Zesłaniu Ducha Świętego, to będą to trzy różne zdjęcia tej samej osoby. Na każdym z tych zdjęć, w osobie tej, odbita byłaby inna tajemnica Roku Kościelnego. Ta różnica wynika z innego duchowo obrazu Boga, kontemplowanego w danym okresie liturgicznym.

Te tajemnice życia Chrystusa i Kościoła są również obecne w życiu osoby z powołaniem do kontemplacji, mimo że często nie zdaje sobie ona z tego sprawy. Chory wspomina :


Trenowałem na stadionie o zielonej murawie, ceglasto czerwonej bieżni, ale po paru dniach zauważyłem że ta sama murawa, ta sama bieżnia, trybuny i niebo, które poprzednio były jakby blade, nabrały kolorów pełnych nasycenia - i był to praktycznie inny stadion. Wiele lat później zorientowałem się, że był to obraz przed i po Zesłaniu Ducha Świętego.


A więc tło duchowe zmienia się w ciągu Roku Kościelnego - to pociąga za sobą dość gwałtowne zmiany samopoczucia - i trzeba o tym wiedzieć. To samo dotyczy osób po zranieniu pierwotnym, gzie zmiany są dramatyczne i wielkie. Przyczyną tego jest nie brak nasłonecznienia, ale także nie oczyszczona duchowo pamięć emocjonalna. Duch odstępczy, który zranił emocje i uczucia (a którego ślady i oddziaływania pozostają w tych zranieniach) również nie pozostaje obojętny na to duchowe tło Roku Kościelnego - stąd także ten dramatyzm zmian. Stosunkowo najlepszy dla chorych jest okres zwykły. Wiele osób chorych czuje się emocjonalnie dobrze od ok. 15 stycznia do ok. 15 marca i od lipca do 15 października, a w pozostałych okresach gorzej. Po oczyszczeniu emocji i uczuć osoby te zaczną reagować normalnie - to znaczy zrozumieją i uznają wręcz za wspaniała tę zmienność i dynamikę kolorytu kontemplacji w ciągu Roku Kościelnego i zmianę pór roku - którą dotychczas źle znosili.

Kolejnym symptomem dyspozycji do kontemplacji jest bardzo silna świadomość grzechu . Tej świadomości nie można niczym zagłuszyć, nawet tworzeniem mini społeczeństwa, które by ten grzech akceptowało. czy wręcz pochwalało. Nie potrzeba też podręczników formujących sumienie, bo ta świadomość u takich osób jest już od dzieciństwa bardzo głęboko ukształtowana. Wszelkie terapie, które tego nie uwzględnią, albo terapie oparte na innych hierarchiach wartości, nie są w stanie u osoby z dyspozycją do kontemplacji niczego pozytywnego dokonać.



Zdolność do kontemplacji jest rodzajem ukrytego talentu. . Wiele osób nie rozwinęło go, na skutek zaniedbania życia modlitwy i ascezy. Ale osoby te cechuje psychologiczna głębia, wczuwanie się w sytuacje innych osób, trafianie w “dziesiątkę" w wypowiedziach na nie do końca poznane sprawy i zagadnienia, nieuświadomione kierowanie się natchnieniami wewnętrznymi, czy nawet rodzajem przeczucia odnośnie przyszłych sytuacji.
Mają oni także nieuświadomiony pociąg do rzeczy wielkich, szlachetnych, do piękna, do niekonwencjonalnych zachowań. Są niepowtarzalnymi indywidualistami. Mają także niezwykłą subtelność i delikatność w woli. Działaniem, zachowaniem, życiem, argumentują za istnieniem wzorca pochodzącego ze świata idealnego.
Symptomem dyspozycji do kontemplacji jest także pragnienie większej samotności ale też skazanie na większą samotność.


Osobom z tą dyspozycją nie wystarczy wiele płytkich relacji, jakie mają osoby z dyspozycją do życia czynnego.
A więc potrzeba posiadania niewielu relacji - ale bardzo głębokich, oraz nieuświadomione stworzenie przestrzeni dla Boga,
będzie taką charakterystyczną ich cechą. W chorobie, zwłaszcza w depresji schizofrenicznej będzie to oznaczało totalną pustkę, która będzie panowała w świadomości i wokół chorego. Częściowo będzie ona pochodziła z izolacji chorego i spętania woli, ale częściowo z dyspozycji do kontemplacji i przestrzeni tylko dla Boga, która jest do tej dyspozycji także przypisana.

Samotność ta jest doświadczeniem niezwykle trudnym, które trzeba po prostu podjąć, któremu trzeba się po prostu poddać, czekając aż Bóg ją w jakiś sposób wypełni. Wojciech Bąk, poeta w którego życiu było doświadczenie pobytu w szpitalu psychiatrycznym opisuje to zagadnienie:

Kto samotności swej nie otwarł szeroko
Ziemi, matce zielonej, niebu i obłokom –
Ten samotnością jest samotny złą.
Otwieraj swą samotność. Płacz płaczem nie swoim,
Śmiej się śmiechem cudzym, ciesz obcym spokojem
I drżyj zachwytem, którym wszystkie rzeczy drżą.
Przechodnie idą drogą. Jeśli krok przechodni
Nie kroczy także w tobie, jesteś mnie niegodny.
Opuszczę cię jak zimny i surowy głaz.
Jeśli gil, mknąc nad tobą, w twym sercu nie leci
I nie śmieje się w tobie śmiech krzykliwych dzieci,
Jesteś pusty - i lepiej, byś najprędzej zgasł.
Otwieraj swą samotność. A w tej samotności
Ziemia krzykiem i płaczem, i śmiechem zagości.
Będą ludzie, zwierzęta, las, pole, i sad.
O, samotności pełna jak matczyne łono
Taka jest ma samotność. Choć trwam oddalony,
Czuje: dzieckiem w mym tonie ciąży obcy świat.

I niosę go, choć ze mną trwa obcy i wrogi,
Z czułością jako syna.
Krążą ptaki, dąb wieje, leżą w polach stogi,
Krzyczą miasta, wsie szumią, i kołują drogi,
A ja pod tym ciężarem świata się uginam.
I kocham go - więc serce moje drży z miłości,
I kocham go - więc serce moje pełne gniewu:
Chwal bogactwo i pełnię mojej samotności Pochwałą śpiewu!



Dyspozycja do kontemplacji łączy się zazwyczaj ze słabszym życiem czynnym. Te dwa rodzaje życiowej aktywności, zazwyczaj są ze sobą w opozycji. A więc chorzy nie będą nigdy mistrzami życia czynnego. Zazwyczaj będą pozbawieni życiowego sprytu, zaradności, ustawienia się w życiu oraz różnego rodzaju praktycznych umiejętności. Nie można od nich tego wymagać w stopniu najwyższym. Są w życiu czynnym często pogubieni- i po wyleczeniu z choroby - też takimi będą. Życie czynne nie jest ich powołaniem. Ich darem, talentem jest otwarcie na prawdę, piękno, tajemnice, sprawy nadprzyrodzone - i tu powinni się realizować.

Osobom takim trzeba uświadomić, że także takie powołanie istnieje. Jeżeli je mają - dobrze by było, aby je w sobie odkryli. Aby rodzice, nauczyciele, wychowawcy, księża, ten typ powołania także potrafili dostrzec, odkryć w nich i uformować. W przeciwnym razie społeczeństwo będzie wypełnione ludźmi głęboko niespełnionymi. Już dziś można zaobserwować, jak w kolejce po darmową zupę u Kapucynów, co najmniej 14 osób, to osoby z dyspozycją do kontemplacji. Jeżeli do tego dojdzie zranienie pierwotne, które dalej powoduje dezintegrację, to odnalezienie swojego powołania, swojego miejsca, głębokie spełnienie, są praktycznie niemożliwe. Hölderlin zauważa:


Jak szczęśliwie wracają do portu żeglarze,
W dalekich miastach odpływa wesoło
Zabiegliwy gwar targu; w ustronnej altanie
Błyszczą kielichy w gronie przyjaciół.

A ja dokąd? Śmiertelni żyją z pracy
Swych rak: w trudzie w spoczynku na zmianę
Wszystko radosne: czemu tylko w mojej
Piersi nigdy cierń nie zasypia?


Od strony duchowej zranienie pierwotne powoduje wpisanie złego ducha w sferę emocji, albo po kolejnych uderzeniach zwiększoną ilość nagromadzonych śladów jego obecności w pamięci emocjonalnej. W przypadku dyspozycji do kontemplacji, to wpisanie się ducha (w którym są tezy przeciwne do istniejących w idealnym obrazie), powoduje rozdwojenie, a dalej spętanie woli, Goethe napisze:


Dwie dusze mam -w rozprzęgu wiecznym i zamęcie:
Jedna się pazurami w ziemie prze zacięcie,
druga z oparów ziemskich podnosi się w niebo,
niezwalczoną z zaświatów wieczystą potrzebą,


Dalej daje to konflikty sumienia, które nie zdołało się prawidłowo uformować, a ponadto zostało poddane bardzo wcześnie nadzwyczajnym próbom konfrontacji świata idealnego ( i nierealnego, bo nie do końca jest idealne to, o czym sądzi chory) z realnym. Tego, wyżej opisanego przez poetę napięcia, jest pozbawiona osoba, która dyspozycji do kontemplacji nie ma. I często, właśnie ten brak, jest źródłem jej psychicznego zdrowia.
Z dyspozycją do kontemplacji związane są takie stany wymieniane w literaturze psychiatrycznej jak: idealistyczny obraz świata, zajmowanie się problemami filozoficznymi a dopiero później życiowymi, zanik realnych zainteresowań na rzecz absolutnej prawdy, dążenie do rzeczy nieosiągalnych, perfekcjonizm, poczucie wyższości, unikanie kontaktów społecznych, samotności niezrozumienie, wycofanie się ze wspólnoty dążeń i myśli swojego otoczenia, poczucie pustki (wewnętrznej i zewnętrznej), platoniczna miłość czy uważanie seksu za sprawę brudną i niską.

Według autorów podręczników duchowości, znaki że dusza podczas drogi duchowej otrzymała wezwanie do modlitwy kontemplacyjnej to:
- pozbawienie jej możliwości rozumowania
- głęboki pokój i prosta miłosna uwaga skierowana na Boga.

Pozbawienie możliwości rozumowania
oznacza pojawienie się modlitwy, w której ustaje rozumowanie. Do tej pory rozum brał czynny udział w życiu duchowym. Rozmyślanie stanowiło ważny element duchowości - i tak jest zawsze na początku drogi duchowej. Najbardziej klasycznym przykładem rozmyślania są “Ćwiczenia duchowe” Ignacego Loyoli. Pytania stawiane w tych rekolekcjach zmuszają do retrospektywnego przebiegnięcia własnego życia oraz refleksję nad zadanymi kwestiami. Rozmyślanie jest tu szukaniem krok po kroku prawdy dotyczącej własnego życia metodą rozumowego dociekania. Na dociekaniu tym przychodzą olśnienia, które są źródłem subtelnej radości z powodu odkrycia czegoś istotnego na tle historii własnego życia.
Pojawienie się modlitwy kontemplacyjnej, to przeniesienie jej na wyższy poziom. Bóg dokonuje tego według słów :
Przyjacielu, przesiądź się wyżej (Łk. 14.10).

Przerywa wysiłki szukającego i modlącego się człowieka nie dokończone - a przenosi go łaską na inny, wyższy poziom. W przypadku pojawienia się modlitwy kontemplacyjnej Bóg zabiera także duszy możliwość rozumowania w takim zakresie (zmysłowym), jaki posiadała do tej pory. Rozum zaczyna na modlitwie zachowywać się biernie-obserwuje tylko, co się z nim dzieje, gdy wola i uczucie podnoszone są ku Bogu przez łaskę. Wiele treści rozumowych, które zostały w pamięci po rozmyślaniach - pozostają tam nieużyteczne. Ponieważ częściowo dotyczyły treści zmysłowych, w miarę postępu modlitwy kontemplacyjnej następuje ich oczyszczenie - rodzaj erozji. Część - jako nieużyteczna przepada na zawsze, a część - oczyszczona przez kontemplację dalej jest przez rozum (poddany także oczyszczeniu) wykorzystywana. Stąd z chwilą pojawienia się modlitwy kontemplacyjnej nie może być powrotu do rozmyślania - jako do czynności odpowiadającej poziomowi duchowo niższemu.
To pozbawienie możliwości rozumowania połączone z przeniesieniem łaską na wyższy poziom życia wewnętrznego, ma całkiem inny - tragiczny wymiar w schizofrenii. Jak już pisałem - jest to degradacja - gwałtowna utrata zdolności intelektualnych.
Treści które były w pamięci oraz cały układ przyswojonej uprzednio wiedzy - zostały wraz z wtargnięciem ducha utracone.

Nie można ich z pamięci wydobyć, nie można nimi dysponować. Niegdyś były one przyswojone odpowiednio do poziomu duchowego- wręcz zestawione z duchowością jaką dana osoba posiadała.

Wraz z gwałtowną zmianą tejże duchowości, którą wywołała chorobą - nagle te utrwalone treści tracą swój duchowy składnik. Z poziomu zmysłowego (bądź rozumowego) - nagle zostaną przesunięte na poziom duchowy - ale nie w kierunku Boga (który treści zmysłowe oczyszcza i usubtelnia) - ale w kierunku ducha - który przez oddzielenie treści zmysłowych, bądź rozumowych od duchowych (które zawsze były połączone) całą wiedzę w przerażający sposób rozrywa, degraduje. Można to porównać do kataklizmu, po przejściu którego chory nie umie się poruszać po wiedzy którą niegdyś posiadał. Nie potrafi wydobyć jej z pamięci, na skutek zagubienia duchowego klucza, którym się posługiwał, a który jak się okazuje, jest niezbędny do jej uruchomienia. Niestety nie będzie tu powrotu do dawnej sprawności intelektualnej opartej o zmysłowość. Czym bardziej wiedza oparta była o zmysłowość, tym bardziej została utracona. Osoba po chorobie, nie przyswoi sobie wiedzy opartej na poznaniu zmysłowym w takim stopniu jak robiła to przed chorobą. Nagłe tracenie zdolności intelektualnych u młodego człowieka (w ciągu paru tygodni, miesięcy) może już być jednym z symptomów wchodzenia w chorobę.
Zaawansowanemu życiu wewnętrznemu opartemu na modlitwie kontemplacyjnej towarzyszą łaski i stany szczególne takie jak: mowy i słowa nadprzyrodzone, porwania ducha, przebywanie w bożej obecności, widzenia przez wyobraźnię, wizje, ekstazy, a wcześniej noce ducha, pustka wewnętrzna i przynaglenia.
Św. Teresa z Avila w dziele “Twierdza wewnętrzna" , daje niezwykle przejrzysty opis tych stanów duchowych. Podobne opisy zawierają dzieła św. Jana od Krzyża. Ale podobne stany można spotkać w schizofrenii.


Wprowadza w nie diabeł wykorzystując dyspozycje do kontemplacji. Jest paradoksem, że to on odkrywa w chorym tę zdolność. Odpowiedniki łask szczególnych, ale jako stany chorobowe wywołane przez diabła, można bez trudu w chorobie odnaleźć.
Dają one fałszywe poznanie duchowe - sprzeczne są z tezami które są w Bogu i tę sprzeczność łatwo można w nich znaleźć.
I tak mowy i słowa nadprzyrodzone w chorobie będą to głosy.
Są to niezwykłe odczucia. Człowiek posiada aparaturę, przy pomocy której duch i osoba, jaką jest Bóg, przekazuje mu treści, które słyszy on w sercu duchowym. W mistyce są to sprawy znane. Rodzaje głosów i sposób zachowania się wobec nich opisuje św. Jan od Krzyża (Droga na górę Karmel cz. 2 rozdz. 28 - 31). Po wtargnięciu do serca duchowego, diabeł wykorzystuje te aparaturę (u osób które ją posiadają) do przekazywania swoich treści.

Nie ma większego teologicznego problemu (poza dolegliwością zjawiska), jeżeli głosy mówią treściami pozbawionymi sensu albo wypowiadają treści rażąco sprzeczne z zasadami człowieka.
Problem powstaje - gdy głosy mówią, jak się choremu wydaje - z sensem. Zjawisko to, jest samo w sobie tak niezwykłe, iż chory często sądzi, że rozmawia z samym Bogiem. Pyta rzekomego Boga o różne sprawy-dostaje od niego odpowiedzi. W tym dialogowaniu odnajduje cały smak, nie można go od niego oderwać. Pochłania go ono bez reszty, czasem czyni nieczułym na sytuację zewnętrzną. Żyje on według wskazań danych mu przez głosy, od nauk tych nie można go odwieść - chory często wprowadza je w życie.

Problem polega na tym, że chory zazwyczaj głosu Boga nie słyszał, i nie potrafi go odróżnić od tego, który do niego mówi. Nie potrafi też w tym stanie umysłu i poznania zweryfikować treści, które głos do niego wygłasza. Z zewnętrznej obserwacji widać, że diabeł dąży do opętania. Często po paru miesiącach takiego słuchania chory nie jest zdolny do samodzielnego życia - takiej wartości są to porady.
Głos Boga natomiast, oświeciłby go i integrował wewnętrznie -a treści fałszywe, którymi do tej pory inspirował się w życiu - zaczęłyby z jego poznania odpadać.
Nie każdego, w jego duchowej drodze, Bóg prowadzi przez częste słuchanie jego głosu. Zależy to nie tylko od bożej łaski, ale też od dyspozycji, czy też cechy charakterystycznej duchowości, którą dany człowiek posiada. Można osiągnąć wysoki stopień poznania Boga, bez częstego słuchania jego głosu. Jak już pisałem w przypadku schizofrenii, ta dyspozycja jest o tyle istotna, że jeżeli ktoś jej nie ma, to gdy zachoruje, głosu diabła także nie usłyszy, mimo że dokonał on wtargnięcia do jego serca duchowego. Sytuacja takiego chorego jest o wiele łatwiejsza.


Przebywanie w bożej obecności opisuje Św. Teresa :

“Pan, gdy zechce, zniewala duszę do tego z Nim towarzystwa.
Czyni to zaś tak, iż choćby nawet chciała, nie jest w jej możności ani na chwilę odłączyć się od Niego.
Otóż bywa tak, że w chwili, gdy dusza ani się spodziewa, ... nagle czuje przy sobie Pana naszego Jezusa Chrystusa, choć ani go oczyma ciała, ani wzrokiem wewnętrznym nie widzi.”


Przebywanie w obecności ducha, będzie w chorobie odbierane jako rodzaj rozdwojenia.
Wizje
występują w życiu duchowym jak i w schizofrenii. Wizje to obrazy lub ciągi obrazów wpisujące się w postrzeganą rzeczywistość (i tam się je ogląda), lub widziane oglądem wewnętrznym w sercu duchowym lub przedstawiane w trakcie snu. Obrazy te niosą przesłanie - Bóg przez wizje poucza. Jest to przesłanie łatwe do odczytania - oczywiste dla odbiorcy. Jest to zmaterializowane w formie wizji pouczenie o danej duchowej rzeczywistości. Sen - wizje, pamięta się po wielu latach - obraz nie rozpływa się po obudzeniu, jak ma to miejsce w zwykłym śnie.
Omam wzrokowy nie będzie pouczeniem, będzie tylko fałszywym przedstawieniem - bez głębszych treści.
Św. Jan od Krzyża dzieli wizje na te, które występują bez pośrednictwa zmysłów - i z ich pośrednictwem. Najbardziej znaną wizją jest oczywiście Apokalipsa św. Jana. W chorobie wizje są pełne fałszywych duchowo elementów. Chory wspomina:

Miałem głowę niesamowicie przeciążoną modlitwami. Byłem bardzo zmęczony. Szedłem po ulicy. Nagle w głowie nastąpił wybuch. Na kościele, na który patrzyłem zobaczyłem dwie świetliste monstrancje - jedną z świecącym, drugą z czarnym środkiem. Potem zlały się ze sobą i powstał świetlisty znak. Dzielił się na pół, gdy zamrugałem oczami. Odbierałem go, że nie był to znak dobry.
Pobiegłem do księdza do zakrystii i zobaczyłem zdjęcie papieża Pawła VI i kardynała Wyszyńskiego z innym znakiem - P przekreślonym na ich czołach. Ksiądz też miał na swoim czole ten tajemniczy znak. Poszedłem szybko do domu, żeby zobaczyć się w lustrze i stwierdziłem, że ja znaku tego nie mam. Potem stwierdziłem, że mam- ale znak ten jest fałszywy, bo przekreślenie jest z boku litery P. U innych napotkanych po drodze osób, był ten znak- lub go nie było.
Doszedłem do przekonania, że ludzkość dzieli się na dwie części. Kto ma znak prawdziwy, ten będzie zbawiony- a kto go nie ma (lub ma fałszywy), będzie potępiony. Domyśliłem się, że ten stan jest nieodwracalny. Pomyślałem, że jestem potępiony. Wpadłem w przerażenie, że czeka mnie piekło. Zacząłem odczuwać męki. Były niesamowite, przypominające wręcz pożar w duszy. Ksiądz do którego poszedłem z mamą stwierdził, że jestem chory i powinienem iść do szpitala. Gdy jechałem taksówką do szpitala, wokół widziałem te światła, które poprzednio oglądałem na kościele - zapalały się i gasły. Towarzyszyło temu przekonanie, że jestem Antychrystem. Że tam gdzie przejdzie Antychryst (czyli ja), tam zgaśnie światło wiary. Myślałem, że taksówka zabiera mnie wprost do piekła. Byłem krańcowo przerażony i strasznie cierpiałem, bo nie wiedziałem, jak się przed tym wszystkim bronić.


Noc ducha jest innego typu zjawiskiem. Przez noc Bóg prowadzi osobę ku zjednoczeniu ze sobą. Ma ona swój odpowiednik w depresji schizofrenicznej

Św. Teresa opisuje noc ducha:

Rozum jej w takie popadł zaćmienie,że nie jest zdolny rozróżnić i poznać prawdy, tylko wierzy ślepo, cokolwiek mu nasunie wyobraźnia (ona sama w takich chwilach jest panią), a diabeł, snadź z dopuszczenia Pana, chcącego
tym sposobem wystawić dusze na próbę, zarzuca ją tysiącem niedorzecznych myśli i wmawia w nią, że już jest odrzucona od Boga. Uciski te wewnętrzne taką jej zadają mękę dojmującą i nieznośną,
że nie wie z czym bym ją porównać mogła, chyba tylko z mękami, które potępieni cierpią w piekle; bo jak na męki piekielne, tak i na tę zawieruchę wewnętrzną żadnej znikąd nie ma pociechy....
Bóle te trapiąc z zewnątrz i wewnątrz całego człowieka, tak gnębią dusze, że nie wie sama, co z sobą począć; chętnie zgodziłaby się ponieść raczej choćby najsroższe, prędko kładące koniec życiu, męczeństwo, niż takie bóle cierpieć.



Depresję schizofreniczną opisuje wiersz Lermontowa:

Bywają noce bez snu, ciężkie
Gdy w oczach płomień, łzy niemęskie.
Zjadliwy smutek serce nęka
I chłodna obejmuje ręka
Z drżeniem poduszkę rozpaloną,
Lęk mimowolny jeży włos;
Okrzyk bolesny i szalony
Wyrywa się i łamie głos.


Tu trzeba dopisać założenie, że całkowite opuszczenie przez Boga jest wspólne dla depresji i nocy. Z tą różnicą, że w nocy następuje tylko subiektywnie odczuwane opuszczenie przez Boga, a w depresji - realne wtargnięcie ducha do serca.

Doświadczenie wewnętrznej pustki jest znanym doświadczeniem w duchowości. W drodze duchowej umiejscawia się ja przed zjednoczeniem woli, kiedy mistyk wychodzi ze wszelkich opartych na naturze i jej prawach duchowych schematów, kiedy porządek natury - do tej pory obecny w duchowości zostaje zastąpiony porządkiem nadprzyrodzonym. Pustka jest znakiem, że taka przemiana się dokonuje - że tworzy się nowa jakość.

Opuszczenie natury i życia opartego na jej logice związane jest z przejściem przez pustkę.
Pustka jest subiektywnie odczuwalnym dolegliwym doświadczeniem, które może trwać (podczas nocy ducha) nawet przez parę miesięcy.
W schizofrenii pustka panuje w chorym i wokół niego. W chorym - bo duch odstępczy wyprowadził go poza obszar natury-dodatkowo spętał mu wolę - i tego obszaru nie pozwala mu przez to spętanie opuścić. Ten rodzaj pustki nie jest związany z nocą - nie będzie etapem przed kolejnym stopniem zjednoczenia. Jest trwałym stanem izolacji często związanym ze schizofreniczka depresją.

W duchowości występują także przynaglenia. Przynaglenie polega na tym że Bóg przy pomocy wewnętrznej siły skłania w danym, określonym momencie do zrobienia czegoś - np. dania świadectwa w grupie modlitewnej, podejścia do Pisma Świętego i przeczytania danego wskazanego zdania itp. Bóg chce przy pomocy wewnętrznego nakazu przekazać pewne treści, zwrócić osobie przynaglanej uwagę na coś.

Odpowiednik przynaglenia występuje także w chorobie.
Chora wspomina:

Mieszkałam na 5 piętrze w bloku. Głos zaczął powtarzać mi z uporem - wyjdź na balkon i skocz na dół. Jednocześnie jakaś potężna, potworna wewnętrzna siła, zaczęła mnie popychać w kierunku balkonu. Zaparłam się obydwoma rękoma o futrynę drzwi i musiałam do tego użyć całej siły, aby nie zostać wbrew mojej woli wyprowadzoną na zewnątrz.


A więc można porównać stany występujące w duchowości (a ściślej występujące bądź towarzyszące kontemplacji) do stanów spotykanych w schizofrenii.
W duchowości Bóg jest osobą, która te stany wywołuje - towarzyszą one życiu duchowemu od stuleci. W chorobie stany te wywołuje kontakt z osobą jaką jest diabeł. Wspólną ich cechą jest to, że wyrywają one z życia naturalnego - i czynią to bezpowrotnie. Ale nie jest to tak proste przełożenie. W schizofrenii, na skutek zranienia pierwotnego i dalszych konsekwencji, okaleczona emocjonalna i uczuciowa “aparatura" nie odbierze ducha odstępczego tak, jak Boga odbiera mistyk. Nie mniej, podobne elementy odbioru można dostrzec. Są to stany znane i rozpoznawane.
Jeżeli chodzi o poznanie, to tak w psychozie jak i kontemplacji, uderza jego niezwykła przenikliwość. Jest to poznanie duchowe -jak gdyby nie wydobyte z rozumu osadzonego w ciele - przekraczające możliwości takiego rozumu. Ale o ile w kontemplacji jest przenikliwe czytanie z Boga, z jego niesprzecznego poznania,
to w psychozie jest to niezwykle przenikliwe i błyskotliwe czytanie z diabelskiego ducha ze wszystkimi sprzecznościami, jakie są w jego umyśle.
A dodatkowo nałożone to jest na nieoczyszczony aparat poznawczy człowieka co daje dodatkowe niedorzeczności.
Chory w psychozie, widzi niezwykłe związki między różnymi sytuacjami ,wydarzeniami.

Związki te są tylko jemu wiadome, czasem tak dalekie, że sięgające mitów czy prehistorii. Chory jest przekonany co do ich prawdziwości. Analizując te związki czystym intelektem, dostrzega się wyraźnie, że ich nie ma, że jakaś duchowa osoba włożyła choremu niezwykle sugestywne sfałszowane duchowe poznanie, w które uwierzył i którym żyje.

A więc i w kontemplacji i w psychozie występuje pozarozumowe potężne poznanie. W Bogu prawdziwe, w duchu odstępczym fałszywe. Poznanie, które daje Bóg przekracza naturalne poznawcze możliwości, podnosi, oczyszcza umysł - dlatego ma ono tak wielką wartość.
Potężne poznanie w duchu odstępczym nie oddziela chorego od poznawanej duchowej rzeczywistości. Wciąga w nią jak w wir, przeraża. Powoduje poznawcze szkody, degeneruje poznawczo na skutek przyjmowania fałszywych treści i śladów duchowych pozostawionych w umyśle i pamięci przez ducha odstępczego.
Poznaniu udzielanemu przez Boga w kontemplacji towarzyszy przypływ bożej miłości - tego elementu nie ma przy oświeceniach wywoływanych przez ducha w psychozie.
Stanom duchowym pochodzącym od Boga generalnie towarzyszy cisza wewnętrzna. W niej dokonują się np. iluminacyjne olśnienia. Cisza jest takim naturalnym podkładem tych doznań. Bóg przychodzi przy stosunkowo niewielkim poruszeniu wewnętrznym.
W psychozie schizofrenicznej olśnienie dokonuje się przy złączeniu częścią niższą (emocjami i uczuciami) z otoczeniem zajętym przez ducha odstępczego. Nie ma tu ciszy wynikającej z oderwania od świata zewnętrznego. Duch odstępczy (ponieważ zajął niższą część duszy) kiedy dochodzi - robi to wręcz z ogromnym poruszeniem. Natchnienia przychodzące podczas olśnień domagają się od chorego nieomal natychmiastowej odpowiedzi (na skutek złączenia) - i chory (który nie reflektuje tego, co się z nim dzieje) zazwyczaj odpowiada.
Jakie stany występują w chorobie jest to sprawą indywidualną. Każdy człowiek ma nieco inny rys duchowości. Nie każdego Bóg prowadzi np. przez słowa nadprzyrodzone czy wizje.

Natomiast prowadzi tak aby wyrwać z życia czysto naturalnego - a wprowadzić w życie nadprzyrodzone. Diabeł także wyrywa z natury - pociąga w swoim kierunku. Nie dając ani poznania, ani duchowego spełnienia - jakby zawiesza - nie daje także możliwości powrotu do natury. A pójście w jego kierunku jest tylko głębszym wchodzeniem w chorobę i zamęt poznawczy.


Ponieważ nie ma powrotu do stanu naturalnego oczywistym wnioskiem dla terapii schizofrenii powinna być duchowość. Jest to jedyna możliwość dla chorego, gdzie duch jakim jest Bóg, wchodzi w miejsce diabła wyrzucając go przy tym - i zajmuje to jego miejsce. Wchodzi w dyspozycje do kontemplacji, które diabeł mimowolnie odkrył i wykorzystał - zamiast degradować i doprowadzać do duchowej ruiny i upadku - podnosi, rozwija i uszlachetnia człowieka.
A więc ponieważ mamy w schizofrenii do czynienia z duchem odstępczym - rozpoczynając drogę duchową - trzeba to zrobić prosząc Boga o pomoc , ponieważ nikt nie jest zdolny do tego, aby samemu spod władzy ducha się uwolnić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Sob 15:47, 31 Lip 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:46, 31 Lip 2021    Temat postu:

SCHIZOFRENIA A OPĘTANIE

W pewnej wiejskiej rodzinie zauważono, że mała dziewczynka zaczęła się dziwnie zachowywać. Jakby owładnięta swoimi myślami przestała reagować na polecenia rodziców. Przyprowadzono ją do pobliskiego klasztoru i usiłowano wnieść do kościoła. Bezskutecznie. Czterech dorosłych silnych mężczyzn, nie potrafiło wnieść do kościoła 12-letniej dziewczynki. Była w niej jakaś ogromna. obca siła, której nie byli w stanie sprostać.
Położyli ją na ziemi, a gdy przyszedł egzorcysta, dziewczynka zaczęła go wyzywać. Krzyczała na niego - ty złodzieju, ty złodzieju. Egzorcysta odpowiedział na to - tak ukradłem jajka i sprzedałem, bo pieniądze były mi potrzebne na zeszyt. Okazało się że ukradł je, gdy był małym chłopcem i była to jedyna kradzież w jego życiu. Diabeł pamięta, a raczej ma wgląd w grzechy, których sam niegdyś był inspiratorem. Potem, nawet po wielu latach, za te same grzechy oskarża. Egzorcyści czasem tego doświadczają.

Dziewczynka została przez egzorcystę uwolniona. Wyraźnie było widać moment wyjścia ducha przez rękę, która na moment zrobiła się gruba jak udo. Po chwili do kościoła weszła sama.
Opisałem tu klasyczny przykład opętania. Diabeł wszedł, opanował władzę jaką jest wola (stąd wszelkie rodzaje dziwnych zachowań). Wszedł w ciało. Został wyrzucony. Wydarzenie to, ponieważ nie trwało długo, nie miało wpływu na dalsze życie dziewczynki. Było praktycznie niezwykle dramatycznym epizodem.
W schizofrenii diabeł atakuje człowieka nie od strony woli a od strony emocji i pamięci emocjonalnej

Te ataki (uderzenia), które zaczynają się od zranienia pierwotnego mogą trwać długo, na całymi latami. Nie jest to jednorazowe wtargnięcie jak w przypadku opętania. Schizofrenia następuje na skutek całego ciągu wydarzeń (który trzeba zauważyć), natomiast któreś z nich (gdy duch dokonuje wtargnięcia do serca), ma rzeczywiście nieco większy wpływ na bezpośredni wybuch choroby.

Zależnie od tego, jak głęboki skutek te ataki ducha odnoszą, mówimy o cesze schizoidalnej, schizofrenii (jeżeli wtargnął on do ośrodka emocji i częściowo serca duchowego), lub opętaniu (jeżeli po zawładnięciu i zniszczeniu pamięci emocjonalnej, opanował także wolę i ciało).

Opętanie jest tym trzecim, najcięższym stanem, który może towarzyszyć schizofrenii. Nie należy ono jednak do istoty choroby i występuje stosunkowo rzadko. Chorych i opętanych w taki klasyczny sposób jest tylko 1-2%. Może w nie wpaść chory, który świadomie (a nie na skutek słabości) brnie w grzechy ciężkie i przez nieroztropność wchodzi dalej w obszar działania ducha odstępczego. Opętany chory traci całkowicie władzę nad swoim zachowaniem. Sam, nie ma już możliwości wydobycia się z tego stanu. Potrzebna jest pomoc egzorcysty. Uwolnienie nie jest wyleczeniem ze schizofrenii, bo cała sfera pamięci emocjonalnej pozostaje jeszcze do wyleczenia.
Chory na schizofrenię ma wolę spętaną (uczucie chodzenia po zamkniętym kole i trudności wydobycia się z niego), ale jeszcze nie owładniętą przez ducha. Tą spętaną wolą, ma jeszcze pole manewru. Schizofrenię można nazwać najwyżej, opętaniem ośrodka emocji.
W schizofrenii trudności polegają na innym zagadnieniu - na strukturze diabła, który opanował ośrodek emocji. W ewangelii o opętanym (Mk. 5.9) Jezus pyta diabła - Jak ci na imię? Diabeł odpowiada - Na imię mi “Legion", bo nas jest wielu. Pytanie o imię jest pytaniem o istotę. Istotą jest to, że jest wiele zszczepionych razem, przenikajacych się duchów. W tej książce będę rozważał najprostszy przykład takiego zszczepienia.
Tworzą go trzy duchy. Na szczycie ten, który reprezentuje pychę. Jest zawsze najwyżej w strukturze. Niezwykle trudno go zauważyć. Jego zadaniem jest utrzymanie duchowego steru i dokładne odwracanie go od woli bożej od nauki, która jest w Bogu.
Następny będzie zabójcą. On będzie usiłował skłonić do agresji, samobójstwa, będzie wywoływał duchowy ból.
Trzeci będzie reprezentował seksualną pożądliwość. Właśnie ta wieloraka struktura ma duże znaczenie. To od niej zależy poruszanie się po kole, niemożliwość znalezienia wyjścia, całkowite psychiczne rozchwianie, krańcowe zmiany nastrojów i pragnień w bardzo krótkim czasie.
Zadaniem ducha symbolizującego pychę jest odwodzenie od drogi w kierunku Boga, która dla chorego na schizofrenię jest jedyną drogą ratunku. Będzie on bardzo sprytnie tę drogę blokował, podsuwał tysięczne wątpliwości, wykazywał jej bezcelowość. Może ukazać sylwetki świętych i podsuwać myśli - popatrz, jacy to byli wielcy ludzie, ty do ich poziomu i tak nie dojdziesz. Może podsuwać myśli – że duchowość to strata czasu i obecnie nikt w ten sposób nie żyje. Miejsce, przez które chory mógłby się wydobyć, bardzo starannie zablokuje. Wykaże tu niezwykły spryt, często uwięzi chorego na długie lata. To on spowoduje, że chory, mimo że będzie na swój los narzekał, czasem o religii zażarcie dyskutował - w kierunku Boga żadnego kroku nie zrobi.

Ten drugi duch w hierarchii będzie zabójcą. Będzie on usiłował wprowadzić choremu myśli agresywne w kierunku innych i do samego siebie. On też wprowadza lęk, jest w znacznym stopniu odpowiedzialny za stany lękowe.

Trzeci duch reprezentuje pożądliwość. Jest słabszy w hierarchii od dwóch pozostałych. Jego zadanie to - od wprowadzania myśli nieczystych w świadomość, aż do całkowitego pozbawienia kontroli nad sferą popędową i całkowite zawładnięcie tej sfery. Jeżeli u kogoś terapią dla stanów agresywnych jest seksualizm a na poznanie Boga nie jest otwarty - jest wielce prawdopodobne, że taka struktura ducha zacznie mu się wpisywać.
Ponieważ te duchy w schizofrenii są zszczepione razem, wszystkie stany, które wywołają będą nałożone na siebie. Dadzą uczucie całkowitego, porażającego splątania. Pokazuje ono, jak straszną chorobą jest schizofrenia. To, że wpisze się taka struktura, jest konsekwencją zranienia pierwotnego i dezintegracji. Ten duch, który uosabia pychę, wpisze się dlatego, że dla przyszłego chorego podstawowym problemem będzie wydobycie się z dezintegracji, a nie szukanie Boga i pójście jego drogą. Na skutek zranienia pierwotnego traci on bowiem duchowy horyzont. Duch wpisze się, gdy z wielkim uporem będzie on szukał o własnych siłach innych celów. Pozostałe duchy wpiszą się zależnie od zakresu dezintegracji.

Bóg je wyrzuci wszystkie razem, w jednym momencie, dla Boga nie ma znaczenia, ile ich będzie. Ma to jednak znaczenie dla pamięci emocjonalnej, bo dana struktura ducha zdeformuje tę pamięć i odłoży się w niej w sposób sobie właściwy. Trzeba to później wziąć pod uwagę podczas terapii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 27 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:11, 25 Paź 2023    Temat postu:

W imieniu autora wspomnianej książki, szanownego Pana Janusza Tomasik , pragnę przedstawić, a osobiście polecić jego osobistą propozycję zarysu nauki Kościoła katolickiego o emocjach Smile Idea :

Janusz Tomasik – Zarys nauki o emocjach Kościoła katolickiego (propozycja)

1.Co to jest emocja
Emocja jest to gwałtowne poruszenie wrażliwości – jako reakcja na bodziec przychodzący z zewnątrz. Przykłady emocji to – gniew, lęk, wstyd, zdziwienie, zażenowanie itp.

2. Emocja składa się z 2 elementów- czysto emocjonalnego, neurologicznego, z którym związane jest napięcie jako reakcja na ten gwałtowny bodziec i duchowego.

3. Emocje podpadają pod ciało- czyli emocjami rządzą reguły występujące w porządku naturalnym. Występuje tu paradoks - elementu duchowego emocji nie uwolni się bez uwolnienia elementu czysto naturalnego, neurologicznego, którego wyrazem jest napięcie. Ten element naturalny jest w emocji dominujący- on blokuje uwolnienie tego elementu duchowego.

4. Konflikt między wolą a emocjami. Polega on na tym, że wola pociągana przez Boga nie ma wpływu na ducha nagromadzonego przez emocje i zapisanego w pamięci o emocjach. Tego ducha nagromadzonego przez emocje, nie można uwolnić przez akty duchowe takie jak- modlitwa, spowiedź czy inne. Mimo tych aktów on pozostanie nie uwolniony. To jest pewien defekt w człowieku, u którego pewne władze zależą od porządku duchowego, a pewne od porządku naturalnego, który blokuje ten porządek duchowy.

5. To doprowadza na drodze duchowej do kryzysu między wolą a nie uwolnionymi emocjami.

6. Ponieważ emocje podpadają pod ciało – to uwolnienie ich należy do człowieka.Musi on tego dokonać sam przez tzw. oczyszczenia czynne, jeżeli jego pamięć o emocjach nagromadziła zbyt wiele treści.

7. W życiu duchowym istnieje zasadnicza kolejność w formowaniu władz duszy- najpierw wyższe, potem niższe. Czyli najpierw formowanie woli a potemzajęcie się emocjami i ich uwalnianiem. A dalej- w uwalnianiu emocji- najpierw eliminacja napięcia, które blokuje ducha- a potem uwalnianie odblokowanego ducha przez przebaczenie.

8.Emocją podstawową, uniwersalną jest gniew. Uwalnianie go odbywa się przez oddawanie go Bogu w różnych relacjach- na innych, na siebie, na diabła, na Boga. Uwalnianie pozostałych emocji odbywa się przez łączenie gniewu z lękiem, gniewu ze wstydem itd.

9. Emocja dotyka tej najstarszej - zwierzęcej części w człowieku. Odblokowanie emocji powoduje odblokowanie tzw, węchomózgowia.

10. Emocja nie jest grzechem. Grzech popełnia się wolą. Grzechem jest to - jeżeli na skutek doznanej emocji, zamierza się podjąć jakieś niezgodne z przykazaniami działanie.

11.Emocje mogą spętać wolę. Jeżeli nagromadzonych duchowo treści jest dużo (u duchu odstępczym), to mogą one wpływać negatywnie na działanie woli. W krańcowych przypadkach może dojść do wtargnięcia ducha do serca duchowego i spętania woli. Jest ona wtedy w znacznym stopniu bezradna wobec działającego poprzez nagromadzone emocje ducha.

12. Pamięć o emocjach należy odróżnić od pamięci o uczuciu. Są to dwie różne pamięci, inaczej przełożone na ciało, uwalniane innymi technikami i na innym etapie duchowości.

13. Emocje są przełożone na ciało. To znaczy ten element napięcia, który towarzyszy emocji jest odkładany w ciele według sobie właściwego klucza. Ten klucz wygląda jakby każdemu okresowi w życiu człowieka odpowiadał pewien odcinek na rdzeniu kręgowym i dodatkowe odłożenie w ciele.

14. Emocji nie uwalnia się przez ich tłumienie, bo nie jest to możliwe do zrealizowania. Na drodze duchowej, od pewnego etapu (od kryzysu), trzeba te odłożone w pamięci emocje oddawać Bogu - i przez to uwalniać pamięć i je porządkować. Porządkowanie emocji i oczyszczenie pamięci o emocjach podpada generalnie pod ciało – stąd należy ono do człowieka. Zdarza się, że Bóg cudem zdejmuje człowiekowi całą tą emocjonalną plątaninę z pamięci, jak to było w przypadku św. Jana Bożego czy św. Alberta Chmielowskiego – ale generalnie człowiek musi tego dokonać sam.

15. Po grzechu pierworodnych emocje (i uczucie także), nie podporządkowują się władzy rozumu. Tylko u osób bez grzechu pierworodnego - u Chrystusa i u Matki Bożej emocje (i uczucie) - były poddane rozumowi.

16. Emocje nie uwolnione powodują w duchowości kryzysy. Mogą one być źródłem błędnych nauk czy wręcz herezji.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Śro 18:28, 25 Paź 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 7:13, 28 Paź 2023    Temat postu:

Dziękując uel-owi za tą świetną inicjatywę propagowania równie celnych, bo sprawdzonych w praktyce życia duchowego i psychicznego, rozważań pana Janusz Tomasika. Wierzę, że osoby poszukujące Boga, mające jednocześnie różne problemy emocjonalne, przezierające przez ich trudy w prostowaniu swych ścieżek duchowego wzrostu, znajdą w tej książce (którą my tylko przybliżamy - w porozumieniu z Autorem) rozwiązania swych problemów, odpowiedzi na pytania o przyczyny problemów oraz o strategię ich rozwiązywania.

Nie trzeba iść nawet głęboko ku autentycznej, "czystej" schizofrenii, ale możan chociażby juz odwoływać się do zaburzeń ujętych, jako szeroko rozumiane spektrum autyzmu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Rozmowy o cierpieniu i radości ... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin