Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ !
Forum mistyki Kościoła Katolickiego pw. św. Jana Pawła II : Pamiętaj pielgrzymie: "zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: "OTO JESTEM!" (Iz 58,9).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Medycyna holistyczna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Zdrowie ciała i ducha
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:40, 14 Maj 2021    Temat postu:

"Holizm jako „błąd antropologiczny” i „grzech idolatrii”
Zastrzeżenia wyrażone z filozoficzno-teologicznego punktu widzenia wobec teorii holizmu dotyczą także medycyny holistycznej. Zajęcie się tym tematem jest dodatkowo ważne z tej racji, że dotyczy praktycznie losów ludzkich, co potwierdza także praktyka duszpastersko-egzorcystyczna, która rejestruje ogromną ilość zniewoleń duchowych, a nawet opętań demonicznych za sprawą medycyny okultystycznej czy magicznej, ukrywającej się za paranaukową czy pseudonaukową terminologią hipotez „holistycznych”.

Dla podbudowania praktyki medycyny holistycznej może dzisiaj służyć pitagorejsko-platoński, buddyjski, hinduistyczny czy spinozjański model filozofii, który zakłada uniwersalną harmonię, gdzie receptą na zdrowie jest jej przywrócenie przez właściwe życie (etyka), wyrażające się w postawie altruistycznej, umocnionej przez umiar i zrównoważenie. W ezoterycznej tradycji filozoficznej całkowite przywrócenie zdrowia oznacza powrót do stanu nieskalanej całkowitości obejmującej wszelkie żyjące istoty, a nade wszystko zjednoczenie z najwyższym źródłem.

Współczesna filozofia medycyny holistycznej jest bardziej pragmatyczna i powierzchowna, ograniczająca się do banalnych i uproszczonych technik, nazywanych „technikami energetycznymi”, mającymi zastąpić dawne rytuały religijne czy magiczne, a szczególnie postawę religijno-etyczną, której trudna i wymagająca realizacja w życiu ludzkim była warunkiem uzdrowienia. Twierdzi się nawet bezpodstawnie, że wszelkie dawne „rytuały religijne” (nie wyłączając chrześcijańskich sakramentów) to zjawiska, które współcześnie należy traktować jako „techniki energetyczne”.

W taki sposób uproszczenia naukowe, paranaukowe, a zwłaszcza psedonaukowe bardzo łatwo mogą się sprzymierzać z magicznymi technikami oferującymi zupełnie fałszywą filozofię człowieka i błędną teologię medycyny w niebezpiecznej praktyce, mogącej być przyczyną zniewolenia duchowego, a także destrukcji psychofizycznej (z niebezpieczeństwem śmierci włącznie). Nic więc dziwnego, że paranaukowa (lub pseudonaukowa) literatura holistyczna zawiera w swojej bibliografii okultystyczne teorie H. Bławatskiej i A. Bailey (kierowanych przez tego samego ducha przewodnika). Duch przewodnik A. Bailey zwany „Tybetańczykiem” stwierdził, że „każda choroba jest dysharmonią oraz brakiem pewnego wyrównania i opanowania” i że jego zadaniem jest danie światu informacji „o prawdziwych i okultystycznych przyczynach chorób, ich ukrytym pochodzeniu, o dziele leczenia prowadzonym i usankcjonowanym przez Wielką Białą Lożę” [Wielkie Białe Bractwo] (A. Bailey, Leczenie ezoteryczne, Warszawa 1997, s. 105).

Ogólnikowy i pseudonaukowy język nie niweluje niebezpieczeństwa uwikłania w okultyzm i realizacji tajemnych planów mocy ciemności. Mediumizm spirytystyczny w „uzdrawianiu” można wyrazić w „neutralnym” języku twierdząc, że holistyczny „uzdrowiciel jest czymś na podobieństwo przekaźnika i w sposób niejako bierny, choć wymagający ogromnej wnikliwości, pozwala kosmicznej energii bez przeszkód płynąć przez swoje własne pole do pola osoby leczonej. Musi być wyczulony na zaburzenia i dolegliwości chorego, ale równocześnie świadomy całkowitości tej osoby na wyższych poziomach bytu. (…) Decydującym czynnikiem może być również pełna synchronizacja wszystkich trzech pól: niewyczerpywalnego źródła, uzdrowiciela i uzdrawianego. O tym wszystkim wiemy bardzo mało” (R. Weber, Filozoficzne fundamenty uzdrawiania, w: D. Kunz, Duchowe aspekty medycyny, Gdynia 2000, s. 49).

Niebezpieczeństwem medycyny holistycznej – w każdej jej formie, paranaukowej i okultystycznej – jest fakt pomieszania tego, co duchowe z tym, co materialne, gdzie „duch” jest błędnie utożsamiany z „energią” (D. von Hildebrandt). Pomieszanie tych wymiarów ontologicznych, przekraczanie granic metodologicznych, fałszywe ekstrapolacje to główny filozoficzny problem tzw. „holizmu” (gr. holos – cały), a właściwie nadużycia tej teorii w sposób nieuprawniony. Ten błąd filozoficzny łączy się z zamachem na chrześcijańską teologię medycyny. Stąd wedle ks. C. Pilara, „tak zwane 'terapie alternatywne' wnoszą w społeczeństwo przede wszystkim 'alternatywne światopoglądy'. Przede wszystkim tam, gdzie leczenie określa się mianem 'całościowego'. Samo pojęcie 'całościowa medycyna naturalna' jest pojęciem ideologicznym. Stwierdza bowiem, że natura może leczyć i uzdrawiać całego człowieka. W ten sposób tak zwana medycyna całościowa przesuwa się w obszar duchowości i religijności” (C. Pilar, Ezoteryzm a chrześcijaństwo, Kraków 2002, s. 131).

Medycyna holistyczna zawłaszcza więc obszar duchowości i religijności, ale w swoistej perwersji grzechu idolatrii, który łatwo otwiera człowieka na ingerencje demoniczne. Podobnie uważa znany chrześcijański badacz New Age, D.R. Groothuis, gdy stwierdza, że „koncepcja zdrowia holistycznego kieruje się wielkim kłamstwem twierdząc, że jesteśmy panami naszego własnego przeznaczenia i rzeczywistości. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że Stwórca wyposażył nas w możliwości wykorzystania naturalnych procesów leczenia. Jednak wszyscy podlegamy moralnej i fizycznej degeneracji z powodu grzechu. Zdrowie holistyczne ignoruje rzeczywistość upadku i grzeszności człowieka, oferując – zamiast zjednoczenia ze Świętym Bogiem poprzez Jezusa Chrystusa – osiągnięcie dobrego zdrowia i tzw. pełni” (New Age. Czy naprawdę nowa era?, Katowice 1994, s. 80).

Choroba, chociaż ma aspekty pozytywne jako wykazanie wierności sprawiedliwego i jako środek zadośćuczynienia za naruszenie sprawiedliwości przez grzech, i również jako okazja do skruchy grzesznika i jego wejścia na drogę nawrócenia, pozostaje złem. W Starym Testamencie Izrael doświadcza tego, że choroba w tajemniczy sposób wiąże się z grzechem i złem. Wśród kar, którymi Bóg grozi ludowi za jego niewierność, szerokie miejsce zajmują choroby (por. Pwt 28, 21-22.27-29.35). Chory, który błaga Boga o uzdrowienie, wyznaje, że został słusznie ukarany za swoje grzechy (por. Ps 37; 40; 106, 17-21).

Z punktu widzenia chrześcijańskiej teologii medycyny uzdrowienie bytu ludzkiego (zarówno „ducha”, jak i różnego od niego „ciała”, gdyż dopuszczamy dualistyczny hylemorfizm antropologiczny w przeciwieństwie do monizmu neognozy) może dokonywać się jedynie w kontekście zbawienia czy też świętości nieodłącznej od zbawienia. Etymologicznie fałszywie utożsamia się całościowość holistyczną ze świętością, która ulega w tych teoriach swoistemu i niebezpiecznemu przedefiniowaniu. Świętość człowieka w wizji chrześcijańskiej łączy się ściśle ze zbawieniem dokonywanym w człowieku przez Boga, czego wyrazem jest także uzdrowienie ciała. W kontekście chrześcijańskim nie ma zdrowia bez zbawienia, a zbawienie zaczyna się od skruchy człowieka i przebaczenia grzechów przez Boga, które zaistniały za sprawą wolności człowieka.

W kontekście tak pojętego zbawienia-świętości możliwe jest jakiekolwiek pełne uzdrowienie, także uzdrowienie ciała pojętego jako „równowaga wibracji” czy też „harmonia energetyczna” w psychofizycznej części bytu ludzkiego, która bynajmniej nie wyraża całości bytu ludzkiego. Zbawienie natomiast jest to swoista równowaga czy harmonia (o ile można użyć tych pojęć per analogiam) stanu duszy czy też ducha, będąca tylko i wyłącznie owocem eliminacji skaz etycznych czyli grzechów, a następnie (jakby w dalszym ciągu) owocem miłosnej wierności osobowemu Bogu, co buduje relację z Nim, decydującą o wszystkim: zarówno o zbawieniu, jak i uzdrowieniu.

Nie ma mowy o żadnej technice w intymnej relacji z Bogiem, gdyż miłość wyklucza wszelką techniczną instrumentalizację. Bez osobowej relacji duchowej człowieka ze Stwórcą jakiekolwiek techniczne zabiegi wokół harmonii układu czy ciała psychofizycznego z punktu widzenia chrześcijańskiej antropologii teologicznej są pozbawione jakiegokolwiek sensu, a nawet zwodnicze (gdyż przesłaniające palący i realnie „bolesny” problem, który wyraża choroba będąca zawsze jakąś „informacją teologiczną”). Materialno-energetyczny układ psychosomatyczny jest bowiem ściśle zależny od stanu niematerialnej duszy duchowej, której stan określa się jedynie poprzez duchowo-etyczną czy wręcz miłosną relację do samego Stwórcy, który jest Panem Wszechmogącym wszelkiej materii, energii, psychofizyczności czy cielesności.

Zaburzenia w sferze psychosomatycznej, czyli zewnętrznej, z antropologicznego punktu widzenia są jedynie przejawem, symptomem, manifestacją wewnętrznego stanu duszy czy ducha w jego relacji do Boga Stwórcy i dlatego mają pewien „sens teologiczny”, którego nie można pomijać i lekceważyć, a który należy odczytać jako pewnego rodzaju „informację teologiczną” pochodzącą od Stwórcy.

Bert Hellinger
W Polsce pseudonaukowe teorie szerzone przez niemieckiego „terapeutę” Berta Hellingera i jego epigonów propagowane są w czasopismach psychologicznych, a nawet – niedawno – na stronach Ministerstwa Zdrowia. Mogą one być jednak wielce niebezpieczne dla poszczególnych uczestników hellingerowskich seminariów i wielkich inscenizacji. Stosuje on bowiem wyrwaną z kontekstu, znaną od dawna technikę terapii rodzinnej zaopatrzoną we własny, szczególny ezoteryczno-spirytystyczny światopogląd.
„Ustawienia rodzinne” Hellingera dotyczą w większości zmarłych, traktowanych jako wielkie pole energii, którego pojedynczy człowiek jest tylko fragmentem, pozbawionym samoistnie i poważnie pojętej wolności. Terapia polega tu na „wyrównaniu” energii pola, w kluczu swoiście pojętej amoralnej i mechanicznej „sprawiedliwości” oddawanej zmarłym członkom rodzinnego klanu, odciętej jednak od sądów indywidualnie pojętego sumienia, opartego na tradycyjnie pojętym dobru i złu. Stąd u Hellingera najbardziej niebezpieczne jest niszczenie ludzkiego sumienia w połączeniu z otwarciem na spirytyzm (co ukrywa i banalizuje swoista nowomowa). Sprzyja temu nieweryfikowalność i pseudonauka, na której bazują jego iluministyczne i upraszczające oceny złożonych ludzkich problemów.
Pseudoterapeutyczne udawanie boga Prestiżowe czasopismo „Psychologie heute” krytykuje od dawna pseudonaukową i niebezpieczną „metodę” Hellingera. W numerze 3/1998 Andreas Fincke, referent Ewangelickiego Centrum Problemów Światopoglądowych, postawił pytanie: „Kto przeszkodzi temu, aby Hellinger w obecności 500 zachwyconych widzów ulegał swojemu własnemu oddziaływaniu i rozwijał mrzonki o wszechmocy?”. Czasopismo „Focus”, nr 13/98, przypisuje Hellingerowi „zastraszający terapeutyczny despotyzm”. Podejmuje, moim zdaniem, zupełnie trafnie problem traktowania na serio wynurzeń Hellingera o rodzinie i rodzie przez niektórych wykształconych psychologów. To właśnie jest bardzo niebezpieczne. Nie przeszkadza to jednak, że tacy uczniowie Hellingera, jak J.E. Lynch, pojawiają się także na KUL, co – jak się wydaje – jest owocem manipulacji niektórych organizatorów tego rodzaju spotkań. Ponadto w Polsce ideologię Hellingera, NLP i inne pseudonaukowe teorie oraz praktyki propaguje czasopismo psychologiczne „Charaktery”. Natomiast w niemieckim naukowym czasopiśmie psychologicznym „Report Psychologie”, nr 5-6/99, profesorowie Lukesch, Perrez i Schneewind podkreślają, że „pseudonaukowe i pseudopsychologiczne oferty”, do których zaliczają się „ustawienia rodzinne” według Berta Hellingera, „mimo swego niepoważnego charakteru zdobywają liczną publiczność”. Ubolewają także: „Nie można nie zauważyć tego, że na tym półlegalnym rynku działają psychologowie o wykształceniu akademickim, którzy swoimi tytułami akademickimi przydają tym metodom powagi, co do której nie ma żadnych rzeczowych podstaw”. Profesorowie proponują cały szereg inicjatyw, poczynając od uświadamiania opinii publicznej aż do udzielania upomnień, „jeśli rozpowszechniane są oferty terapeutyczne wskazujące na nadużycia pod względem prawnym”.

Według psychologa i znawcy sekt Colina Goldnera z Forum Psychologii Krytycznej, nie znajdujemy u niemieckiego pseudopsychologicznego guru, jakim jest Hellinger, ani jednego parametru, który świadczyłby o poważnym, naukowym charakterze jego terapii: brak jest diagnozy, brak interwencji, brak wskazań, brak prakseologii, brak oceny terapii pod kątem racjonalności, skuteczności, nie ma tu niczego, co czyniłoby tę terapię poważną. Metoda Hellingera to istny szwindel. To zabarwione ezoteryką amatorskie przedstawienie i nic więcej. Może ono być jednak wielce niebezpieczne dla poszczególnych uczestników. Jest to słuszne tym bardziej, że Hellinger wyrwał z kontekstu znaną od dawna technikę terapii rodzinnej i zaopatrzył ją w swój szczególny ezoteryczno-spirytystyczny światopogląd. Właśnie ta ezoteryczna konotacja charakteryzuje jego terapię i odróżnia ją istotnie od poważnej terapii rodzinnej. Stąd towarzystwa niemieckie, ale i polskie (mówiące słabym głosem) odcinają się od tej koncepcji systemowości.

Oto fragmenty Stanowiska Niemieckiego Towarzystwa Terapii Systemowej i Terapii Rodzinnej (Deutsche Gesellschaft für Systemische Terapie und Familientherapie; dostępnego na stronie [link widoczny dla zalogowanych]):

1) „Praktyka ustawień rodzinnych według B. Hellingera daje Zarządowi powód do wyraźnej krytyki i rodzi niepokój o ewentualne narażanie na szwank klientów”.

2) „Hellinger w swoich wielkich przedstawieniach oddziałujących mocno na publiczność stosuje ustawienia rodzinne. Już tu rodzą się pytania o definicję roli terapeuty i definicję relacji wewnątrz tria: publiczność – klient – terapeuta. W swoich ustawieniach rodzinnych Hellinger postuluje istnienie porządku podstawowego i hierarchii oraz zawsze przedstawia swoje koncepcje, interpretacje i interwencje z absolutną pewnością, która w ogromnym stopniu ogranicza autonomię klientów [zob. dalej]. Jednocześnie unika poważnej i krytycznej dyskusji nt. swojej metody i woli otaczać się gromadą 'wierzących' zwolenników. Prowadzi to do powstania aury 'niekrytykowalnego', co jest nie do pogodzenia z przejrzystością terapii systemowej”

3) „Za niebezpieczną dla klienta i nie do przyjęcia pod względem etycznym ocenić należy również rzeczywistą praktykę ustawień rodzinnych” [tu następuje opis szczegółów]. Hellinger wyraźnie udaje boga, który ponadto zniewala człowieka. Dlatego Zarząd NTTSiTR wymaga od terapeutów i doradców terapii systemowej krytycznego i zdystansowanego stosunku do metod i sposobu postępowania B. Hellingera i wyraża nadzieję, że renomowani praktycy ustawień rodzinnych oddzielą się radykalnie od spekulacji czy „objawień” Berta Hellingera. Podobnie wygląda Stanowisko Towarzystwa Systemowego (Terapii Systemowej) z maja 2002 (Systemische Gesellschaft [Deutscher Verband für systemische Forschung, Therapie, Supervision und Beratung e.V.; dostępne na stronie [link widoczny dla zalogowanych]): „Jako jeden z wiodących Związków Psychoterapii Systemowej dystansujemy się od stosowania tego rodzaju ustawień rodzinnych, w trakcie których przy wyłączeniu osobistej odpowiedzialności za ewentualne skutki [zob. dalej] oraz przy braku jakiegokolwiek zabezpieczenia jakości i kontroli (np. przez superwizję) ludzie narażeni są na pewnego rodzaju 'pracę uzdrowieniową', w trakcie której wzbudza się w nich nierealne nadzieje i przekazuje ekstremalnie uproszczone związki myślowe”.
Związki pseudonauki z ezoteryzmem i spirytyzmem Te zależności można jeszcze zebrać w kilku punktach, które sugeruje cytowany już C. Goldner:

1) Osoby biorące udział w ustawieniu rodzinnym wchodzą w kontakt z – jak to nazywa Hellinger – wyższym, „wiedzącym polem”, które jest pewnego rodzaju „duszą świata” (tu krzyżuje się pseudonauka z dogmatycznym i parareligijnym ezoteryzmem, sięgającym m.in. do idei neoplatonizmu).

2) Hellinger stosuje w swojej terapii powtarzanie rytualnych zdań, skierowanych często bezpośrednio do osób zmarłych (taka jest klasyczna definicja spirytyzmu), np. „Ty jesteś wielki, a ja jestem mały”, „Oddaję Ci honor” (to działanie może mieć inicjacyjny charakter ewokacji spirytystycznych). Sam Hellinger przyznaje się do spirytyzmu i sympatyzuje z szamanizmem.

3) Ezoteryczne inklinacje Hellingera oraz spirytystyczne podejmowanie kontaktów ze zmarłymi przodkami lub wchodzenie w „wiedzące pole”, z którego wywodzi on swoje rzekomo „odwieczne prawdy”, spoufalają się z aktualnym duchem czasów (gdzie istotna jest moda na wiedzę paranormalną czy jasnowidzenie, będącą swoistą nieweryfikowalną, magiczną „drogą na skróty”).

4) Chodzi o to, że w obszarze niemieckojęzycznym są tysiące terapeutów i terapeutek, którzy pracują według zaleceń Hellingera. Wśród tej liczby znaleźć można zdumiewająco dużą ilość osób o kwalifikacjach akademickich, jednak większość z nich pochodzi z rozległego obszaru psychosceny ezoterycznej. Są to homeopaci, terapeuci wierzący w reinkarnację czy inni ezoterycy: po prostu wszystko, co pochodzi ze sceny ezoterycznej czy okultystycznej zasadniczo jest kompatybilne z Hellingerem.

Koncepcje Junga, Steinera, a nawet Crowleya korespondują z nim. Nawet jeśli terapia hellingerowska wielkim nakładem sił próbuje sprawiać wrażenie profesjonalnej, jest ze wszech miar nieprofesjonalna. Z poważną psychoterapią kliniczną ma tyle wspólnego, co astrologia z astronomią, a mianowicie zupełnie nic. Abstrahując od tego, większość terapeutów pracujących według koncepcji Hellingera nie jest uprawnionych do leczenia. Stąd Ewangelickie Biuro Centralne ds. Zagadnień Światopoglądowych w Berlinie zalicza autorytarną terapię ustawień B. Hellingera do myślenia ezoteryczno-magicznego. Ideologia rozpowszechniana przez jego „Międzynarodowy Zespół Rozwiązań Systemowych” i trzydniowe kursy przygotowujące przyszłych „terapeutów ustawień rodzinnych” krytykowana jest niezwykle ostro przez znawców sekt. Postrzegają oni to jako wspólnotę ideologiczną o charakterze kryminalnym, którego jednak na razie nie można potwierdzić pod względem prawnym. Tę opinię potwierdzają samodzielni badacze. Według Klaudii Barth, Hellinger jest przykładem na to, jak bardzo akceptowane jest – nawet w kręgach naukowych – „myślenie ezoteryczno-irracjonalne”. Koncepcja Hellingera jest mieszaniną socjoterapeutycznych metod ustawień rodzinnych oraz ezoteryczno-szamanistycznej wiedzy tajemnej. Podobnie pisze psycholog Irmela Wiemann: „Przed dwoma laty otrzymałam od pewnej pani psycholog pełen zachwytów list: 'Hellinger jest dla mnie objawieniem'. Uchwyciła to, co najbardziej istotne w fenomenie Hellingera: Czyżby objawienie miało coś wspólnego z poważną terapią?”. Czemu to jednak służy?
Zamach na wolność i niszczenie sumienia W swoich terapiach krótkoterminowych, oferowanych podczas seminariów i wielkich inscenizacji, Hellinger głosi oddanym mu zwolennikom swoją uzyskaną potajemnie mądrość, przemawiając do nich kaznodziejskim tonem i nieustannie się uśmiechając. Zachowuje się jednak jak guru, którego nie można kwestionować, gdyż jego nieweryfikowalna wiedza pochodzi z „innego porządku” czy prywatnego objawienia. Hellinger ostatecznie udaje boga, który ponadto zniewala człowieka, choć mówi dużo o jego wyzwoleniu. Hellinger mówi o mistycznej „duszy”, ale nie zatrzymuje się przy niej, lecz umiejscawia ją w wyższej sile porządkowej (Ordnungsmacht). W ten sposób wkracza w wymiar duchowości, wyraźnie i świadomie przekraczając kompetencje psychologa. „Istnieją wymiary duszy, które nas przekraczają. Nie mamy duszy, lecz jesteśmy w duszy”. Ten „porządek” kosmiczno-boski działa wewnątrz każdego rodu czy klanu rodzinnego. Celem jest życie w „harmonii” z tym porządkiem – a to „bycie w harmonii nie jest czymś dowolnym”. W tym kontekście mówi też o sumieniu klanowym, rodowym, archaicznym czy kolektywnym, które przewyższa sumienie indywidualne, oparte na zasadzie indywidualnej wolności. Według niego jednak idea wolności, o której każdy sądzi, że ją w trakcie swego postępowania posiada, jest zupełną iluzją. Jest to także uderzenie w sumienie, we właściwie pojęte dobro i zło. Mamy też zamach na wolność Boga.

Hellinger sądzi, że odkrył naturalne zasady „wyższego” porządku, niemające nic wspólnego z darem Łaski, czyli wolnością Boga. One są ważniejsze od Boga. Ludziom, którzy szukają u niego pomocy, radzi, aby kierowali się tymi niewzruszonymi, odwiecznymi, ale i bezdusznymi zasadami. Jest to ważniejsze od wolności i miłości, od indywidualnego sumienia. Tylko nieliczni mogą odkryć te podstawowe siły działania i porządek kosmiczny. Oddziałuje on „nieświadomie”. Hellinger z góry odmawia osobie szukającej pomocy jakiejkolwiek zdolności rozeznania. Rozwiązanie problemu leży w porządku kosmicznym i szukający pomocy nie potrafi go dostrzec. Tylko on – Hellinger – może go rozpoznać. On ma wgląd w ten boski – ponad Bogiem – porządek świata i stamtąd otrzymuje intuicyjne czy mediumiczne natchnienia, jak ma wyglądać terapeutyczne rozwiązanie konkretnego przypadku. Podobnie działają „inicjowani” przez niego. Koncepcji pracy Hellingera nie da się więc zrozumieć w sposób logiczny i racjonalny. „Dusza łączy się z czymś więcej. Tak więc czasem przychodzi mi nagle na myśl rozwiązanie i widzę powiązania, których nie można wywnioskować. Zobaczyłem np., że jeśli ktoś nosi brodę, to ma matkę, która pogardza swoim ojcem i uważa się za kogoś lepszego”. Oto objawienie, iluminacja, gnoza… Jest to jednak gnoza, która musi zniewalać dusze i niszczyć sumienia. Terapia Hellingera jest dlatego niebezpieczna, że osoby szukające pomocy nie uczą się, jak zerwać „naturalnie” ze szkodzącymi im relacjami uzależnień. Muszą one poddać się autorytarnemu prowadzeniu terapeuty, który odmawia im zdolności samodzielnego wyjaśnienia ich egzystencjalnych i duchowych sytuacji życiowych. Wskutek tego wzmacnia się bezsilność i niesamodzielność osób, które przychodzą po pomoc. Nie tylko na gruncie ezoteryczno-spirytystycznych teorii, ale także poprzez autorytarny przymus ginie również ludzkie sumienie, które – z chrześcijańskiego punktu widzenia – decyduje nie tylko o zdrowiu i chorobie (związek grzechu z chorobą), ale też o zbawieniu wiecznym. Wrócimy jednak do tego – najwyższej wagi – tematu. Ks. Aleksander Posacki SJ „Nasz Dziennik” 2008-05-28

Czy homeopatia jest rzeczywiście bezpieczna? Okultystyczne konotacje paramedycznych teorii Hahnemanna
Wśród rozlicznych terapii alternatywnych, które się dzisiaj praktykuje, homeopatia zaliczana jest do najważniejszych. Ta powstała przed 200 laty metoda terapii, zainicjowana przez lekarza-ezoteryka Samuela Hahnemanna (1755-1843), stanowi punkt węzłowy, który nadaje jej szczególne znaczenie także na współczesnej scenie medycyny alternatywnej. Według Klemensa Pilara, z jednej strony w homeopatii zlewały się rozliczne stare idee i tradycje (np. neoplatonizm, hermetyzm, witalizm), z drugiej – powstała ona w okresie okrzepnięcia nauk przyrodniczych i sama się za taką uważa. W czasie starań o naukowe uznanie na poziomie akademickim pracowano zarówno nad uzasadnieniem przyrodniczym, jak również nad leżącą u jego podstaw filozofią. Istnieje na ten temat rozległa literatura. W końcu homeopatia staje się – ze względu na swoją specyfikę – punktem wyjścia dla spekulacji okultystycznych i ezoterycznych. Nic więc dziwnego, że doszło również do kontrowersyjnej debaty wśród chrześcijan wszystkich wyznań, czy i jak dalece homeopatia jest okultystycznym sposobem leczenia i czy przez to należy ją z chrześcijańskiego punktu widzenia rygorystycznie odrzucić. Również ten spór toczy się już od dziesięcioleci, ale w ostatnich 30 latach zyskał znowu na aktualności, co związane jest z popularyzowaniem homeopatii, galopującej na dzikiej fali okultyzmu. Wokół homeopatii trwa dyskusja od samego początku, od czasu odkrycia Hahnemanna, tj. przynajmniej od roku 1807. W duchu encykliki Jana Pawła II „Fides et ratio” nie należy więc unikać w tym względzie rozeznania zarówno intelektualnego, jak i ściśle duchowego (płynącego z wiary i kryteriów teologicznych). Homeopatia jest więc dziś interesująca z wielu względów. Nie tylko dlatego że w watykańskim dokumencie na temat New Age z 2003 r. zaliczona została do terapii, które reklamowane są dzisiaj w powiązaniu z myślą New Age, ale także z tej racji, że pacjenci często wiążą z tą metodą quasi-mesjańskie nadzieje, co przypomina poszukiwanie religijnego zbawienia.
Czy można zaufać „nieznanemu”? Mimo spekulacji naukowych, do których doprowadziła dyskusja z homeopatią na płaszczyźnie akademickiej, nie można nie zauważyć, że sami homeopaci przyznają, iż homeopatia sytuuje się poza ramami myślowymi obecnie ugruntowanych nauk przyrodniczych. Ponieważ z alternatywną koncepcją nauk przyrodniczych – jak przedstawiają to homeopaci – związane są także zagadnienia z filozofii przyrody. Dyskusja ta nie kończy się na wewnętrznym konflikcie nauk przyrodniczych, lecz dotyka także kwestii filozoficznych. Z roszczeniem do bycia medycyną całościową (wysuwanym co najmniej przez część homeopatów), która leczy człowieka będącego bytem osobowym, związane są wreszcie wypowiedzi, które wymagają objaśnienia teologicznego. Istnieje więc mnóstwo znaków zapytania na każdym polu, a mimo to zwolennicy homeopatii uporczywie wmawiają ludziom, że jest ona całkowicie bezpieczna. Na przykład liczne badania naukowe wykazują, że homeopatia może być niebezpieczna także, gdy chodzi o minimalne elementy cząstek chemicznych, które są w roztworze. Pewne substancje pozostają toksyczne, nawet gdy tej masy jest bardzo mało. Jest więc możliwość, że leki homeopatyczne wywołują działanie swoiste, a także swoiste i realne działanie niepożądane. Stąd w ocenie bezpieczeństwa tych preparatów niezbędne będzie oszacowanie stosunku ryzyko-korzyść, podobnie jak w przypadku każdego innego leku.

Badania (prowadzone zresztą w XX wieku, np. Stearnesa w 1928 r. czy Dwarakanatha w 1979 r.) wykazały, że nawet znaczny stopień rozcieńczenia nie oznacza braku szkodliwości. Te badania wskazują, że niskie stężenia leków homeopatycznych nie upoważniają do wnioskowania o braku bezpośrednich efektów toksycznych. Pogląd o nietoksyczności homeopatii, według którego stosowane tu dawki uważane są za bezpieczne we wszystkich sytuacjach, musi więc być podany w wątpliwość. Mogą zatem mieć rację teorie mówiące o tym, że homeopatia jest czymś więcej niż tzw. efektem placebo, który dotyczy sugestii, ale homeopatia oddziałuje także na małe dzieci. Istnieją tu więc co najmniej dwie możliwości: materialna i energetyczna. Ta druga jest taka, że nie można wykluczyć, iż to działanie na poziomie energetycznym czy kwantowym. Tradycyjna medycyna działa na poziomie komórki. To jej najbardziej pierwotny poziom.

W homeopatii mamy do czynienia z poziomem pierwotniejszym, molekularnym, poziomem atomu i cząstek elementarnych. Można więc sobie wyobrazić, że w leczeniu następuje pewna korekta, ale nie jest do końca określone, jakiej natury jest to zmiana. Nie wiemy przecież, czy nie jest ona niebezpieczną ingerencją w struktury materialne organizmu, w podstawy, skoro mówi się, że jest to działanie na poziomie fundamentalnym czy podstawowym. Nawet jeśli założymy, że jest to poziom energetyczny czy informacyjny, to wiemy o nim zbyt mało, byśmy mogli z niego korzystać z pełnym zaufaniem. Jeśli tak jest, że – według założeń homeopatii wyznającej swoisty „pan energetyzm” – energia przenika między ludźmi, że oddziałuje samo lekarstwo (zamknięte w butelce) stojące na półce, to znaczy, że mogą istnieć przekazy „kodów energetycznych” tych wszystkich ludzi, którzy biorą udział w produkcji leków homeopatycznych. Istnieją takie hipotezy w ramach samych teorii homeopatii. To są teorie związane z tzw. bioinformacją, które są dzisiaj bardzo mocno rozwijane w parapsychologii. Nie można wykluczyć, że na tym poziomie istnieje jakiś przekaz. Być może da się przekazać takie kody drugiemu człowiekowi na poziomie energetycznym. Jest to całkowicie zgodne z wewnętrznymi założeniami ideologii homeopatycznej. Podobne założenia ontologiczne mają teorie bioenergoterapeutyczne, dotyczące sił witalnych czy energii kosmicznej. Istnieją hipotezy, że nie tylko bioenergoterapeuta może przekazywać choremu swoje „kody energetyczne” (nie jest wyjaśnione ich działanie, ale hipotezy sugerujące ich istnienie od dawna krążą w parapsychologii), ale również może to robić chory. Bioenergoterapeuta z tego powodu może chorować i wielu bioenergoterapeutów rzeczywiście bardzo ciężko zachorowało, porzucając w końcu swój dochodowy, lecz niejasny proceder. Nie bez znaczenia jest więc ukierunkowana wola pewnych ludzi, np. wola medium, która może organizować na poziomie kwantowym jakiś ład. Znana jest bowiem praktyka używania mediów czy jasnowidzów przy produkcji leków homeopatycznych. Wiemy to ze świadectw byłych homeopatów. W samej wewnętrznej logice homeopatii nie wydaje się to przypadkowe. W tym układzie nie można wykluczyć, że „kod energetyczny” może być przekazywany nie tylko w postaci struktur rozpuszczalnika czy rozpuszczanego elementu, ale również jako kod człowieka, który aktualnie ingeruje w proces produkcji. A może i kod tego, który to wszystko zainicjował, samego Samuela Hahnemanna, który ma w tym swój udział od początku? Tu pojawia się sensowne „naukowo” znaczenie pytania: kim był naprawdę twórca homeopatii?
Niebezpieczne inicjacje? Dzieła założyciela homeopatii S. Hahnemanna dały w każdym razie podstawę do najrozmaitszych interpretacji i od samego początku położyły podwaliny pod bardzo szybkie rozczłonkowanie nauki homeopatycznej, także w kierunku zdeklarowanego ideologicznie okultyzmu czy ezoteryzmu. W tym kontekście wiele publikacji o homeopatii wykazuje wyraźne pokrewieństwo z literaturą religijną. W każdym przypadku przesłanki nauki Hahnemanna dają wystarczająco dużo materiału, aby je można było interpretować w najrozmaitszych kierunkach. Quasi-religijne roszczenia Hahnemanna z jednej strony, a z drugiej specyfika nauki homeopatycznej prowadziły od początku do spekulacji okultystycznych. Zastanawia również fakt, że homeopaci są najczęściej idealistami i ludźmi wrażliwymi, przejawiającymi otwarcie na okultyzm w rozmaitych jego formach. Podstawą homeopatii są założenia ontologiczne, spekulatywne oraz model antropologii okultystycznej zrodzonej w renesansie, która propagowała koncepcję Paracelsusa. Jest to naturalistyczne spojrzenie na całość bytu ludzkiego. Jednocześnie podstawę tej koncepcji stanowi założenie istnienia siły kosmicznej, czyli vis vitalis, która ma rzekomo charakter „boski”. Nie jest to teza weryfikowalna naukowo, ale założenie światopoglądowe, mające może nawet charakter parareligijny, kultyczny czy inicjacyjny. Być może nie bez znaczenia jest fakt, że Samuel Hahnemann, podobnie jak twórca „magnetyzmu zwierzęcego”, Anton Mesmer (prekursor hipnozy i bioenergoterapii) miał osobiste, inicjacyjne powiązania wolnomularskie, a jego gnostycka ideologia odpowiada światopoglądowi masonerii, co można udowodnić naukowo, bez żadnych sentymentów czy uprzedzeń.

W tego typu argumentacji bierze się pod uwagę fakt, iż Hahnemann uwikłany był w tradycję ezoteryczno-inicjacyjną masonerii, mając także do samego Jezusa Chrystusa stosunek niejasny czy nawet lekceważący. Hahnemann ponadto inspirował się bezpośrednio Mesmerem, który także miał panteistyczny obraz świata (związany z wiarą w astrologię), zaś jego „magnetyczne” teorie również były inspirowane przez tajemne doktryny masońskie (L. Chertok, R. de Sassure). W rozeznaniu duchowym płynącym z poziomu wiary trudno nie dostrzec tych faktów, nawet jeśli należy być powściągliwym, gdy chodzi o interpretacje. Należy wszakże zauważyć, że nie chodzi tu przede wszystkim o osobiste relacje Hahnemanna czy Mesmera z masonerią, ale o związek ich teorii z tą właśnie ezoteryczną doktryną. Według K. Pilara, w tej formie krytyki można zauważyć kilka zasadniczych motywów. Po pierwsze, przynależność Hahnemanna do wolnomularzy ocenia się jako oznakę negatywnego znaczenia homeopatii w ogóle. Fakt ten pociąga za sobą wniosek, że w słowach o „Stwórcy” i „Źródle Miłości” (które spotykamy w tekstach Hahnemanna) nie może być mowy o Bogu chrześcijan. Potwierdza to również głośny cytat Hahnemanna, w którym deklaruje swoją bliskość z Konfucjuszem, a Jezusa nazywa „arcyfantastą” (niem. Erzschwärmer – marzyciel, fanatyk). Jego „poznanie” więc ukazuje się tu w wątpliwym świetle. Zasada podobieństwa (pomimo bardzo przecież różnorodnego podejścia) łączona jest z magicznym simile antycznej i magicznej medycyny ludowej. Zasada simile pochodzi zatem z „magicznego, kosmicznego obrazu świata” (G. Müller, Heilkraft durch Vedünnen. Homeoöpatie – was steckt dahinter?, Bielefeld 1992, s. 43).

Przypuszcza się również, że Hahnemann sformułował swoją ideę potencjalizacji zainspirowany myślą wolnomularską. Autor, który zastanawia się nad tym, dochodzi do wniosku: „homeopatia nie jest naturalną metodą leczenia, lecz nadnaturalną sztuką uzdrawiania” (tamże, s. 63), i nie pozostawia wątpliwości co do tego, że w tej dyscyplinie działa „zwodziciel ludzkości, diabeł” (tamże, s. 67). Z kolei lekarz medycyny ogólnej Kropf jest przekonany, że Hahnemann pracował przy pomocy sił mediumistycznych, a studium wschodnich nauk mądrościowych podsunęło mu myśl o potencjalizacji. Homeopatia jest więc okultystyczną metodą leczenia, „ponieważ działa przy pomocy ukrytych, podporządkowanych czarom, sił ciemności”. (M. Kropf, Alternative Heilmethoden, Karlsruhe 2001, s. 27-29). Podobnie badacz ruchu New Age R. Livesey również zauważa w homeopatii „diabelskie kłamstwo” (R. Livesey, Understanding Alternative Medicine, Chichester 1988, s. 120) i dla potwierdzenia swojej wypowiedzi cytuje znanego wroga homeopatii dr. H.J. Boppa. Jest to oczywiście przykład ekstremalny, pokazujący jak daleko sięga krytyka homeopatii – przede wszystkim w kręgach ewangelickich. Nie wszyscy jednak dochodzą do tak ostrej oceny teorii Hahnemanna jak dr Bopp, który pacjentów leczonych środkami homeopatycznymi postrzega nawet jako będących w przymierzu z diabłem. Nie można jednak mimo wszystko – nawet przy umiarkowanej interpretacji – wykluczyć „przekazu inicjacyjnego” na poziomie czysto duchowym. Wtedy zaś różne techniki paramedyczne homeopatii – nierzadko bardzo irracjonalne – można by interpretować w innym kluczu znaczeniowym: jako rodzaj ukrytej symboliki inicjacyjnej w rytuale parareligijnym czy nawet – zdaniem niektórych znawców ezoteryzmu – kryptospirytystycznym.

Monachijski psychoterapeuta W. Schmidbauer plasuje homeopatię w pobliżu terapii szamańskich. Dla kuracji szamańskich istotny jest zawsze związek z kosmosem, ale też z działaniem duchów. Taka wizja działania homeopatii odpowiadałaby zresztą interpretacji mechanizmu działania magii, opisanej przez św. Tomasza z Akwinu w „Summa contra Gentiles”. Doktor Philippe Madre zaznacza, że często homeopaci nie poprzestają na samej homeopatii. Zdając sobie sprawę, że ich wiedza nie jest wystarczająca, chętnie czerpią z intuicji okultystycznych czy ezoterycznych. Niebezpieczeństwo „okultystycznych dodatków” widać też u wielu bioterapeutów, którzy używają medialnej techniki, jaką jest wahadlarstwo, otwierając się przy tym na medialne i parapsychiczne doświadczenia, takie jak jasnowidzenie czy przepowiadanie przyszłości. Teoria o uduchowieniu materii w procesie potencjalizacji, generalnie zasada podobieństwa, oczekiwanie uzdrowienia, które rozciąga się na całego człowieka, skwapliwie zostały podjęte przez spirytystów i okultystów rozmaitej proweniencji. Mój dobry znajomy ks. Klemens Pilar, który napisał w Wiedniu doktorat na temat medycyny alternatywnej (wiele informacji w tym artykule pochodzi właśnie stamtąd), stwierdził w swoich badaniach, że około 80 proc. zajmujących się homeopatią, zajmuje się również ezoteryzmem czy okultyzmem, którego istotnym elementem są magia i spirytyzm. Czy nie jest to jakiś znak? Jednym z najbardziej znanych przedstawicieli kierunku spirytystycznego w homeopatii jest antropozof i ezoteryk Helmut Fritsche, od którego wywodzi się obok dzieł ezoterycznych i magicznych także biografia S. Hahnemanna. Innym wpływowym homeopatą w historii był Amerykanin James Tylor Kent (1849-1916), członek sekty Swedenborianów. Łączy on homeopatię z chrześcijańską nauką o grzechu pierworodnym, przez co także jego homeopatia przybiera wyraźne cechy nauki o zbawieniu. Zgodnie z własną wypowiedzią, Fritsche był w swoim myśleniu bliski okultyście Aleisterowi Crowleyowi, który uchodzi za twórcę neosatanizmu. Podobieństwa do myśli Crowleya zauważalne są w wielu miejscach jego dzieł. Podobne przyciąga podobne.
„Religijny” i sekciarski charakter homeopatii Dwustuletnia historia homeopatii, gwałtownie przebiegająca dyskusja, rozwój najrozmaitszych szkół homeopatycznych prowadzą do powstania rozmaitej, często wątpliwej jakości literatury. Według K. Pilara, zatargi pomiędzy szkołami prowadzą również do tego, że wśród homeopatów nie ma ani jednego powszechnie uznanego autorytetu, ani jednej ogólnie przyjętej homeopatii. Nie istnieje także jedna przyjęta przez wszystkich homeopatów interpretacja pism i nauki Hahnemanna. Również tutaj spierają się oni, kto tak naprawdę dobrze zrozumiał mistrza i kto rzeczywiście działa w jego duchu. Wskutek tego próby wierności nauce Hahnemanna prowadzą do najrozmaitszych konsekwencji w nauce i praktyce. Obecnie istnieje homeopatia astrologiczna, homeopatia zorientowana na proces, homeopatia rewolucyjna, homeopatia systemowa albo też homeopatie, które po prostu przyjmują nazwę założyciela lub szkoły. Szczególnie popularni są dzisiaj: Grek Georgos Vithoulkas, Hindus Rajan Sankaran, założycielka szkoły Kiewer – Tatiana Popowa, i inni.

To rozczłonkowanie homeopatii, walki szkół oraz wzajemne anatemy wskazują na to, że homeopatia w swoich podstawowych założeniach ma faktycznie sporo wspólnego z religią, a właściwie – z walką pomiędzy różnymi sektami. Istnieje wiele powodów, które wydają się usprawiedliwiać tę uwagę: homeopatia jest bowiem systemem dogmatycznym, zamkniętym w sobie, i opiera się na zasadach sformułowanych przez Hahnemanna przed 200 laty. Hahnemann wychodzi od postulatów, których jako filary systemu nie podaje się w wątpliwość i które definiuje się jako „wieczną”, „nieodwołalną” prawdę. Prowadzi to do tego, że klasyczną homeopatię można tylko jako całość przyjąć lub odrzucić. Kto zaakceptował system jako całość, będzie tak przeżywał świat – przede wszystkim świat uzdrawiania – jak opisuje to homeopatia, a doświadczenia negatywne nie mogą tu nic zmienić i nie zmienią – tak jak chrześcijanin wierzący, że Jezus może uleczyć każdą chorobę, nie zachwieje się w swojej wierze także wtedy, jeśli nawet wielu chorych nie zostanie uzdrowionych. Te założenia zamykają homeopatię jako system i prowadzą do tego, że żadne doświadczenie nie może zmienić systemu w jego parareligijnych dogmatach. Przez homeopatów jest to jednakże oceniane jako pieczęć jakości i podkreśla się, że prawdę homeopatii da się zrozumieć dzięki temu, iż jej fundamentalne zasady nie zmieniły się od 200 lat. To również przemawia za „religijnym” czy raczej sekciarskim charakterem systemu, który pozostaje związany z „niewzruszoną jak niebo prawdą”, o której Hahnemann mniemał, że ją odkrył. Homeopaci nie znoszą, gdy homeopatię się bada i krytykuje według klucza konwencjonalnych nauk przyrodniczych. Okazują wtedy – jak ludzie zniewoleni – dziwną nerwowość. Twierdzą bowiem, że homeopatia posiada „własne” zrozumienie nauki. Stąd akceptuje się tylko takiego krytyka, który się doktoryzował albo lepiej – habilitował w tej dziedzinie. Innymi słowy: tylko „wierzący” może zrozumieć sprawę i wskutek tego wyrazić krytykę, którą homeopata zaakceptuje (K. Pilar).
Niebezpieczeństwa duchowe, czyli bałwochwalstwo W kontekście powyższego warto zająć się przez chwilę rozeznaniem duchowym opartym na zasadach chrześcijańskiej wiary. Zwykle bowiem się sądzi, że homeopatia związana jest tylko z paradygmatem holistycznym, zwanym czasem „paradygmatem paracelsjańskim”. Ale już ta geneza idei, wskazująca np. na Paracelsusa (1493–1541) sięgającego do gnozy czy panteizmu, pokazuje złożoność światopoglądową teorii homeopatycznych. A jeśli mamy tu światopogląd panteistyczny, to czy nie także bałwochwalczy kult natury, stworzenia, a w końcu i człowieka? Wielu tak uważa, żywiąc przekonanie, że homeopatia to tradycja inicjacyjna oparta jednocześnie na pseudoreligii i pseudonauce. Symbolika homeopatii ma charakter klasycznie religijny (K. Pilar). Z tego powodu przekracza ona kompetencje lekarza (który dotyka w tym przypadku jedynie wierzchołka „góry lodowej”), gdyż jest uwikłana w pewien złożony, intelektualnie weryfikowalny światopogląd (całościową wizję świata) oraz w kryptoreligijny, inicjacyjny kult. W ideologii homeopatii występują bowiem idee gnostyckie, hermetyczne oraz orientalne, z dominującą ideą religijnego panteizmu, gdzie ubóstwia się idolatrycznie (bałwochwalczo) każdy rodzaj stworzenia. Nic więc dziwnego, że dla wielu badaczy z kręgu chrześcijaństwa homeopatia wiąże się z kultem religijnym (zabobon), który jest wzmocniony paradygmatem holistycznym (przesąd). Twierdzi się bowiem, że „tylko lekarstwo zna chorego. Zna go ono lepiej niż lekarz, lepiej niż sam pacjent zna siebie. Wie ono, gdzie znajduje się źródło zakłóconego porządku, zna sposób dotarcia do niego. Ani lekarz, ani chory nie posiadają takiej mądrości i wiedzy” (dr Baur, „Journal suisse d’homéopathie”, nr 2/1962). Ubóstwiony lek jest także fetyszem czy talizmanem odsyłającym do siły wyższej, dlatego „trzeba umieć patrzeć oczami ducha” (J.T. Kent, La science et l’art de l’homéopathie).

Homeopatia spokrewniona jest także z mediumicznym mesmeryzmem (Hahnemann – jak już wspomniałem, znał osobiście Mesmera), stąd „leczenie” homeopatią (zarówno dla leczącego, jak i leczonego) może być – w takim kluczu interpretacyjnym – formą idolatrycznej kontrinicjacji w jakiś rodzaj kosmocentrycznej religii czy to odwołującej się do tradycji religijnych istniejących, czy też ich synkretystycznych i eklektycznych form, które tworzy się na gorąco w ideologiach homeopatycznych aż do dziś. Znany homeopata dr Voegeli opublikował artykuł na temat sposobu działania homeopatii w „Zeischrift für Klassische Homöopathie”. Załączony przy nim opis literatury podobny jest do zbioru literatury okultystycznej czy antropozoficznej (odwołującej się zwykle do uproszczonego hinduizmu). Doktor Voegeli twierdzi, że działanie wyższych potencji ma „naturę duchową”, gdzie najlepsze wyjaśnienie daje hinduistyczna filozofia Sankhya. Według niej, człowiek posiada nie tylko ciało, ale także ciało eteryczne ze specjalnym systemem przekazu energii, które ma rzekomo porządkować funkcje obronne organizmu i wspomagać uzdrowienie. Jest to przykład antropologii okultystycznej. Podsumowując te obserwacje, dr H.J. Bopp zauważa, że wśród homeopatów „na pewno istnieją (…) ludzie uczciwi i sumienni szukający sposobu korzystania z homeopatii w oderwaniu od jej tajemnych praktyk, to jednak wpływ okultyzmu, z natury swej ukryty, często pod przykrywką pseudonaukowej teorii, nie znika ani nie zostaje zneutralizowany przez fakt powierzchownego potraktowania, które zadowala się po prostu zanegowaniem istnienia takiego wpływu. Homeopatia jest po prostu niebezpieczna” („Brulion”, 1998, nr XIII, s. 132).

Niebezpieczeństwo polega także na jakimś dotykaniu technik mediumistyczno-spirytystycznych (o czym już wspomniałem) w praktyce homeopatycznej, ośmielonej optymizmem holistyczno-panteistycznych (monistycznych) teorii leżących u podstaw tejże praktyki. Tego rodzaju fakty przeciwstawiają się uspokajającej opinii niektórych wyraźnie oddzielających homeopatię od spirytyzmu czy praktykowania okultystycznych technik. Nie brakuje jednak autorów, którzy porównują homeopatię do magii, nie wyłączając voodoo (M. Kunze, R. Park, Ph. Stevens). Przykładowo, w celu znalezienia odpowiedniego leku, np. rośliny do przygotowania tynktury macierzystej (wyjściowej) preparatu, poszukujący posługują się bardzo często praktykami okultystycznymi. Nie dziwi więc, że w antropozofii okultysty R. Steinera, opartej na doświadczeniu mediumicznym i nauczającym takiego sposobu poznania (także dzieci), występuje gloryfikacja medycyny homeopatycznej. Doktor A. Voegeli, słynny lekarz homeopata, potwierdził fakt, iż duży procent homeopatów posługuje się w swojej pracy wahadełkiem. Istnieją grupy, w których poszukiwania odbywają się podczas seansów spirytystycznych za pośrednictwem mediów, które proszą duchy o informacje. Zresztą największe współczesne medium i spirytysta E. Cayce (bardzo modny w New Age) popierał homeopatię, otrzymując jej wizję zastosowania w doświadczeniu transowym. Ośrodki homeopatyczne np. w Niemczech czy Francji stale poszukują ludzi o zdolnościach medialnych do wytwarzania homeopatycznych środków. W jednym z dużych i poważnych laboratoriów homeopatycznych we Francji dyrektor, zatrudniając pewną osobę, pytał ją najpierw, pod jakim znakiem astrologicznym się urodziła. Potem zaś chciał się dowiedzieć, czy jest ona medium spirytystycznym, gdyż sekretem praktyk owego przedsiębiorstwa był fakt, że „nowe leki poszukiwane były w trakcie seansów spirytystycznych za pośrednictwem osób obdarzonych siłami okultystycznymi (mediów), zdolnych wypytywać duchy” (H.J. Bopp, tamże).

Jeśli homeopata jest w takim seansie okultystą, to musi to być niebezpieczne dla niego i dla jego klienta, nawet jeśli temu zaprzecza. W takim znaczeniu homeopatia byłaby wspomnianym idolatrycznym zabobonem czy też ukrytą praktyką parareligijną, która przykrywana jest także pseudonaukowymi spekulacjami dotyczącymi paradygmatu holistycznego. Tego rodzaju zagrożenia duchowego krytycy homeopatii nie są często świadomi, polecając głównie krytyczną literaturę naukową na temat homeopatii, która programowo nie zauważa duchowych niebezpieczeństw i posiada zupełnie inne pojęcie zagrożenia czy ryzyka, jak duchowość czy teologia i wynikające z niej duszpasterstwo. Z tego powodu wiele pozycji naukowych, nawet nie traktując poważnie np. homeopatii, będzie ogłaszać jej nieszkodliwość z punktu widzenia własnych założeń metodologicznych. Bardziej jednak niepokojąca od rzekomo nieudowodnionej szkodliwości homeopatii jest jej udowodniona skuteczność. Zapewnianie o braku naukowego dowodu nie może przejść w zapewnianie o braku siły tajemnej czy okultystycznej mocy. Inaczej mówiąc, nie można sprowadzać zabobonu (idolatria otwierająca się na działanie zwodniczych duchów) do przesądu (brak dowodów eksperymentalnych i słaba teoria) w tym przypadku, gdyż osłabia to czujność na niebezpieczeństwa duchowe. Wielu lekarzy na całym świecie w ostatnich latach potwierdza skuteczność leków homeopatycznych (68 proc. francuskich lekarzy, 20 proc. niemieckich, 42 proc. angielskich), ale owa „skuteczność” nie musi oznaczać zdrowia duchowego, którego brak objawia się na inny sposób niż zaburzenia psychofizyczne: w sposób bardziej ukryty, długofalowy i wtopiony w objawy psychofizyczne. Rozeznanie zaburzeń duchowych jest subtelnym procesem, który zawsze odbywa się w kontekście kryteriów rozeznawania duchowego ujętych w sensie chrześcijańskim (np. niemożność modlitwy, blokada duchowej radości czy wdzięczności, niepokój duchowy, niechęć do spraw religijnych czy nawet samego Boga, awersja wobec sacrum).

Tymczasem homeopatia, a także homeopaci – z założenia postulowanego przez samego Hahnemanna – ingerują w życie wewnętrzne (duchowe) człowieka, swoiście je interpretując i przedefiniowując. Stąd też, jak stwierdza dr H.J. Bopp, „zażywanie leków homeopatycznych oraz wyrobów antropozoficznych (Weleda) jest jak najbardziej niewskazane i odradzane. Niektórzy wierzący myślą, że leki homeopatyczne o bardzo niskim stężeniu (do D6) są duchowo „nieszkodliwe”. Tak uważa np. niemiecki ewangelicki lekarz i teolog dr S. Pfeifer, widząc niebezpieczeństwo głównie w subiektywnym uzależnieniu się od tego typu leków, a zwłaszcza od światopoglądu, który za nim stoi. Przy założeniu jednak, że nie chodzi tylko o intelektualny światopogląd (problem błędu czy iluzji poznawczej), ale także o inicjacyjny kult (problem grzechu idolatrii), sprawa wygląda nieco inaczej. Inicjacja okultystyczna (kontrinicjacja) przekazywana może być bowiem przez każdego rodzaju przedmiot homeopatyczny (fetysz) niezależnie od stopnia jego rozcieńczenia (zwłaszcza że może chodzić tu o pseudonaukę, gdzie stopień rozcieńczenia także z punktu widzenia naukowego nie ma wielkiego znaczenia). Jeśli homeopata przekazujący lek-fetysz jest ponadto okultystą, niebezpieczeństwo kontrinicjacji wzrasta dwukrotnie, a może i wielokrotnie. Z tego punktu widzenia udział w tego rodzaju doświadczeniu „paramedycznym” może być niebezpieczny duchowo, niebezpieczny dla naszego zbawienia, a w konsekwencji dla całego naszego życia. Nie wykluczając samego zdrowia, którego… nie można szukać „za wszelką cenę”.

Za szerzenie pseudonauki odpowiedzialne są zwykle środki masowego przekazu kierujące się sensacją i motywacją komercyjną, a nie miłością prawdy czy uczciwością intelektualną. Szerzenie pseudonauki może być jednak związane ze zwykłą nieświadomością, a nawet z przekonaniem, że chodzi o zupełnie nowe, rewelacyjne odkrycia naukowe. W tym kontekście ogłoszenie przez Naczelną Radę Lekarską 4 kwietnia 2008 r. tez o nienaukowości homeopatii i wynikających stąd zagrożeniach należy uznać za ważne, a może nawet przełomowe w Polsce wydarzenie, zwłaszcza że chodzi tu o interwencję na wysokim szczeblu, bardzo kompetentnych ludzi, bo przecież profesorów nauk medycznych. Do tej pory ingerowały pojedyncze jednostki, w tym takie osoby, jak prof. zw. dr hab. Andrzej Gregosiewicz, ale to nie było to samo, nawet jeśli z ust tego właśnie profesora medycyny padały poważne, merytoryczne argumenty, oparte na niezbitej logice i podawane z ogromną, pełną pasji demaskatorskiej, determinacją. Taka interwencja polskich naukowców jest tym bardziej cenna, że wielu wybitych znawców przedmiotu pozostawało i pozostaje biernymi obserwatorami zatrważającej i ogromnie niebezpiecznej ekspansji pseudonauki, i to często w dziedzinie własnej kompetencji. Jedyne zaś, na co potrafią się zdobyć, to wyniosły, ironiczny i niezobowiązujący uśmiech, który nie zakłóca im „świętego” spokoju we własnej wieży z kości słoniowej, zaś krzywdy i krzyki ofiar pseudonauki nie przeszkadzają im spokojnie spać. Za jaką jednak cenę?
Nauka przeciwko homeopatii – od początku aż do dziś Już na początku XIX w. homeopatia znalazła szeroki rezonans oraz szybko wzrastającą liczbę zwolenników. Proces ten rozwijał się przez cały XIX w. i także dzisiaj homeopatia należy do popularnych alternatywnych metod uzdrawiania, propagowanych również przez ruch New Age. Homeopatia ma faktycznie zadziwiającą historię oddziaływania i rozszerzania się, w związku z czym nie bez racji można mówić o „światowej historii homeopatii” (Dinges, 1996), nawet jeśli jej przyjęcie wśród lekarzy i pacjentów różni się w zależności od kraju. Ponieważ homeopatia klasyczna oddziałuje …" ks. A. Posacki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pielgrzym
Tiro



Dołączył: 03 Gru 2022
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Korsyka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:06, 04 Gru 2022    Temat postu:

Króluj nam Chryste!

Jestem magistrem fizjoterapii, skończyłem sporo szkoleń. W tym terapię manualną w modelu holistycznym u śp dr Andrzeja Rakowskiego.

Pamiętam jakie obawy milem przed wbijaniem igieł:
To nie zbadane, nie wiadomo co to jest , itp , itd.

Ale to działa! To co robić? Robię i działa!:) sam nauczyciel nie potrafił tego wyjaśnić. Widział zmiany biochemiczne w krwi po zastosowaniu akupresury - ale tego nie rozumiał. Jednym z moich największych sukcesów jest powrót do zdrowia pacjentki po kilku miesiącach problemów zdrowotnych i kilku wizytach u lekarzy - w 2’ techniką z terapii manualnej wróciła do zdrowia : odzyskała słuch, zaczęła dobrze spać , szumy uszne ustąpiły.

Inny przypadek: kolega po kilku wizytach u lekarza , z obrzękiem dłoni , niemożnością ściśnięcia jej w pięść, po wbiciu igły w grzebień łopatki odzyskuje 100% zdrowia.

To mnie ogromnie zachęca do medycyny chińskiej- gdzie jest granica?

Zostałem kiedyś odrzucony ze względu na otwartość na nowości. Nawet przez jednego czołowego charyzmatyka , a raczej jego otoczenie oskarżony o współpracę ze złem.

Znajomy egzorcysta powiedział mi kiedyś : jeden misjonarz zgarnął dłonią coś z kamienia na którym były składane ofiary bożkom i odprawił na nim eucharystie , a my się boimy ,i lękamy i co to nam daje? Kiedyś za dotknięcie serca były jakieś kary. Dzisiaj się robi przeszczepy. Ziemia była płaska itp
Itd. Te przepychanki to normalna sprawa , ja się nawet nie dziwie za bardzo. Benedykt 16 też uznał to za normę.

W którym momencie medycyna chińska zaczyna być niebezpieczna ? Mam za sobą 20 lat codziennej eucharystii i nie boję się medycyny chińskiej. W którym momencie stosowanie praktyk chińskich zaczyna być niebezpieczne? Bardzo chciałbym skorzystać z ich kilkutysięcznej praktyki w medycynie. Poniekąd korzystam, mam ochotę na więcej ale się zastanawiam skoro Jezus leczył wszystkie choroby. Skoro oni Jezusa nie znają ? Czy mam w to iść ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uel
Dux Ducis unum inter multi
Dux Ducis unum inter multi



Dołączył: 07 Kwi 2019
Posty: 1211
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 75 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków/Raba Wyżna
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:55, 04 Gru 2022    Temat postu:

Katolika powinno interesować nie czy coś jest skuteczne, przynosi korzyść, ale jaką mocą działa Co z tego że coś wydaje się materialnie dobre skoro sam diabeł obiecał wszystko jeśli odda mu się pokłon ? Mt 4 8-9

Z tego co wiem Bóg nagradza trudy za wierność Jemu po śmierci, a za dobre czyny tych którzy idą na potępienie, nagradza jeszcze na tej ziemi.

Prawdziwa wiara i miłość do Boga okazuje się w postawie Hioba w hiobowych doświadczeniach.


Zdrowie dane od Boga jest dobre, ale jest tylko wartością doczesną, więc nie jest tym czego powinno się pragnąć ponad wszystko jak Boga samego.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez uel dnia Nie 20:57, 04 Gru 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pielgrzym
Tiro



Dołączył: 03 Gru 2022
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Korsyka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:00, 05 Gru 2022    Temat postu:

Nie możemy się bać poznawać świata materialnego w takim stopniu ażeby widzieć diabła w materii. Nie fizyka, biochemia , technika , psychologia , poznawanie gwiazd i mikstur są złe. Katolika powinna interesować prawda , ukochać prawdę, pragnąć prawdy. Oczywiście nie wszystka wiedza nam do zbawienia potrzebna - jednak ta medycyna chińska mnie zastanawia , moja branża - widziałem efekty po wbiciu igły , a bez nich byłyby pewnie operacja, już się szykowali. A więc lepiej ciąć, bo igły od diabła?

Bóg jest teraz obecny, daje nam teraz życie , jesteśmy szczodrze obdarowani nawet gdyby nas cięto na kawałeczki. Widzieć wielkie dzieła Boga i doświadczać Jego Samego, to już prawie niebo. Być używanym przez Niego, to wielki zaszczyt. Być sługą nieużytecznym i widzieć to jak On się potrafi nami (proboszcz z Ars mówił o ludziach bardzo źle) posługiwać - czy coś więcej możemy dostać aniżeli możliwość bycia Jego narzędziami i możliwością uwielbiania Go już tutaj na ziemi? Już tutaj wtedy zaczyna się Niebo, bo tam będziemy Go uwielbiać :)

Prawdziwa miłość do Boga okazuje się teraz , jak my Go teraz kochamy. Nie jutro jak nas będą zabijać - teraz. Jak my Go teraz pragniemy?

Zdrowie i choroba też dobra, cierpienie to dar wielki , jednak rozum też mamy, nikt tutaj nie mówi o pragnieniu czegokolwiek ponad Boga. Wolę 1000 razy umrzeć w ogniu aniżeli zgrzeszyć. A nawet 1001 :)

Jakbym się wymądrzał ? Tak ? … i znów ja :) wszędzie się pcha to ego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KATOLICKIE FORUM - Wirtualny klasztor PÓJDŹ ZA MNĄ ! Strona Główna -> Zdrowie ciała i ducha Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin