Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Filozofia wobec prymatu pobożnościowego teologizmu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Religia i myśl
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
exe
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 13510
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 378 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:12, 01 Sie 2020    Temat postu: Filozofia wobec prymatu pobożnościowego teologizmu

W poprzednim poście bardzo zaakcentowałem złowrogi wpływ logikalizmu względem zarówno teologii, jak i filozofii. Temat ten, traktuje o związkach pomiędzy tymi dziedzinami poznawczymi, które muszę sztucznie rozdzielać dla jaśniejszejszego ich wyłożenia. W tym celu wyłuszczyłem problem z utrzymaniem zdrowej relacji o między teologią, a filozofią.

Historia filozofii pokazuje dostatecznie, że o ile logicy przegrywali wybitnie z teologami, o tyle nad filozofami wyraźnie dominowali. Problem jest w tym, że w środkowym średniowieczu odkryto uroki logiki i zachłyśnięto się tym tak bardzo, że nawet nie zauważano granicy pomiędzy logiką, a filozofią. Nie dziw to nikogo, kto nieco czasu spędził nad wyrobieniem sobie choć ogólnego ujęcia specyfiki tamtych czasów, ponieważ wówczas nikt i nigdy ani się nie uczył, ani nie nauczał niczego innego oprócz gramatyki i logiki. Stąd też każdy naturalnie uważał się za filozofa. Mało tego: tak, jak każdy logik uważał się za filozofa, tak panowało powszechne przekonanie, że filozofia jest jakoby logiką stosowaną do rozwiązywania zagadnień filozoficznych.

Wkrótce jednakże zapanowała wojna pomiędzy teologami, a filozofami. Niestety wcale nie zamierzali bronić filozofii przed czystą logiką, lecz postawili sobie dość naturalny cel w postaci ratowania ludzkości przed potępieniem wiecznym, przez wiarę i łaskę. W związku z tym, teolodzy środkowego i późnego średniowiecza (X-XIV wiek) dokładali coraz bardziej wszelkich starań, aby [b]wykorzenić zadadnienia filozoficzne i samą filozofię z ludzkich umysłów. Tak też dzieje się i dziś, chociażby w sieci, gdzie ludzi o przekonaniach bliźniaczo sprofilowanych, jak u wspomnianych uprzednio teologię średniowiecza. Trzeba więc zaznaczyć wstępnie, że wśród gorliwych wyznawców jedyności teologii mającej niestety postać fideiznu, niż teodycei, znajdują się zarówno ludzie prymitywni, jak i ludzie uzdolnieni spekulatywnie. Tacy to gorliwcy roztaczali coraz szerzej zwątpienie i krytykę wiedzy filozoficznej, której posiadanie uważali za nie do pogodzenia ze szczerym życiem religijnym.

Pomijając prymitywne wywody niektórych adwersarzy, warto ogólnie rozpatrzeć co bardziej wykwintne i podjąć próbę ujrzenia, dokąd zaprowadzą nieroztropnego śmiałka, chcącego porzucić realizm poznawczy w dziedzinie religii. Stosując rozum przeciw rozumowi akcentując wyraźnie religię (tzw. czystą), nie uświadamiają sobie, że próby umocnienia religii na gruzach filozofii, kończą się próbami umacniania filozofii na gruzach religii.

Nikomu to nie jest więc potrzebne, a wręcz szkodliwe. Niestety radykalni zwolennicy prymatu teologii nad filozofią dyszą żądzą wykazania, że jakoby filozofia nie jest w stanie osiągnąć racjonalnych konkluzji na temat natury ludzkiej. Jak wiadomo wszem i wobec, przyroda nie znosi próżni, toteż nie może dziwować nikogo, że sceptycyzm filozoficzny musi być skompensowany proporcjonalną apoteozą mistycyzmu religijnego, objawiającą się wyniesieniem ducha proroctwa ponad poznaniem samego świata.

Nie jest prawdą, że filozofia ma cokolwiek przeciw mistycyzmowi, jako takiemu, natomiast chciałbym wyraźnie podkreślić, że jest przedmiotem filozoficznej negacji postawa teologów zakładająca zagładę filozofii. Dezaprobata moja, jako filozofa, ma uzasadnienie w związku analogicznym, łączącym teologię i filozofię, w którym o ile przeżywany mistycyzm religijny jest jedną z nieusuwalnych potrzeb natury ludzkiej, o tyle życie filozoficzne (owo św. Jana Kasjana bios philosophos) jest stałą potrzebą rozumu ludzkiego. Obie te sfery domagają się poszanowania, ponieważ te sfery życia ducha ludzkiego przynoszą zaszczyt naturze ludzkiej i nadają specyficzną godność ludzkiemu życiu. Protestuję więc przeciwko fideistycznym wynurzeniom ludzie nieutwierdzonych w racjach swej wiary mówiąc im, że prawdziwego mistycyzmu nie ma bez jakiejś dozy teologii, a teologia szuka zawsze podpory w filozofii, zaś filozofia musi udostępniać nieco pola pierwiastkom teologicznym.

Nawet, gdyby ktoś z takich gorliwych wyznawców niepodzielnego prymatu mistycyzmu nie chciał niszczyć filozofii, ale wpadłby na pomysł oswojenia jej poprzez tejże wcielenie do teologii, wówczas również wyleje dziecko z kąpielą, ponieważ przeobrazi filozofię, dostosowując ją do własnych wierzeń. Taka sytuację również obserwuję nagminnie w sieci. Nawet, jeśli te działania są szczere i szlachetne, pozbawione chęci dominacji, to i tak prowadzą na manowce.

A mianowicie trzeba jasno zakomunikować, że taka apoteoza prymatu mistycyzmu religijnego, odczuć religijnych, odczucia chwały Bożej, nad refleksyjnym poznawaniem rzeczywistości, prowadzi do absurdu.
Otóż, o ile wiadomo, że bez takiego odczucia nie ma prawdziwej religii, o tyle nie można rugować sfery poznawczej. Rodziłoby to sytuację, kiedy im głębsze odczucie, tym doskonalsze, a tym samym stanowić by miało kompletnie wykończoną interpretację świata.
Jak można unicestwiać to, co sam Bóg stworzył? Ano, chyba można, skoro nabożność wlewana jest do filozofii celem doskonalszego głoszenia chwały Bożej. Skutkiem takiego zabiegu jest głoszenie, że filozofia dowodzi rzekomo, że Bóg jest wszystkim, i sprawcą wszystkiego, natomiast człowiek i jego natura są bez wartości. W konsekwencji cowiek niczego nie sprawia, zaś filozof uznający, że teologowi udało się dowieść bezsilności natury, akcentuje z kolei niepowodzenie teologii w dowodzeniu istnienia Boga. Prowadzi to do wniosku o nierealności natury, a tym samym do jej niepoznawalności. Reperkusje takiej konkluzji są opłakane, ponieważ wtrącają człowieka w sceptycyzm, a gdy dojdzie do tego utrata wiary (bez względu na powód), to człowiek ugrzęźnie w skrajnym sceptycyźmie.

Wypadałoby, aby krytycy teologii filozoficznej, szczególnie tej w wydaniu Akwinaty sacra doctrina, zauważyli fak historyczny dotyczący rozwoju chrześcijaństwa. Podobnie, jak dzisiaj, tak i w tamtych czasach, obce systemy filozoficzne stanowią stałe zagrożenie dla dogmatów chrześcijańskich, a sukcesywnie przyłączane do świata Chrystusowego narody pogańskie, posługiwały się swym dorobkiem filozoficznym dla stawiania oporu. Wniosek dziejowy jest widoczny gołym okiem: samo otoczenie wymusiło i nadal wymusza rozwój dogmatyki chrześcijańskiej, celem umacniania fundamentów racjonalnych chrześcijaństwa. Powstała więc apologetyka.

Preferując natomiast fideizm, wystawia taki człowiek samego siebie na kaprysy fizjologii i psychiki. Istoty rozumnej nic gorszego już spotkać nie może, ponieważ traci naturalny punkt zaczepienia w postaci wspierających racji teologicznych.

Tu trzeba zauważyć, że rację są filozoficzne, zaś konkluzje teologiczne.

Moje tu wystąpienia zawsze uderzają w jeden z najbardziej rozpowszechnionych błędów popełnianych w małorozumnej gorliwości adwersarzy, szczególnie protestanckich, ale i ateistów.
Oto jest tak, że większość z nich układa twierdzenia nie badając realnych własności rzeczy. Tak też się ma sprawa z namiętnie eksplorowanym tematem istotności mechaniki kwantowej, kiedy to wpierw ustalają, co ma stanowić własności rzeczy, a potem apodyktycznie i apriorycznie przypisują tym rzeczom te własności. Efekt tych zabiegów znajduje wyraz w błędzie logicznym petitio principii, kiedy to posługują się twierdzeniem przypisującym rzeczom własności, [ujako dowodem[/u] na rzecz identycznie tych samych argumentów, z których owo twierdzenie zostało wywiedzione, a na mocy którego zbijają, bądź popierają dane zdania systemów myślowych.

Chcę tedy powiedzieć, że tak nastawieni do rozmowy ludzie powielają błąd poznawczy wywodzący się historycznie od Platona, a polegający na stosowaniu rzeczy do poglądów.
Arystoteles zdyskredytował swego nauczyciela w tej mierze, twierdząc przeciwnie, tj. poglądy należy stosować do rzeczy, a więc wybór metody zależy od rzeczy, która wyzwala poznanie.

Zaczynam wchodzić w jądro teologizmu prowadzącego do zniekształcania natury, co objawia się zaprzeczaniu faktom przyrodniczym. Przytoczę poglądowo kilka kwestii, aby można było lepiej uchwycić moją krytykę fideizmu.

Kwestia sposobu istnienia atomów jest od dawna dyskutowana, bądź wykorzystywana do dawna do zagrywek poniżej poprawności myślenia.
Poglady na atomy bez kształtu, wielkości i nie istniejące bez stałej interwencji Bożej oraz istnienie próżni - to już kanon niemal historii myśli. Niestety, o ile naukowcy nie odwołują się już wprost do tych myśli, to podzwonne tychże aporiorycznych twierdzeń jest porażające, ponieważ konsekwencją jest nieciągłość czasu i przestrzeni, czego konkuzją jest nierealność czasu i przestrzeni.
Podobnie jest z moimi adwersarzami - krytykami, którzy miast brać pod uwagę naturę rzeczy, skupiają się jedynie na uzasadnianiu swojej apodyktycznej i aprioryczniej postawy.
Z powyższego tchnie całkowite ubezwłasnowolnienie człowieka, dla którego zostały stworzone zarówno intelekt ze swymi czystymi kategoriami Kanta, jak i wola podległa Bożej woli. Stąd to właśnie protestanci podnoszą głowę wmawiając, że z jednej strony nie trzeba się starać o uczynki, bo jesteśmy zbawieni mocą deklaracji wiary, a z drugiej strony nie mamy szans zasługiwać, bo po uwierzeniu, naszą wolą i intelektem posługuje się Bóg, jako jedyna przyczyna sprawcza. Brr, cóż za absurdy.

Gdyby ludzie okazywali mniejszą gorliwość w sferze troski o chwałę Bożą, czyli gdyby ich gorliwość była oświecona zdrowym rozsądkiem, wtedy wówczas uświadomili by sobie, że niszczą wszelką przyczynowość, a więc i naturę. To doprowadza do zniszczenia nie tylko filozofii, ale i nauk szczegółowych poprzez sceptycyzm. Mamy tu do czynienia z fanatyzmem religijnym, który - w ślad za św. Tomaszem z Akwinu - należy odróżnić od samej religii.

Teologizm zasadza się więc na słowie "reducere" , które tu ma znaczenie reducere rei ad Deum - a więc sprowadzanie, odnoszenie rzeczy do Boga, przy czym polega to na pozbawianiu świata - jako obrazu chwały Bożej - zdolności do samostanowienia, ponieważ wszelkie rzeczy są tu wprost zależne od Boga. Wszelkie rzeczy są nieświadome swej roli, także i człowiek, którego nauki szczegółowe są tylko niższym poziomie symbolem Bożej wiedzy i nauki. Tą uświadamiającą rolę pełnić ma tutaj teologia, a w takim podejściu celował franciszkanin, św. Bonawentura.

Był to naprawdę wielki teolog i myśliciel, jednakże byłby jeszcze większym, gdyby dostrzegł niebezpieczeństwo utożsamiania filozofii z teologią, a którego się nie ustrzegł.

Jego podejście do relacji poznawczej człowieka względem świata i Boga, koncentruje się wokół łaski i wolnej woli.
Zadajemy sobie tedy pytanie o to, co należy przypisywać naturze, a co Bogu? Tu św. Bonawentura poszedł tzw. drogą środka, gdyż nie chciał przeakcentować ani zwrotu naturalnego, ani nadnaturalnego. W tej mierze błąd w każdą z tych stron cechuje się jednakową wielkością i wagą, jednakże patrząc na zagadnienie od strony odczuć religijnych, doszedł on i jemu podobni do wniosku, że nie ma nadmiaru wagi przypisywanej łasce Bożej, stąd nie ma szkody dla pobożności nawet, gdyby wiązało by się to z pomniejszeniem sił naturalnych i woli człowieka.

Tutaj św. Bonawentura i jego sympatycy są bliscy, jeśli nie utożsamiają się wprost, twierdzeniu o prymacie łaski Bożej, która umacnia nas na drodze coraz większej pokory i uniżenia w ubóstwie. Należy więc za teologami tamtych czasów pójść w owo reducere i zauważyć, że konkluzji będzie porażająca, bo wbrew naturze: wzrost pobożności przynosi pomniejszenie sprawxzosci woli, aż do jej unicestwienia. Dochodzimy w ten sposób do Kalwina i do Lutra na długo przed nimi....
I to ma być katolicyzm, Drodzy krytyczni adwersarze?
Czyżbym reprezentował gnozę, jak to pewien Czytelnik zdiagnozował?... Wygodnym jest tak to nazwać, gdy wytykam swym wystąpieniem, że w teologii nie chodzi o pobożność, lecz o prawdę, ponieważ wyrazem pobożności nie mogą być nieprawdziwe poglądy na temat Boga. Zauważamy łatwo, że skoro pobożność nie jest teologia, to tym bardziej nie jest filozofią. Niestety, św. Bonawentura i jego sympatycy nie zauważając tych różnic, poszli w św. Augustyna pojmowanie sprawczości, to jest ze Bóg stworzył przedmioty zarówno obecne, jak i przyszłe, już w chwili stworzenia. Jest to stanowisko platońskie, gdzie każdy byt należy uważać za zarodek następnego bytu, będącego pod prawem Opatrzności Bożej. Powstawanie nowych bytów na zasadzie sprawczości, typu przyczyna i jej skutek (przyczynowość per se, o której mówię w św. Tomasza z Akwinu Pięciu Drogach dowodzenia istnienia Boga), nigdy nie wchodziło tu w grę. A szkoda, gdyż św. Tomasza z Akwinu twierdzenie o ludzkiej, naturalnej zdolności poznawania rzeczy takimi, jakimi są, właśnie na mocy daru Bożego, nie stoi w opozycji do Bożej Opatrzności, jak to za św. Augustynem pisał św. Bonawentura, który wychodził z założenia, że skoro prawda jest konieczna, niezmienna i wieczna, nie może być dziełem, zmiennego, nietrwałego i przypadłościowego rozumu ludzkiego. Rozumowanie to jest tyleż kuszące swą naturalnością, co nieprawdziwe, ponieważ twierdzenie św. Tomasza z Akwinu jest o wiele prostsze i naturalniejsze.

Takie pojmowanie teoriopoznawcze u św. Bonawentura jest zasadniczym zrębem przyszłych fantazji Kartezjusza i Kanta, nazywanych idealizmem. Idea Boskiej iluminacji, odpowiedzialnej za nasze poznawanie rzeczywistości, stała się przyczynkiem do rewizji ustalającej de novo przedmiot poznania naturalnego.

Otóż według tych średniowiecznych prekursorów platońskiego idealizmu, przedmiotem poznania ludzkiego jest boską ideą danej rzeczy, która to tkwi w naszych umysłach, jako późniejsze, czyste kategorie umysłowe I. Kanta.

Doszło nawet do tak radykalnego wyznania idealistycznego, bodaj Mateusza z Aquasparta, że nawet jeśli nie ma rzeczy przed nami, to i tak możemy je poznawać dzięki obecności boskiego światła w nas, co jest manifestem udealistycznym, z którego, jak z furtki skorzystał Wilhelm Ockham, inny franciszkanin.

Dlatego też nie można zgodzić się z kimkolwiek, kto w imię deklarowanej głębi wiary katolickiej, zamierza usuwać ze swej drogi prawdziwą filozofię, co dzieje się bądź na drodze ślepej gorliwości, bądź z powodu lęku przed utratą obrazu człowieka zbliżającego się do Boga, który wykreował ku poczuciu swego bezpieczeństwa w obliczu zbliżającej się wieczności.

Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Religia i myśl Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin